wtorek, 8 stycznia 2019

Awaria

Suzuki Swift - mój prywatny samochodzik ma już prawie 7 lat. Ponad cztery przepracował ze mną w nauce jazdy, starałem się zawsze o niego dbać. Ostatnio robię nim 7-8 tysięcy rocznie - więc najczęściej stoi - choć regularnie staram się nim jeździć. Zaliczył w swoim życiu kilkanaście stłuczek, których za bardzo nie widać w tym jedną porządną - dzięki niej mam odrobinę mniejszy bagażnik (uderzenie w tył) - ale naprawiłem to co się dało. Wymieniłem zderzak (bo był roztrzaskany), różne mocowania i prawie nie ma śladu.

Na liczniku nieco ponad 140 000 km i właśnie w sobotę znów rozkraczył się. Znów - tzn. trzeci raz mam awarię która uniemożliwia poruszanie się nim - czyli jest bardzo istotna z punktu widzenia przydatności pojazdu. Alternator, akumulator i rozrusznik - to są elementy felerne, które powodują tyle kłopotów.


A więc w sobotę jak gdyby nigdy nic pojechałem do większego miasta, zaparkowałem i koniec - auto nie chciało uruchomić silnika. Czyżby domagało się emerytury w tak młodym wieku? Przyznam, że awaria pojazdu jest tym, co chyba najbardziej mnie stresuje w kwestii posiadania go. Parkowania w ciasnych miejscach, trudne drogi, śliskość na jezdni - to dla mnie nic w porównaniu do świadomości tego, że w każdym momencie auto może się zepsuć. To pewnie jakaś fobia - naukowcy na pewno jakoś to już nazwali. Może wyjściem byłoby jakieś dodatkowe ubezpieczenie (poza OC)?

W każdym razie ta usterka ma też swój plus. Muszę wcześniej zmienić samochód. Planowałem to zrobić w połowie roku, ale w tej sytuacji każdy dalszy (i bliższy) wyjazd będzie powodował wewnętrzne tsunami - odpali czy nie, dojadę czy stanę w środku trasy?

Wg różnych statystyk osprzęt silnika jest najczęstszą przyczyną awarii - akumulator, rozrusznik i alternator - czyli idealnie jak u mnie. Pamiętam, że jedynie Fiat Punto był bardziej problematyczny niż Suzuki. Czas naprawić Swifta i rozejrzeć się za hybrydą :)

31 komentarzy:

  1. To prawda, jak człowiek ma się zastanawiać czy samochód odpali czy nie, to rzeczywiście, lepiej zacząć rozglądać się już teraz za hybrydą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i poczyniłem już pewne kroki, dam znać niebawem :)

      Usuń
  2. jak widzę los Ci sprzyja żebyś jednak tę hybrydę nabył :D

    A my auta nie chcemy ale jest problem. Nie wiedzieliśmy, że żeby zachować zniżki na ubezpieczenie musimy kupić kolejne auto nim upłynie rok sprzedaży Toyoty czyli do 11/2019. Trochę to jest głupi przepis biorąc pod uwagę, że wiele ludzie jeździ autami służbowymi. Rozumiem takich co nie jeżdżą że wychodzą z wprawy i obiegu i dlatego tracą zniżki no ale ... powinno się liczyć jeżdżenie służbowym. No i nie wiem co zrobimy bo póki co własne auto nam nie jest potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaaak? Dziwne, pierwsze słyszę o tych zniżkach. Wiem, że nie trzeba mieć nawet auta aby mieć wszystkie zniżki ubezpieczeniowe - może to zależy od konkretnej firmy?

      Usuń
    2. nooooo jak człowiek nie musi to nawet tego nie wie. Zgadza się każda ubezpieczalnia ma tu inne terminy. Nasza do roku kolejne auto inaczej pa pa zniżki. Ale nie wiem co teraz mieliśmy bo mnie to nie interesowało zbytnio :)

      Usuń
    3. Bo to z deka bez sensu kupować auto tylko po to by utrzymać zniżkę.

      Usuń
    4. no tak ale z drugiej strony jest to logiczne bo np. jak byś sprzedał auto i przestał jeździć na przykładowo 5-6 lat to potem już możesz wyjść z wprawy i nie być tak dobrym i bezkolizyjnym kierowcą. To chyba o to chodzi. A jak do roku czy dwóch kupisz znów auto to nadal zachowasz zniżki.

      Usuń
    5. no właśnie dla nas to będzie bez sensu bo i tak jeździ się służbowym a nasz jak kupimy znów będzie stał pod chmurką ... bez sensu.

      Usuń
    6. Polly, ale są takie firmy w których są max zniżki mimo tego że nie masz auta ani nawet prawa jazdy. Wystarczą tylko ubezpieczenia mieszkania i może czegoś tam jeszcze.

      Usuń
  3. To też znam, jak nie wiadomo, czy odpali, szczególnie, gdy nie można się spóźnić, ale jest się gdzieś poza miastem ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm... teraz ja nie wiem, o czym piszesz.... dla mnie auto ma cztery kola, gaz, hamulec i kierownice, i swiatla, jak nie zapomne wlaczyc :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wystarczy tyle Basiu, ale wiesz że facet to często coś tam więcej się interesuje, a ja muszę - wszak mam uczniów i muszę to wiedzieć :)

      Usuń
    2. No coz, mus to mus... :) Ja tam wole rower!

      Usuń
  5. No widzisz od jakiegoś czas (czyli jak poczułam się na tyle pewnie za kierownicą, że w sumie to mogę jechać gdzie chce) moim jednym zmartwieniem odnośnie auta jest faktycznie strach żeby się w trasie nie rozkraczylo ;) chociaż póki co przez te pół roku auto nie dało podstaw do takich obaw, a jak na mnie to jeżdżę sporo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam to samo :P Z tym, że jeżdżę raczej mało.

      Usuń
    2. No ja od lipca zrobiłam więcej km niż kiedyś robiłam przez rok i to do współki z mężem :D

      Usuń
    3. Czyli autko się sprawdza :)

      Usuń
  6. Auta, z reguły dają znać, że coś się psuje. Ignorowanie tych pojawiających się symptomów powoduje następnie większy defekt podzespołu. Oczywiście zdecydowana większość jeździ dalej, na zasadzie jakoś to będzie. Samo się naprawi. No jednak - nie i do czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba muszę przyjść do Ciebie na korepetycje :)

      Usuń
  7. Mialam maluszka, czerwonego :) i byl taki kochany, ze psul sie na z gory upatrzonych pozycjach: np. na paringu, albo przy postoju taksowek, raz na skrzyzowaniu i zaraz znalezli sie chetni do pchania, bo zatarasowalam ulice!. Zbieral wszystkie gwozdzie w kola, ale flaka robil przy garazu... kochalam go ale naprawy kosztowaly tyle, ze poszedl w lepsze rece :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też takim jeździłem. Prawie zawsze psuł się blisko domu, lub wręcz na podwórku. I tylko raz stanął w drodze - gdy jechała nim moja mama zabrakło paliwa :D

      No i na maluchu zdawałem prawo jazdy jeszcze :)

      Usuń
  8. Mam podobnie - awarie auta bardzo mnie stresują

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Adamie - trzeba jakoś rozwiązać ten problem, ja myślę o zakupie nowego (innego) auta.

      Usuń
  9. Autko po prostu czuje, że znudziłeś się nim, że chcesz je porzucić, że chcesz nowego, znaczy nowe. Niekochane autko zaczyna się gorzej czuć, choruje i umiera z żalu i tęsknoty.

    OdpowiedzUsuń
  10. Z rozpędu przeczytałam Avatar... czyli wg definicji zstąpienie boga, bóstwa lub jego wcielenie (inkarnacja) w doczesnej formie; cielesna manifestacja boga. Pasuje.

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń