środa, 24 września 2014

Rondo turbinowe

Wycinek ze starej gazety, nie pamiętam źródła
W mieście wreszcie zostało otwarte nowe skrzyżowanie o ruchu okrężnym. Ale nie tam zwykłe, byle jakie rondo* - o nie! Powstało, jako pierwsze w powiecie (a drugie w województwie) tzw. rondo turbinowe (jak podają wykonawcy i m.in szef wydziału ruchu drogowego miejskiej policji). No, może w wykonaniu naszych drogowców nie do końca jest to rondo turbinowe, ale nie czepiajmy się szczegółów.

Cechą charakterystyczną w ogóle rond, jest występująca na nich mniejsza ilość zdarzeń drogowych. Większość takich skrzyżowań wymusza na kierujących znaczne zmniejszenie prędkości, co w efekcie przekłada się na mniejszą ilość kolizji i wypadków. Wg mnie, nasze miejskie turbinowe rondo spełni takie oczekiwania dopiero wtedy, gdy ludzie przyzwyczają się do jazdy po nowym (niestety, na razie sporo miejscowych kieruje na pamięć - przed budową ronda mieli pierwszeństwo przejazdu, jadą więc niewiele zwalniając i oczywiście nie zwracając uwagi na oznakowanie - ale o tym później).

Rondo turbinowe dodatkowo cechuje się zwiększonym ładem i porządkiem w kwestii zmiany pasa ruchu na samym rondzie. Bowiem wymaga od kierującego jeszcze przed wjechaniem, na zajęcie odpowiedniego pasa ruchu - bez możliwości jego zmiany w trakcie jazdy po rondzie (w efekcie zostaje wyeliminowany kolejny "zapalny" element kolizyjny).

Aby dodatkowo wzmocnić fakt braku możliwości zmiany pasa ruchu, montowane są np.  krawężniki na liniach ciągłych, zmieniana jest wysokość poszczególnych jezdni obok siebie, a czasem nawet montowane barierki zapobiegające zmianie pasa. Ale nie u nas - i w tym tkwi szkopuł - na tym nowym rondzie, zmiana pasa ruchu nie stanowi żadnego problemu. Ile razy tam jestem (a jestem często) każdy jeździ inaczej. Z jednej strony nie dziwię się, wszak nie ma żadnego przepisu dotyczącego jazdy po rondzie turbinowym - kodeks drogowy nie ma nawet takiego określenia, a jedynie wskazówki i wytyczne ekspertów z dziedziny ruchu drogowego.

Krawężnik wyraźnie oddzielający pasy ruchu
Oczywiście, nie zbyt wiele osób w ogóle zaprząta sobie takimi szczegółami głowę - stąd mnóstwo sytuacji kolizyjnych na - paradoksalnie - jednym z najbezpieczniejszych skrzyżowań. Jak podaje Wikipedia, bardziej to miejsce można zaliczyć do ronda pół-turbinowego, które zezwala na zmianę pasa, a z jednego pasa ruchu możliwa jest jazda w więcej niż jednym kierunku. Tylko czy warto się rozmieniać aż na takie drobne? Zapewne ilu kierowców, tyle interpretacji. Tymczasem na skrzyżowaniu jest czasem bardzo gorąco, wierzcie mi pomimo tej niskiej temperatury na zewnątrz ;-)

Co robi ta nauka jazdy?!? Przykład ronda pół-turbinowego, gdzieś w PL

Jeśli chodzi o oznakowanie -  wypowiadający się w lokalnym radio szef wydziału ruchu drogowego KMP (który przy okazji instruował jak jechać na tego typu rondzie) zapowiedział, że nie wystawi tam patrolu, ponieważ kierujący będą jeszcze bardziej tym faktem zestresowani! Bardzo mnie to rozśmieszyło, ale mniejsza o to. Skoro kierowcy nie mogą się stresować obecnością policji, a jednocześnie nie widzą znaków "koniec drogi z pierwszeństwem", "ustąp pierwszeństwa", "linii warunkowego zatrzymania", to może w początkowym okresie pomogłyby świetlne sygnały barwy żółtej - które dodatkowo nakazują zachowanie szczególnej ostrożności i zwracają uwagę na konkretne miejsce?


Tymczasem tylko czekać, kiedy pojawi się wypadek. I to w miejscu, które zostało zmienione/zmodernizowane właśnie po to, by ograniczyć liczbę groźnych wypadków które miały tam miejsce...

* rondo - określenie potoczne, nie do końca profesjonalne. Dla skrócenia pisowni użyte zamiast "skrzyżowania o ruchu okrężnym"

niedziela, 21 września 2014

Rocznica

Sam o tym zapomniałem, aż do momentu, gdy pewna miła osoba mi przypomniała. Minęło właśnie 7 lat od momentu rozpoczęcia pisania bloga. Dokładnie 22. sierpnia 2007 roku pojawił się pierwszy wpis, który na dobre zadomowił mnie w tym miejscu. Oczywiście od tamtego czasu sporo się zmieniło - na wielu płaszczyznach.

1) dziś mam nieco inny styl pisania, czytając starsze blotki na pewno dziś napisałbym je inaczej,

2) sporo zmieniło się w mojej sferze prywatnej (na plus), jakkolwiek jednak nie ma ona większego wpływu na to co się dzieje na blogu, bo to zupełnie inne dwa światy, które tylko przy urlopie jakoś się łączą ;-)

3) nadal pracuję w tej samej firmie, już niebawem będzie to równe 10 lat (w październiku),

4) od momentu rozpoczęcia pracy do dziś nadal fascynuje mnie to zajęcie, sprawia radość i zadowolenie, nadal nie mam jej dość,

Choć ostatnio mam mniej czasu na pisanie, to nadal miło jest przebywać tu, czytać komentarze i starsze wpisy :) Do dnia dzisiejszego było tu 170 359 gości, napisano 6345 komentarzy, a ten obecny wpis ma numer 611. Pochwalę się tu niezwykle miłym upominkiem (wraz z dedykacją) od pewnej bardzo miłej osoby który dostałem dwa dni temu - dziękuję!
Pozdrawiam wszystkich!

środa, 17 września 2014

Ceny paliw

Wenezuela, jedno z państw Ameryki Południowej to raj dla kierowców pod względem cen paliw. Od 18 lat cena jest stała i wynosi - uwaga - 1 cent za litr benzyny bezołowiowej 95. Po przeliczeniu na polską walutę, litr paliwa kosztuje tam 3 grosze, a za cały 50-cio litrowy zbiornik wypełniony paliwem trzeba byłoby zapłacić 1.5 zł (słownie: złoty pięćdziesiąt).

Wenezuela, to zagłębie złóż ropy naftowej, stąd tak niskie ceny. Ale teraz będą odrobinę wyższe, bowiem rząd postanowił podnieść cenę ze względu na przemyt. Wenezuelczycy masowo przemycają benzynę do sąsiednich krajów, gdzie ten płyn kosztuje sporo więcej.

A my możemy tylko pomarzyć... choć teraz i tak jest odrobinę lepiej niż było:


poniedziałek, 15 września 2014

Pogoda ducha :)))

Gdzieś w Bieszczadach...
"- Dokąd oni płyną? - zastanawiał się Muminek, obserwując opuszczających wyspę Hatifnatów. Włóczykij odpowiedział mu:
- Myślę, że tego to już nigdy się nie dowiemy... Nie smuć się Muminku. Pomyśl, o ile mniej byłby ciekawy świat bez tajemnic."


Po urlopie, wszyscy i wszystko się do mnie uśmiecha! Jestem wypoczęty (rany, jakie brzydkie słowo, jakoś zawsze mi się dzieli na: wy-poczęty :( massssakra!) i zadowolony, oraz trochę inny? Podróże zmieniają ludzi, może nie wszystkich ale jednak. Człowiek widzi różne rzeczy, uczy się, poznaje miejscowe obyczaje i kulturę, obserwuje ludzi i reaguje w taki sposób, jaki uznaje za stosowny. Ponadto zdobywa doświadczenia, jakich nie sposób nabyć bez podróżowania.

W Bieszczadzkich lasach...
 A już za 3 tygodnie wyjeżdżam w Bieszczady - konkretnie do Ustrzyk Górnych, gdzie mam nadzieję zobaczyć moje ukochane Bukowe Berdo, które pierwszy raz "na żywo" widziałem dokładnie dwa lata temu i zrobiły na mnie duże wrażenie. Noclegi już zarezerwowane, zaliczka wpłacona, pozostaje mieć nadzieję na piękną pogodę, choć nawet gdyby padał deszcze, nie zepsuje to mojego dobrego humoru! Bieszczady na jesieni są przepiękne... i mam tylko nadzieję, że nie spotkam na szlaku żadnego niedźwiedzia :))

A na koniec coś do posłuchania: "Pogoda ducha" w wykonaniu Doroty Osińskiej

piątek, 12 września 2014

Bułgaria - część 3

Wśród prezentów prym wiodą ceramika (którą trudno przywieźć w samolocie) oraz mało istotna "drobnica - mydełka, przyprawy, breloki, kubki itp. Oczywiście dla najbliższych udało mi się kupić oraz przywieźć trochę jednego i drugiego. Najbardziej obawiałem się o piękny niebieski talerz, który mógł zostać rozbity w bagażu głównym, a nie do końca można przewozić tego typu rzeczy w podręcznym. Oczywiście wiele zależy od szczegółowości kontroli lotniskowej... Ostatecznie przewiozłem go w podręcznym bez żadnego problemu.

Dania serwowane w Bułgarskich miastach turystycznych są bardzo podobne do tych z polski. Z dań regionalnych króluje zupa tarator - przetarty ogórek z koprem na jogurcie podawany na chłodno, oraz sałatka szopska z ogórkiem, pomidorem, kozim serem i czasem oliwkami. Ceny niższe niż w Polsce, jedynie woda butelkowana smakuje o wiele gorzej niż u nas. Bardzo niesmaczna. Oczywiście wszędzie jest kebab i pizza najczęściej sprzedawana na kawałki.

Ogólnie nie jest źle, ale trzeba uważać aby nie zrobić sobie żołądkowych rewolucji, które mnie nie ominęły ;-)
Sałatka szopska



wtorek, 2 września 2014

Bułgaria - część 2

Klify w Sozopolu, dalej muzeum
Kolejna z zauważonych kulturowych różnic - Bułgarzy uśmiechają się jeszcze rzadziej, niż Polacy. W sklepach nie ma mowy, by sprzedawca przywitał w jakikolwiek sposób wchodzącego klienta. Wydaje się, że ludzie tam pracują za karę a każdy klient to wróg nr 1. Nie dość że przyszedł, to jeszcze zawraca głowę jak o coś zapyta (a np czytników z cenami oczywiście nigdzie nie widziałem). Dość dużo zakupów robiłem w różnych sklepach i w zasadzie brakowało mi tylko tego, by towar został zapakowany w starą, pożółkłą gazetę z cyrylicą. To dopełniłoby obrazu, jaki za każdym razem miałem w głowie. Ale nie, w Bułgarii wszystko pakuje się w nieekologiczne foliowe woreczki które są za darmo. Kiedy my jesteśmy na etapie innej świadomości w tym względzie, Bułgarzy korzystają z foliowej rewolucji i mnóstwo rzeczy pakują oddzielnie.
Przejście dla pieszych

Inaczej jest zwłaszcza w większych miastach w restauracjach. Przy tym nie ma znaczenia, czy obsługa mówi po angielsku, czy jednak po rosyjsku (bardzo zbliżony do bułgarskiego). Tam klienta traktuje się o kilka klas lepiej, tam klient nigdy nie przeszkadza, jest zauważony i dopieszczony. Także na stoiskach z pamiątkami jest nieźle, choć sprzedawcy dopiero uczą się innego podejścia w tym temacie.

Zabytkowe mury miasta Sozopol nocą
Poza brudnymi autami Bułgaria wyróżnia się jeszcze okropnym stanem dróg, kiepskim oznakowaniem i brakiem elementów zabezpieczających przed wypadkami, które można spotkać już nawet w Polsce. Dziury, wyboje, jakieś poprzeczne fałdy i mega - pęknięcia na jezdni w zasadzie eliminują przyjemność z jazdy. No chyba, że ktoś ma pneumatyczne zawieszenie. Na głównych drogach trzeba uważać, bo jazda z nieco większą prędkością może źle się skończyć (właśnie ze względu na stan jezdni). Po zjechaniu z głównej, trzeba jechać slalomem, by nie uszkodzić auta. Czasem dziurę omija się poboczem, czasem chodnikiem (tylko nieco mniej podziurawionym) a czasem zwalnia się do 10 km/h. Oznakowanie na autostradach jest w miarę ok, ale na innych drogach jeśli jest drogowskaz, to jakieś 10-20 m przed skrzyżowaniem. Masakra.

Wiatraki mniejsze i większe - w Sozopolu jest ich sporo
Wszechobecna policja stoi i się przygląda. Nie reagują, gdy ktoś przejeżdża ciągłą, zatrzymał się na przejściu totalnie blokując ruch pieszym, czy zatrąbił by pozdrowić przechodzącego nieopodal krewnego. Policjanci stoją (najczęściej w grupie 3-4 osobowej w tym jeden z formacji traffic police) i obserwują, od czasu do czasu rutynowo zatrzymując pojazdy - jakby bardziej dla statystyki niż poprawy bezpieczeństwa. Rozbawiła mnie sytuacja, gdy pewnego razu wracając do hotelu w okolicach późnej nocy na najważniejszym skrzyżowaniu na samym środku stał policyjny Citroen Xarana samym środku skrzyżowania. I co z tego? To, że nie miał włączonych ŻADNYCH świateł, policjanci kręcili się obok, dobrze że choć mieli kamizelki...

W ostatnim odcinku: m.in. o jedzeniu i prezentach.