piątek, 12 sierpnia 2011

Wybuchowy misz-masz - kursanci

Kontynuując wcześniejszy wątek, dziś o kursantach. Opisane poniżej punkty nie dotyczą wszystkich kursantów oczywiście, lecz często mają odniesienie do większej ich grupy.

  1. mają swoją wizję jazdy, która jest przenoszona "z pokolenia na pokolenie". Tzn jeżdżą z kimś przed kursem, napatrzą się jak inni jeżdżą, przychodzą na naukę i próbują powielać te "idealne wzorce". Instruktorzy wtedy dwoją się i troją, by wyeliminować błędy ...
  2. nie słuchają, co się do nich mówi. I nie mam na myśli stresu, chwilowych "białych plam", tylko ogólnie - nie słuchają uwag, rad i wytycznych. Spora grupa ludzi przychodzi na kurs, bo ktoś im zafundował, lub po prostu zmusił. Z takimi osobami praca jest ciężka (ktoś nie chce się nauczyć, robi wszystko na siłę) i najczęściej nie kończy się sukcesem.
  3. faceci często próbują uodpornić się na nową wiedzę wymówkami typu: "przyzwyczaiłem się do kierowania jedną ręką - tak jest Mi wygodniej" (celowo Mi - by podkreślić wysoką samoocenę). Rozśmiesza mnie to tłumaczenie, bo jak można mieć przyzwyczajenie w wieku 18-19 lat ? Ponadto, Jego wygoda (!) ma tu małe znaczenie ...
  4. późno odwołują jazdy. Rozumiem, że może coś wyskoczyć, że są ważniejsze sprawy, obowiązki. Ale są też telefony, a czas jest dziś cenniejszy niż kiedyś.
  5. co innego, że jak już dzwonią - to albo po 19.00, albo w sobotę - niedzielę. Wkurza to, bo to jest mój czas wolny, nie chodzę wszędzie z kalendarzem, a od pewnego czasu po prostu - nie odbieram wtedy telefonów :)
  6. są niesłowni. W ogóle, nie potrzebnie obiecują odwdzięczanie się za pomoc w nauce, zaangażowanie instruktora i w efekcie zdany egzamin. A obiecują od czekoladek po alkohol :) Wystarczającym pocieszeniem jest zdany egzamin, fakt iż uczy się kursanta właściwą metodą z dobrym efektem, pozytywna opinia i przyciągnięcie kolejnych klientów. 

Kiedyś zdarzały się pojedyncze przypadki przybycia nietrzeźwych kursantów, ale ostatnio przynajmniej ja - nie mam z tym problemów. 

13 komentarzy:

  1. To ja bym jeszcze dodała, nieodpowiednie obuwie do jazdy. niestety muszę się tu opowiedzieć przeciw swojej płci, ale szpilki nie są dobre do nauki jazdy, podobnie jak japonki czy jakieś klapki.
    A przybycie na jazdę z lekko skręconą nogą te zaliczasz do błędów kursanta? ;>
    A teraz odniosę punkty powyżej do siebie, co mnie dotyczyło a co nie ;)
    1. Nie
    2. Nie
    3. Nie
    4. Nie, nigdy nie odwołałam, a raz chyba powinnam.
    5. Nie. To znaczy nie służbowo, prywatnie owszem.
    6.Hmmm, zależy jak na to spojrzeć. Jako instruktorowi nic nikomu nie obiecałam, a prywatnie, cóż... życie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ze skręconą nogą/kostką lepiej odwołać jazdę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam, że powinnam wtedy odwołać ;) Chociaż w sumie po co mi lewa noga w samochodzie? Była taryfa ulgowa i instruktor trzymał sprzęgło jak była potrzeba :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A co do obuwia - nie mam z tym problemu, kursantki zakładają odpowiednie buciki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, że mieszkasz tak daleko. Czasem sobie myślę, że chyba bym się złamał i zaryzykował kurs jazdy z takim instruktorem jak Ty :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do punktu 3 raz jeździłam z takim kolesiem i obserwowałam sobie jego jazdę siedząc na tylnym siedzeniu i to samo jedna ręka na kierownicy i myśli ,że jest mistrzem szos.Instruktor się wkurzał i upominał ,żeby obie ręce trzymał tam gdzie trzeba.Mnie też się takie zachowanie nie podobało, bo niestety ale jak się nie jest doświadczonym kierowcą to łatwo o wypadek.A Tomku czy Twoje kursantki mylą stronę prawą z lewą ? :) Na pierwszych jazdach w mieście miałam zmienić pas i spojrzeć się w lusterko prawe a spojrzałam w lewe....na to instruktor się zaśmiał i powiedział ,że jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się ,żeby kobieta nie pomyliła prawej strony z lewą.Ale na szczęście tylko na początku się myliło,później już tylko lepiej.
    A co do obuwia to zawsze adidasy nosiłam,bo najwygodniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak, kobiety często mylą kierunki jazdy. Mogłem to dopisać do punktów powyżej, ale wystarczy tu - w komentarzach.

    OdpowiedzUsuń
  8. jeżeli chodzi o punkt 6 to jedź ze mną do Torunia, a obiecany alkohol będzie, jak zdam :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. jak nie zdam też będzie, a co!

    OdpowiedzUsuń
  10. To teraz moja kolej...
    1.Nie, nie miałem swojej wizji prowadzenia samochodu. Na kurs poszedłem zupełnie zielony (jeśli nie liczyć, jakichś tam 2-3 godz. jeżdżenia z kolegą po jakimś placu...), więc instruktor miał, z jednej strony - pole do pokazania swoich umiejętności nauczania, drugiej zaś brakowało mi tych dobrych (jak np. rozglądanie się przy dojeżdżaniu do skrzyżowania) co instruktorowi czasami (a zwłaszcza w pierwszych godzinach wspólnych jazd ciężko było wyegzekwować...
    2.zdarzało mi się, że instruktor mówił... „przecież jeździliśmy tą drogą...”, „przecież pokazywałem Ci to kilka razy...” ale jeśli chodzi o nastawnie, to bardzo zależało mi na tym, by nauczyć się jeździć i zdać egzamin, więc dawałem z siebie tak dużo, jak tylko w tamtym okresie mogłem dać...
    3.Absolutnie nie. Bylem zupełnie jak „carte blanche”. Co do kierowania jedną ręką, zwłaszcza przy skręceniu tego niemal wymagał ode. mnie instruktor. Przyznaję, że początkowo skręcałem „na dojenie krowy” ale i do dzisiaj nie jest to moja najmocniejsza strona. Parkując samochód (np. pod supermarketem) i skręcając jedna ręka, prawie zawsze (99%) samochód nie stoi idealnie równolegle do wytyczonych linii, tylko lekko skierowany w lewą stronę.
    4.Nigdy nie odwołałem jazd. Jeździłem nawet z krwawiącą nogą (o czym instruktor nie wiedział, nawet nie dał mi dojść do słowa, jakiekolwiek uskarżanie się na złe samopoczucie uznawał za mało męskie. Na obronę przyznam, że zaplanowane tego dnia jazdy spędziliśmy na placu manewrowym... raz nie przyszedłem na lekce teorii i instruktor był zdegustowany taką postawą kursantów oraz tym, że siedział sam, przez kwadrans a później pojechał do domu. Od tamtej pory nie opuściłem ani jednej godziny i na lekcje teorii przychodziłem tylko ja i byliśmy razem (co na marginesie bardzo mi odpowiadało, bo: instruktor prezentował ten typ urody, który szczególnie lubię i hm... nie miałbym nic przeciwko, gdyby nasza znajomość nabrała także innego wymiaru... na marginesie dodam, że na wdzięki moich koleżanek też był całkowicie obojętny.
    5.Nie pamiętam, żebym dzwonił do niego... a jeżeli już to z pewnością o jakichś ludzkich porach.
    6.Ja byłem słowny. Jeżeli umawiałem się na godz. 15.00 , w okolicach dworca PKS, to o 14.55 już tam stałem. Jeżeli obiecałem, ze kupię mu saaba, to bym go kupił... (akurat w tamtym czasie, kiedy robiłem kurs Toto-lotek miał mega kumulację, coś około 40-50mln. Zaczęliśmy rozmawiać o tym, co byśmy kupili za takie pieniądze... obiecałem mu, że jeżeli wygram kumulację, to w nagrodę za poświęcenie kupie mu tego upragnionego saaba). Po zdanym egzaminie otrzymał ode mnie nędzną beczkę piwa (taką małą ok. 5 l.). Niestety nie widziałem jego miny, bo prezent został dostarczony na jego adres domowy kurierem.

    M.

    OdpowiedzUsuń
  11. No to byłeś przykładnym kursantem :) A to się chwali !

    OdpowiedzUsuń