Wstaję może nie wcześnie - bo o 7 rano, łazienka, śniadanie i do pracy. Mam jakieś 30 minut (gdy jadę sam) i jestem pod biurem. Najczęściej o 9 rozpoczynam. Jak zdążę, to biegnę podpisać listę obecności (rzadko kiedy), no i zaczyna się. Kolejne osoby zajmują miejsce za kierownicą i uczą się jeździć.
Przy obecnym systemie szkolenia - tj 30 godzinach jazdy (a dokładniej: co najmniej 30 godzinach jazdy), jest już trochę czasu na naukę jazdy po mieście, ponieważ plac manewrowy uległ znacznemu okrojeniu. Często bywa, że wystarczy poświęcić 2 godziny i plac jest opanowany. Zostaje więc 28 godzin na miasto - w tym zawracanie i parkowanie.
Jeśli chodzi o jazdę, to wygląda to tak, że najpierw tłumaczę (dość ogólnie) jak wygląda egzamin, następnie zajęcie prawidłowej pozycji. Mówię też do czego służą te przyciski/manipulatory i inne guziki. Potem, sporo osób jest w szoku iż na pierwszej godzinie proszę ich o zajęcie miejsca za kierownicą (!). Spore napięcie, stres i nie pewność nie pomagają tym osobom pokonać pierwsze metry. Wyłączam radio, ściszam głos i staram się rozluźniać atmosferę. Oczywiście wszystko na mało uczęszczanej drodze. Sporo trzeba się na tłumaczyć, stąd po kilku pierwszych godzinach jednego dnia jestem wyczerpany.
Przy zawracaniu w sumie wyjaśniam kryteria i dalej to już ćwiczenia. Tak samo przy parkowaniu - tyko tu istnieje pewne niebezpieczeństwo. I nie chodzi mi o możliwość uszkodzenia pojazdu(ów), tylko o reakcję innych kierujących. Nieraz, spotkałem się z agresją ze strony osób których auta były obok nas. Ludzie boją się, że zaczepimy/przerysujemy/uszkodzimy.
Uczciwie dodam, iż ostatnio dwa razy spotkałem się z sytuacją, kiedy ludzie obok podpowiadali jak poprawić parkowanie (mówili to do kursantów) - aż byłem w szoku !
Moja praca polega na stałej koncentracji, obserwacji, przewidywania kolejnych kroków kursanta a także myślenie za kierujących obok nas.
Po tych wszystkich ćwiczeniach, jest już godzina 20 (gdy kończę). Rzadko kiedy uda się skończyć o tej równej 20, więc kilka minut po wracam do domu. 30-40 minut (jest ciemno, stąd wolniej jadę) i jestem w domu. Mimo że zrobiłem w pracy 11 godzin, wracając znów muszę się skoncentrować na drodze. W domu pozostaje sprzątnąć wnętrze auta, papierki, woreczki itp, umyć szyby. Potem czas na mnie. Najpierw prysznic, następnie kolacja (przy komputerze). Jak tylko włączę GG, odczytuję wiadomości z dnia a gdy zmienię status na dostępny/zaraz wracam, od razu są chętni do rozmowy (na liście mam 25 osób). Bardzo mnie to cieszy, tylko mam duże opóźnienia w odpisywaniu :)
Moderowanie forum, zerknięcie na blog i komentarze (to miły moment dnia), sprawdzenie poczty e-mail.
Tak wygląda mój dzień pracy. Wiem, że to sporo a nawet za dużo. Nie zawsze pracuję do 20 (a tylko kiedy muszę-zwykle planuję pracę do godziny 18-19). Mam nadzieję, że nie potrwa to długo, ponieważ czuję się już tym zmęczony (a na pewno także jakość szkolenia na tym cierpi). Na razie musi jednak tak zostać, ponieważ potrzebuję kasy na mieszkanie lub dom. Kiedyś o tym napiszę, ale nie teraz.
Pozdrawiam czytających :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz