Najbardziej irytuje mnie jednak czytanie "gorących newsów" na głos (z telefonu) - oraz prorokowanie co takiego (oczywiście złego) spowoduje dane wydarzenie. Im bardziej radykalny news, im bardziej szokuje - tym lepiej, a teorie współpracowników barwniejsze. Jeszcze gorzej, gdy w pokoju zostaję tylko ja. Nie dość, że muszę słuchać wywodów kolegi to jeszcze muszę na to jakoś reagować. Ale jak tu reagować, gdy wszystko to okraszone jest wizją katastroficzną?
Z biegiem godzin - jeszcze w tym samym dniu - tematów do dyskusji oraz czarnowidztwa przybywa. Ceny paliw, dostępność środków finansowych, skoki wartości walut czy choćby sytuacja na giełdach światowych - wszystko to idealne początki do długich rozmów - oczywiście w tonacji minorowej. Masakra.
Nie muszę chyba mówić, że dzień po wybuchu wojny w długich kolejkach na stacjach paliw utknęli moi współpracownicy? Stawili się tam z kanistrami i nie odstraszyła ich nawet cena, która znacznie przekraczała tę sprzed dnia/dwóch dni (przed wojną). Ja zatankowałem dziś na Orlenie - co nietypowe z obsługą przy dystrybutorze. Najpierw pan przywitał mnie "Witam na stacji Orlen", a na pożegnanie podziękował za zatankowanie i zapraszał ponownie. Szok. Do tej pory tego nie było. Kolejek już nie ma, a cena poniżej 6 zł.
Przez chwilę też się martwiłem, ale później sobie pomyślałem, że przecież Polacy i tak nie zasługują na nic lepszego, niż kilka bombek atomowych - jedną w centrum, a resztę po bokach, żeby cały kraj objęło (później będzie można to zostawić odłogiem żeby zarastało spokojnie lasem) - i mi przeszło :)
OdpowiedzUsuńAha.
UsuńTu nie było żadnych kolejek na stacjach, ale tu trochę daleko. Poza tym to mało kto mówi o Ukrainie, no bo daleko.
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Coś, co jest daleko wydaje się być abstrakcyjne, mało interesujące.
Usuń