sobota, 30 sierpnia 2008

Intuicyjne (błędne) podejście

Ona. Zestresowana, początek nr PESEL to szóstka z przodu ...

Rozpoczyna od sprawdzenia tych mechanizmów i urządzeń które bezpośrednio wpływają na bezpieczeństwo jazdy. Nawet nieźle idzie. Nie zagłębiając się w szczegóły (myślami i tak jestem jakby nieobecny), szybko przechodzimy do "łuku". Tu też się udało bezproblemowo. Czyli (jednak) miasto ... Hmm - ciekawe jak szybko polegnie - pomyślałem i ruszyliśmy. Tuż po wyjechaniu z placu standardowo na egzaminie wewnętrznym jest ruszanie do przodu na wzniesieniu. Szok ! W takim stresie noga nie zadrżała nawet, a samo ruszanie wzorowo wykonane.
Przynajmniej na wzniesieniach (bo nie sądzę by dotrwała do końca) powinno być ok. O ile będzie używała hamulca awaryjnego.

Dojeżdżając do centrum zastanawiam się nad trasą, parkowaniem i miejscem do zawracania. Ale ale ... po co to wszystko ? Przecież jeszcze chwil kilka i będzie koniec. O - np tu: po prawej stoją pojazdy Taxi, po lewej jadą pojazdy z przeciwka. Droga jest wąska i ruchliwa. Jeśli nie zwolni i to bardzo, nie ma szans na przejechanie zgodnie z zasadami bezpiecznej jazdy. Bo albo będzie za blisko z jednej strony albo z drugiej. Można oblać za nieprawidłowe omijanie i wymijanie - wręcz idealne miejsce na zakończenie egzaminu - ale nie w tym przypadku. Prędkość oscyluje w granicach 10 km/h, odstępy są prawidłowe i w zasadzie wszystko pod kontrolą ...

To może nieprawidłowy wybór pasa ruchu skręcając z jednokierunkowej w lewo ? Nic z tego. Kursantka trzyma się nieźle, a z każdym metrem moje przypuszczenia co do negatywnego wyniku jej egzaminu topnieją (przejazd przez tory, zatrzymanie przed "STOP" itp). Manewr zawracania zgodnie z kryteriami, do tego o nic nie pyta i nie zagląda w kartę gdy odnotowuję to co już zaliczyła. A teraz wzniesienie - największa górka w mieście, beznadziejna widoczność i spore natężenie ruchu - dawno jeździłem w to miejsce, więc czemu nie pojechać właśnie teraz ? Tu do jej dobrej techniki pomogło szczęście - akurat nic nie jechało, a poradziła sobie bardzo płynie. Górka zaliczona. Na koniec nietypowe parkowanie - równoległe przodem po lewej stronie drogi o małym natężeniu ruchu. Co prawda auto jej zgasło, ale nie stanowiło to o zagrożeniu lub utrudnieniu ruchu, więc muszę (i z przyjemnością) zaliczam cały egzamin. Gratulacje !
A sądziłem - ba ! - nawet z góry założyłem iż nie ma szans (tym bardziej w tym wieku - szczegółów nie podam :P). Jak ktoś umie ...

On. Młody i rozluźniony (przynajmniej takie wrażenie sprawiał).

Początek podobny jak wyżej (z tym, że od razu wdał się w dyskusję ...), więc wyjeżdżamy na miasto. Ale zanim to, zdążyłem uprzedzić o niektórych kryteriach oceny egzaminu i rozluźnienie gdzieś sobie poszło (:P). Lubię jasne sytuacje, więc po prostu (nie strasząc nikogo) wyjaśniłem w żołnierskich słowach kiedy wynik egzaminu będzie negatywny (tu już bez dyskusji).

Przejazd przez nietypowe "rondo" bezbłędny (musiał to ćwiczyć wcześniej), skrzyżowanie ze zmienioną organizacją ruchu także. Wjeżdżamy w strefę zamieszkania, a tu na liczniku jak byk 25 km/h ! Ooo - mam na niego haka ... pomyślałem. Pierwsze przekroczenie prędkości odnotowane, więc jeszcze raz i koniec. Ale ten nadszedł szybciej niż się spodziewałem. Zanim zaparkowaliśmy, zawróciliśmy i wiele innych, kursant nie zachował szczególnej ostrożności i nie zauważył pieszej stojącej na przejściu dla pieszych. Piesza stała - ale znajdowała się na przejściu. A ten przejechał bez jakiejkolwiek reakcji. Ewidentnie jej nie widział. Nieprawidłowo zaparkowane pojazdy tuż przy przejściu nie ułatwiają spostrzeżenia, ale czy może go tłumaczyć ? - NIE ! WIęc wynik negatywny oczywiście.

Odwrotnie do założeń ... Jakże bardzo błędnych ...

środa, 20 sierpnia 2008

Nie lubię poniedziałków


Jaki poniedziałek taki cały tydzień ? O rany, mam nadzieję że nie.

A zaczęło się niezbyt ciekawie. Na 7 rano przyszedł kursant w stanie ... po spożyciu alkoholu ... Przyznam, że zostałem uprzedzony o takiej możliwości, więc przeprowadziłem małe śledztwo przed jazdą - tj. kiedy kursant przygotowywał się do jazdy ja pozamykałem drzwi by wyczuć to i owo ... Po kilku chwilach musiałem je otworzyć, bo "zapach" był nie do wytrzymania ! Jak można przyjść w takim stanie na jazdę ? A to wszystko o 7 rano w poniedziałek. Cudownie. Ja nawet ogólnie nie trawię ludzi pijanych, a co dopiero w pracy ...

To że ktoś przychodzi ******* (tu niecenzuralne słowo) na jazdę, wkurza mnie i to bardzo. Zawsze denerwuję się, bo trzeba mieć nierówno w głowie by nie zdawać sobie sprawy ze swoich czynów i aż tak pchać się w kłopoty. Oczywiście gość zapewniał, że to tylko 2 piwa (później zrobiły się już 4) i nadal chciał jeździć ! Po moim trupie chyba. W dodatku, na 8 rano miał wyznaczony egzamin ! Szok. Zrobiłem mu wykład na temat konsekwencji, ale nie sądzę by się tym przejął. Wysłałem go do domu a nie na egzamin. Oczywiście nie jeździł, a wnętrze wietrzyłem parę godzin :/

W późniejszych godzinach (gdy już ochłonąłem), pracowałem z kursantką która zapomniała odpowiednich butów, a te które miała nie pozwalały na normalną jazdę. Szkoda że nie wpadłem na to by w ogóle je zdjęła. W ciągu 60 minut auto zgasło jej mnóstwo razy. Byłem załamany.

Ogólnie, poniedziałek był niezwykle beznadziejny. A wtorek to kontynuacja poniedziałku. Już bez alkoholu, ale z dużą dawką lekkomyślności, braku myślenia i jakiejkolwiek obserwacji drogi. Naprawdę nie wiem jak można kogoś nauczyć myślenia, przewidywania i konsekwencji z własnego działania. Jeśli podpowiadam, to jakoś tam jedziemy. Ale przecież nie zawsze będzie ktoś obok, kto mówi co trzeba zrobić w danym momencie ? Ktoś, kto popatrzy w lusterko za kierowcę, zahamuje gdy trzeba. A wszystko to przed dwudziestą godziną jazdy ...

Dziś -w środę trend poniedziałkowy został zahamowany. Na szczęście, bo trudno wytrzymać gdy tyle się mówi i tłumaczy a skutek z tego żaden. Dziś wykłady - ciekawe pytania, dyskusje itp. Czas dwóch godzin zlatuje jak mgnienie okiem. Tym bardziej gdy jest ciekawa tematyka (statystyki wypadków, powstawanie i zapobieganie ich), a nie jakieś nudy typu rejestracja pojazdów.

Kończę wpis, mając nadzieję iż każdy kolejny poniedziałek będzie lepszy od tego poprzedniego ...

niedziela, 17 sierpnia 2008

Będzie lepiej ?


Kolejny dłuższy weekend za nami, a co za tym idzie i znów na drogach zginęło kilkanaście osób. Wg Policji od czwartku do soboty 44 ofiary wypadków drogowych. Przyczyny - jak poprzednio - to brawura, prędkość, wymuszenie pierwszeństwa i nieprawidłowe wyprzedzanie. Jak walczy sięw Polsce z takimi przyczynami powstawania wypadków ?

Różnie. Tzn także z różnym skutkiem. Bo oto od prawie 500 dni jeździmy na włączonych światłach całą dobę. Dokładnie od 17 kwietnia 2007 roku. Głównym (i jedynym) powodem wprowadzenia obowiązku jazdy na światłach było zmniejszenie liczby wypadków, kolizji, ofiar śmiertelnych i rannych. Takie były założenia, choć ja nie bardzo rozumiem z czego one miały wynikać ? Niejedne badania dowiodły, że auto jest dobrze widoczne bez świateł z odległości około 3000 metrów. Jeśli bliżej obserwatora będą jechały auta na światłach mijania, to nie zobaczy on już rowerzysty lub pieszego. W dodatku, motocykliści wtapiają się w rząd aut sunących na światłach, a pojazdy uprzywilejowane są mniej rozpoznawalne.
A co mówią statystyki ? Wypadków i ofiar śmiertelnych jest więcej niż przed obowiązkiem jazdy na światłach ! Szczególnie powiększyła się liczba wypadków z motocyklistami. Koncerny paliwowe i producenci żarówek nawoływali swego czasu dość intensywnie, do używania świateł - dlaczego ? Wzrost paliwa z tytułu włączenia świateł mijania to około 1,5-2 %. Niewiele, prawda ? To pomnóżmy to razy 18 mln aut zarejestrowanych w Polsce. O 60 % wzrosła sprzedaż żarówek po 17 kwietnia 2007 ... a do budżetu państwa rocznie wpływa około 600 mln złotych wynikających z konieczności włączania świateł.

Dla równowagi teraz coś pozytywnego. Większość tragicznych wypadków ma miejsce poza obszarami zabudowanymi. Wynika to z prędkości. Jak wiemy, niedostosowanie jej do warunków to jedna z najczęstszych przyczyn powstawania wypadków. Na tym polu samorządy, Policja i Krajowa Rada BRD odniosły sukces. Ustawianie dużej liczby masztów mieszczących fotoradary dało pierwsze efekty. I choć same urządzenia rejestrujące nadmierną prędkość nie są umieszczone wszędzie, to sam fakt iż są/mogą być skutecznie studzi zapędy piratów drogowych. Oczywiście, mógłby ktoś powiedzieć że nadal nie ma dróg, a te które są mają nierówną nawierzchnię, w dodatku fotoradary to urządzenia do zarabiania pieniędzy. Pamiętajmy jednak, że postanowiono o walczeniu z wysoką liczbą wypadków/ofiar, a tu główną przyczyną jest prędkość a nie stan drogi. Z bardzo luźnych szacowań wynika, że w miejscach gdzie ustawiono fotoradary liczba wypadków spadła od 20 do 70 %. Każdy fotoradar jest oznakowany, a w prasie, internecie bez trudu można zobaczyć dokładną mapę fotoradarów. Mimo wszystko - jestem "za".

Innym rodzajem działania który chyba ma samych zwolenników, jest program Drogi zaufania. Pilotażowa droga objęta tym programem to ósemka - od Kudowy Zdroju do Budziska. Około 750 km drogi, na której w 2007 roku:
  1. przeprowadzono kontrolę pod kątem istniejących ograniczeń prędkości (w rezultacie wiele ograniczeń zdjęto),
  2. wydzielono tzw lewoskręty,
  3. zbudowano kładki, oświetlone przejścia dla pieszych, chodniki i drogi dla rowerzystów,
  4. zmodernizowano nawierzchnię,
  5. w wielu miejscach podniesiono dopuszczalne prędkości przy jednoczesnym ustawieniu około 100 fotoradarów,
I co dały te działania ? Na drodze nr 8 liczba wypadków spadła o około 30 % ! A więc da się ? Segregacja ruchu i zdjęcie bezsensownych ograniczeń prędkości (w ogóle zmniejszenie ilości znaków drogowych) pozwoliły na bezpieczniejszy ruch na drodze. W zasadzie żadna to nowość, więc dlaczego dopiero teraz ? Program Drogi zaufania w tym roku jest przeprowadzany na kolejnych trasach. Lepiej późno niż wcale ?

środa, 13 sierpnia 2008

Wredota

Kolega z którym najczęściej przeprowadzamy egzaminy wewnętrzne, poprosił o przysługę i podesłał kursantkę. W zamian oddałem mu mojego kursanta (też na egzamin). Kobieta tak zdenerwowana, że nie wie od czego ma zacząć. W końcu zaczyna i jakoś jej to idzie. "Rękaw" także zaliczyła. Jeszcze test ruszania na wzniesieniu i całe miasto na nią czeka ... Ruszyć się udało, choć widać było że nie jest to jej mocny punkt programu.

Dojeżdżając do centrum, w myślach mam pytanie: dać jej "górkę" czy inaczej wybrać trasę ? Bo oczywiście da się wybrać tak drogę by nie musiała korzystać z kłopotliwego hamulca. Ale to nie może tak być. Wjeżdżamy na uliczkę - jedną z najbardziej ruchliwych, wąskich i z mnóstwem niezdyscyplinowanych pieszych. Tuż obok ulicy mieści się miejski targ. Każdy chodzi jak chce, ciasny parking z którego trzeba wycofać wprost na ulicę. Ciężko się minąć z tymi jadącymi z przeciwka, wciąż ktoś przechodzi przez jezdnię (nie na przejściu naturalnie). Sama jazda po tej drodze nie należy do przyjemności i z pewnością nie jest łatwa. Przy końcu ów drogi jest niewielkie wzniesienie i skrzyżowanie z główną drogą. Zatrzymanie się tam jest prawie konieczne, gdyż inaczej nic nie widać. Dojechaliśmy do końca. I nawet bezpiecznie było.

Stoimy jak trzeba, ponieważ jadą auta główną drogą. Tuż za nami w bliskiej odległości ustawia się Renault Talia. Pech - pomyślałem. Pech zdającej oczywiście. Stojąc nie zaciągnęła hamulca awaryjnego - czyżby to inna próba ruszenia ? To znaczy że jest spora szansa na sprawne ruszenie, bowiem nikt przecież nie każe na mieście używać hamulca pomocniczego. Po chwili główna droga jest wolna i już zaczynamy ruszać, gdy nagle auto gaśnie i stacza się do tyłu ! (kursantka chciała ruszyć bez użycia gazu). To taki moment, gdy kierowca z tyłu widzi że zaczynamy ruszać, sam też rusza i tu nam auto dość gwałtownie gaśnie i stacza się. Mi nie pozostało nic innego jak użyć hamulca ...

I już po egzaminie. Ciekawe, ile osób pomyśli iż ona nie zdała przeze mnie ... Wredny jestem, nie ? To mam już wrodzone :>

Na szczęście to tylko wewnętrzny ...

czwartek, 7 sierpnia 2008

Latająca ... Toyota ...

Wszystko co dobre szybko się kończy. Moje przygody z nowiutką Toyotą prawie dobiegły końca, bo oto nadszedł czas na oddanie jej do pracy. A więc zasiadłem z drugiej strony (na fotelu pasażera) - choć w dokumentach nawet na szkoleniu widnieje iż to ja jestem kierowcą :-))

A więc, po zamontowaniu lusterek zewnętrznych (dodatkowych), które są całkiem spore i przyciemnione, wewnętrznego (ja preferuję takie małe i zmniejszające obraz ale powiększające obszar widzenia) i postawieniu L na dachu, przyszedł czas na pracę. Ciężką pracę.
W stosunku do innych pojazdów, moje spostrzeżenia co do pracy na Yarisie są następujące: przede wszystkim - każdy docenia dobrą widoczność powodowaną wysoką pozycją za kierownicą, dość dużą powierzchnią szyb i ogromnych lusterek. To naprawdę ważne dla osoby uczącej się jeździć zwłaszcza. W dodatku, słupki A (pierwsze od przodu pojazdu przy szybie czołowej) nie przypominają podpór długiego wiaduktu - co coraz częściej się zdarza nawet w małych pojazdach.

Gdy do takiej widoczności dodamy dobry skręt, Yaris okazuje się autem bardzo zwinnym i przyjemnym w prowadzeniu w ciasnych miejscach. Gdy już jesteśmy przy skrętach - trzeba pilnować świateł mijania, ponieważ czasem się zdarza że przy włączaniu kierunkowskazów gałka z "mijania" przechodzi na "pozycyjne" lub też na "drogowe". Drogowe widać natychmiast przez ich kontrolkę, natomiast "pozycyjne" już nie. Sądzę, że to nie jest problem dla innych użytkowników pojazdu, lecz tylko na nauce jazdy. Trudno winić producenta o to, bo jeśli kierunkowskazy włącza się normalnie a nie na siłę, wszystko jest ok ;-)

Centralny zestaw wskaźników nie przeszkadza nikomu, tylko wywołuje ciekawość. Cyfrowy wyświetlacz zmusza do większego pilnowania prędkości niż w "klasycznych" rozwiązaniach innych firm. Na szczęście prędkość widać od strony instruktora. Widać też zegar, który przydaje się przy planowaniu zakończenia jazd z kursantem. Nie widać obrotomierza i wskaźnika ilości paliwa.

Gdy kierowca "zapomni" zapiąć pasów, na zestawie migać będzie odpowiednia kontrolka. Gdybyś ją przeoczył za kilka chwil rozlega się sygnał dźwiękowy. Jeśli nadal ignorujesz nakaz jazdy w pasach, po dłuższej chwili sygnał akustyczny staje się bardzo uciążliwy, a za parę minut pozostaje jedynie kontrolka a sygnał milknie (przetestowałem).

Co do samego silnika - po przejechaniu dodatkowych kilometrów moje odczucia mówią o zwiększeniu dynamiki i elastyczności silnika. To cieszy, ale trzeba uważać gdyż zwłaszcza na pierwszych dwóch biegach auto nieźle wyrywa do przodu. Na nauce jazdy czasem się zdarza że kursant dociśnie do końca gaz np przy skręcie na skrzyżowaniu ... I wtedy przydaje się klimatyzacja która schłodzi temperaturę coraz bardziej siwiejącego instruktora (;p). Generalnie przewietrzanie wnętrza można uznać za bardzo dobre. Uruchomienie klimatyzacji jest słuszne także w czasie opadów deszczu, kiedy mamy do czynienia ze zjawiskiem parowania szyb. Dobra widoczność to podstawa.

Właśnie - klimatyzacja - nieoceniona w słoneczne i gorące dni. Ktoś powie, że przecież otwiera się szybę, pęd powietrza ... itp, itd. Ale to wciąż powietrze ogrzane, ze spalinami ! A do tego huk i wiatr który hula po całym aucie. Przy 32 st Celsjusza klimatyzacja działa na najwolniejszych obrotach skutecznie i cicho chłodząc wnętrze pojazdu. Ważne jest, aby nie czynić z auta lodówki i umiejętnie stosować ustawiania temperatury w zależności do sytuacji na zewnątrz, a także by nie ustawiać strumienia chłodnego powietrza bezpośrednio na siebie. Po czterech godzinach pracy przy 32 st na zewnątrz było fantastycznie :-))

I co jeszcze ? To chyba będzie na tyle. Yaris ma służyć przez cztery najbliższe lata. A co potem ? Potem znów coś innego, nowego, lepszego - i znów tańszego oby :))

poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Z drugiej strony, cz II

Po zajęciu miejsca za kierownicą, cofam fotel maksymalnie do tyłu. Tak - to optymalna pozycja. W innych pojazdach więcej miejsca dla kierowcy, a mam jakieś 180 cm - więc to nie jest auto dla wielkoludów. Pierwsze zaskoczenie - nie uruchomię auta bez wciśnięcia sprzęgła ... fajne. Po jego włączeniu rozświetla się panel na środku z różnymi wskaźnikami. Siedzi się wyżej niż w innych pojazdach tego segmentu. Wygodne i duże fotele dobrze podpierają. Wszystko działa bardzo lekko: pasy bezpieczeństwa, krótkie sprzęgło, biegi, przełączniki ...

Auto ma 0 km, więc prędkość obrotową silnika ograniczam na razie do 3000 obrotów. Przyspieszenie jest wystarczające i na miasto i na trasę - ale mam nadzieję że silnik się "rozjeździ", gdyż rewelacja to nie jest ...

Mnóstwo schowków sprawia, że po podróży zastanawiam się co gdzie umieściłem ... Cieszy spora ilość pojemników na napoje, w tym również miejsca na ich chłodzenie. Wszystkie przełączniki są (prawie - czyt. dalej) dobrze dostępne, zestaw wskaźników umieszczony na środku nie wymaga przyzwyczajania, a same liczby i dane wyglądają jakby zostały umieszczone bardzo daleko w podszybiu ... ciekawe :)) (na zdjęciu nie widać tego).
Kontrolki nie zapiętych pasów, nie zamkniętych drzwi, sygnalizatory dźwiękowe ... Pierwszym razem można się nieco zgubić przez moment ... Mnie się podoba. Na minus zapiszemy jakość plastików we wnętrzu. Coś za coś - może to nie dziwi w tak małym aucie (w końcu Yaris to prawie najmniejszy pojazd Toyoty), lecz na pewno każdy to zauważy. Sterowanie komputerem pokładowym nie jest rozwiązane idealnie. Ja preferuję przełącznik funkcji w dźwigni wycieraczek, a tu jest przy zestawie wskaźników i wymaga oderwania pleców od fotela, aby zmienić jego wskazania.

Jak na tak małe auto cieszą lampki do czytania z przodu i oświetlenie środka pojazdu. Bardzo duża regulacja zagłówków. Zachwycająco duże lusterka - widać że tu nie chodziło o stylizację (porównajmy lusterka zewnętrzne z Punto II) a o bezpieczeństwo. Brawo ! W tak duże lusterka grzech nie spoglądać. Nie wyobrażam sobie wymuszenia podczas zmiany pasa ruchu. W dodatku lusterka ustawiane są elektrycznie. Koniec z sięganiem do "wąsa" po stronie pasażera.

Fabryczne radio całkiem nieźle gra, pomimo jedynie czterech głośników (w tej wersji wyposażenia jest radioodtwarzacz z CD i 4 głośniki. W innych - droższych wersjach - jest mp3 plus 6 głośników. Moje uszy nie zauważyły jednak różnicy). Mocno wspomagany układ kierowniczy wręcz zachęca do nieprawidłowej pracy rąk na mieście i kręcenia jedną ręką. Jednocześnie wyczucie drogi jest poprawne. Wrażenia bardzo małych oporów toczenia, zamknięte szyby i przyjemny chłód we wnętrzu dzięki skutecznej klimatyzacji uprzyjemnia każdą jazdę, a jej koniec to prośba o więcej i więcej ... Przy prędkościach do 70-80 km/h wnętrze Yaris-a jest doskonale wyciszone. Każde parkowanie tyłem jest realizowane za pomocą czujników parkowania, które zauważą nawet krawężnik ! Fantastyczne (choć wcześniej uważałem to za zbędne w tak małym aucie) i pokochamy parkowanie tyłem ! Pierwsze podjazdy tyłem to mała nieufność, ale po kilku próbach zaczynam śmiało korzystać z tego urządzenia :) Doskonały promień skrętu zachęca do jazdy po wąskich uliczkach, gdzie krótkie nadwozie jedzie jak mu rozkażemy. Niesamowite doznania :))

Poza miastem, przy prędkości 100 km/h wyraźnie słychać pracujący motor. Wydaje się wręcz, iż brakuje tu kolejnego biegu (czyli szóstki). Jazda innym Yarisem pokazuje, że dźwięk ten "ginie" przy wyższych prędkościach, a od około 130 km/h zlewa się z szumem opływającym karoserię. Nie jest wtedy głośniej, a nawet nieco ciszej (moje wrażenia).

Skrzynia biegów działa precyzyjnie. Drogi pomiędzy poszczególnymi przełożeniami są krótkie. Jest też poprawnie zestopniowana. Nie przekraczając 3000 obr/m dochodzimy kolejno do prędkości: 25, 47, 66 km/h na pierwszych trzech biegach. A więc raczej sporo. Co to daje ? Możliwość wysokiego kręcenia silnika. Moc 87 koni jest dostępna dopiero przy 6000 obr/m, a moment obrotowy (121 Nm) przy 4000. Chcąc zatem jeździć dynamicznie należy trzymać obroty od 4000 do 6000. Dużo. Jak zawsze w benzynowych Toyotach ...

Opony o rozmiarze 185/60 R15 niestety podążają za koleinami, gdzie auto nie prowadzi się stabilnie. Należy wzmóc uwagę, a przy przejeżdżaniu z pasa na pas po zkoleinowanej drodze, jazda staje się mało przyjemna. Frezowana nawierzchnia to jeszcze gorsze odczucia, gdyż tu rowki czynią co tylko chcą i przy prędkościach powyżej 100 km/h należy bardzo uważać. Oczywiście da się jechać, ale wyraźnie wyczuwane są myszkowania auta. Na równych nawierzchniach, auto płynie. Zakręty pokonywane nawet z dużymi prędkościami nie powodują przechyłów nadwozia, a każdy kolejny zakręt "bierzemy" z ochotą. Nierówności są cicho i skutecznie tłumione. Yaris po prostu nie lubi frezowanej nawierzchni i kolein. Sądzę, że wiele w tym zasługi szerokich opon. Te jednak bardzo pomagają w zakrętach i przy hamowaniu.

Właśnie - hamowanie. Pomimo iż przejechałem Yaris-em około 500 km już miałem konieczność gwałtownego hamowania. ABS, asystent hamowania i elektroniczny rozdział siły hamownia to systemy mające pomóc wyjść w krytycznej sytuacji. A więc ... abs jest dość późno dostrojony, co mi się bardzo podoba gdyż nie jest nachalny. Mimo mocnego hamowania nie odczułem jego działania, a siła opóźnienia robi wrażenie (czyżby asystent zadziałał ?), gdyż już się obawiałem o mój tył ...

Co dodać ? Pięć gwiazdek w testach zderzeniowych, spalanie na poziomie 5.5-6.0 litrów na 100 km przy włączonej klimatyzacji i do 110 km/h jak na auto z takim przebiegiem to dobry wynik. Minusem jest konieczność stawiania się na przeglądy co 15 ooo km. Konkurencja poszła znacznie do przodu. Gwarancja na 100 000 lub 2 lata, do tego ciekawa opcja: nawet jeśli zabraknie paliwa, w okresie gwarancji wystarczy zadzwonić do Toyoty assistance. Dowiozą paliwo, a płacimy jedynie za jego zakup. Co za czasy. Można nawet nie tankować ...

Podsumowując - Toyota Yaris to bardzo fajne autko do jazdy po mieście. Łatwość prowadzenia, lekkość działania mechanizmów to coś czego nie zaznamy np w Oplu Corsie (mam na myśli wersję z 2005 r np). Jedynie Skoda Fabia może w pewnym stopniu dorównać Toyocie, jednak tam przeszkadzał zbyt duży skok pedału sprzęgła. W Polsce na szczęście tak małe pojazdy (Yaris) nie są już uniwersalnymi, więc w trasę tym się raczej nie wybieramy. I dobrze, choć jeśli zajdzie i taka potrzeba to nie powinno być problemów. Za tą cenę (Toyota Yaris 1.3 Terra Premium - 42 900 pln) dostajemy bezpieczne auto, sporo wyposażenia, niezłą markę i nowoczesne rozwiązania techniczne. Jeśli ktoś chce, może mieć wersję Prestige z otwieraniem pojazdu bez kluczyka, uruchamianiem pojazdu z "guzika", niemal tuzinem airbagów, automatyczną klimatyzacją z filtrem przeciwpyłkowym, systemem kontroli stabilności i zapobiegającym buksowaniu kół przy ruszaniu, sterowaniem radia w kierownicy, wstawkami ze skóry i dwukolorowym wnętrzem a także mnóstwem mniej i bardziej potrzebnych gadżetów.

Ktoś chętny na przejażdżkę ?

niedziela, 3 sierpnia 2008

Z drugiej strony, cz I

Taka sytuacja nie zdarza się często, bo raz na około 3-4 lata. Kupno auta. Z uwagi na wymianę samochodów w WORD-zie i ja byłem zmuszony do tego. A więc ... dziś w I części porównanie kosztów, wyposażenia itp (moje odczucia będę porównywał do tego czym jeżdżę na co dzień: Opel Corsa 1.0, 60 km - 2004, Corsa 1.2, 80 km, Fiat Punto 1.2, 60 km - 2002, Skoda Fabia 1.4 - 2000, Opel Vivaro 1.9 CDTI - 2005 i kilka innych "na moment") a w drugiej wrażenia z pierwszych setek kilometrów. Zapraszam do lektury:
Dokładnie trzy lata temu (2005) kupowałem Opla Corsę. Jego cena wynosiła 41 000 (w zaokrągleniu). Wyposażenie pojazdu to: airbag i wspomaganie kierownicy. Śmieszne, ale prawdziwe. Silnik 80 km i 5 drzwi. Dziś - 2008 i zakup Toyoty Yaris, to cena niecałych 40 000. W wyposażeniu: 4x airbag, wspomaganie kierownicy, ABS, asystent hamowania i elektroniczny rozdział siły hamowania, manualna klimatyzacja, centralny zamek, radioodtwarzacz z CD. Silnik 1.3 o mocy 87 km i również 5 drzwi (ceny po uwzględnieniu zniżek na naukę jazdy).
I jak ? Cena mniejsza, a wyposażenie znacznie większe. Inne różnice to np: koła 13-calowe w Corsie a w Yarisie są 15 (szerokość odpowiednio 155 i 185), długość aut: Corsa niecałe 4 m, Yaris 3,75 m. 25 centymetrów w motoryzacji to jak 1000 km autostrad w Polsce, ale czy widać aż taką różnicę wewnątrz karoserii ? Nie bardzo, ponieważ już pierwszy rzut oka na komorę silnika pokazuje, że "motor" w Oplu miał dla siebie dużo miejsca, a w Yarisie miejsce dla niego jest bardzo ograniczone. Przesuwana tylna kanapa w Toyocie to bardzo dobre rozwiązanie, które docenimy zawsze gdy chcemy mieć więcej miejsca dla pasażerów lub akurat większy bagażnik. Przy maksymalnie odsuniętym fotelu kierowcy do tyłu i tej mniejszej ilości bagażnika, z tyłu spokojnie mieści się dorosła osoba. Oczywiście coś za coś, ponieważ wtedy bagażnik jest raczej niewielki ;) Koło dojazdowe nieco poprawia sytuację, w dodatku w bagażniku są poręczne schowki i np butelki bez problemu przewozimy nie bojąc się "latania" po całym kufrze.

Dość tej technicznej nudy. Pora na wrażenia z jazdy - ale to w następnym wpisie.