niedziela, 28 lipca 2024

Podsumowanie tygodnia 354

Poniedziałek 

Szykuje się intensywny tydzień, nowe projekty, nowe zadania, nowe wyzwania. Po pracy dużo wolnego czasu, jedynie upał doskwiera, klimatyzacja by się przydała...

Wtorek

Idę do działu marketingu. Rozmawiam z babeczką udając że patrzę na monitor ale kątem oka widzę jak lustruje mnie od dołu do góry. 

Środa

Robię rozeznanie w sprawie klimatyzacji. Rozważam dwie opcje - klimatyzator przenośny i typowy split. Oglądam testy i czytam opinie.

Czwartek 

Minimalne ochłodzenie, chociaż niezbyt odczuwam to w mieszkaniu. Po pracy jadę do lasu na spacer, ale mnóstwo owadów przeszkadza w relaksowaniu.

Piątek 

Wyjazd do dużego miasta. W sezonie letnim mnóstwo się tu dzieje, choć ja uciekam jeszcze dalej - jadę do hotelu Binkowski, gdzie będę korzystał z basenów i saun, ale wcześniej kolacja nad wodą z zachodem słońca naturalnie :)

wtorek, 23 lipca 2024

Po nieobecności...

Nie było mnie tylko kilka dni, a w Departamencie kolejne problemy. Dział pomocniczy to tylko kilka osób, ale są praktycznie nieodzownym elementem naszej pracy. I nagle wysypał się totalnie - dwie osoby na urlopach, a kolejne dwie rozchorowały się (w każdym razie na zwolnieniach). I nagle główny manager w szoku - ale jak to nie ma nikogo w dziale pomocniczym?! W te pędy polecił załatać dziurę innymi pracownikami z innych działów. A że tamci nie bardzo znają się na tej robocie, wyszedł z tego niezły galimatias. W wolnych chwilach przyglądam się temu o nie mogę nadziwić jak źle to wygląda...

Firma sprzątająca również płata figle. Ich pracownicy raz są, a raz ich nie ma, przy czym wg kontraktu powinni być codziennie. Możliwe że ze względu na sezon urlopowy im też brakuje pracowników, ale skutki widoczne są aż nadto (szczególnie w toaletach). Z tego co wiem manager zamierza rozwiązać z nimi umowę, ale na razie nie jest to ani szybkie ani proste - w każdym razie wymaga czasu.

Mój październikowy urlop na Cyprze lekko się skomplikował. Dlaczego? Ponieważ główny manager zadecydował, że w tym czasie będziemy mieli kolejne szkolenia. Naturalnie obowiązkowe. A że ktoś w tym czasie ma zaplanowany urlop, to nikogo nie interesuje. No nic, do października jeszcze daleko choć nie powiem żebym nie to już nie denerwowało...

Tymczasem po zabiegu coraz lepiej. Waga pokazuje coraz mniej, ale już powoli zaczynam jeść więc zapewne bardziej nie spadnie...

sobota, 20 lipca 2024

Podsumowanie tygodnia 353

Poniedziałek 

Po zabiegu jest średnio. Gdyby nie silne leki przeciwbólowe oraz antybiotyk byłaby masakra. Ale i tak nie idę do pracy, a zamiast tego do kliniki. Po obejrzeniu mnie przez panią doktor od razu dostaję zwolnienie.

Wtorek 

Dużo odpoczywam. Choć coraz bardziej mnie nosi, więc robię lekkie przemeblowanie w domu. I sporo zakupów on-line.

Środa 

Bardzo gorąco, co niestety nie ułatwia gojenia rany. Wentylator nie pomaga zbyt wiele. Nawet po odkręceniu zimnej wody z kranu leci co najmniej letnia.

Popołudnie u koleżanki, która wróciła z urlopu (ta u której podlewałem kwiatki). W podziękowaniu dostaję kilka fajnych rzeczy, m.in. bardzo ładny ręcznik. 

Czwartek 

Wizyta kontrolna. Pani doktor od razu stwierdza że wyglądam o wiele lepiej niż w poniedziałek. Przeprowadza badanie i mówi, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Całkowite zagojenie jeszcze długo potrwa, ale nie ma żadnego zakażenia - a to jest najważniejsza wiadomość. Wychodzę zadowolony. 

Piątek 

W pracy jak zwykle afera goni aferę. Ale szybko mi mija ten dzień i jadę do dużego miasta. Wieczór w restauracji nad zalewem z pięknym widokiem na zachód słońca.


sobota, 13 lipca 2024

Podsumowanie tygodnia 352

Poniedziałek 

Czeka mnie ciężki tydzień, więc pozwalam sobie na więcej. Znowu duże lody po pracy. No i podlewanie kwiatów u koleżanki.

Wtorek 

Nerwowo w pracy. Znów szczęśliwym trafem nie dotyka mnie to bezpośrednio, ale inni obrywają zupełnie bez powodu.

Środa 

Przekąski na kolację - gotowe formy tartaletek wypełniam pastą z tuńczyka, ogórkiem i szczypiorkiem z balkonu.


Czwartek 

Po pracy drugi z planowanych zabiegów. Pojawiam się w klinice równo o umówionej godzinie, gdzie od razu przyjmuje mnie ta sama pani doktor. Miła, młoda, bardzo ładna. Pamięta mnie (3 tygodnie temu miałem pierwszy zabieg). 

Od razu uprzedza, że tym razem będzie gorzej. Przez godzinę męczy się bardzo, jej asystentka również dwoi się i troi, ale efektów brak. Z miejscowym znieczuleniem widzę i słyszę: "skalpel proszę, nie ten, ten większy". Krew bryzga na każdą stronę (początkowo niebieskie rękawiczki pani doktor są już bardziej czerwone), wydaje mi się, że mam coraz mniej sił a przecież nic nie robię - leżę na wygodnej leżance w klimatyzowanej małej sali.

Z czasem dostrzegam, że coraz więcej ludzi kręci się wokół mnie, a pani doktor prosi o pomoc lekarza z sali obok. Gdy ten przychodzi (starszy pan z wąsami i w okularach, spokojnie mógłby być już na emeryturze) liczę że jego wiedza i doświadczenie pozwoli im uporać się z problemem, ale po jego minie dostrzegam, że  jest gorzej niż myślałem. Proponuje on inne metody oraz dodatkową tomografię, ponieważ czegoś tam nie widać a po tylu nacięciach już powinno być. A może ja po prostu czegoś tam nie mam akurat tego co oni szukają? Pierwsza myśl - a może by tak stąd uciec?

Po chwili przygotowują mnie do czegoś, oraz zbierają wszystkie zakrwawione narzędzia. Lekarz z pielęgniarką biorą mnie pod rękę i przeprowadzają do innej sali, zakładają jakiś strasznie ciężki kaftan (gdybym nie siedział to na pewno bym padł), ale wtedy już widzę wszystko jak przez mgłę , za to wciąż słyszę. "Nie, no wszystko tu jest prawidłowo tylko dużo głębiej. Tniemy dalej".

Znów położyli mnie ma leżance, doktor wyszedł a swoją ciężką pracę kontynuowała pani doktor z tym, że miała więcej asystentów (a może mi się już tak w głowie robiło że widziałem dużo osób?). Ponieważ nade mną był duży monitor (na szczęście zamiast obrazu na żywo była jakaś tapeta) widziałem zegarek. Po pół godzinie, gdy pani doktor walczyła z każdej strony znów usłyszałem "proszę pilnie poprosić doktora". Słyszę bieg, zapewne jedna z asystentek pobiegła po lekarza. Nie pamiętam kiedy ten wszedł, ale musiało to chwilę trwać, bo w międzyczasie majaczą mi szybko poruszające się postacie, czyżby pół personelu kliniki tu przybyło? Myśli kłębiły się jak oszalałe - ile krwi już straciłem, czy już zadzwonili po karetkę czy jeszcze wierzą że im się uda, czy  w ogóle mają krew do transfuzji, może powinni się poddać i po prostu zrezygnować? 

Wąsy i okulary mignęły mi przed prawie zamkniętymi oczami. Kilka ruchów a może więcej niż kilka - nie jestem w stanie stwierdzić - i słyszę głos pani doktor - "już po wszystkim, niech pan odpoczywa, był pan bardzo dzielny". 

Uff, napięcie zaczęło opadać. Słyszę jakieś medyczne terminy i zalecenia które lekarze wymieniają między sobą. Oraz "to był bardzo ciężki, nietypowy przypadek".

Coś tam przy mnie robią, ale to już prawie koniec, widzę całą miskę (?) zakrwawionych opatrunków, tamponów i tym podobnych. No i zakrwawione narzędzia - trochę to wygląda na rzeź, za pierwszym razem było o wiele lepiej. Pani doktor wyciera pot z mojego czoła, mówi o zaleceniach (prawie nic nie mogę, tylko odpoczywać), po czym wypisuje zwolnienie oraz receptę. Wciska mi ją w dłoń razem z dokładnie rozpisanym dawkowaniem i kartą informacyjną "zalecenia po zabiegu".

Leżę jeszcze kilkanaście minut a ona pyta czy wszystko jest dobrze. Znieczulenie wciąż działa, więc nic nie czuję i odpowiadam że wszystko jest ok. W końcu wokół mnie uspokoiło się, nie ma już tego gwałtownego ruchu, mam wrażenie że wszyscy asystenci i pielęgniarki wrócili do swoich standardowych czynności, bo w sali jest tylko trzy osoby ze mną. Po tym wszystkim ktoś musi to posprzątać, robi to pielęgniarka - współczuję jej babrać się w takim bagnie.

Po kolejnych minutach odprowadzają mnie na poczekalnię i usadzają na wygodnej, skórzanej zielonej kanapie. Chce mi się pić, ale nie wolno. Wolno mi siedzieć. Chcę już do domu, ale nie wolno - wciąż obserwują i pytają czy wszystko jest ok. Dobrze, że klimatyzacja działa ponieważ na zewnątrz ponad 30 stopni, a upałów mam unikać. Po długim czasie na kanapie wypuszczają mnie z zaleceniami, że gdyby cokolwiek się działo mam natychmiast się zgłosić.

Klinika mieści się jakieś dwa kilometry od domu, po drodze wykupuję receptę. Z trudem wyczekuję czas do momentu możliwości napicia się wody, ale już chyba bardziej potrzebuję leków przeciwbólowych. Jak się okazuje po chwili, leki są bardzo skuteczne i działają momentalnie przez prawie całą dobę (nie powinno dziwić, kosztowały krocie). Zasypiam spokojnie z tym, że trochę zakrwawiłem pościel. Przepieram ją z samego rana, ale chyba będzie już do wyrzucenia.

Piątek 

Zadziwiająco dobrze. Leki  z samego rana, przeciwbólowe około południa. Odpoczywam, rozwiązuję krzyżówki, słucham radia i ogólnie - krzątam się po (zbyt ciepłym) mieszkaniu. Weekend podobnie, choć z każdym dniem czuje się lepiej - co jest bardzo zadziwiające. Zdaje się, że wpływ na to mają leki które biorę dwa razy dziennie... A w przyszłym roku jeszcze jeden taki zabieg...

niedziela, 7 lipca 2024

Podsumowanie tygodnia 351

Poniedziałek 

Po burzy która w niedzielę przeszła nad miasteczkiem sporo utrudnień w drodze do pracy z rana. Powalone drzewa, dużo gałęzi mniejszych i większych. Ale po południu znowu piękna pogoda. Wieczorem sprawdzam skrzynkę pocztową a tam niespodzianka - karta z Jordanii wysłana dwa lata temu (chyba, nie mogę rozczytać stempla) od Moniki!

Wtorek 

Znowu po pracy chodzę do mieszkania koleżanki, ponieważ wyjechała nad morze a ktoś musi zajmować się kwiatkami. Ale tym razem jest także młody kot - wydaje się być niczyj, taki "blokowy", a koleżanka wystawia mu pojemniki z wodą i karmą nieopodal wejścia na klatkę schodową.


Naturalnie, dostaję prośbę o zajęcie się tym kotem, zatem sprawdzam czy ma wodę i coś na ząb oprócz podlewania kwiatków, sprawdzenia skrzynki pocztowej i przewietrzenia mieszkania.

Środa 

W pracy dużo roboty, co nie zdarza się często. Po pracy odpoczywam, a wieczorem oglądam zachody słońca z okna swojego pokoju. Trochę zasłania mi blok obok, coś tam widać.

Czwartek 

Mija trzy tygodnie od zabiegu. Wszystko goi się dobrze, leków już nie biorę, a feralne miejsce czuję coraz lepiej.

Piątek 

Spokojny, ciepły ale nie upalny dzień z  dużymi lodami po pracy. Później niezbyt udana wizyta w restauracji (średnia jakość jedzenia, fatalna obsługa) i przejażdżka rowerowa.