W dzisiejszych czasach bardziej pilnuję płynu do dezynfekcji niż kart szkoleniowych. Na przykład podczas ostatniej zamiany aut zapomniałem zupełnie o karcie kursanta, za to wziąłem płyn do rąk (i do powierzchni jednocześnie) oraz zestaw zapasowych maseczek (na wypadek gdyby któryś z kursantów przybył bez). Wziąłem też kilka rękawiczek (nie każdy chce stosować płyn) - czyli ręce pełne przedmiotów. Dopiero gdy wsiadłem i ruszyłem nowym autem zauważyłem, że karta została w starym aucie...
W dalszym ciągu dezynfekuję po każdym kursancie miejsce za kierownicą, oczywiście wymagam maseczki i rękawiczek lub dezynfekcji rąk. Staram się w miarę możliwości przewietrzać wnętrze - ale też w taki sposób aby nie przewiało mnie...
Co ciekawe, od ubiegłego piątku zauważyłem, że pojawiają się inne nauki jazdy w których kursant oraz instruktor są w maseczkach. Czyżby te ostatnie statystyki wpłynęły na ich zmianę w tym temacie? A może boją się kontroli i konsekwencji? Nie mam pojęcia. Wciąż około 80 % eLek na mieście jeździ bez maseczek.
Tymczasem w WORD egzaminatorzy przeszli na przyłbice - takie zawieszane na nosie - czyli jakby na pół twarzy, chyba też sobie taką kupię, ponieważ te które mam w tej chwili bardzo szybko się rysują i niszczą a to zdecydowanie pogarsza widzenie.
Ludzie w większości noszą maseczki tylko ze strachu przed mandatem.
OdpowiedzUsuńAle chyba się nie dziwisz? To, jakie informacje przekazywał m.in. na temat noszenia maseczek rząd, minister zdrowia i fatalny prezydent skutkuje podejściem ludzi do tematu.
Usuń