środa, 20 maja 2020

Akcja na mieście

Wczoraj. Kilkanaście minut po dwunastej wyjeżdżamy z kursantką z parkingu. Na skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną jest mały korek. Przed nami stary Opel Astra, którego kierowca nie rusza mimo zielonego światła. Nikt nie trąbi, więc czekamy na kolejne zielone, a gdy sygnalizator nadaje kolor zielony Astra rusza, ale bardzo powoli i zamiast na wprost wjeżdża na chodnik. Pomyślałem że pewnie auto mu się psuje bo wiek Astry jest już całkiem sędziwy. Gdy się zbliżyliśmy do niego z chęcią ominięcia, auto ruszyło a my zostaliśmy z tyłu.

Droga prowadziła do centrum, a Opel zaczął jechać od krawężnika do środka jezdni (prędkość około 30 km/h). W pewnym momencie kierujący wjeżdża na dość spory krawężnik, by od razu gwałtownie z niego zjechać. Na chodniku było kilka osób, więc tym bardzie zaczyna mnie to niepokoić. Dzwonię na 112 aby poinformować o tym, że być może z kierującym jest coś nie tak.

Podczas rozmowy z operatorką Opel wjeżdża w znak na środku drogi czym uszkadza swoje lewe lusterko (odpadło na jezdnię), a kierujący gwałtownie kontruje znowu wjeżdżając na chodnik. Informując o wszystkim panią z numeru 112 jedziemy cały czas za pojazdem który odbija się z jednej na drugą stronę.

Po około dwóch kilometrach dojeżdżamy do ronda, na którym Opel zatrzymuje się przed wjazdem - my wciąż za nim w oczekiwaniu na patrol Policji. Widzę, że kierujący ma problemy z ruszeniem bo co raz staje i próbuje gwałtownie podjechać do przodu, tymczasem z okolic maski zaczyna wydobywać się dym. Za nami mnóstwo samochodów, przed nami gość który nie wiadomo co zrobi, a policji oczywiście nie ma. Wychodzę z auta by spróbować zabrać klucze, ale gość ani myśli ich oddać. Ponieważ jest nieco agresywny ponownie dzwonię na 112 aby przyspieszyć przybycie mundurowych. W międzyczasie dostrzegam jadący z przeciwka ronda radiowóz, do którego wychodzę na środek ronda i macham aby zorientowali się że tu coś się dzieje. Policjanci podjeżdżając blokują mu wyjazd od przodu (moja eLka stoi za nim) i podbiegają do kierującego krzycząc aby oddał klucze, maska wciąż dymi (czuję zapach spalenizny).

Po chwili dojeżdża kolejny radiowóz otaczając Opla z przodu i lewej strony. Po otwarciu drzwi wszyscy czujemy odór alkoholu bardziej niż spalenizny (dym powoli ustaje), a policjanci mają już klucze w dłoni. Od kierowcy chcą prawa jazdy, zadając pytanie czy spożywał jakiś alkohol. Ten bełkotliwie odpowiada że nie, a prawa jazdy nie ma przy sobie. Mnie pytają o okoliczności, a jednocześnie sprawdzają go alkotestem. Gość ma jedynie dowód osobisty, na podstawie którego policjanci próbują go sprawdzić w bazie. Okazuje się że w ogóle go nie ma - a więc najpewniej nie ma uprawnień do kierowania.

W tym czasie na sygnałach z wielką prędkością podjeżdża trzeci radiowóz - z wydziału ruchu drogowego. Dwóch policjantów od razu podchodzi z kajdankami próbując założyć je kierującemu, ale ten zaczyna się szarpać. O dziwo ja stoję wśród nich na samym środku głównego ronda i oglądam to z odległości kilkunastu centymetrów (w sumie pytałem czy mogę już odjechać, ale powiedzieli żeby poczekać chwilę na spisanie moich danych, a teraz dotarło do mnie że nikt nie zwrócił mi uwagi bym chociaż na chodnik zszedł). Odsuwam się więc, bo jeden z policjantów bez ceregieli siłą zakłada mu "bransoletki" i wyciąga go z auta. A nie jest łatwo, bo to dość porządnie zbudowany typ w mniej więcej moim wieku (chyba). Oczywiście wciąż bełkocze i protestuje, ale nikt go nie słucha - a po chwili wpakowany jest już na tylną kanapę jednego z radiowozów.

W sumie na miejscu jest pięciu policjantów i jedna policjantka. Wszyscy coś robią - próbują udrożnić ruch, spisują moje dane, sprawdzają faceta w bazie, relacjonują coś dyżurnemu. Po kilku kolejnych minutach jestem wolny i mogę z kursantką jechać dalej. Ot, takie urozmaicenie dnia...


Tymczasem po kilkudziesięciu minutach znajomi instruktorzy widząc sytuację dzwonili zapytać czy miałem kolizję/wypadek bo byli ciekawi...

13 komentarzy:

  1. A nie filmowałeś tego ukrytą komórką, wszak trza było zgromadzić materiał dowodowy, a i przed kolegami mógłbyś się pochwalić, iż byłeś w środku zamieszania.
    No przygoda na parę lat, bo takie coś rzadko się zdarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A po co gromadzić film? Widzisz, ja bałem się że on w pewnym momencie wjedzie w ludzi na chodniku czy w auta jadące z przeciwnego kierunku, a nie bawiłem się w filmowanie.

      Usuń
    2. Widać z Cb. rasowy reporter nie będzie. To dopiero byś miał oglądalność jakby tak wjechał...
      A z Twojego bania się w aucie i tak by nic nie wynikło, więc trza było przynajmniej tel wyciągnąć. No ale jest przynajmniej opis. Na przyszły raz pamietaj - tel. do łapy.

      Usuń
    3. No tak, ale ja głupi.

      Usuń
    4. Fakt, warto coś takiego może jako dowód filmować, o ile nie masz kamery w samochodzie.

      Usuń
    5. Tak, czasem mogłaby się przydać taka kamerka, ale póki co nie miałem sytuacji wymagającej tejże. W ogóle, w tym przypadku o którym piszę powyżej wystarczy sama interwencja (kogoś przypadkowego - w tym przypadku mnie)i zapobieżenie tragedii, a film z takiej jazdy pijaka byłby bardzo medialny - ale w ewentualnym procesie karnym niepotrzebny.

      Usuń
  2. Następnym razem może byłoby lepiej, żebyś nie stał tak blisko, bo nie wiadomo jaki czub będzie za kierownicą, a poziom wyszkolenia naszych policjantów jest taki, że różnego nieszczęścia dla postronnych można się spodziewać. :-/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następnym razem...

      Tak jak pisałem dopiero w domu dotarło do mnie że stałem tam z nimi blisko. W sumie to było ich wtedy pięciu (plus kobieta) więc może jakoś daliby radę.

      Usuń
  3. Ciekawe czemu się dymiło.

    OdpowiedzUsuń
  4. Najgorsze to, że takich jełopów jest pewnie trochę, którzy po alkoholu jeżdżą. Kiedyś alkohol za kierownicą był uważany za okoliczność łagodzącą w czasie wypadku. Z ciekawości sprawdziłem, nawet fajny artykuł znalazłem:
    "Dziś kierowca ma problemy, gdy stwierdzi się u niego 0,2 promila, tymczasem przed 60 laty, jeśli tylko widział drogę, to siadał za kierownicę. A gdy jechał prosto, nikt go nie zatrzymywał. Jeszcze łatwiejsze życie mieli woźnice – koń sam jechał do domu. "
    https://www.rp.pl/artykul/611233-Z-flaszka-za-kierownica.html
    ;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja praktycznie codziennie jestem na bardzo wielu ulicach, więc jeśłi tylko zobaczyłbym symptomy czegoś nieprawidłowego natychmiast podjąłbym jakieś działanie. W sumie w takim małym mieście (u mnie) instruktorów jest całkiem sporo w pracy, więc to także działa w kwestii wyłapywania takich pijanych kierujących.

      Artykuł interesujący dzięki za link :)

      Usuń
  5. Takie sytuacje na polskich drogach niestety się zdarzają. Trzeba na nie szybko reagować. Stawką jest nasze bezpieczeństwo i życie. Niestety ludzi nieodpowiedzialnych, którzy prowadzą pojazdy po alkoholu jest całkiem sporo. Nie bądźmy obojętni na takie zachowania!

    OdpowiedzUsuń