Podsumowując:
1) Kurs otworzył mi oczy na wiele zagadnień związanych z samą jazdą, ale nie tylko - także w szkoleniu teoretycznym zamierzam wykorzystać kilka kwestii, które poruszone były na wykładzie w Toruniu. To bezsprzeczna zaleta, która zaprocentuje lepszym wyszkoleniem przyszłych kierowców (dziś na teorii dla kursantów na A i B wykorzystałem już wiadomości ze szkolenia na instruktora techniki jazdy).
2) To, co ćwiczyłem na płycie poślizgowej niejednokrotnie przydaje się w życiu, przy codziennej jeździe. Nie wiedziałem wielu rzeczy - począwszy od różnych skrętów kierownicą do np możliwości opanowania pojazdu przy nadsterowności. Starałem się pokonywać własne odruchy, które nie zawsze są pożądane w danym momencie (hamowanie w zakręcie).
3) Niestety, po kursie w ogóle nie czuję się na siłach iść na egzamin praktyczny. Do teoretycznego już się przygotowuję - ale do praktycznego bez jazd dodatkowych nie ma po co iść. Należy znaleźć tor z płytą poślizgową i ćwiczyć - bo inaczej egzamin na pewno skończy się z wynikiem N.
4) Egzaminy - na chwilę obecną odbywają się JEDYNIE w Bydgoszczy (teoria) i w Toruniu (praktyka). Nie ma innego miejsca, gdzie można zdać ten egzamin. Mówi się coś o torze na Bemowie w Warszawie, ale na razie nic konkretnie nie wiem. Teoria kosztuje 100 pln, praktyka 250 pln.
5) Egzamin składa się z trzech zadań - pierwsze obowiązkowe to przygotowanie do jazdy i przejazd pomiędzy 10-cioma pachołkami z prędkością nie mniejszą niż 10km/h w określonym czasie (skracam opis zadań - dla dociekliwych odsyłam do rozporządzenia - link tu). Zadanie łatwe - nic skomplikowanego. Potem losuje się dwa zadania spośród trzech (hamowanie w zakręcie, pokaz nad i pod sterowności oraz jazda szosowa). Mnie największą trudność sprawia hamowanie bez ABS. Massakra, trzeba ćwiczyć. Pod i nad sterowność całkiem nieźle, jazda szosowa bez uwag (jak powiedział instruktor). Przed każdym zadaniem omawia się je egzaminatorowi po czym przystępuje do wykonania.
6) Zdawalność - teoria dość wysoko, bo około 80-90 %, praktyka różnie - nikt nie chciał podać konkretnych cyfr, ale zwraca się uwagę na owe hamowanie w zakręcie - jako zadanie dość często powodujące wynik negatywny. Czyli jak się nie przygotuję - nie zdam - oczywista oczywistość.
7) I ważna kwestia - by podejść do takiego egzaminu nie trzeba uczestniczyć w kursie !!! (dziś się dowiedziałem).
Na koniec jedna kwestia z dziś z pracy - wyrzuciłem kursantkę z jazdy do innego instruktora. Pierwsze 10 miała z kimś innym, z kimś kto niczego jej nie nauczył. W ciągu 60 minut auto gasło jej jakieś 20-30 razy, kobieta non stop jeździ po krawężnikach, nie widzi sygnalizatorów świetlnych, innych pojazdów o pieszych nie wspominając. "Łuku" także nie potrafi, słowem NIC. Powiedziała, że stresuje ją nowy samochód i instruktor a wcześniej całkiem dobrze jej szło (podejrzewam trzymanie sprzęgła przez instruktora, itp) , więc po 4 godzinach dałem propozycję nie do odrzucenia - numer telefonu do poprzedniego instruktora, tym bardziej że tam "tak świetnie szło !".
Bo i po co się męczyć ? :)
Skoro kurs otworzył Ci oczy na kilka spraw to mimo wszystko warto było za niego zapłacić. No i trochę pojeździłeś na tej płycie poślizgowej.
OdpowiedzUsuńTak, też go tak oceniam. A pieniądze - to tylko pieniądze.
OdpowiedzUsuńJak tak czytam o tym kursie, to stwierdzam, że powinien być obowiązkowy dla każdego kierowcy. Sama chętnie bym poszła :)
OdpowiedzUsuńOrganizatorzy by się cieszyli.
OdpowiedzUsuńale się sprytnie jej pozbyłeś ;DDD
OdpowiedzUsuńNo pewnie, że organizatorzy by się cieszyli, dopóki nie musieli by mnie szkolić :P
OdpowiedzUsuńPolly - bardziej dyplomatycznie :)
OdpowiedzUsuńHemate1985 - no nie wiem, mieliśmy wrzeszczącego instruktora, dla niego chyba nie ma trudnych klientów :P
Hekate* oczywiście.
OdpowiedzUsuńJeśli miałby rację to może wrzeszczeć ale jak nie to może być pewny, że wyjdę z auta trzaskając drzwiami i żądając zmiany instruktora :P a jestem zdolna do tego, bo na kursie na prawko jak mnie bezpodstawnie zbluzgano na placu, instruktor mnie "gonił" przez 2km ale najpierw się pokłócił z szefem :/
OdpowiedzUsuńJeszcze nikogo nie zbluzgałem :/
OdpowiedzUsuńI to się ceni :) bo to nic miłego zwłaszcza dla tej drugiej strony :/
OdpowiedzUsuńAle nie wiem czy duszenie w sobie jest dobre :P
OdpowiedzUsuńno fakt ale można pewne rzeczy powiedzieć spokojnie a nie wyzywając kogoś jeśli nie ma się racji.
OdpowiedzUsuńInstruktor zawsze ma rację ! :P ;-)
OdpowiedzUsuńAle który? Ten co mnie uczył i mówił, że jest OK czy jego szef, który stwierdził, że jestem zero, a ja na złość mu zdałam dwa dni później egzamin za pierwszym razem? ;P
OdpowiedzUsuńHe he, na złość ? A tam, takie "na złość" to dla niego tylko lepiej - ma statystykę lepszą :)
OdpowiedzUsuńI tak mieli dobrą, a nawet bardzo dobrą statystykę :P
OdpowiedzUsuńTzn że dobrze szkolą - mimo wszystko :)
OdpowiedzUsuńDokładnie i nigdy nie twierdziłam inaczej, a że miałam konflikt z jednym z instruktorów to szczegół, a i szef po poznaniu pewnych faktów stał się milutki ;P
OdpowiedzUsuńTzn że dzięki Tobie podnoszą jakość ! Powinni Ci dziękować :)
OdpowiedzUsuńObecnie wolę się z Nimi nie kontaktować :P chyba, że kiedyś mąż się zgodzi abym robiła kat A to się tam zgłoszę :D
OdpowiedzUsuńTo musisz mieć pozwolenie od męża by robić kategorię A ? No proszę Cię !!!
OdpowiedzUsuńNie muszę mieć pozwolenia ale obecnie mam ważniejsze wydatki :P Ale skoro czekam już te 8 lat to i jeszcze trochę poczekam :D A mąż to się raczej boi jak taka kruszyna poradzi sobie z taką maszyną i że jak zdam to będę chciała Yamahę R6 :D
OdpowiedzUsuńNie zaczynaj od jakiejś Yamahy, kup sobie coś w miarę normalnego na początek ! :)
OdpowiedzUsuńKiedym zakochana w Yamasze :D Od kiedy pierwszy raz brat cioteczny mnie nią przewiózł :D i dlatego się boją o mnie :P
OdpowiedzUsuńTo ja się zaczynam bać także ... wolałbym byś kupiła coś słabszego.
OdpowiedzUsuńSpokojnie, to na razie na etapie marzeń :) Nawet jakbym zdała kategorię A to zanim odłożę te 40-50 tysięcy to trochę potrwa ;P
OdpowiedzUsuńWięc przez najbliższe 10 lat nie planuje takiego zakupu ;P
:)
OdpowiedzUsuń