poniedziałek, 14 grudnia 2015

Stacey Kent w Warszawie - wrażenia

Kilka dni temu w stołecznym klubie Palladium wystąpiła Stacey Kent, promując najnowszą płytę Tenderly. Udało mi się kupić miejsce w pierwszym rzędzie, gdzie nie tylko doskonale widać (i oczywiście słychać), ale także czuć :)


Półtoragodzinny występ zapewnił fantastyczne wrażenia. Pomimo bariery językowej (artystka zna kilka języków, ale po polsku potrafi jedynie kilka słów), ma niesamowicie dobry kontakt z publicznością. Urocze usposobienie, uśmiech, skromność - publiczność kocha ją od pierwszej sekundy na scenie :)

Aksamitny głos, z którym idealnie komponują się francuskie teksty jest niezwykle ciepły, plastyczny i uspokajający. Będąc na koncercie miałem wrażenie, że artystka  śpiewa jedynie dla mnie. Rozkołysana bossa nova, spokojny jazzowy walc, czy łagodna ballada brzmią tak samo świetnie. Każdy dźwięk jest elastyczny, uporządkowany i kontrolowany w 100%.

Stacey Kent przepięknie frazuje, subtelne rozpoczęcie dźwięku nie wpływa na jego czytelność, a każda głoska jest idealnie wyartykułowana. Rozwinięcie zdania muzycznego jest równomierne, logiczne i trzyma słuchacza w napięciu, a zakończenie niezwykle dokładne. Ostatnie głoski są bardzo wyraźne, a jednocześnie idealnie kończą frazę, lub motyw.

Magia, rozmarzyłem się oddając się zupełnie tym wspaniałym dźwiękom. Prócz wokalistki na scenie jest jej mąż (flecista, saksofonista), pianista i perkusista. Żywe złoto, to niebywałe aby w jednym miejscu zgromadzić tak utalentowane osoby. Flet wspaniale pasuje do stylu "nowej fali", jest instrumentem o rześkiej barwie, wszelkie przednutki brzmią niczym subtelne ćwierkanie wróbli, saksofon z kolei to bardzo ciepłe i słodkie brzmienie, szczególnie w połączeniu z łagodnym arpeggio i mordentem.

To był fantastyczny koncert. Jeden z najfajniejszych na jakim byłem - zdecydowanie! :)

7 komentarzy:

  1. Arpeggio, mordent i ćwierkanie wróbli - ooo, to już dla mnie za dużo terminów muzycznych. Ale wierzę, iż było magicznie :-) Fajnie, że wybrałeś się na ten koncert.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie więcej, więc zaczynaj studiować terminologię ;-)

      Usuń
    2. To i ja Cię nastraszę: huuuuuuu :-D
      A gdzie "kokardki" falujące na wietrze?

      Usuń
    3. Kokardki zostawiłem na następne opisy :)

      Usuń
    4. Dobrze:) Kokardki są w moim słowniku terminów muzycznych na pierwszym miejscu:)

      Usuń
  2. Oj zazdroszczę... przydałaby mi się taka półtoragodzinna "chwila" relaksu i zapomnienia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wg mnie nie trzeba jeździć do stolicy, bo nawet na peryferiach są świetne koncerty. Zerknij na program w Twoim miejscu, zaznacz dobre miejsce i zarezerwuj, odbierz bilet. I ciesz się tym! :)

      Usuń