środa, 12 marca 2008

Codzienność.

Ostatnie dni w pracy to wyścig z czasem. Mnóstwo nowych ludzi, bardzo dużo kursantów. Sale wykładowe pękają w szwach, a instruktorzy są przepracowani. Ciekawe czym taka lawina klientów jest spowodowana.

Do mnie trafili akurat tacy, którzy od razu zastrzegają iż nigdy nie mieli kontaktu z pojazdem, nie jechali nawet rowerem ... Na początku niczego nie podejrzewałem, ale ostatnio zastanawia mnie ten fakt. W zasadzie początek kursu i tak jest identyczny dla osób jeżdżących już wcześniej jak i dla tych którzy pierwszy raz zasiedli za kierownicą. I tak rozpoczynamy pierwsze godziny kursu z taką osobą która "nigdy nie jechała" wcześniej i okazuje się, że biegi potrafi zmieniać sama, wie po co jest sprzęgło a i wiele spraw technicznych zna. Dla mnie to oczywiście tylko lepiej, a skupić możemy się na innych sprawach.

Tymczasem sporo dziś pracowałem z osobami w środku kursu. To świetna okazja (15-16 godzina szkolenia), by wyjechać poza miasto. Prędkość nie była zbyt duża, gdy zbliżaliśmy się do punktu kontroli drogowej zorganizowanej przez straż graniczną i policję. Pachołki, znaki, ograniczenia prędkości - wszystko ładnie oznakowane i prowadzące niemal jak za rękę kierowcę. Tuż za nami podążał jakiś pojazd, a policjanci postanowili go zatrzymać. Gdy kursantka zobaczyła tarczę do zatrzymania (dla mnie jednoznaczny był gest policjanta), najchętniej przejechałaby go. Temat kontroli drogowej był na wykładach, ale czy ona na nim była ?

Na sam koniec jazd osoba na trzeciej godzinie, a jeżdżąca lepiej niż ta poprzednia. Po tylu godzinach, praca z osobą której nie trzeba dwa razy powtarzać tego samego to czysta przyjemność. Z takim klientem można sporo osiągnąć, lecz i próg oczekiwań szybko wzrasta ...

4 komentarze: