niedziela, 11 listopada 2007

Podwójny egzamin.

W sobotę, kolega poprosił o przeprowadzenie egzaminu wewnętrznego. Trochę znienacka, ale już wiecie - iż lubię je przeprowadzać więc zgodziłem się natychmiast. Z uwagi na fakt iż nie miałem akurat Punta - zamieniliśmy się za auta. Jeszcze nie miałem okazji pracować na jego aucie, więc ciekaw też byłem i tej strony wrażeń/odczuć.

osoba egzaminowana: kobieta,
wiek: 22-26 lat,
znaki szczególne: głęboki makijaż (nie przypadł mi do gustu),

Na początku plac manewrowy, który zaliczyła bezproblemowo. Ruszanie na wzniesieniu także. Nabrałem pierwszy łyk zaufania do jej jazdy i wyjechaliśmy na miasto. Pierwszą pułapkę (skręt na strzałce S2) pokonała bezbłędnie. Skrzyżowanie o ruchu okrężnym także, choć o mało nie wymusiła pierwszeństwa. Ale co tam - skoro nie wymusiła to nie ma błędu. Pomyślałem nad tym chwilkę i przeszedłem do obmyślania kolejnych zadań.
Tymczasem ona zaczyna monolog - Jak to dobrze, że przeprowadzamy takie egzaminy. To bardzo pomaga w zdaniu egzaminu państwowego - powiedziała i spojrzała na mnie. Co jak co, ale wyraz kamiennej twarzy to mam opanowany i wyćwiczony. I taki właśnie był. 0 % zainteresowania jej nie zniechęcił jednak.Zaczęła mówić dalej, lecz przerwałem i poprosiłem o skupienie się na prowadzeniu auta. Stanowczy, zdecydowany głos uciął jej monolog. Ile razy już musiałem tak interweniować ... zwłaszcza kobiety starają się rozluźnić atmosferę. I sądzą, że mnie pokonają, a są w błędzie. Trafiają na ścianę, mur którego nie są w stanie przebić :)

Kilkanaście dni temu, w mieście zmieniono drogę dwukierunkową na jednokierunkową. Postanowiłem sprawdzić osobę zdającą tam. Dostała polecenie skrętu w lewo. No i pierwszy błąd. Skręciła będąc przy środku jezdni. Nie mówiłem jej o błędzie, bo umówiliśmy się na początku egzaminu, że poinformuję ją wtedy gdy egzamin będzie już niezaliczony. Ustawienie jej auta było błędne, lecz za to nie ma wyniku negatywnego.

Jedziemy dalej. Manewr zawracania ok. Wracając, w tym samym miejscu (na drugiej jezdni - dwukierunkowej) jadąc na wprost pojechała będąc przy lewej krawędzi. Na szczęście nikt nie jechał z przeciwka ani z bocznej drogi - a na jezdni nie było wymalowanych linii. W tym momencie, było już po egzaminie. Z uwagi na fakt iż wjeżdżaliśmy za chwilę na największe skrzyżowanie w mieście, nie informują jej natychmiast o ów fakcie. Ponadto, na skrzyżowaniu najeżdża lewą stroną pojazdu na ciągłą linię (P2). Na kartę egzaminacyjną trzecia już N-ka. Spory ruch, więc jeszcze moment i za chwilę się dowie.

W końcu możemy bezpiecznie zatrzymać pojazd. Włączamy światła awaryjne i:
- Przykro mi, ale egzamin jest zakończony w tym momencie. Wynik negatywny - mój surowy głos zdaje się tryumfować. - Dlaczego ? Jak to ? - równie zdecydowanie zapytała. Kiedy omawiałem ustawienie pojazdu i wybór pasa ruchu na skrzyżowaniach, stale przytakiwała. Czyli wiedziała dlaczego, lecz postanowiła walczyć jeszcze stawiając zdecydowanym głosem pytanie. Gdy dodałem jeszcze fakt najechania na linię ciągłą (także potwierdziła), jej ton się zmienił na łagodny i subtelny.

I to chyba tyle. Egzamin się zakończył, a mnie jeszcze przez pewien czas zastanawiała jej reakcja na oznajmienie wyniku negatywnego. Czyżby sądziła iż to umknęło mojej uwadze ? Co prawda, nie notowałem na bieżąco tych jej błędów (to taki specjalny chwyt stresujący jeszcze bardziej osobę zdającą), lecz na karcie wszystko uzupełniłem po zatrzymaniu pojazdu.

Co chciała osiągnąć rozpoczynając dyskusję ? Poluzowanie atmosfery ? Przychylne spojrzenie na jej dokonania ? Wybaczenie pewnych potknięć ? Znalezienie wspólnego języka ? Pewnie wszystkiego po trochę. W momencie, kiedy przerwałem jej te próby pewnie pomyślała o mnie jak o bezwzględnym draniu. Jeśli komuś aż tak bardzo zależy, możemy zamienić zdanie, dwa - ale już po egzaminie.
Zapomniałem dopisać, iż na samym początku poinformowała mnie że jest w ciąży, więc będzie kierować bez pasów. Być może to był jej wstęp do próby dialogu podczas jazdy.
A jaka była zaskoczona, gdy poprosiłem o dowód tożsamości. Skoro podchodzimy do tego na poważnie, to od początku do końca. Jestem służbistą ? Skoro instrukcja wyraźnie mówi, jak należy przeprowadzać takie egzaminy, to tego się trzymam. Chyba lepiej dać porządną lekcję na wewnętrznym i przygotować klienta do egzaminu państwowego.

Często po takich egzaminach pojawiają się głosy iż jestem tym, który nijak nie daje się zmiękczyć.
Zdecydowana większość to ceni jednak.

10 komentarzy:

  1. Ty to jesteś... ;P

    A to ty musisz znać te wszystkie literkowo-cyferkowe oznaczenia znaków np. strzałka S2 czy jakieś D5 i B17?
    Nazwy znaków można zapamiętać ale ty symbole? :(

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie. Kolejny co ma mnie za drania bez serca :P

    Jeśli chodzi o symbole - nie muszę ich znać. Ale obracam się tak często wśród nich, że samo się zapamiętuje :)

    Natomiast nazwy znaków to już trzeba umieć. I to dokładnie tak jak jest w kodeksie :))

    OdpowiedzUsuń
  3. I zapomniałem jeszcze dopisać: znajomość oznaczeń znaków (a także nr artykułów) przydają się przy ewentualnych rozmowach z policją - a zwłaszcza z przystojnymi policjantami :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przystojni policjanci w drogówce?

    Ja ostatnio spotkałem przystojnego w tureckim barze, ale to był kot z prewencji. I starszemu koledze się jeszcze chwalił, że umówił się ze znajomą na - cytuję - kolację ze śnaidaniem :P

    OdpowiedzUsuń
  5. To zapraszam do mojego miasta :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmm ale dlaczego nie chciałeś pozwolić jej na rozluźnienie atmosfery? Czy chodzi o to, że na egzaminie państwowym egzaminatorzy nie wdają sie w pogaduszki (bywa chyba różnie?), czy może ma to jakiś inny cel?

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak - na egzaminie bywa różnie. Ja przyjmuję zawsze najgorszy wariant - czyli egzaminator jak grobowiec milczący. Nie może być mowy o rozluźnieniu atmosfery. Na egzaminie wewnętrznym ma być trudniej niż na państwowym.

    Ponadto, ludzie rozmawiając popełniają więcej błędów ...

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie na egzaminie było gorzej - egzaminator nie milczał jak grobowiec, tylko co chwilę prawie mi wymyślał od debili :O
    Ale i tak zdałem :D Choć wyjątkowo dużo wysiłku kosztowało mnie zachowanie spokoju

    OdpowiedzUsuń
  9. Az mnie korci zeby skomentowac ,i zrobie to.Tez jestem straszną gadułą,i gadałam cały czas jadac autem.Póżniej zorientowałam się,ze paplajac robiłam mnóstwo błędów.Ale pewnie sama nie wpadłabym na to....myslałam ,ze gadanie mnie rozluznia.Teraz jadac z moim instruktorem staram sie skupic na jezdzie i" zamykam się na klucz"Ale nie robiłam tego ,aby przypodobac sie instruktorowi,ale jakos glupio sie czułam kiedy oboje milczelismy.Nawet kiedys przyniosłam tasmę klejącą i zasugerowałam,ze zaklejam buzię.Z czasem przywykłam do nic nie mówienia i jest o niebo lepiej.Pozdrawiam Cie Pszczółek cieplutko i wszystkich komentujących.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapomniałam dodac i prosic Cie o nowe wpisy,bo zaliczyłam blooga 2 razy i ciekawa jestem co u Ciebie obecnie.Super piszesz.A instruktorem jestes pierwsza klasa.

    OdpowiedzUsuń