Czy to możliwe ? - Tak. Skrzyżowania pozbawione znaków i sygnalizacji. Nagie, bezbronne i ... bezpieczne !
Na pomysł ogołocenia skrzyżowań ze znaków poziomych, pionowych, sygnalizacji świetlnej już kilka lat temu wpadli inżynierowie ruchu drogowego z Wielkiej Brytanii. Doszli do wniosku, że zdejmując wszystkie "pomagacze" kierowcy zaczęli naprawdę uważać. Dojeżdżając do przecięcia się dróg, nie mogli już być pewni bezpiecznego przejazdu - a to było (jest) bardzo złudne założenie. Zwiększenie uwagi i doprowadzenie do stanu, kiedy kierowcy faktycznie uważają na skrzyżowaniach przyniosło spadek liczby kolizji i wypadków w miejscach bez oznakowania !
W Polsce także pojawiły się takie pomysły - m.in w Toruniu, Nowej Soli (nie w całych miastach naturalnie). Wnioski ? Podobne jak w krajach zachodniej Europy. Szkoda tylko, że idzie to z takim oporem - także samych kierujących, którzy boją się nagich skrzyżowań. Np w mieście na którego ulicach pracuję buduje się kolejne sygnalizacje świetlne. Jeśli tak dalej będzie, za kilka lat co 500 metrów będzie sygnalizacja. Czy to jest dobre rozwiązanie bezpieczeństwa, płynności, przepustowości i zgodne z zasadami ekologii ? Już dziś wysepki, linie, "bezkolizyjne" skrzyżowania, wyjazdy, mnóstwo znaków drogowych mają ułatwić jazdę i "prowadzić" kierowcę jak za rękę tak - by nie doszło do wypadku/kolizji. W dalszym ciągu Polska bije rekordy w ilości znaków drogowych. Coraz częściej zdarzają się sytuacje, że kierujący nie są w stanie ogarnąć wszystkich (z powodu ilości). Bezsens. Klasycznym przykładem jest ustawianie znaku zakazu: B-20 (STOP). Wg szczegółowych wytycznych wyraźnie sugeruje się iż powinien on być ustawiany w miejscach, w których widoczność na skrzyżowaniach jest znacznie utrudniona. Tyle teoria - a praktyka ? Stawia się go na skrzyżowaniach z dużą ilością zdarzeń drogowych, jakby to było rozwiązanie problemu ! Tu statystyki wypadków mówią same za siebie.
Nie tędy droga ...
Białystok - ul. Piękna
Zdjęcie: Gazeta.pl
W myśl Red Flag Act 60 jardów przed pojazdem musiał biec człowiek trzymający w ręku czerwoną chorągiewkę. Zanim do tego nie wrócimy, jest nieźle ;-)
OdpowiedzUsuńJa chętnie pobiegam. To zawsze coś nowego ;)
OdpowiedzUsuńTak, to zdaje się brytyjskie rozwiązanie. I póki co się sprawdza.
OdpowiedzUsuńDrogi są przeładowane znakami - jest taki nadmiar informacji, że kierowca, zwłąszcza młody, nie jest w stanie przyswoić ich wszystkich. Problemy te są tym większe, żemamy tuż przy drogach masę różnej wielkości bilbordów reklamowych. Nie dość więc, że znaków jest wiele, to jeszcze trzeba je wyłowić spośród reklam.
Kiedy byłem we Włoszeh, zdziwiło mnie, że tam prawie w ogóle nie ma bilbordów reklamowych przy drogach! Zupełnie inaczej jedzie się w takich warunkach.
No widzisz - Walpurg ! Tu - w Polsce jest wszystko :))
OdpowiedzUsuńCo do tego znaku stop to u mnie w mieście jest wyjazd z ulicy gdzie z prawej strony jest bardzo ograniczona widoczność i jest ustawiony znak stop (słusznie) natomiast z lewej widać na co najmniej 200 - 300 m i kierowcy skręcający w prawo często nie zatrzymują się na tym znaku stop (wcale nie mówię, że nie powinni) a młodzi policjanci (ze służby prewencyjnej) stają sobie za płotkiem
OdpowiedzUsuńi czychają na takich delikwentów. Lecz gdzie jest tu sens i logika takich interwencji które w ogóle nie wpływają na poprawę bezpieczeństwa w ruchu .Przecież oni mogą być wtym czasie potrzebni bardziej gdzie indziej ale jeśli wymaga się od nich że muszą przynieść tyle a tyle mandatów to ja się im wcale nie dziwię. Pozdrawiam. K. z Białej Podlaskiej
OdpowiedzUsuń