Sobotni poranek był szczególnie słoneczny. Pierwsza myśl - skoro przed siódmą jest tak ciepło, to w południe będzie okropnie. Rzut oka na kalendarz - zapowiada się spokojny dzień. Tylko 8 godzin (zważywszy na "normalny" cykl pracy te 8 h to mało) - powinno zlecieć szybko i przyjemnie. Ale ... nie wiem czemu osoba tuż przed egzaminem akurat tego sobotniego dnia wszystko myliła ! Jednym z bardziej irytujących zachowań był niezatrzymywanie się przed czerwonym sygnałem świetlnym ze strzałką "warunkowa". Ile razy można tłumaczyć iż najpierw trzeba się przed sygnalizatorem zatrzymać ? Ręce mi opadły, bo egzamin za chwilę a tu takie "kiksy' ! Brak kierunkowskazów przy omijaniu to pestka przy tym.
Dwie godziny minęły. Pora na kolejne dwie. Sam obiecałem, że będą to jazdy poza miastem. Ponad 20 godzin za nami, więc jazda poza obszarem nie powinna sprawiać większych trudności. Chwilę po wyjechaniu z miasta mówię: Popatrz - jedziemy 90 km/h i wszyscy jadą równo. Ale jestem naiwny (pomyślałem w duchu). Faktycznie - nie minęło pół minuty i z głośnym jękiem tuż obok auta przemyka cała kawalkada szybkich. I wspaniałych, jak zapewne myślą o sobie ci kierowcy. Kursantka spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, a ja udałem że nie widzę ... A z przodu pokaz jazdy ekstremalnej. Ciągłe linie ? Powierzchnie wyłączone ? Pff ... kto by tam się przejmował takimi szczegółami. Chyba tylko frajerzy i nauka jazdy. Ci "mądrzejsi", "lepsi" (itp) są o kilka kilometrów dalej, szybciej i bliżej. Tylko bliżej czego ? Mijamy drzewo obdrapane z kory. Nieopodal krzyż i kilka zniczy które wciąż płoną. Bliżej do celu podróży czy do jej końca raczej ?
W pewnym momencie pojazd z tyłu rozpoczyna manewr wyprzedzania (nas). Problem w tym, że jest już czwartym pojazdem jeden obok drugiego na drodze o dwóch pasach ruchu ! Łapię szybko za kierownicę i uciekamy na pobocze ! Uff - na szczęście mam nowe opony i jeszcze niezłe zawieszenie które trzyma pojazd na żądanym torze. Po wyprzedzającym nie wiele już widać. Pomknął tak szybko że widać tylko oddalający się punkt. Pozostała złość i parę dziwnych (?) pytań kursantki.
Jazda powrotna to lekcja typu: patrz co robią inni i nie powtarzaj tego.
I znów miasto. Jest sobotni szczyt komunikacyjny, a ja mam za chwilę trzecią godzinę jazdy kursantki która wcześniej jeździła rowerem tylko. W którą stronę pojechać by to wszystko ominąć ? Niestety, ośrodek mieści się w samym centrum i nie jest proste wyjechanie na obrzeża (lub plac) dla osoby która nie panuje nad autem. A przy trzeciej godzinie nie będę przecież sam prowadził auta ! Po znalezieniu stacyjki, moim przypomnieniu o włączeniu świateł wyjeżdżamy z miejsca parkingowego. Oczywiście właśnie wtedy nadjeżdża cały zespół pojazdów z obu stron. Wtedy, gdy stoimy na środku (kursantka zdławiła silnik). Stres rośnie choć na razie nikt nie trąbi. Z moją pomocą udaje się ruszyć, ale prędkość nie przekracza 10 km/h pomimo tego iż mamy prosty odcinek drogi. Zmiana na "dwójkę" to swoisty taniec auta od jednego do drugiego krawężnika. O trójce nie ma mowy. Jakimś cudem dojeżdżamy do osiedlowej i spokojnej dróżki (na szczęście wszyscy ci zirytowani kierowcy, trąbiący i wymachujący na nas - już pojechali sobie), gdzie znów uczę ruszania, kręcenia kierownicą i zatrzymywania. Niby trochę lepiej, a jak tylko oderwę wzrok od przedniej szyby to od razu lądujemy na krawężniku.
Powoli zaczynam powątpiewać w swoje umiejętności nauczania. Mówię i mówię - a to nie dociera.
Moja praca z tą osobą to jeszcze 7 godzin, a później jazda z kim innym. Co jak co - ale takie podstawowe manewry to powinna opanować (czarno to widzę).
Na koniec kursant. Zwykle spokojny i rozważny, dziś nieobliczalny jak dzikie zwierzę. Startuje ze skrzyżowań jak z katapulty (większości otoczenia nawet nie zauważa). Po chwili mówi, że właśnie wrócił z imprezy (!) - oczywiście zapewnia iż bezalkoholowej ... Przespał się 3 godziny i przyszedł na jazdę ! Zamykam szybę i staram się wyczuć woń piwa, lub innego alkoholu. Niczego nie czuję, choć mam już serdecznie dosyć i najlepiej wygoniłbym go z tej lekcji. Ale może faktycznie nie pił ? Są popołudniowe godziny sobotnie, ośrodek (wraz z alkotestem) zamknięty więc nijak nie mogę tego potwierdzić. W drugiej części jazdy skupia się trochę bardziej, ale i tak nie uchronił się od błędów powodujących oblanie egzaminu. Średnio co 10 minut strzela sobie sam gola np nie przepuszczając pieszego, próbą przejazdu na czerwonym, lub po prostu nieprawidłową techniką kierowania (praca rąk na kierownicy, ruszanie autem itp). Głowa mnie boli jak oszalała, na szczęście to już koniec i niedziela - wolna.
Czas teraz znaleźć jakieś odstresowujące zajęcie. Może hodowla rybek ?
Zaobserwowałem, że rybki w akwarium nagminnie wymuszają pierwszeństwo, co się dzieje na przejściach dla ślimaczków, to nie będe wspominał.
OdpowiedzUsuńAle przynajmniej nikt nie krzyczy (u ryb) lub dzieje się to baaaaardzo poooooooooowoli (ślimaczki) ...
OdpowiedzUsuńMam znajomego, który pracuje w wytwórni pokarmów akwarystycznych. Mogę zapytać, czy mają jakieś wolne miejsca... :)
OdpowiedzUsuńYyy ... takie sztuczne robaczki ?
OdpowiedzUsuń:/
A może ten ostatni kursant był na proszkach? Albo jest meteoropatą - to by tłumaczyło brak koncentracji, zdenerwowanie, itp.
OdpowiedzUsuńJako odstresowujące zajęcie proponuję... haft matematyczny:))) Wymaga dużego skupienia, a po ok. 2 godzinach efekt pracy jest czasami tak piękny, że zapomina się o wszystkich wcześniejszych porażkach, problemach i i stresujących sytuacjach:) Proszę kiedyś spróbować:)
Jedno "i" by wystarczyło:)
UsuńAle ja z matematyki jest strasznie słaby, więc ten haft to pewnie nie dla mnie ;-)
UsuńDużo zależy od nauczyciela:)
UsuńMoże to Ci się spodoba (i nie mam na myśli dźwięków:)
https://www.youtube.com/watch?v=awYKsQ-bHPw