wtorek, 2 października 2007

Dwa w jednym.

Jedynka, dwójka, stale do przodu. Trochę szarpie, rzuca, ale jedziemy.
On, jeszcze jeden i ja. Trzech kumpli, znających się od długiego czasu. Ja - najmłodszy z nich (w sumie gówniarz), oni znają się jeszcze dłużej. Wszystko pięknie, dogadujemy się niemal bez słów, dzielą nas kilometry których się nie czuje. Zdawałoby się, że żaden problem nie pokona naszej znajomości, a jednak. Znów człowiek przegrywa z głupstwem.

Za oknem świeci słońce, piękna pogoda. Lekki, poranny wiatr uderza w twarz przez otwartą szybę. Kolejne zbyt gwałtowne i nieprawidłowe hamowanie kończy się coraz ostrzejszymi uwagami dla kursanta.
Dzień jak zawsze. Planujemy rozgrywkę on-line. Dochodzi w trakcie niej od spięcia i mało przyjemnej wymiany zdań. Ja jestem z boku, nie interweniuję tym bardziej że jestem najmłodszy. Po chwili, atmosfera jest gęsta. Koniec. Wygraliśmy, każdy idzie w swoją stronę.

Opadające liście tworzą typowo jesienny obraz. Złote, piękne. Czasem któryś spadnie na czystą szybę. Wolne jak mało kto. Lecą tam, gdzie poniesie je wiatr. Za oknem uśmiechnięte twarze. Przechadzający się ludzie a wszyscy szczęśliwi. Szarpie jakby mniej - to ktoś bardziej doświadczony.
Te zdania były ostatnie. Od tamtego czasu jeden z nich nie daje znaku. Wiem, że ma problemy w domu, może zrobił przerwę od gry - ale wcześniej zawsze mówił mi o tym. Co się mogło stać ? Nie chcę przeszkadzać, nagabywać. Telefonowanie odpada. Skoro go nie ma, to nie chce być. Albo nie może.

Miasto powoli zalewa zmrok. Podświetlam L tracąc kontakt z kolegami z pracy (jedno podłączenie pod zapalniczkę - rozgałęziacz już zamówiony), ponieważ firmowe radio zostaje odłączone. Na skrzyżowaniu słyszę wołanie swego imienia - czy to możliwe ? Nie, coś mi się tylko wydawało ... Jestem zbyt leniwy aby dokładniej się rozejrzeć. Po prawej jest sklep, to pewnie tam ktoś rozmawia. Jedziemy dalej.
I co o tym wszystkim sądzić ? Może faktycznie stało się coś niedobrego. Tym bardziej prawdopodobne iż już kilka dni temu musiał odejść od komputera aby pomóc komuś z rodziny. Może się tego kiedyś dowiem, może nie. W każdym razie źle się z tym czuję. Jeśli to tylko przez obrażenie, złość - to kolejny cios. Nigdy nie spodziewałbym się tego. Dajmy trochę czasu. I tak nic innego nie pozostaje.

Ciemność zawładnęła już zupełnie. Ulice spowite dymem z ogrzewania mieszkań. Na kolejnym skrzyżowaniu znów ten wołający głos ... patrzę w lusterko - kolega coś krzyczy przez okno. Wychylam się a on mówi że już wcześniej chciał mi coś powiedzieć i woła mnie na poprzednich skrzyżowaniach ... Przełączam na moment światełko na radio i pytam,
- o co chodzi ? A on:
- a nic - tylko my jeździmy. Wszyscy już skończyli. No tak, ale czy to takie ważne ? Nie wiem, o co mu chodziło. Tuż przed 20-stą, bardzo zmęczony - nie podjąłem próby dowiedzenia się co tak na prawdę chciał mi powiedzieć. A może powinienem ? Poczuł się urażony, niedoceniony ?

No nic - jutro godzinny wykład (temat fajny więc lubię go prowadzić), a potem do domku. Muszę wymienić dętki w rowerze. Powinienem zdążyć zrobić przynajmniej jedną. No i zaległości w czytaniu też są ...
Dobranoc zatem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz