Dziś miałem dwie godziny jazdy z kursantem z innego ośrodka, który ukończył już szkolenie. Młody chłopak, wystraszony dość mocno. Nie pytam go o to po co i dlaczego przyszedł, mogę się tego domyśleć. Pewnie mało go tam nauczyli, więc przed egzaminem postanowił odrobinę zainwestować i podszkolić się.
Początkowo jakoś mu idzie. Nawet ruszył, co prawda trochę mu szarpnęło. Ale obserwuję, że w ogóle nie robi hamowania silnikiem przy zatrzymywaniu i zwalnianiu. Do tego nie przepuszcza pieszych - z bardzo prostego powodu - nie widzi ich. Dojeżdżając do przejść nawet nie zdejmuje nogi z gazu. Kolejny problem to praca rąk na kierownicy. Tzw. dojenie krowy - jak to mawiają niektórzy. Ponieważ jest dość mocno zestresowany postanawiam zatrzymać się w bezpiecznym miejscu i tam omówić napotkane problemy (a jeździ dopiero 15 minut).
Tłumaczę więc, ale on zdaje się nie rozumieć. W końcu pyta co to jest ecodriving i w jakim celu wymagam hamowania silnikiem. Okazuje się, że gość jest zielony z tego tematu i - jeśli mówi prawdę - nigdy nie słyszał o takiej technice kierowania autem. Szczerze w to wątpię, bo musiał mieć to na zajęciach teoretycznych, na pewno ma to w materiałach które dostał w swojej szkole, no i te 30 godzin z instruktorem - raczej zwróciłby mu na to uwagę. Identycznie z kręceniem kierownicy. Twierdzi, że już się przyzwyczaił i że tak mu pasuje. Sęk w tym, że mi tak nie pasuje.
Po kolejnych minutach jazdy wciąż popełnia te same błędy. Niestety dochodzą także inne - nieustąpienie pierwszeństwa. A bierze się to stąd, że kursant nie patrzy na znaki i nie wie kto na skrzyżowaniach ma jechać a kto nie. Z uwagi na bezpieczeństwo jadę z nim na drogi osiedlowe, gdzie ruch jest mniejszy (także pieszy), a następnie na plac.
Po dojechaniu na plac znowu tłumaczę błędy, oraz przypominam o tych poprzednich - ponieważ wciąż je popełniał. Zamieniam się z nim miejscami i tłumaczę prawidłową pracę rąk. Robię kilka ósemek, a po chwili upewniam się czy zrozumiał. Potwierdza, ale gdy sam siada za kierownicą nijak nie potrafi właściwie operować kierownicą, nie mówiąc już o tym aby był w stanie przejechać ósemkę. Jak się okazuje, nie rozumie co to znaczy "ósemka". Rysuję mu więc na pustej stronie kalendarza, ale na nic mu to. Dalej nie rozumie, więc jeździ jakkolwiek - proszę aby skupił się na operowaniu kierownicą - niestety z marnym skutkiem.
Zastanawiam się, co z nim jest nie tak i dochodzę do pewnych wniosków, które pozostawię dla siebie. Po dwóch godzinach ustalam z nim zasady, które wg mnie są niezbędne jeśli ma zamiar pracować ze mną. Deklaruje że zgadza się, oraz że będzie starał się poprawić rzeczy o których mu powiedziałem. Szerze? Wg mnie nie. I wątpię, aby na kolejnej jeździe zmienił się na lepsze. Jest zbyt uparty, zadufany i ograniczony aby to zrozumiał. Pierwszą linię już przeszedł - ośrodek w którym się szkolił wydał mu niezbędne dokumenty do zapisania się na egzamin - nie pytajcie mnie jakim cudem zdał egzaminy wewnętrzne - teoretyczny jak i praktyczny. Więc w tym momencie tylko od niego będzie zależało czy będzie się uczył dalej czy nie. Drugą linią będzie WORD - który mam nadzieję zrobi na nim większe wrażenie i albo da sobie spokój, albo nauczy się jeździć.
Na chwilę obecną kursant umówił się na kolejne dwie godziny jazdy.
Na razie - skoro uważa, że potrafi - pewnie będzie jeździł bez prawa jazdy.
OdpowiedzUsuńMożliwe. Ale nie chciałbyś go spotkać na swojej drodze?
UsuńWielu z twoich kursantów bym nie chciał spotkać :D
UsuńBez przesady :P
Usuń