Ostatnio Yaris`ka wymagała nieco pracy. Choć wcześniej nic nie zapowiadała, to w końcu musiałem poświęcić jej nieco czasu. Najpierw korzystając z cieplejszej aury wysprzątałem wnętrze, odkurzyłem i powycierałem wszelakie zakamarki. Dolałem płynu do spryskiwaczy (bo paliwo dolewam co drugi dzień).
Ale kilka dni później spaliła się jednocześnie żarówka świateł mijania i cofania. Nie lubię tak jeździć, więc jeszcze tego samego dnia wymieniłem zużyte elementy. Jednak praktyka czyni mistrza, bo wymiana przedniej żarówki zajęła mi tylko 10 minut. Co prawda skaleczyłem dłoń, ale to chyba nieuniknione (zwłaszcza przy wymianie żarówki od strony akumulatora).
W dowód jak mało jest tam miejsca, wrzucam zdjęcia. Pierwsze zdjęcie pokazuje jak mało przestrzeni jest na wymianę żarówki od strony kierowcy - tu miejsca jeszcze nieco jest (zaznaczone strzałkami).
Drugie zdjęcie ilustruje miejsce na wymianę żarówki od strony pasażera - jak widać przestrzeni jest zdecydowanie mniej.
Trochę zastanawiają mnie stuki z okolic tylnej osi, sądząc po głębokości i ilości miejskich dziur to może być coś związanego z amortyzatorami. Niebawem sprawdzę.
No i skończyły mi się chusteczki antybakteryjne do przecierania m.in kierownicy. Będę musiał kupić, bo grypa szaleje ...
A mycie i woskowanie karoserii kiedy?
OdpowiedzUsuńJak przyjdzie prawdziwa wiosna :)
OdpowiedzUsuńZ tymi żarówkami to jakiś koszmar jest.. Standardowo już zmieniam żarówki kuzynowi, którego wielka łapa po prostu nie mieści się pomiędzy te wszystkie kable i inne ustrojstwa i za każdym razem moje ręce wyglądają jak po ataku wściekłego tygrysa :(
OdpowiedzUsuńA co zużytych amortyzatorów.. moda teraz na wyszukiwanie co dorodniejszych dziur ;)
W Corsie kiedyś miałem H7 - paliły się bardzo szybko, tu i tak długo wytrzymują (H4).
OdpowiedzUsuń