Oczywiście chodzi o egzamin, który właśnie dwa dni temu przeprowadzałem. Kursant dość młody, na oko 24-26 lat. Wydaje się nie być zestresowany, pierwsze zadania wykonuje poprawnie. Może nie idealnie, ale nie oczekujmy tego. Mieści się w kryteriach - o tak bym go określił.
Po paru minutach wyjeżdżamy w ruch drogowy. Po wstępnych instrukcjach kursant wydaje się być małomówny, prawie nie słyszę jego potwierdzeń tego że zrozumiał co do niego mówię. Ale jednak usłyszał i zrozumiał, wiec jedziemy. Zauważam, że dość dziwnie zachowuje się w stosunku do pieszych. Tzn raz ma ochotę gwałtownie hamować kiedy do przejścia zbliża się człowiek, a innym razem nic sobie z tego nie robi - jakby go w ogóle nie widział.
I tak to trwa aż do pewnego momentu. Otóż dojeżdżając do głównego skrzyżowania w mieście na sygnalizatorach świeci sygnał czerwony. Dla wygody (i ślepoty co niektórych ?) kierowców sygnalizacja jest powtórzona nad jezdnią - tam TEŻ jest czerwone. Tu akurat ruch pieszych nie jest zbyt wielki, ale z lewej strony na przejściu jest facet który zmierza w naszym kierunku. On ma zielone, my czerwone.
Pytanie zasadnicze brzmi: co robi kursant ? ... no, wiemy ? domyślamy się ? (w czasie namysłu polecam fajne zdjęcie - jedna z bocznych dróg,):
Otóż kursant ... nie robi NIC ! Jak jechał te 45-50 km/h, tak jedzie dalej ! Ponieważ skrzyżowanie jest coraz bliżej, pieszy także a ja nie widzę jego reakcji, w niemalże ostatniej chwili wciskam hamulec ! (mam w tym już doświadczenie - patrz poprzedni wpis i jazda z panią tuż przed egzaminem). Znów odzywa się ABS, auto ledwie się zatrzymuje na tej śliskiej nawierzchni tuż przed przestraszonym pieszym ! Tuż po wyciszeniu się systemu ABD odzywa siękursant - parę razy głośniej niż ów system i wrzeszy:
- przecież bym zdążył !!!
Ze zdziwienia, nie wiedziałem co mu odpowiedzieć (tak na szybko) - więc po prostu "zabrałem" mu kierownicę i zjechaliśmy na przystanek autobusowy (tak tak, wiem że tam nie można się zatrzymywać). I tu się dopiero zaczęło. Nie spuszczając z tonu wrzasków ciąg dalszy mniej więcej było to tak:
- ja wiem że wy tak naciągacie kursantów na kasę, wy tylko tak potraficie !!! Już piąty raz podchodzę do wewnętrznego i co raz mnie ktoś opier***a. Ile kasy jeszcze chcecie ?
Słów niecenzuralnych nie przytoczę, bo i po co ? Gdy już wywrzeszczał swoje, podziękowałem za jazdę i grzecznie, acz stanowczo wyprosiłem pana z pojazdu - to był ten najmilszy moment egzaminu :) Zdjąłem szybciutko L z dachu i pojechałem na zakupy. Oczywiście, zdenerwowałem się bardzo, czego nie było widać przy kliencie (i tak miało być). Zakupy naturalnie się nie udały, więc tym bardziej w minorowym nastroju wróciłem do domu.
Jak to dobrze, że następny dzień był wolny ... Teraz czeka mnie tylko rozmowa z instruktorem tego kursanta i zdanie relacji z - przede wszystkim - jego zachowania.
bezczelność ludzi czasem jak widzę nie ma granic ...
OdpowiedzUsuńNie ma (granic) :D
OdpowiedzUsuńNo właśnie! Nie dość, że oblałeś faceta na wewnętrznym, to jeszcze obsmarowałeś na blogu! Podobnie jak Polly jestem oburzony Twoim zachowaniem! Przecież by zdążył! :P
OdpowiedzUsuńI przeze mnie nie może podejść do egzaminu państwowego :P
OdpowiedzUsuńTak trzymaj Tomek.
OdpowiedzUsuńI weź tu wypośrodkuj :D
OdpowiedzUsuńw WORD go nauczą tylko za większą kasę
OdpowiedzUsuńpozdrawiam GB