środa, 29 sierpnia 2018

Jest cudnie...

Wypadek w Szaflarach o którym było ostatnio głośno, skłonił mnie do małego podsumowania. Także z tego powodu, jak wiele osób mówi o problemie szkolenia i egzaminowania kandydatów na kierowców. Oczywiście temat za chwilę przycichnie i nic się nie zmieni, ale z mojej perspektywy sprawa wygląda tak.

Już na samym początku kursu na prawo jazdy, szkoły walczą o klienta. I dobrze. Gorzej, że robią to najczęściej za pomocą ceny. Niestety im taniej, tym gorzej. Skraca się czas jazdy, nie robi się wykładów - nie wyjeżdża się poza miasto za to często bywając na placu manewrowym. Dlaczego? Bo tam auto spala najmniej benzyny, a przecież walczymy ceną...

Instruktorzy zarabiający grosze nie mają motywacji aby na poważnie zająć się szkoleniem, śledzeniem trendów i zmieniających się przepisów. Idą na łatwiznę, także dlatego że dzisiejszy kurs ma być szybki, tani i bezstresowy. Bezstresowy - dziś nie można wymagać zbyt wiele, bo kursant się "stresuje".


Kolejny grzech to egzaminy wewnętrzne. Zgodnie z przepisami aby podejść do egzaminu państwowego należy najpierw zdać w ośrodku. Tylko kto robi egzaminy wewnętrzne? Zapytajcie znajomych którzy robią kursy - ilu z nich miało takie egzaminy w ośrodku szkolenia?

Podczas szkolenia kursant po raz kolejny dowiaduje się, że jeśli zatrzyma się przed strzałką warunkową, lub znakiem stop to kierowca z tyłu będzie trąbił i go poganiał. Na ograniczeniu do 40 jedziesz 40? Tylko najwięksi frajerzy tak robią, a nikt normalny nie respektuje ograniczeń prędkości. Tak samo jeżdżą domownicy, których kursant obserwuje od dawna...

Nawet policja nie przestrzega ograniczeń prędkości, ani nie reaguje na wiele wykroczeń. Więc po cholerę się starać? Olać to tak, jak robi większość (nie licząc czepiającego się egzaminatora).

Nadzór nad ośrodkami to kolejna abstrakcja. Kontrole są zapowiedziane, więc co to za nadzór? Nikt kursanta nie pyta czy miał egzaminy wewnętrzne, czy je zdał, czy chodził na wykłady, czy miał jazdę w trasie - nikt tego nie kontroluje, więc szkoły jazdy produkują mnóstwo papierów - ale nic z nich nie wynika.

Kursanci jak byli nieprzygotowani, tak są nadal - bo gdy się proponuje jazdy dodatkowe to można spokojnie przejść do innej firmy i tam bez problemu wydadzą zaświadczenie o ukończeniu kursu. Gdy niedawno oblałem totalną "łamagę" na wewnętrznym, zaśmiała mi się w twarz, a następnego dnia już była u innego instruktora, który nie zawracał sobie ani jej głowy jakimś egzaminem wewnętrznym. I oczywiście pozwolił jej na zapisanie się na egzamin państwowy...

Czasem się zastanawiam jak długo jeszcze wytrzymam w tym systemie powiązań i beznadziejności. Mam ochotę założyć własną firmę, ale gdy widzę ceny kursów na mieście to mi się odechciewa...


17 komentarzy:

  1. Zawsze porównuję pływanie w morzu, choćby Bałtyku i jazdę po ulicach. Ciekawe, że mimo liczności ludzi nad morzem relatywnie ich się znacznie mniej topi (bez tych nietrzeźwych to marginalna sprawa), jak ginie na ulicach. Skąd w takim razie taki rozbudowany, a przynajmniej działający, instynkt samozachowawczy u ludzi, którzy nie umiejąc pływać nie lgną do morza, a tylko do kolan względnie do pasa się zanurzą, a jego brak w przypadku wyjazdu na drogę autem, gdzie nawet szybciej można zginąć?
    Może tak być, że to przepisy, moda i inne czynniki wpływają na zaburzenie tego naturalnego instynktu samozachowawczego. Wprowadzenie przepisu i trąbienie o nim w mediach, że ludź na przejściu dla pieszych jest jak w osłonie betonowej, w której nic mu nie grozi skutkuje masowym wchodzeniem na przejścia w ogóle nie oglądając się już tylko w lewo, o prawej stronie to już nie wspomnę.
    Na plaży nie ma komunikatów:
    - płyń, państwo Cię uratuje śmigłowcem; ratownicy tylko czekają, aż się zaczniesz topić.
    Nie unikniemy też tego, że tam gdzie ludź płaci i nas finansuje, tam go nie wyciepniemy. Pisałem o tym, nawet tu u Cb. w komentarzu kiedyś. Podobnie jest dziś ze szkolnictwem, które dostaje kasę za głowę ucznia. W pobliskim miasteczku jest jeszcze szkoła dla debili. Niestety mimo głupienia społeczeństwa, młodzieży zwłaszcza, szkole tej grozi widmo zamknięcia, bowiem inne nie oddają debili do niej, bo stracą kasę. I w ten sposób za chwile się okaże, że młodzież jest u nas wybitnie zdolna, bo zamknięto szkołę dla debilków.
    Niestety, to morze, rynek pracy, czy droga weryfikuje brutalnie nasze umiejętności. Może Ci kursanci są wdzięczni Tb. za naukę, ale nie wiesz o tym, bo zwyczajnie tego nie mówią, nie przekazują info.
    No i na koniec jeszcze poziom egzaminatora, który wybiegł z auta zatrzymać pociąg, którego droga hamowania to (przyjmijmy, że tam było) 500m (przy wyższych prędkościach to wrasta). Kto jak kto, ale egzaminator, instruktor powinien mieć wiedzę, czemu przejazdy kolejowe są obwarowane takimi obostrzeniami dot. wjazdu na nie. Dobrze, że się tam nie położył na torach, by skłonić maszynistę do krótszej drogi hamowania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obejrzałem dopiero teraz filmy z wypadku w necie i ostatnią część odnośnie wybiegnięcia i ostrzegania maszynisty wycofuję, bowiem takie coś nie miało miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawa uwaga z tymi cenami kursów. To znaczy wiem, że różnią się u mnie np. nawet o kila set złotych ale nie sądziłam, że potem taki tani kurs właśnie odbywa się w sumie w obrębie ośrodka.

    Egzaminy wewnętrzne ja 10 lat temu jeszcze zdawałam i dopiero potem mogłam się zapisać na państwowy.

    Jeśli chodzi i zieloną strzałkę mówiąc potocznie to potwierdzam, że moi dwaj instruktorzy (jeden lat 60 drugi wtedy miał coś około 34 lat) tak właśnie mnie uczyli. Z "L"-ką mam się zatrzymać a jak już będę miała prawko mam się nie zatrzymywać. Potwierdzam.

    Co do Policji to też prawda, że naginają przepisy jak tylko się da. Zatrzymują się tam gdzie nie wolno, zawracają gdzie nie wolno, i przekraczają prędkość też nagminnie. No i wiele innych których wolałbyś nie wiedzieć :D

    Co do nadzorów to wszędzie jest to samo. U mnie też wszelkie audyty i kontrole są zapowiadane. Dotyczy to chyba wszystkich branż. Czasem się zastanawiam kogo w ogóle się kontroluje z zaskoczenia jak każdy jest uprzedzany.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kłaniają się nam efekty zachłyśnięcia neoliberalizmem.

    OdpowiedzUsuń
  5. a propo filmu proud : na outfilm.pl jest z napisami po polsku pozdro

    OdpowiedzUsuń
  6. Ooooooooooooooo, dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No właśnie, to pewnie wiele elementów, które się na to składa, że jazda bywa niebezpieczna. Wiadomo, im tańszy kurs, tym może łatwiej o klienta, ale też klienci czasami wolą taniochę, bo muszę sobie nową plazmę kupić i nie chcą za wiele na kurs wydać ;)
    Brak kultury jazdy w Polsce, wiadomo. Nie mówię, że wszyscy jeżdżą jak dzikusi, ale tych porąbanych widzi się, bo na resztę nie zwraca się uwagi. Chamstwo w wielkiej furze nadal pozostaje chamstwem. Myślę, że u Ruskich jest jeszcze gorzej. Ja nie spotkałem się jeszcze z czymś takim, że ktoś trąbi, jak się staje, czy zwalania przed strzałką warunkową, ale też już dawno nie jeździłem w Polsce ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytam Tomku Twoje wnurzenia dotyczace nauki jazdy...i jedno mi tylko przychodzi na mysl...oby bylo wiecej takich instruktorow ak Ty!

    Dostalam karteczke, dziekuje bardzo, ciesze sie bardzo, ze byles w tak milym towarzystwie! pozdrowienia dla podroznikow, kiedy zawitacie do Warszawy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę że kartka doszła, od razu wiesz gdzie zrobiłem to zdjęcie :) A do Warszawy - nie wiem, ale miło że pytasz :)

      Usuń
  9. Niestety teraz dużo młodych osób, które zdają prawo jazdy, tak naprawdę nie potrafią zachować się na drodze.

    OdpowiedzUsuń
  10. Te bezstresowe wychowanie zrujnuje nas wszystkich. Bardzo podobnie jest w szkole. Jeśli będziesz stresować, wymagać to rodzice przeniosą dziecię do innej placówki gdzie jest "o niebo lepiej". Sami rujnujemy ten kraj, każdy po kawałeczku ...

    OdpowiedzUsuń