Jak się okazało po pracy, faktycznie mnóstwo ludzi podjechało na stacje paliw, bo kolejki sięgały kilkudziesięciu metrów, powodując spore utrudnienie ruchu. Ja starałem się sprawnie omijać te zatory, ale nie zawsze się udawało. Powrót z pracy do domu zajął mi wyjątkowo aż 20 minut (zwykle jadę połowę tego czasu).
Tymczasem w ciągu dnia mam nietypową sytuację z klientem. Kończę jego sprawę nietypowo - a w zasadzie to pierwszy raz odkąd pracuję w Departamencie. Niestety facet zajął mi mnóstwo czasu i teraz już sobie poszedł, ale ja musiałem jeszcze odpowiednio to zaraportować w systemie, a przy moim okienku przebierał nóżkami kolejny klient. Byłem spóźniony prawie 20 minut i chciałem jak najszybciej złożyć ten raport, ale nie umiałem znaleźć odpowiednich opcji w programie komputerowym. "Krzyczę" więc do współpracowników aby mi pomogli, a ku mojemu zdziwieniu na pomoc biegnie do mnie kolega z najbardziej oddalonego stanowiska (ten co wcześniej tak ostro na mnie reagował pisałem o nim w poniedziałkowych wspomnieniach Podsumowania tygodnia 226). Szok! Inni ledwo podnieśli wzrok spod swoich komputerów, a ten rzucił swoją robotę i szybko pomógł mi uporać się z raportem. Uff.
A coś miłego - w pracy ktoś przyniósł pączki. Złapałem jednego, był całkiem znośny - w skali od 1 do 5 na mocne 2. Po godzinie talerz pełen pączków był już prawie pusty...
I na jednym pączku skończyłeś?
OdpowiedzUsuńNiestety nie. Zjadłem 4,5 😁
UsuńMożna się było domyślić, skoro napisałeś: ZŁAPAŁEM jednego, co sugeruje dynamiczną napaść na utalerzowione ofiary. :-D
UsuńZ tego talerza zjadłem tylko jednego, pozostałe były z innych lokalizacji 😁
UsuńA ostateczna destynacja i tak jedna :D
UsuńO to to 😁
UsuńAż mi smaku na pączki narobiłeś :o)
OdpowiedzUsuńZatem smacznego 😊
Usuń