sobota, 14 marca 2015

Czwartek/piątek

Nie jestem przesądny, ale wczorajszy dzień wymęczył mnie na tyle, by jakoś czuć respekt przed piątkowymi trzynastkami... Najpierw jazda z osobą opisaną nieco niżej, znów nie wiedziała jak sprawdzić światła, znów nie pamiętała aby zatrzymać pojazd przed znakiem STOP, a może w ogóle go nie zauważyła? Wszak uważa chyba, że zwracanie uwagi na znaki to czynność zbyteczna.


Natomiast czwartek (dzień wcześniej), był jednym z bardziej wyczekiwanych dni - wyjazd do mini-aquaparku :) Po zebraniu najfajniejszej "ekpiy" nie pozostało nic, jak bezpiecznie wszystkich dowieźć na miejsce i korzystać, relaksować się i odpoczywać.
 
Więc, na dokładnie 36 jeździe po raz kolejny tłumaczyłem te wszystkie rzeczy, ale to jak do ściany. Drugi już egzamin wewnętrzny nie został zaliczony pozytywnie, (pierwszy oblała przed wjechaniem na łuk, czyli po około 2-3 minutach od rozpoczęcia, a drugi na mieście - skręcając na skrzyżowaniu nie zmieściła się na swoim pasie i instruktor musiał zareagować, by nie wjechać na nadjeżdżające z przeciwka auto) - więc nie ma możliwości podejścia do egzaminu państwowego.

Dla mnie jako kierowcy, sama jazda była mega przyjemnością, ale jak dotarliśmy na miejsce mam nadzieję że wszyscy świetnie się bawili, a co niektórzy dawali temu wyraz chichocząc się na całego - wyglądało to (i brzmiało) bardzo naturalnie, wręcz przyjemnie beztrosko i  pozytywnie dziecinnie!


A ponieważ nadal jej jazda nie rokuje nic dobrego, zaproponowałem zmianę instruktora na takiego, który lepiej jej wytłumaczy i nauczy. Delikatnie zasugerowałem, że ja już chyba nic w tym temacie nie poradzę. I być może ktoś inny, będzie miał aż tyle cierpliwości, aby wszelkie rzeczy tłumaczyć i uczyć. I był to chyba najwyższy czas na taką rozmowę, w momencie gdy dokupiła jedynie 6 godzin, a powinna przygotować się na kolejne 20-30. O ile to cos w ogóle pomoże.

Niestety, czas szybko płynął, więc po uciechach basenowo-zjeżdżalnianych, pojechaliśmy na przepyszne naleśniki do jednego z bardziej klimatycznych lokali starego miasta.

A po południu nowa osoba - przyszła do mnie od innego instruktora po 10-ciu godzinach (kolejna kursantka od tego instruktora). Dość specyficzna - w mniej więcej w moim wieku, ale zbuntowana, pretensjonalna i kłótliwa. Lubi postawić na swoim, nie znosi jak ktoś zwraca jej uwagę - daje temu wyraz zdecydowanie i niezbyt grzecznie. Ponieważ tak się złożyło, że nie miała jeszcze ani parkowania ani np. ruszania na wzniesieniu, wszystkiego uczyła się od podstaw.

 
Ostatnim punktem wycieczki, były zakupy w sklepie sportowym oraz ... gofry - wg mnie w najlepszym punkcie w mieście! Ja nie jadłem jeszcze lepszych, ale fakt - jakoś się za goframi nigdy nie rozglądałem szczególnie... Po południu byliśmy już w domach, mam nadzieję że szczęśliwi, zrelaksowani i pełni samych pozytywnych wrażeń! :)

I w związku z tym, w kilka godzin po jeździe zadzwoniła z pewnym pytaniem - bo jej chłopak naopowiadał, że powinna inaczej się uczyć. Inaczej - czyli m.in. w innej kolejności wykonywać określone zadania związane z techniką jazdy. Nie wchodząc w szczegóły, namieszał jej w głowie i zapewne pracuje nad tym nadal. Oczywiście nie zamierzam edukować jej chłopaka, ale na razie grzecznie wytłumaczyłem i uzasadniłem moje metody nauczania. Czuję, że to dopiero początek...

6 komentarzy:

  1. Jak to dobrze, że w codzienność, związaną z pracą, wplata się jeszcze życie - i to w dodatku tak przyjemnie:)))
    Nie dość, że jazda z najfajniejszą ekipą, to uciecha na basenie, naleśniki, gofry:)) Puste uliczki Starego Miasta:) Można pozazdrościć:)))
    P.S. Chichotali?:) Chichot to "tłumiony śmiech o wysokim tonie":)

    OdpowiedzUsuń
  2. A czyje to okno? Takie bardziej damskie z charakteru, więc raczej nie u ciebie.

    OdpowiedzUsuń