środa, 26 grudnia 2007

Powszechność zjawiska ...

Niejednokrotnie zastanawiam się, czym kierują się osoby które łamią przepisy. Zwykle robią to świadomie, arogancko ignorując zakazy, nakazy i ograniczenia. Dlaczego to robią ? Uważają, że być pierwszy jest bardziej na topie ? Jest prestiżowe ? Świadczy o umiejętnościach (radzeniu sobie) ominięcia tych wszystkich frajerów, którzy stoją cierpliwie i czekają na swoją kolej ?

Często jest tak, że przed trudniejszym skrzyżowaniem stajemy sobie z kursantem, tłumaczymy, obserwujemy i pytamy się czy wszyscy pojechali prawidłowo. I tych, którzy jadą zgodnie z zasadami jest coraz mniej. Wzorów, którymi można się posłużyć jakoś ubywa. Zwłaszcza przed świętami. Czyżby każdy aż tak się śpieszył ?

W mieście, w którym pracuję nie ma parkingów podziemnych. W ogóle, problem parkowania jest w każdy dzień targowy (w pobliżu bazarów najczęściej). Ale to co działo się w tygodniu poprzedzającym wigilię, przekroczyło już wszystkie granice. Problem leży oczywiście po stronie infrastruktury, ale nie tylko ponieważ sporo osób parkując zajmuje dwa miejsca. No i nie ukrywam, że jeśli na parking wjedzie trzy-cztery eL-ki to wtedy cały parking jest zablokowany. Kierowcy się denerwują, a my uczymy.

Wracając do nieprawidłowego parkowania, w dzień przed wigilią postanowiłem uwiecznić to i owo. Zastanawiam się, czy powszechność zjawiska usprawiedliwia łamiących prawo ? Czy fakt, że jedno i to samo wykroczenie wykonuje kilkanaście osób, czyni ich niewinnymi ? Pewnie w grupie raźniej, ale czy wtedy można bezkarnie popełniać wykroczenia ? Czy można ordynarnie nie przestrzegać przepisów, ponieważ tak robią inni ?

Powszechność zjawiska negatywnego (jakim zapewne są kwestie uwiecznione na zdjęciach), powodują podważenie zaufania do sprawnego działania służb porządkowych - policji i straży miejskiej (gminnej). Ale daje także wyobrażenie tego, w jaki sposób traktujemy organizację ruchu i normy zaproponowane przez zarządcę drogi. Pojazdy zaparkowane są w sposób, który blokuje ruch nie tylko pojazdów, ale także licznych pieszych, gdyż pozostawione auta po części stoją na chodnikach. Przepisy, które regulują kwestie parkowania są tymi, które nie powinny pozostawiać wątpliwości czy tu można czy też nie. Nie są też skomplikowane, bo nawet bez czytania Kodeksu Drogowego kierujący powinien posiadać wiedzę niezbędną w tym temacie.

[...]Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze są obowiązani zachować ostrożność albo gdy ustawa tego wymaga - szczególną ostrożność, unikać wszelkiego działania, które mogłoby spowodować zagrożenie bezpieczeństwa lub porządku ruchu drogowego, ruch ten utrudnić albo w związku z ruchem zakłócić spokój lub porządek publiczny [...]

[...]Zatrzymanie i postój pojazdu są dozwolone tylko w miejscu i w warunkach, w których jest on z dostatecznej odległości widoczny dla innych kierujących i nie powoduje zagrożenia bezpieczeństwa ruchu drogowego lub jego utrudnienia.[...]

[...]Dopuszcza się zatrzymanie lub postój na chodniku kołami jednego boku lub przedniej osi pojazdu samochodowego o dopuszczalnej masie całkowitej nieprzekraczającej 2,5 t, pod warunkiem że:
  1. na danym odcinku jezdni nie obowiązuje zakaz zatrzymania lub postoju;
  2. szerokość chodnika pozostawionego dla pieszych jest taka, że nie utrudni im ruchu i jest nie mniejsza niż 1,5 m;[...]

Refleksje, z oglądanych zdjęć i konfrontacji tychże z przepisami jest druzgocąca.

czwartek, 20 grudnia 2007

Sukces.

Zapewne pamiętamy pana M - kursanta który zabłysną z bardzo dobrej strony na pierwszych godzinach jazdy.
Właśnie przedwczoraj podchodził do egzaminu (z jazdy - pierwszy rz naturalnie). Dokupił wcześniej 3 godziny dodatkowe i poszedł na egzamin. Wg mnie b. dobrze przygotowany. Egzamin wewnętrzny zdał z dwoma drobnymi błędami (nie włączył kierunkowskazu raz i nieznacznie przekroczył prędkość - także jednorazowo).

A jaki wynik egzaminu państwowego ? Pozytywny :)
Nie znam szczegółów, ale wiem że (okres przedświąteczny) ruch był bardzo duży, a egzaminator nie miał dobrego humoru. Pan M (któremu urodził się chłopczyk w domku) na egzamin poszedł raczej nie-wyspany. I pomimo tego dużego natężenia ruchu, poradził sobie w tych warunkach i egzamin zaliczył.

Bardzo cieszy mnie ten sukces, ponieważ o błąd tak łatwo ... Postać kursanta M, zostawia ślad w pamięci. Mój szef, gdy dowiedział się że ten zdawał egzamin, od razu spytał o wynik i dodał, że pamięta go z wykładów jako inteligentnie zadającego pytania.

Dziś moja praca z nim dobiegła końca. Szkoda, gdyż pod koniec w zasadzie już nic nie robiłem. Niestety, zawsze tak jest gdy już ludzie coś potrafią to wtedy odchodzą ...

**********

A pani Władysława radzi sobie coraz lepiej. Rany, jak ja się cieszę, bo już zwątpiłem trochę. Rusza ... genialnie ! Idealnie dozuje obroty silnika, praca rąk na kierownicy też jest coraz lepsza, prawie nie myli już kierunków jazdy. Musimy jeszcze pracować nad wciskaniem sprzęgła przy zmianie biegów (bo zmienia biegi bez sprzęgła :/). Trochę sporo godzin ma już za sobą (11), wiem już że nie wyrobi się w 30 - ale pozostaje możliwość (tu chyba konieczność) wykupienia lekcji dodatkowych.

Takie postępy, napawają optymizmem. Trzeba je łapać póki są.
Pozdrawiam :)

sobota, 15 grudnia 2007

Dwa kroki do tyłu, jeden do przodu.

Egzamin, to walka o przetrwanie. Człowiek rzucony niemal na głęboką wodę stawia czoła problemom, zagadnieniom i niespodziewanym sytuacjom. Albo wypłynie, albo utopi się. Albo przeżyje i poradzi sobie, albo zostanie pożarty przez innych. Moja rola polega na przygotowaniu do ów stresu i nauczeniu radzenia sobie z różnymi sytuacjami mogącymi pojawić się na egzaminie.

M.in po to przeprowadza się tzw egzaminy wewnętrzne. Dziś miałem okazję zrobić takie dwa. Oba zakończyły się niepowodzeniem zdających.

Krok do tyłu.
Kobieta, o imieniu Jagna. Jej jazda charakteryzowała się spokojem i opanowaniem, choć po mojej gadce jaką jej "strzeliłem" na samym początku, nie miała łatwo. Ale łatwo być nie miało. Ruch spory, ponieważ w sobotni poranek sporo osób postanowiło zrobić przedświąteczne zakupy. W zasadzie, po kilku minutach sądziłem iż egzamin zakończy się sukcesem. Nie przypuszczałem, że drobna rzecz może sprawić problem - a jednak.
Jazda egzaminacyjna obejmuje przejazd po drodze jednokierunkowej. I tak też postanowiłem zrobić - przed zawracaniem i parkowaniem (pod sam koniec). No i przy skręcie, pani Jagna ustawiła się na środku, a tuż obok nas (prawidłowo) kierujący innym pojazdem. I w tym momencie było już po egzaminie. Zjechaliśmy na bok i oznajmiłem jej to. A w dodatku, zjeżdżając ze skrzyżowania na przejście wyszła jej kobieta. Ta nie zareagowała (nie widziała pieszej). Egzamin się zakończył.

Drugi krok wstecz.
Po 16 - ruch prawie zamarł. Ostatnia osoba z pracy, to także egzamin wewnętrzny. On - kursant na wstępie spytał, czy jest konieczny (egzamin). Zapytałem: - Co ma pan na myśli ?
- Tak ciemno i w ogóle ... - odparł
- Czy to przeszkadza w egzaminie ? - spytałem, a on odparł że "nie". Po tej wymianie zdań zorientowałem, że boi się jeszcze bardziej niż kursantka z rana, a więc darowałem sobie formułkę egzaminatorów w celu pobudzenia maksimum stresu ;)
Jazdę rozpoczął ze sporą nadzieją na pozytywne zakończenie. Ale tu wielkie zaskoczenie. Na drugim skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną, podczas wykonywania skrętu w prawo nie ustąpił pierwszeństwa pieszym. Ale wpadka. Praktycznie jechał jakieś 4-5 minuty i pojawiło się "fino".

Jaki z tego wniosek ? Ludzie popełniają błędy. Tu nikt się nie denerwował że nie zdał, ale sądzę że na prawdziwym egzaminie byłyby zarzuty pod adresem "czepiania się" egzaminatora.

A krok do przodu ?
Pani Władzia (rocznik ~39) zaczyna "łapać" o co chodzi przy zmianach biegów. Cieszy mnie to, bo po ostatniej lekcji byłem trochę podłamany ...

czwartek, 6 grudnia 2007

Lento, decioso, cantabile

No dobra - a teraz o pracy. Dość już o mieszkaniu i przyjemnościach.

Dziś trzy kwestie. Zacznę od naszej bohaterki 3-ciego wieku. Ma już 9 godzin i problemy ze zmianą na trzeci bieg. Nie może go odnaleźć w czasie jazdy, kiedy to proszę o niespoglądanie na dźwignię zmiany biegów. Jednocześnie, zanim go odnajdzie prędkość spada i nadaje się na jedynkę bardziej niż na trójkę ... Ćwiczymy wkładanie biegów przed każdą jazdą, ale w praktyce różnie to wychodzi. Generalnie, potrafi już dodawać gazu przy ruszaniu, czasem tylko myli sprzęgło z gazem - ale to drobiazg :D Obecnie stale miasto, miasto i jeszcze raz miasto. Coraz pewniej, (niestety bez dynamiki) i lepiej. Pani popełnia jeszcze mnóstwo innych błędów, ale na razie nie mogę się tego czepiać.

Jest w tym coś jeszcze, czego nie bardzo rozumiem. Kobieta zaproponowała dokupienie dodatkowych godzin i pojeżdżenia "ot tak - mniej formalnie, w którąś sobotę - firma nie musi wiedzieć" ... Ale po co, skoro ma jeszcze tyle kursowych ? Co znaczy niej formalnie ? Czyżby moje tempo było jednak zbyt duże na jej możliwości ? I co znaczy "firma nie musi wiedzieć" ? Odpowiedziałem jej, że lojalność to bardzo ważna cecha pracownika - nie wiem jak to przyjeła ... Powoli zaczynam się domyślać, o co jej chodzi ale pozostawię tę kwestięna później.

Ogólnie jej jazdę można poównać do określenia lento (wolno, okr. agogiczne)

Drugi bohater dzisiejszego bloga, to klient na dodatkowe doszkolenie. Wziąłem go na godzinę 18 do 20. Co prawda miałem inne plany, ale czego nie robi się dla klienta...
Rozpoczynam na drugim końcu miasta. Standardowe pytanie: kiedy zdaje pan egzamin ? A gość wyjmuje prawo jazdy: - prawo jazdy mam już kilka lat - chciałbym przypomnieć sobie jazdę. Rozpoczął ostro i zdecydowanie, stanowczo (decioso). Na początku to tolerowałem, ale gdy po chwili gość nie reagował na moje polecenia zaczęło się robić niezbyt ciekawie. Przekroczenie prędkości, najeżdżanie na linie poziome ciągłe, nieprawidłowa technika hamowania, kierowania i ruszania to błędy wielokrotne które popełnił w ciągu pierwszych 10-ciu minut. Po kolejnym skrzyżowaniu mój ostrzejszy komentarz wyhamował go na kilka sekund. Dalej nie zatrzymał się przed znakiem B20 (stop). Wtedy oznajmiłem mu iż moja uwaga na ten temat jest ostatnią skierowaną do niego. Poprosiłem o skupienie uwagi, znaczne zmniejszenie prędkości i obserwację znaków drogowych. W 15 minucie jego "jazdy" wjechaliśmy w strefę zamieszkania z prędkością 40 km/h (i stale rosnącą). Następnie przejechał na wprost za znakiem C4 (nakaz jazdy w lewo za znakiem) i wyhamowałem auto przed znakiem B1 (zakaz ruchu w obu kierunkach). Zdenerwowałem się jak rzadko kiedy. Ostry, treściwy komentarz zakończył ten cyrk.
Popsuł mi kompletnie wieczór, na nic nie miałem ochoty. To druga taka sytuacja w mojej pracy jak do tej pory.

Natomiast dziś, kolega poprosił o przeprowadzenie egzaminu wewnętrznego. Rzadko się zdarza wynik pozytywny, ale dziś było niemal bezbłędnie. Pozytywne zakończenie było jak najbardziej na miejscu. Szczególnie dało się wyczuć zwracanie uwagi na to co zaznaczyłem na samym początku: obserwację rejonów przejść dla pieszych i zachowywanie właściwych odstępów. Jechał po prostu śpiewnie ! Brawo. Ciekawe, czy zda ...

PS. Kto zmienił język na angielski ?