Nie wiem, czy dziś nie popełniłem błędu mówiąc wprost co sądzę n/t jazdy jednej z osób szkolących. Ale po kolei.
Osoba ta uczyła się u kolegi, który stażem jest o wiele bardziej doświadczony niż ja. Niestety, kursantka (bo o niej mowa) już trzykrotnie nie zdała egzaminu i zwróciła się do mnie o pomoc. Znamy się, ponieważ razem pracowaliśmy wcześniej. Oczywiście nie odmówiłem i zaczęliśmy jeździć. I tu zaczęły się problemy. Jej instruktor prowadzący (a mój kolega) chwalił ją, a nawet powiedział że nie ma co z nią ćwiczyć - tak dobrze jeździ. Po tych słowach, kiedy odbyliśmy pierwszą jazdę - byłem bardzo zaskoczony tymi błędami, których nie brakowało. Naturalnie nie dałem tego po sobie poznać, sądziłem też iż jest to spowodowane stresem, innym autem. Pozostawiłem to więc bez specjalnego komentarza.
Na kolejnych godzinach było nieco lepiej, ale wciąż daleko do bezbłędnej, sześćdziesięciominutowej jazdy. A błędy były dość poważne: wymuszanie pierwszeństwa na pojazdach i pieszych (skrzyżowania i przejścia). Do tego mierna technika kierowania i bardzo dynamiczna jazda. Plac manewrowy raz "wychodził" a raz nie. Ponad 4 godziny które tam spędziliśmy później przyniosły jednak pożądany efekt. Pozostało miasto - umówiliśmy się, że na ostatniej godzinie ze mną zrobimy egzamin wewnętrzny. Kursantka wie co to takiego, ponieważ przechodziła to już przy końcówce godzin kursowych.
Egzamin rozpoczęliśmy rano, o 9.00. To był koszmar. Takiej ilości błędów już dawno nie widziałem na wewnętrznym. Technika jazdy polegała na tym, aby "zabić" silnik, skrzynię biegów i sprzęgło. Kierunkowskazy ? A po co je używać ? Kilka prób wymuszeń pierwszeństwa w ciągu niecałych 40 minut. Byłem załamany.
W zasadzie, to nie wiem jak nazwać taką jazdę. I nie mam pojęcia z czego ona wynikała. Naturalnie egzamin wewnętrzny był niezaliczony. Pod koniec powiedziałem co sądzę na ten temat. Spokojnie, ale konkretnie. Bo wg mnie taka jazda jest bez sensu ! Czy to źle ? Sam już nie wiem. Kursantka z płaczem wysiadła z auta. Z płaczem, ponieważ usłyszała gorzkie słowa. Ode mnie.
Cały dzień zmącony był tym porankiem. Nie wiem, czy dobrze zrobiłem. Wspomniałem o kilku zaletach jej jazdy, ale wad było wiele więcej. Lepiej aby się dowiedziała o nich na kursie czy na egzaminie ? No i ta opinia jej instruktora - dla mnie zupełnie niezrozumiała. Nie rozmawiałem z nim, ponieważ on pracuje także w innym zawodzie, więc nie "złapaliśmy się". Inny kolega z którym rozmawiałem na jej temat podziela moją opinię (a nim także jeździła).
I jak potoczy się to dalej ? Wydaje się, że kursantka widzi we mnie wroga. Wywnioskowałem to po wiadomości, którą dostałem po pewnym czasie od niej. Chciałem pomóc, wyszło inaczej (?), cieszę się że nie wziąłem za to ani złotówki. Szkoda, że tak się skończyło ... Mam wyrzuty sumienia. Ktoś cierpi przeze mnie.
Tomku, nie możesz się tak tym przejmować! Nie zrobiłeś jej na złość, tylko oceniłeś jej umiejętności!
OdpowiedzUsuńCzy byłoby lepiej, gdybyś ją chwalił albo milczał a potem czekał aż znowu przyjdzie po kolejnej oblewce?
Rolą nauczyciela jest ocena - raz pozytywna, raz negatywna!
Jeśli zaś ona nie potrafi przyjąć prawdy o swoich umiejętnościach, to trudno. To jej problem. Nie jesteś jej psychoterapeutą.
Niech się cieszy, że usłyszała opinię spokojnego faceta - ja bym od instruktora otrzymał zjeby na "k", "ch", "p" i inne litery alfabetu ;P
NIE PRZEJMUJ SIĘ!
Dziś rozmawiałem z jej instruktorem, który zaprzeczył "genialności" jazdy.
OdpowiedzUsuńSama kursantka zaś miała dziś kolejną nieudaną próbę egzaminacyjną.