wtorek, 10 kwietnia 2018

Częsty błąd

Prozaiczny wydawałoby się, ale trochę kosztowny (140 zł). Mianowicie - chodzi o kwestię włączania świateł na placu manewrowym. Kursanci najpierw włączają światła, a dopiero potem robią całą resztę. Jak łatwo się domyślić, jeśli większość z nich zastosuje taką kolejność - akumulator po najwyżej miesiącu nadaje się do wymiany.

Włączenie najpierw świateł a dopiero potem ustawianie fotela, lusterek i tego wszystkiego jest...beznadziejnym posunięciem. Akumulator, który i tak co chwilę dostaje mnóstwo kopniaków (najgorzej jak ktoś próbuje uruchomić auto na biegu z wciśniętym hamulcem - po kilku takich próbach bateria wręcz pęcznieje i nadaje się do wyrzucenia) powinien być szanowany, bo kosztuje nie małe pieniądze. Niestety instruktorzy pracując na firmowych (a więc nie swoich) autach mają to gdzieś i uczą zachowań "na małpę" - zawsze włącz światła - będziesz mieć spokój. Im wcześniej to zrobisz tym mniejsze ryzyko że zapomnisz... (jakie to głupie...)

I to nic że świeci oślepiające słońce - takim kursantom wpaja się, że muszą włączyć światła mijania - nie rozumieją i nie widzą potrzeby korzystania z nowoczesnego oświetlenia do jazdy dziennej w technice led. Jakże często słyszę (...) kazał włanczać światła na trzy razy do przodu... (pisownia celowa). Zauważyłem, że spora część kursantów od niego nawet nie wie jak te światła się nazywają - po prostu mechanicznie przekręcają "na trzy razy do przodu"... ratunku...


Na szczęście, nie jestem sam na placu boju. Wyobraźcie sobie, że w "moim" WORD-dzie coraz częściej egzaminatorzy oblewają właśnie za kolejność - czyli jeśli ktoś najpierw włączy światła, a potem silnik - ma błąd (tabela nr 4 do rozporządzenia w sprawie egzaminowania[...], pozycja 2, pkt 1 i 2). Wiem że nie powinno, ale cieszy mnie to...

A już szczytem była pewna pani, która ostatnio na egzaminie wykazała się nadgorliwością. W piękną, słoneczną pogodę chciała być bardziej święta od papieża i ... włączyła światła - zamiast spokojnie nie ruszać dźwigni i zostawić led-y do jazdy dziennej ona włączyła "na trzy razy do przodu". Ale, biedna kobicina nie zauważyła że owa dźwignia była lekko odepchnięta od kierownicy i w efekcie włączyła - ale zamiast świateł mijania - drogowe. Oczywiście nie popatrzyła na zestaw kontrolek znajdujący się 40 cm przed jej wielkimi oczami dodatkowo wspomaganymi okularami, który wręcz krzyczał że coś jest nie tak. Nie zdała, nawet nie wyjechała z placu. I dobrze, szkoda że egzamin kosztuje tylko 140 zł...

13 komentarzy:

  1. nie pamiętam już jak mnie uczyli ale faktycznie jakoś się te światła od razu załączało chyba, żeby nie zapomnieć. Teraz też tak robię ale już się nie muszę bawić do dopasowaniem fotela i innych pierdół.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś nie było świateł do jazdy dziennej, to inne czasy Polly :)

      Usuń
    2. no coś Ty 10 lat temu już były :D

      Usuń
    3. Ale w autach egzaminacyjnych? U nas od dwóch lat dopiero....

      Usuń
    4. hmmm no to mnie teraz zażyłeś. Ja jeździłam na nowiutkim punto grande 2007 zdaje mi się, że tam były ale głowy nie dam ... w sumie palca też nie ;D

      Usuń
    5. Hmmmm, mogły mieć, choć nie wiem sam... U nas od dwóch lat jak mówiłem...no, ale wiesz gdzie mieszkam :P

      Usuń
  2. Ja jeżdżę rowerem zawsze na światłach, mam zresztą dynamo w piaście, tak to się chyba nazywa ;)
    Nie wiedziałem, że za światła oblewają, ale jak ktoś zimą, przy ostrym mrozie, najpierw światła włączy, a potem próbuje odpalać na słabym akumulatorze, to szybko się nauczy :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ale to w zimie wymaga myślenia. A to niesamowity deficyt obecnie.

      Usuń
  3. Na szczęście u 979 i, ostatnio, bo często z nim jeżdżę, 230, wpajam rozsądne używanie świateł. W zasadzie to 979 się nauczył, że światła włączamy ostatnie, czasem nawet po ruszeniu z pod bloku, podobnie przy zjeździe, jak wjeżdża na parking, to już napieram by je wyłączył, wszak warto swój aku oszczędzać.
    Zresztą co już pisałem, wiele nawyków niewłaściwych musiałem po kursach korygować u tych, z którymi jeżdżę. Teraz na tacy jest 230, który jest mistrzem wpadania we wszelkie dziury. No jakoś to się posuwa do przodu, ale b. opornie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale co, trzyma się prawej czy po prostu celuje w dziury?

      Usuń
    2. Trzyma się środka pasa, gdzie, z powodu dużego zużycia, często jest najgorszy asfalt i występują częściej niż gdzie indziej dziury. Jadąc tak jak zdecydowana większość kierowców nie trzeba celować w dziury, po prostu się je zalicza, jedna za drugą.

      Usuń
  4. ...a miałem już pytać o to, czy mają włancznik...

    OdpowiedzUsuń