czwartek, 3 stycznia 2008

Niepowodzenia. Ciągle to samo.

Statystyki zzdawalności egzaminów z prawa jazdy powalają. W negatywnym kontekście. O ile część teoretyczna jakoś się trzyma, to już praktyka odstaje. Pomijając znaczenie stresu, istnieje szereg innych czynników, które wpływają na wynik egzaminu. Od razu dodam, że każda ze stron (kursant/instruktor/egzaminator) jest po części temu winna. Nie rozdrabniajmy wątku na szczegóły, bowiem każdy przypadek jest indywidualny.

Cechą wspólną, jest to co robi kursant na egzaminie, a także jak zaplanuje jazdy instruktor - bo to także ma spore znaczenie. Z tego co obserwuję w mieście (60 tys mieszkańców), najczęstszą przyczyną "oblanych" egzaminów jest wymuszenie pierwszeństwa. Cóż to takiego ? Ściśle łączy się to z definicją ustąpienia pierwszeństwa - powstrzymanie się od ruchu, jeżeli ruch mógłby zmusić innego kierującego do zmiany kierunku lub pasa ruchu albo istotnej zmiany prędkości, a pieszego - do zatrzymania się, zwolnienia lub przyspieszenia kroku.

A więc, wymuszenie następuje wtedy, gdy zmusimy innego uczestnika ruchu do określonych zachowań. Będzie to albo istotna zmiana prędkości (czyli gwałtowne hamowanie), albo zmiana pasa ruchu (tzw ucieczka na pobocze, inny pas ruchu itp) przez kierującego przed którym wyjechał inny pojazd. Definicja jest jasna. Ale interpretacja może być różna. Bo co to jest "istotna zmiana prędkości jazdy" ? Czy to ma miejsce wtedy, gdy ktoś hamuje tak gwałtownie aż słychać pisk trących opon ? Kiedyś, jeden z egzaminatorów powiedział tak: - zaliczam ten manewr, pomimo tego że ten kierujący obok hamował, ale nie było pisku opon. Choć to nie jest żadna wyrocznia, pewnym podparciem może już być.

A jak właściwie ocenić, czy nie dojdzie do wymuszenia pierwszeństwa ?
Wszystko zależy od konkretnych sytuacji. Inaczej będzie w gęstym ruchu miejskim, inaczej w luźnym. Różnie też mogą interpretować to egzaminatorzy. Np kilku z nich dojeżdża z większego miasta, gdzie specyfika ruchu jest dynamiczniejsza i gęstsza przede wszystkim. Ich kryteria oceny, są nieco odmienne od pozostałych.

Co więc robić ? Przede wszystkim, należy bezwzględnie znać definicje ustąpienia pierwszeństwa przejazdu. W razie zastrzeżeń egzaminatora, powtórnie zadajmy sobie (i jemu) pytanie: czy moja decyzja wywołała określone skutki ? Jeśli tak, to krótka piłka. Błędna ocena sytuacji spowodowała (bądź mogła spowodować) zagrożenie bezpieczeństwa, ponadto utrudnienie ruchu (w sumie to pikuś, ale zawsze "paragraf" więcej... ). Czy warto się odwoływać i spierać z egzaminatorem ? To zależy, bo: ewentualnego wymuszenia pierwszeństwa nie wyłapie kamera, która obserwuje dość wąski obszar przed pojazdem. Co innego z pieszym, (do którego stosujemy tą samą definicję) - którego np. widać po lewej stronie przejścia dla pieszych.

Poruszona tu kwestia podejmowania właściwej decyzji jest niewyczerpana praktycznie. W dobie dużego natężenia ruchu, szybkie podejmowanie (właściwych) decyzji jest na wagę złota. Czasem stojąc 5-6 minut na skrzyżowaniu mogą puścić nerwy, bo co w końcu robić ? Jeśli ruch jest taki, że nie pozwala nam na bezpieczne włączenie się do ruchu, naturalnie należy czekać dalej.

Wniosek z tego też taki, że temat jest ważny nie tylko pod względem zdania lub nie egzaminu. Od tego zależy bezpieczeństwo uczestników ruchu drogowego, płynność, drożność tego ruchu. Jest to ważny temat, na który trzeba skupić szczególną uwagę.

Na koniec jeszcze jedna mała uwaga. Po niepowodzeniach na egzaminie, często kursanci decydują się na dodatkowe szkolenie. Np 2-3 godziny. Tylko dlaczego większość chce jeździć tuż przed egzaminem w jego dniu ? Wg mnie to kompletnie mija się z celem. Nie dość, że osoba zdająca jest myślami już na egzaminie, to nie powinna już być nadmiernie stresowana ! Nie wyobrażam sobie, abym mógł wymienić wszystkie błędy w dniu egzaminu. To byłoby kompletnie załamujące dla zdającego ! Wyszedłby z auta sądząc że nic nie potrafi, a niestety - przed egzaminem wymagania rosną. Każdy, nawet najmniejszy błąd jest natychmiast wychwytywany. Co innego, jeśli jazda jest wcześniej - np dwa dni przed egzaminem. Wtedy, na spokojnie można przemyśleć i odtworzyć w domu całą jazdę. To naprawdę pomaga.
Z drugiej strony, nie rozumiem instruktorów którzy się na takie jazdy godzą. Chyba nie zależy im na jakości, tylko na zarobieniu pieniędzy. A będzie tak, dopóki OSK nie zmienią mentalności - z maksymalnego zysku na maksymalną jakość ...

Pozdrawiam :)

4 komentarze:

  1. to pisalem ja - palp ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój instruktor mówił, żebym "w międzyczasie - między końcem 30 godzin a egzaminem" (w moim przypadku 5 tygodni) brał 2 godziny jeżdżenia tygodniowo. Tak też zrobiłem i wydaje mi się, że to było rozsądne. Zawsze można się było czegoś nowego nauczyć, a przynajmniej nie zapomnieć jak się wykonuje łuk :) za to brania jazd w dniu egzaminu zupełnie sobie nie wyobrażam i absolutnie się z tobą zgadzam, że to jakaś pomyłka...

    OdpowiedzUsuń
  3. Że też nie byłeś moim instruktorem Pszczółku...

    OdpowiedzUsuń