środa, 29 września 2010

Skrótem

1) Nie znoszę rannego wstawania, a tu od kilku dni jeżdżę albo od 7.30 albo od 8.00
Jak dla mnie - zbyt wcześnie, ale klientów tyle, że nie wyrabiam się inaczej.

2) Wieje, pada i jest zimno. Ledwo uciekłem grypie, a tu dziś znów mnie przewiało. Biorę leki, nie mogę się teraz wyłożyć, byłaby to niepowetowana strata.

3) Godziny przedpołudniowe, pada deszcz. Dojeżdżam do skrzyżowania , skręcam w prawo. Wyprzedza mnie Fiat Uno, który za ułamek sekundy ostro hamuje. Niestety, hamowanie mocno się wydłuża, a pojazd uderza w kobietę prawie schodzącą z przejścia. Kobieta zostaje wybita w górę, po czym spada nogami do góry. Kursantka też to widziała, zaczyna się denerwować. My jedziemy dalej, pojazdy jadące za Fiatem się zatrzymują, po chwili jest tam grupka osób, pewnie kierowcy innych aut.

4) Po południu rozpoczynam pierwszą godzinę jazdy. Początek nr PESEL jest taki: 42 ...
Ponieważ jestem bardzo ciekawy jak pani będzie jeździło, więc skracam omawianie elementów sterowania pojazdem i uczę ją ruszać. O dziwo, na kilkanaście prób silnik zgasł jej tylko dwa razy. Całkiem nieźle. Zobaczymy później. Jakby co, mam wyjście awaryjne, ale o tym cicho sza :)

5) 16-18 wykłady. Zdarłem gardło na tym mówieniu, bo temat nie był tym w którym kursanci dużo piszą. Ale nie było źle. Szybko zleciał.

6) Pierwsza jazda z  gościem, który przyszedł od innego instruktora. Od tego, który sam zmienia biegi i trzyma sprzęgło. Kursant (pierwszy chłopak od dłuższego czasu) puszczał tak szybko sprzęgło, że autem nawet nie zdążyło mocno szarpnąć. Po 40 minutach nauki  ruszania, na trzy razy silnik gasł mu dwa. Moje gardło wołało o przerwę !

7) Odpoczywam. A jutro od 8 do 18 :/

niedziela, 26 września 2010

Po-urlopowo ...

Wróciłem z urlopu i od razu oddałem się w wir pracy (tak się to pisze ?). Rano jazdy, potem wykłady, a potem padam ze zmęczenia.

W mieście niektóre remonty dobiegły końca, zatory są mniejsze, całkiem fajnie się jeździ. Niebawem może zrobię jakieś fotki ? Tylko kogo prócz mnie interesują skrzyżowania ? :P

Koncert, o którym niedawno pisałem został odwołany.

A na forum o którym także kiedyś wspominałem czuję się coraz bardziej obco.

Bilans zysków i strat w ubiegłym tygodniu mimo wszystko wychodzi na plus :)

Na koniec fotka:

wtorek, 21 września 2010

Na czarno


Dziś do egzaminu państwowego - praktycznego przystąpiła pani, która była opisywana tu:



Jak doszło do tego, że przebrnęła przez egzamin wewnętrzny ? Dobrze wiemy, że ostatnio znów zmieniła instruktora na innego (dodała bezczelnie, że zmieni na takiego, który podpisze jej dokumenty niezbędne do podejścia do egzaminu państwowego). Jak mówiła, tak zrobiła. No i dziś miała egzamin. I, domyślacie się już ? Pierwsze podejście i ona ZDAŁA ! Tak, nie pomyliłem się - kursantka której losy nieco można było śledzić na tym blogu, zaliczyła pozytywnie egzamin praktyczny na kategorię B.

Nie uwierzyłbym, ale kolega widział jej kartę, więc to prawda. Nie kryję zaskoczenia, choć to chyba zbyt słabe określenie tego co czuję w związku z tym faktem.

Nie rozumiem tego, choć wyjaśnień może być kilka, o których nie będę wspominał w tym miejscu. Nie będę też dociekał kwestii etyki zawodowej kolegi, który zapewne nie robił żadnego egzaminu. W tej chwili, to już i tak "po ptokach".

Instruktorzy, którzy jeździli z nią wcześniej (prócz tego ostatniego - tę rozmowę pozostawię sobie na jutro) - nie dowierzali.

"Cuda" jednak się zdarzają. Dobra, może skończę ten wątek lepiej ...

niedziela, 19 września 2010

Wakacje 2010 [2]

W tym wpisie postaram się omówić detale dojazdu do Zakopanego i powrotu. Bez opisu zdjęć, bo chyba nie jest to potrzebne.
Auto

Pojechałem malutką Toyotą Yaris - tą którą na co dzień szkolę. Niedawno była na przeglądzie, pisałem o tym. Z auta powywalałem wszystko co zbędne, tj tablicę L, karty kursantów, kalendarz, firmowe radio do łączności wewnętrznej i przede wszystkim - zdjąłem oznaczenia firmy. Auto było gołe i tylko dodatkowe lusterka zewnętrzne zdradzały jego przeznaczenie. Dodałem natomiast zestaw nawigacyjny i CB radio.

Wg wskazań komputera pokładowego, do Zakopanego w jedną stronę było około 450 km, średnie spalanie na tym dystansie (w jedną i drugą stronę) oscylowało od 4.9 do 5.2 l/100 km. Średnia prędkość w drodze powrotnej wyniosła 40.6 km/h. Po zatankowaniu do pełna (42 l maksymalnie) i przejechaniu około 50 km, rozpocząłem wyprawę do Zakopanego. Po dojechaniu, w baku pozostało około 35 % paliwa. W tamtą stronę auto pracowało non stop, w każdym korku nie wyłączałem silnika. Odbiorniki prądu to radio, nawigacja/CB radio, pod koniec podróży także klimatyzacja.

Brak jakichkolwiek usterek.

Droga dom ---->> Zakopane

Wyjechałem przed godziną 8 rano. Niestety, standard drogi od samego początku był bardzo słaby. Nierówności, pęknięcia, przełomy pojawiały się naprzemiennie i nieprzerwanie. Deformacje nawierzchni były olbrzymie. Na szczęście mały ruch powodował możliwość jazdy po całej szerokości drogi. Poprawa tego stanu rzeczy nastąpiła dopiero przed Rzeszowem. Ten odcinek drogi (Przeworsk - Rzeszów - Tarnów) to klasyczny przykład drogi 2+1 i 2+2. Ten pierwszy wariant to po jednym pasie ruchu dla każdego z kierunków ruchu, plus na krótkich odcinkach dodatkowy pas dla jednej lub drugiej strony (często naprzemiennie). To ma być chyba taki substytut normalnej, europejskiej drogi. Cechą szczególną jest fakt, że droga ta jest bardzo często usiana skrzyżowaniami (lewoskręty bezpiecznie wydzielone ze środka jezdni za pomocą wysepek) i przejściami dla pieszych. Naturalnie (ehhh ...) każda z tych rzeczy wiąże się z ograniczeniem prędkości kolejno do 70 i 50 km/h. Masakra, wyobrażacie sobie zwalnianie co chwilę do 50 km/h ? Tym bardziej, że droga ta jest wręcz naszpikowana puszkami z (lub nie) fotoradarami.

2+1 

Dodatkowo, drugi pas tworzony jest na bardzo krótki odcinek, co zmusza albo do szybkiego wyprzedzania, albo do pokornej jazdy prawym pasem ruchu. Zaletą tej drogi jest bardzo dobre oznakowanie tych dodatkowych pasów. Oznakowanie poziome również świetne. 2+2 to - niestety - bardzo krótki odcinek mający po dwa pasy ruchu dla każdego z kierunków. Ciekawostką jest odgrodzenie pasów dla przeciwnych kierunków ruchu za pomocą słupków (patrz foto).

Niestety, jadąc w kierunku Tarnowa (już daleko za Rzeszowem) nie ma standardu 2+1 a zwykły 1+1, a bywa że i 1+0. Owy 1+0 to rozbudowa drogi i ruch wahadłowy. Czasem było to regulowane przy pomocy osoby do tego uprawnionej (pracownik robót drogowych - dobre rozwiązanie), czasem za pomocą sygnalizacji świetlnej (tu ludzie jechali na czerwonym, a ci z przeciwka mając zielone musieli stać - tworzy to niesamowity wręcz horror) a czasem też nie było żadnej regulacji. Doświadczyłem sytuacji mrożących krew w żyłach - np tą - mój pas się kończy, muszę zjechać na sąsiedzi by ominąć roboty drogowe, ale z przeciwka jadą pojazdy (w tym pierwszy: T.I.R.), więc co robię ? Włączam lewy kierunkowskaz wcześnie i wyraźnie i przygotowuję się do zatrzymania, tymczasem kawalkada aut za mną rozpoczyna wyprzedzanie mnie i omijanie robót. I co się dzieje ? Pojazdy z przeciwka ostro hamują, niektórzy wjeżdżają pomiędzy pachołki, inni uciekają na pobocze. W takich momentach muszę wyciszać CB, chyba każdy wie dlaczego ?

Roboty i objazdy ...

W Nowym Sączu chyba nie wiedzą jak należy ustawić znaki w związku z objazdem, który zafundowali kierowcom. Główna droga zablokowana, jest znak że objazd - ale nic po poza tym. Kierowco - radź sobie sam. Skręć gdzie chcesz, rób co chcesz.

Tuż przed Nowym Targiem trwa remont mostu. Z CB (a później także z wiadomości telewizyjnych) można się dowiedzieć, że owy remont trwa już drugi rok a końca nie widać. Stałem tam około 20-25 minut, niby nie wiele - ale wkurza. Oczywiście w tym miejscu rozmowy na CB nie pozostawiają złudzeń co do opinii kierowców w tej kwestii.

Wjazd do Zakopanego - około godziny 16.00 Wtorek, ale ruch olbrzymi. Stoję już na rogatkach. Aby dojechać 4 km do celu potrzebuję 40 minut, normalka ? To co jest w sezonie ?!

Droga powrotna.

Aby nie stać tyle w korkach, wybieram inną trasę. Nie wjeżdżam do Nowego Targu, lecz kieruję się przez Poronin w stronę Niedzicy. Tam wszystko ok, aż do Nowego Sącza. Znów krążę jakimiś ulicami, jadę na chybił trafił. Może ludzie przede mną jadą w tym samym kierunku ? Całkiem sprawnie dojeżdżam do Pilzna, ale tylko tam. Przy wjeździe do miasta tworzy się gigantyczny zator. Przez 30 minut nie dzieje się nic ! Wszyscy stoją, niektórzy wysiadają z aut, CB wyłączam, bo uszy więdną od przekleństw. Po pokonaniu tego miasta, kolejny problem - zator w Ropczycach. Jedziemy maksymalnie 5 km/h, ale co chwilę jest dłuższe zatrzymanie. Tracę jakieś 20 minut na pokonanie krótkiego odcinka drogi. Rzeszów bardzo sprawnie (podoba mi się to miasto - m.in mają sygnalizatory z sekundnikami odmierzającymi czas do końca wyświetlania się danego sygnału).


Oto Polska ...

I na koniec obrazek z polskich dróg - kwintesencja mentalności służb kolejowych i policji. Na jednym z przejazdów kolejowych, tworzy się spory zator. Po chwili, ktoś na CB informuje (jeden z kierowców) iż rogatki są uszkodzone, pół zapory są zamknięte od ponad godziny ! Jest sygnał akustyczny, dwa pulsujące sygnały czerwone wyraźnie i jednoznacznie zabraniają wjazdu za szlaban ! I tak od ponad godziny. Ów kierowca twierdzi, że zgłosił sprawę policji, ale jak do tej pory - nie ma tam nikogo prócz wkurzonych i zdezorientowanych kierowców ! I co ? 400 m przed przejazdem widzę, że ludzie sami utworzyli tzw wahadło - oczywiście jak zaczną jechać z jednej strony, to nie ma końca - jadą wszyscy. Ci z przeciwka trąbią, mrugają światłami aż w końcu wjeżdżają na bezczelnego powodując, że wszyscy blokują się na torach. Z jednej i drugiej strony ludzie omijają się nawzajem, czasem widzę że w jedną stronę jedzie rząd trzech aut obok siebie !!! (dwa pasy ruchu plus trawiaste pobocze). Oczywiście, gdy nadjedzie ktoś z przeciwka, rozpoczyna się wciskanie i uciekanie - choćby we wjazd na podjazd do prywatnej posesji.

Tworzy to niesamowity wręcz chaos, bałagan i dezorganizację. Na CB mówią chyba wszyscy na raz, przekleństwa miksują się z narzekaniem na kolej i policję. Jestem jakieś 70 km od domu i to jest ostatnia rzecz której potrzebuję ... Po dojechaniu jakimś cudem do torów, rozglądam się czy nie jedzie pociąg, po czym omijam rogatki, ignoruję sygnał dźwiękowy i świetlny i mijam to przeklęte miejsce. Za około 5 minut słyszę, że kierowcy ostrzegają się - do przejazdu zbliża się pociąg ...

Nawigacja

Nie byłem do niej przekonany. Pomimo jej wskazań, konsultowałem drogę z tradycyjną mapą, papierową, drukowaną :) Bezbłędnie prowadziła do celu, myślę że teraz bardziej bym jej zaufał. Oczywiście, nie jej winą jest iż np w Nowym Sączu chciała abym zawrócił, kiedy kierowałem się objazdem, a po włączeniu funkcji ostrzeganiu o fotoradarach, głos odzywał się co chwilę. To naprawdę przydatne urządzenie, polecenia były precyzyjne i czytelne. Pomaga w poruszaniu się po obcym terenie i to bardzo.

Podsumowanie

Polskie drogi są specyficzne. Nie da się zasnąć, bo co chwilę albo trzeba zwalniać na ograniczeniu (+fotoradarze), albo trzeba hamować bo jest zator, albo sygnalizacja i czerwone, itp itd. Czasem można spotkać europejski standard, ale najczęściej za 10-15 km się kończy i czar pryska. Dalej mamy drogę pofałdowaną, wąską i pełną kolein. Ot, polska rzeczywistość.
Niestety, wpisuje się w nią także niekompetencja drogowców, którzy na czas remontu nie potrafią zadbać o właściwe oznakowanie drogi - pozostawiając kierowcę samemu sobie.
Niemniej jednak, uwielbiam jeździć, a wrażenia z urlopu były (są) niesamowite, piękne i niezapomniane. Szkoda, że tak szybko to minęło. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejny urlop nie będzie za 6 lat, a o wiele wcześniej, Postaram się tego dopilnować :)

sobota, 18 września 2010

Wakacje 2010 [1]

Jak już wcześniej pisałem, byłem na urlopie. Pierwszym od sześciu lat. No, ale do rzeczy :)

Zakopane, dzień 1
[dojazd, krótkie zwiedzanie, kolacja]

Ponieważ dotarłem dopiero chwilę przed godziną 17. (szczegóły później) pierwszy dzień to wycieczka na Krzeptówki, krótkie zwiedzanie Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej. Zwierzałem już kiedyś takie miejsca, ale przyznam że było to dawno i zachwycił mnie ogrom tego miejsca, czystość i przede wszystkim architektura. Ponieważ niebawem się zaczęło ściemniać, zaopatrzyłem się w plan miasta (niebotycznie drogi zresztą), po czym wróciłem do miejsca noclegu.Pora na kolację i ustalenie co będę zwiedzał dnia następnego.

Zakopane, dzień 2
[Krupówki, Wielka Krokiew, Regle]

A tak naprawdę pierwszy, bo kto by liczył tych kilka godzin z dnia wczorajszego ? Po nieprzespanej nocy rano,  koło 9 wychodzę na miasto. Postanawiam zobaczyć dziś głównie miasto. Do Krupówek mam jakieś 30 minut spaceru, wąskie chodniki powodują że co chwilę trzeba wciągać brzuch by się z kimś wyminąć. Odruchowo co jakiś czas zerkam czy jakiś wariat nie potrąci mnie, bo idę tuż przy jezdni po której nikt nie jeździ 50 km/h, a o wiele szybciej. Oczywiście co drugi pojazd to autobus. Zwiedzam Krupówki i uliczki do niej przylegające. Jedna z nich to typowa galeria handlowa, ale w jakim stylu ! Cała w drewnie, wielkie szklano-zielone witryny i na całej ulicy muzyka jazzowa ! (z głośników).
Wzdłuż ulicy biegnie bliżej nieokreślony strumyk, co chwilę jest mostek - faaajne :) Nie ulegam pokusie, żadnych pamiątek (w tym dniu) nie kupuję. Tego dnia kupiłem jednakże kartki pocztowe, które następnego dnia wypełniłem i wysłałem.

Kolejny punkt zwiedzania, to Wielka Krokiew (mała i średnia także). Oczywiście idę tam pieszo, po drodze zwiedzając jakiś park z małym wodospadem. Na Wielką Krokiew jadę kolejką, ale przyznaję - zastanawiałem się czy jechać ! Ta stromość mnie przerażała, a z drugiej strony coś mnie zachęcało - jedź, bo będziesz żałował ! No i kupiłem bilet i wsiadłem ... Ale się mocno trzymałem tej barierki - serio ! Było mi trochę lepiej, jak zobaczyłem małe dzieci jadące z przeciwka :P Z tym, że gdy spojrzałem w dół, zakręciło mi się w głowie. Powietrze tam było niesamowite - takie bardzo rześkie, zupełnie inne niż na dole. Fantastyczne ! Na samej górze porobiłem nieco fotek i czas na zjazd - już nieco bardziej na luzie, ale tylko nieco.


Po tych emocjach, musiałem nieco odpocząć.
Następnym punktem wycieczki był marsz Drogą pod Reglami. Pomimo tego, że pogoda była bardzo ładna (ubrałem się za ciepło - przez co musiałem nieco garderoby zdjąć), co kilka metrów na szlaku było widać mini-potoki. Woda, która z czasem tworzyła przepiękne rowy, drążyła sobie ścieżki. Niesamowite :))


Idąc tym szlakiem (i innymi w pobliżu) doszedłem do miejscu noclegu - a była godzina 17.00 - oczywiście bardzo zmęczony padam na łóżko. Szybka kąpiel, coś jakby obiad i po godzinie wychodzę zobaczyć wyciąg na Gubałówkę. Ku swojemu zaskoczeniu, dochodzę tam na miejsce i żyję ! Ponieważ to już bardzo dużo kilometrów - szczególnie dla kogoś kto ostatnie 6 lat głównie siedzi(ał) w aucie. Wracam na godzinę 20. i nie czuję nóg w ogóle ! Jutro pójdę tam, o ile będę w stanie :)

Mała kolacja, a po godzinie 23 zasypiam ...

Zakopane dzień 3
[Polana Szymoszkowa, Gubałówka, Równia Krupowa, Krupówki]


Znów około dziewiątej wychodzę. Pierwsza para butów uwiera mnie strasznie, choć wczorajszy dzień był w nich bardzo ok. Zmieniam na inne buty, które pozwalają zapomnieć o kamieniach pod podeszwą. Dzisiejszy plan dnia to Polana Szymoszkowa - prawie pusta, prócz miłej pani w kasie i pana sprawdzającego bilety (równie miłego jak ona) nie ma tam nikogo. Fajnie, nie lubię tłumów :) Wyciąg na Gubałówkę jest o wiele mniej straszny - niższy i w ogóle - jakiś taki mniej stresujący :) Ale i tak samo fajny, przy czym o wiele dłuższy niż na stoku Wielkiej Krokwi. Przy końcu kolejką zaczęło trochę huśtać, fajne emocje - adrenalina znów się pojawiła :)) Potem parę zdjęć (w zasadzie, robiłem je prawie bez przerwy) i spacer przez Gubałówkę, zejście wzdłuż kolejki linowo-torowej. Dobrze że w dół, bo w górę nie dałbym rady (Gubałówka: 1122 m). Oczywiście i to nie było proste, bo lekko zaczął padać deszcz (w sumie padał maksymalnie 5 minut - ale to wystarczyło by było mokro i ślisko).


I znów doszedłem do Krupówek, gdzie kupiłem prezenty dla najbliższych i siebie (później się pochwalę), mały odpoczynek na Równi Krupowej i czas na drogę powrotną do miejsca noclegu. Około godziny szesnastej jestem na miejscu, ale totalnie zmęczony. Po drodze małe zakupy i nic tylko odpoczynek. Mieszkam w typowo góralskim domku, na samej jego górze (trzecie piętro), skąd na balkonie mam widok na Giewont i Gubałówkę z drugiej strony. Nie narzekam - jest bardzo "ok".

Następnego dnia, tuż przed godziną 8 wyjeżdżam. Szkoda, ale muszę - dowalili mi zajęcia na uczelni, więc muszę wrócić ...

Zdjęcia - kolejno od góry:
Sanktuarium
Krupówki
Krupówki - pasaż handlowy
Krupówki - strumyk wzdłóż ulicy
Gubałówka
Strumyk - Droga Na Regle
PKL Gubałówka

PS - zdjęcia się porozwalały, jutro to naprawię.
Jak ktoś chce więcej zdjęć

//edycja// poprawione 

niedziela, 12 września 2010

Z prawej czy z lewej ?

Niedziela - pakuję się na wyjazd, następny wpis będzie najprędzej za tydzień. Ale wcześniej cztery godziny pracy i - najważniejsze - przejażdżka rowerowa ! Pogoda bardzo dopisała, słaby i ciepły wiatr, słońce - nic tylko jechać :) Na zdjęciu poniżej ścieżka rowerowa i przepiękny zapach lasu ...  - czujecie ?



Pozdrawiam czytelników, na koniec fotka z przedwczoraj z miasta. Z której strony znaku należy jechać ? (przepraszam za niską jakość - robione telefonem w czasie jazdy+zoom).

sobota, 11 września 2010

2x4

Sobota, a ja mam osiem godzin pracy. Wstawać w ogóle z łóżka ? Nastawiłem budzik godzinę przed pracą, ale baaaardzo nie chciało mi się wstawać.

Nie ma rady, jak przeżyć te osiem godzin ? Myślałem, że będą mi się dłużyły, ale zamiast myśleć o której kończę, zająłem się parkowaniami i zawracaniem. Akurat trafiły mi się kursantki w okolicach 10-15 wyjeżdżonych godzin, więc mogłem zastosować podobny stopień trudności. Więc co się będę zastanawiał którędy jeździć ? Kopiowałem pierwszą trasę, a że każda kursantka była umówiona na dwie godziny, nie musiałem nic zmieniać.Zawracałem w tych samych miejscach, parkowanie również.

Nawet szybko minął ten czas, tylko pod koniec (między godziną 15 a 17) na mieście był trochę zbyt mały ruch, ale ogólnie nie było źle.

Na szczęście jutro tylko cztery godziny.

No i fotka na koniec.

piątek, 10 września 2010

Pod prąd - finish

Kontynuując wątek kursantki z wpisów pt Pod prąd, mam nowe i zdaje się - ostatnie wiadomości. Ale po kolei.

Kilka dni temu miała znów dwie godziny jazdy. Zdaje się, że idzie po najmniejszej linii oporu biorąc te dwie godziny - a wcześniej telefonicznie - prosząc o zorganizowanie egzaminu wewnętrznego. Nie pamiętam, ale to chyba jej trzeci egzamin wewnętrzny. No więc, znów jeździ godzinę ze mną, kiedy to staram się wyprostować jej jazdę, a na następnej godzinie jest egzamin. Nie potrafię sobie przypomnieć jakie błędy robiła (po części z powodu czasu, choć głównie - z powodu ilości tych błędów), ale mogę powiedzieć - kursantka nie panuje w pełni nad pojazdem, nie zwraca uwagi na znaki i sygnały świetlne, nie ma umiejętności przewidywania sytuacji, a jej postawa w stosunku do innych uczestników ruchu jest nieprawidłowa (szczególnie w stosunku do niechronionych użytkowników dróg). Ponadto, nie posiada ona wiadomości, umiejętności i zachowań umożliwiających bezpieczne poruszanie się pojazdem zgodnie z  zasadami ruchu drogowego, zwłaszcza tych odnoszących się do ograniczeń prędkości i pierwszeństwa przejazdu. Ogólnie - jej jazda stwarza bardzo duże zagrożenie bezpieczeństwa ruchu drogowego. 

Ponadto, wg mojej oceny dalsze kształcenie pozbawione jest sensu, no chyba że nastąpi cud i że ona zacznie słuchać i  stosować się do tego.


To oczywiście tylko moje zdanie, oczywiście mówiłem jej to już tyle razy, że pewnie to co pogrubiłem ona zna już na pamięć. I co z tego ? Nic. Na drugiej godzinie miała egzamin wewnętrzny - wynik oczywiście negatywny. Wg naszej umowy - jak go zda, będzie mogła zapisać się na egzamin państwowy. Tym większe było moje zdziwienie, gdy zadzwoniła dzień po wewnętrznym i prosiła o dokumenty do zapisu na egzamin. Oczywiście odmówiłem, po czym kursantka stwierdziła że zmienia instruktora na takiego, który podpisze jej zaświadczenie o zakończeniu kursu (wystawia szef osk, a instruktor prowadzący musi podpisać pozytywny egzamin wew.). Oczywiście ma do tego prawo, i tak się też stało.


A więc, to już chyba ostatni wpis dotyczący tej mistrzyni kierownicy. Pewnie ma mnie za gościa co się tylko czepia i wyciąga od niej kasę, za przemądrzałego instruktora który rzuca jej kłodę pod nogi ...


Poczułem ulgę, ale jak pomyślę że mógłbym ją spotkać na drodze ...

czwartek, 9 września 2010

Koncertowo

Zastanawiam się, jak oduczyć kursantkę pewnego odruchu. Bo gdy omija pojazd/przeszkodę i zmienia pas na lewy, to włącza prawy kierunkowskaz. Oczywiście mówię, przypominam, tłumaczę i wyjaśniam. I nade wszystko pilnuję, choć chaos jaki powoduje ten prawy kierunkowskaz wśród kierujących jadących z tyłu jest niepokojący. Ona oczywiście zna teorię i też się dziwi tym co robi. Ale tylko w czasie postoju potrafi nad tym zapanować, w czasie jazdy już nie bardzo.

 

A gdyby ktoś chciał mnie zobaczyć, to będę na koncercie Idy Haendel, 29 września. Piszę o tym wcześniej, żeby nie było że komuś życie utrudniam :P

wtorek, 7 września 2010

Zamiany ...

Ostatnio coraz częściej zamieniamy się za kursantów. Abstrahując od powodów, do tej pory było tak że tylko egzamin wewnętrzny przeprowadzało się w obecności innego instruktora. Obecnie wymieniamy kursantów na godzinę, dwie a czasem i więcej (bywa tak, że kursant nie wie z kim będzie jeździł danego dnia). I co w związku z tym ? Moi kursanci dzwonią do mnie i mówią:
  • bez przerwy łapał mi za kierownicę [instruktor], to on kierował a nie ja;
  • nie czułam pedałów, czyżby on pomagał mi je wciskać ? !
  • instruktor powiedział tak: w prawo nie jedziemy bo jest duży ruch, w lewo też nie, bo tam za dużo samochodów - jedź cały czas prosto;
  • przy parkowaniu instruktor kręcił kierownicą za mnie - to było bez sensu;
  • nic mi nie wychodziło, on [instr.] hamował za mnie, pomagał zmieniać biegi i w ogóle - nie czułem pojazdu;
               Ja rozumiem że każdy inaczej uczy, ale może by tak dać szansę człowiekowi i nie wisieć mu na kierownicy, tudzież nie deptać za niego hamulca ? Ja rozumiem, że dla oszczędności 70 % czasu niektórzy potrafią spędzić na placu, łapią za kierownicę by w najmniejszą dziurkę nie wjechać, ale czy takie "szkolenie" ma sens ?

Bo takie zamiany przynoszą więcej szkody niż pożytku :/ Współpracownicy coraz bardziej mnie irytują, ciekawe czy ja ich także ?

A na koniec fotka;

poniedziałek, 6 września 2010

Szkolenie

Rano dowiaduję się o szkoleniu pt Wzrost kompetencji kadry ośrodków szkolenia kierowców. To dwudniowe szkolenie (+e-learning) z prawa, psychologii, metodyki i dydaktyki. Oczywiście, mam chęć wziąć w tym udział.

Oczywiście kilka godzin wymagających jazd, a następnie wykłady z zasad pierwszeństwa przejazdu. W sumie nic ciekawego.

A w ogóle - za tydzień o tej porze będę się pakował na wyjazd (spóźniony urlop). Już nie mogę się doczekać ...

Na deser fajne zdjęcie.

sobota, 4 września 2010

Przegląd

Rano szybkie dwie godziny jazdy. Pod koniec jazdy trzeba się umówić - tu kursantka wkurza mnie, bo żadne z terminów jej nie pasują. Ona chciała by mieć od razu jazdę po szkole - nie jest to możliwe bo inni już zarezerwowali te terminy. Mojego zdenerwowania nie pokazuję, kursantka ma zadzwonić - ale ostatecznie umawia się na jazdę. Spostrzeżenie - czyżby uważała, że tylko ona robi kurs na prawo jazdy ?

Następnie szybko do serwisu Toyoty na przegląd (45 tys km). Jechałem nieco szybciej niż zwykle, dotarłem pół godziny za wcześnie, ale to nie problem. Przyjęli samochód niemal od razu (wszystkie stanowiska serwisowe zajęte - w tym czasie myją auto). Spostrzeżenie - wysoka jakość obsługi klienta. Krótka jazda weryfikująca stan pojazdu z szefem serwisu - nie włącza kierunkowskazów, notorycznie przekracza prędkość.

Oczekiwanie na auto, w międzyczasie przesłodzona herbata, którą sprawiłem sobie do gazetki. Jednym okiem zerkam na ogromny telewizor (leci TVN24), klientów mało - ale w końcu sobota. Po około godzinie pan prosi na rozmowę - do wymiany kwalifikuje się łożysko (prawe tylne koło), akurat mają w magazynie i już wymieniają (gwarancja).Przy okazji - akcja naprawcza pedału przyspieszenia. Spostrzeżenie - mogliby zainwestować w odświeżacz w (czystej) toalecie.

Za kolejne 20 minut faktura jest już wydrukowana, nie zdążyłem przejrzeć wszystkich gazet. Pan z serwisu zdał szczegółową relację n/t stanu auta, poinformował o dobrym stanie klocków hamulcowych (ku mojemu ogromnemu zadowoleniu) i poprosił o uiszczenie zapłaty. Po chwili wręczył kluczyk do auta i życzył szerokiej drogi. Spostrzeżenie - wysoka kultura osobista pracowników salonu/serwisu.

Wracam do domu - auto czyste i świeże, zawsze po wizycie w ASO (autoryzowana stacja obsługi) lepiej mi się jeździ, samochód jest zwinny i szybki (nie to co w tamtą stronę). Znów jadę szybciej, ale dzięki temu w domu jestem wcześniej. Spostrzeżenie - pedał gazu chodzi nieco inaczej - fajniej. 

Zamawiam pizzę, robię małe zakupy i sprzątam w mieszkaniu. Potem przejażdżka na rowerze (dobrze że się ciepło ubrałem, wieje słaby, ale zimny wiatr), kąpiel, tv, kolacja (resztki pysznej pizzy) i internet ...

Spostrzeżenie - życie jest piękne :))

środa, 1 września 2010

Pod prąd - c.d. [2]

Dzisiejszy dzień taki sam jak pogoda za oknem. Brzydki, mokry i zimny.

A zaczął się od godziny jazdy z kursantką, która po dziesięciu godzinach zmieniła instruktora i przyszła do mnie. Zmieniła, bo czuła że nie wiele się uczy. I miała dziewczyna nosa. Trafiła do gościa, który pomaga ruszać, nie zwraca uwagi na wiele rzeczy, idzie po najmniejszej linii oporu. Dziś miała ze mną drugą jazdę (czyli ogólnie jazdę dwunastą), ale jeździła jak na 2-3 godzinie.
  • Nie potrafiła ruszyć. O ile na wcześniejszym spotkaniu dochodził stres, o tyle dziś nie mogła ruszyć na każdym ze skrzyżowań.
  • Kręciła kierownicą metodą "na dojenie krowy" - przekładając kierownicę z ręki do ręki. Powodowało to niesamowite napięcia przy jakichkolwiek skrętach (skrzyżowania) i dużą dawkę niepewności.
  • Do tego dochodzi totalny brak redukcji prędkości przy dojeżdżaniu do skrzyżowań. Jedzie około 40 km/h, jest skrzyżowanie na którym mamy skręcić, u niej brakuje kierunkowskazu, redukcji biegu i prędkości.
Ja rozumiem, że można nie mieć predyspozycji, że to może być trudne, że ktoś ma gorszy dzień itp itd. Ale nauczyć ruszać chyba się da w ciągu 10-ciu godzin ? Da się wpoić kursantowi, że jak jest skrzyżowanie to trzeba zmniejszyć prędkość ? Że biegi to trzeba zmieniać, bo automat to nie jest ? Jasne że się da, ale jak się instruktorowi nie chce ...
Jak się później okazało, większość rzeczy robił on - za nią. Już widać, że nie zdąży z całym programem w tych godzinach kursowych ...

A teraz na temat pani, która była opisywana tu i tu. Spytałem ją o znaki (wybrałem kilka z kodeksu) - odpowiedziała właściwie. Więc czas na jazdę. Na mieście też odpowiadała jaki znak minęliśmy, tylko raz nie była w stanie odpowiedzieć. Za to trzy razy nie wykonała polecenia, co spowodowało małe zamieszanie na pewnym skrzyżowaniu. W efekcie końcowym, musiałem podpowiedzieć jej co ma zrobić, bo dalsze moje milczenie spowodowałoby większe problemy.

Co jeszcze ? Jednym z poważniejszych błędów była z pewnością próba wymuszenia pierwszeństwa na inny pojeździe. Musiałem interweniować ostro hamując. Minus, duży minus.

Potem było gorzej. Trzykrotnie próba wymuszenia pierwszeństwa przy zmianie pasa ruchu. A wynikała ona stąd, że kursantka w ogóle nie patrzyła w lusterka. Jechała, jakby była sama na drodze. I pomyśleć, że działo się to na drodze z tylko dwoma pasami ruchu ! W większym mieście, dziewczyna by się pogubiła zupełnie, lub kogoś poturbowała ... :(

No i przyszedł czas podsumowania i ustalenia: co dalej ? Decyzja mogła być tylko jedna. Kursantka nie potrafi bezpiecznie zmienić pasa ruchu, stwarza zagrożenie wymuszając pierwszeństwo. Za mało rozgląda się przy przejściach (dziś w tę pogodę pieszych prawie nie było), ewidentnie sobie nie radzi. Jej jazda jest na kursie kolizyjnym, nie wróżę jej niczego dobrego. Wyjeździła do tej pory ponad 40 godzin. We wtorek ma kolejny egzamin wewnętrzny - na chwilę obecną NIE podpiszę się na jej zaświadczeniu. Zobaczymy co będzie dalej ...