poniedziałek, 21 stycznia 2008

Wszyscy chcą ...

Studentka, pracownik z drukarni. Bezrobotny, pani z Urzędu Skarbowego. Uczeń z liceum i pielęgniarka. Magister fizyki i florystka. Co ich łączy ? Chęć posiadania tego samego dokumentu. Legitymowania się nim, korzystania z niego. Jest potrzebny, czasem niezastąpiony. Niektórzy robią (kurs), bo muszą - a inni robią bo chcą. Jeszcze inni robią, bo ktoś za nich płaci ... A wszystko kończy się egzaminem, sprawdzianem umiejętności, własnego szczęścia i sprytu (niekiedy).

Najpierw on. Na egzamin wewnętrzny przysłał go mój kolega z pracy.
Początkowo wydawał się bardzo opanowany. Nowe auto starannie "poznawał" i robił to bardzo ostrożnie. Początkowe wolne ruszenia przeznaczył na zapoznanie działania sprzęgła. Jednocześnie, wiedział iż mówiłem o odpowiedniej dynamice jazdy, to też po chwili takowa była.

Wszystkie moje prośby wykonywał bez mrugnięcia okiem. Wydawało mi się, że jego charakter jest ze stali. Początkowe uwagi co do przebiegu egzaminu nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. U mnie zagościł delikatny uśmiech na twarzy, ponieważ sądziłem iż w końcu trafił się ktoś, kto zda to. I tak, jadąc już kilkanaście minut, kursant miał właśnie zmienić pas na lewy (do jazdy na wprost). I zmienił, tylko że przejechał przez ciągłą linię. Nie dostosował się do znaku "podwójna linia ciągła P4".
Ten fatalny błąd przekreślił literkę "P", a pojawiło się wielkie "N". Poważny błąd, więc pomimo tego że egzamin był kontynuowany, jego wynik był już przesądzony. Kursant prosił o bieżące informowanie o błędach powodujących niezaliczenie egzaminu. Po zjechaniu ze skrzyżowania, zatrzymaliśmy pojazd. Oznajmiłem. Przyjął na chłodno, posmutniał, ale opanowany jak poprzednio ! Kontynuowaliśmy egzamin w ciszy i skupieniu.

W podsumowaniu, w zasadzie miałem tylko jedną uwagę - przejechanie linii podwójnej. Niby drobny błąd, a jakże istotny zarazem. Tu mój kontakt z kursantem się urwał (jak się okazało - nie na długo, o tym za chwilę).

******

Ona - kursantka od tego samego kolegi. Rozpoczęliśmy na wielkim parkingu przy hipermarkecie. Zanim jeszcze rozpoczęliśmy, już widać było obawy o sposób wyjechania z zatłoczonego miejsca.
Początkowe "przemówienie" spowodowało wzrost obaw (jej), ale odwrotu nie ma.
O dziwo, spokojnie wyjechała z parkingu i rozpoczęliśmy od razu po mieście. Nerwy, nerwy i jeszcze raz nerwy rządziły osobą kierującą pojazdem. Drobne błędy w postaci zbyt późnej redukcji, lub za duża dawka obrotów trochę przeszkadzały, ale jakoś się to wszystko kleiło.

Cisza, niczym grobowa. Tylko "proszę w prawo", "proszę w lewo". U większości osób taka atmosfera pogłębia stres i niekiedy wręcz paraliżuje. Przyzwyczajeni do rozmowy z instruktorem, nie czują się dobrze w nowej sytuacji. Ale tu nie ma pogawędek ! Naturalnie odpowiadam na pytania, ale wszystko to raczej na minimum.
Na pewnym skrzyżowaniu, kursantka myli kierunek jazdy i zamiast w lewo jedzie w prawo. Delikatny komentarz, a jej zaczyna skakać broda ze zdenerwowania. Jedziemy dalej, wszystko wisi na włosku. Znów kilka błędów technicznych, w efekcie czego gaśnie jej auto ! Szybkie uruchomienie, duża dawka"gazu" i pokonujemy kolejne metry, lecz zdenerwowanie i i przerażenie sytuacją widać jak na dłoni. Parkowanie - z małymi trudnościami zaliczone. Zawracanie - z nieco większymi trudnościami, też zaliczone. Wracamy. Pozostała tylko droga powrotna na parking skąd zaczynaliśmy, a jak wiemy tu także może się coś wydarzyć ...

Jednak nic wielkiego się nie dzieje i dojeżdżamy na umówione miejsce. Na początku wyliczam wady, po czym mówię: "egzamin zaliczony". A tu głęboki oddech i uśmiech, który wydaje się jakby nie wierzył do końca ... Tak więc - mimo wszystko egzamin zaliczony. Sporo szczęścia, trochę błędów technicznych które nie powodują wyniku negatywnego i jest - udało się.

*****
Po egzaminie z kursantem, miałem okazję jeszcze z nim pracować przez 2 godziny.Nie poznałem go, tylu ludzi się przewija przed moimi oczami ... Po dwóch godzinach, pozytywnie zaskoczony jego dokonaniami robiłem podsumowanie, wtedy on przypomniał mi o podwójnej linii ciągłej ... Trochę się dziwnie poczułem wtedy, porównałem szybko w myślach jego poziom jazdy i tej kursantki ... i cóż ... Miała dużo szczęścia, mało umiejętności. On odwrotnie ... Swoją drogą, ów kursant mocno przeżywał to niepowodzenie.

Wiadomość z dziś - on zdał, ona ma egzamin pojutrze.

Powodzenia, dla wszystkich :)

7 komentarzy:

  1. Wszyscy chcą ale nie wszyscy powinni :)

    OdpowiedzUsuń
  2. pamiętam, jak byłem jeszcze w przedszkolu to była taka czytanka o tym jakie cuda będą w XXI wieku. miały być samojezdne/automatyczne pojazdy, ba! nawet minikoptery, a tymczasem wciąż trzeba własnymi ręcami i nogami prowadzić. jestem zawiedziony :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie. I w czytankach nikt nie przewidział, że będą tacy skrupulatni i wścibscy egzaminatorzy ...

    Pozdrwienia

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże ja się znowu zestresowałem jak czytałem :O

    OdpowiedzUsuń
  5. Zastanawiam się ... czy to dobrze czy raczej nie ?

    ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiadomość z dziś - ona także zdała egzamin :)

    A teraz - szerokiej drogi :)

    OdpowiedzUsuń