wtorek, 19 lutego 2008

Werdykt.

Dziś minęło równo 36 godzin jazd pani Władysławy. Jej losy śledzimy od samego początku (z małymi przerwami). Dziś prawdopodobnie ostatni wpis na jej temat. Dlaczego ostatni ? O tym na końcu, teraz opiszę jak wyglądała 35 i 36 godzina jazdy.

Początek
Jak zawsze najpierw włączyła światła a potem uruchomiła silnik (a tyle razy tłumaczyłem dlaczego powinno być odwrotnie). Dalej spytała: - Przy uruchamianiu trzeba sprzęgło ? - Tak - odparłem. Niestety, auto już uruchomiła (był na "luzie"). Zapomniała. Zmierzaliśmy w kierunku parkingu. Prędkość oscylująca w granicach 10-20 km/h irytowała wszystkich jadących z tyłu. Wyprzedzali gdzie tylko była okazja (niektórzy wyprzedzali nawet gdy nie było miejsca).
Gdy już dojechaliśmy na wielki i pusty parking, rozpoczęliśmy manewr parkowania prostopadle przodem. Udało się ustawić auto nie do końca prostopadle i - niestety - bez sygnalizowania. Użycie korekty pomogło ustawić prawidłowo auto, lecz brak kierunkowskazu nic już nie zrekompensuje. Początek zatem niezbyt udany.

Pomiędzy.
Po parkowaniu kilka skrzyżowań. Zasada, którą ustaliliśmy już na pierwszej godzinie: jeśli nie wydajemy żadnych pokleceń co do zmiany kierunku jazdy, należy jechać na wprost lub zgodnie z oznakowaniem. Ponad 30 godzin jednak powinno utrwalić tą zasadę. Powinno, ale ie utrwaliło. Dojeżdżając do skrzyżowania, na a którym trzeba zmienić pas z prawego na środkowy, by kontynuować jazdę na wprost, pozostaliśmy na tym do jazdy w prawo. Kiedy spytałem, dokąd jedziemy zatrzymaliśmy się blokując nieco przejazd. Zmiana pasa przez ciągłą linię ? Dla niej to pestka. Bez sygnalizowania - bo i po co ? Przecież każdy wie, że eL-ka jedzie na wprost !
Dojeżdżając do następnego skrzyżowania mamy pojechać w lewo. Ustąpić trzeba akurat pojazdom z prawej strony. Pani Władzia tym razem włączyła kierunkowskaz, nagle jednak stanęliśmy - pomimo pustej drogi z prawej strony. - Gdzie my mamy pojechać ? - padło pytanie. - W lewo - odparłem w duchu wzdychając.
Będąc na placu manewrowym poprawnie wykonała sprawdzenie stanu technicznego. W zasadzie nie było czego się przyczepić. Natomiast na tzw łuku nie udało się poprawnie przejechać ani razu. Albo było zatrzymanie, ale przejechanie pachołka, albo wyjechanie kilku metrów za pas ruchu. Klęska kompletna.

Koniec. Werdykt wydany.
Wracając do ośrodka, przy skręcie (na wzniesieniu) w lewo, przejechaliśmy skrzyżowanie i zatrzymaliśmy pojazd właściwie jakieś 5-6 metrów za skrzyżowaniem. Kto mógł, omija ł z prawej strony, ale już autobus się nie zmieścił. No trudno - poprosiłem o jazdę na wprost, niestety auto "zgasło" a za nami powstał sporo korek. Aby nie blokować, zjechałem ze środka. Dalej już tylko to co poprzednio: prędkość maksymalnie 20 km/h - brak dynamiki jazdy, najeżdżanie na krawężniki i ciągłe linie, obszary wyłączone z ruchu itp itd ...
Ta osoba nie nadaje się do kierowania pojazdami. Takie jest moje zdanie. Poczynione postępy są raczej małe (żeby nie powiedzieć inaczej) i nic nie rokuje poprawy. Uzyskanie dokumentu prawa jazdy przez osobę prowadzącą auto w ten sposób zagrażałoby nie tylko jej, ale także (a może przede wszystkim) pozostałym uczestnikom ruchu.
Brak predyspozycji, zdolności manualnych, wyobraźni.

Nie znaczy to, że osoba zakończy kurs. To zależy już nie ode mnie. Dalsze decyzje w sprawie podejmuje kto inny (i to się nie zmieni dopóki OSK zależy na zyskach a nie jakości), a ewentualne jazdy chyba będzie prowadził kto inny.

3 komentarze:

  1. Buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu...

    Szkoda mi jej, ale rozumiem Pszczółku twoje argumenty.
    Pewnie nie każdy może być kierowcą. Jednak po 36 godzinach powinno być trochę lepiej. Może plac szwankować, albo droga, albo znaki, albo coś, ale nie wszystko jednocześnie.

    Bardzo mi jej szkoda. Chciałbym wierzyć, że jednak się uda. W końcu jak kupiła auto, to na opłacenie kolejnych 36 lub 72 godzin też ją może będzie stać?
    Może musi mieć absolutnie inne tempo, czyli kolejne manewry ćwiczyć po 10 godzin, cały czas z instruktorem?
    Nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sprawa jest w toku, niestety jeszcze w toku.

    OdpowiedzUsuń
  3. ja też nie wiem... moja kuzynka jeździ podobnie...

    OdpowiedzUsuń