Na liczniku nieco ponad 140 000 km i właśnie w sobotę znów rozkraczył się. Znów - tzn. trzeci raz mam awarię która uniemożliwia poruszanie się nim - czyli jest bardzo istotna z punktu widzenia przydatności pojazdu. Alternator, akumulator i rozrusznik - to są elementy felerne, które powodują tyle kłopotów.
A więc w sobotę jak gdyby nigdy nic pojechałem do większego miasta, zaparkowałem i koniec - auto nie chciało uruchomić silnika. Czyżby domagało się emerytury w tak młodym wieku? Przyznam, że awaria pojazdu jest tym, co chyba najbardziej mnie stresuje w kwestii posiadania go. Parkowania w ciasnych miejscach, trudne drogi, śliskość na jezdni - to dla mnie nic w porównaniu do świadomości tego, że w każdym momencie auto może się zepsuć. To pewnie jakaś fobia - naukowcy na pewno jakoś to już nazwali. Może wyjściem byłoby jakieś dodatkowe ubezpieczenie (poza OC)?
W każdym razie ta usterka ma też swój plus. Muszę wcześniej zmienić samochód. Planowałem to zrobić w połowie roku, ale w tej sytuacji każdy dalszy (i bliższy) wyjazd będzie powodował wewnętrzne tsunami - odpali czy nie, dojadę czy stanę w środku trasy?
Wg różnych statystyk osprzęt silnika jest najczęstszą przyczyną awarii - akumulator, rozrusznik i alternator - czyli idealnie jak u mnie. Pamiętam, że jedynie Fiat Punto był bardziej problematyczny niż Suzuki. Czas naprawić Swifta i rozejrzeć się za hybrydą :)
To prawda, jak człowiek ma się zastanawiać czy samochód odpali czy nie, to rzeczywiście, lepiej zacząć rozglądać się już teraz za hybrydą. :)
OdpowiedzUsuńNo i poczyniłem już pewne kroki, dam znać niebawem :)
Usuńjak widzę los Ci sprzyja żebyś jednak tę hybrydę nabył :D
OdpowiedzUsuńA my auta nie chcemy ale jest problem. Nie wiedzieliśmy, że żeby zachować zniżki na ubezpieczenie musimy kupić kolejne auto nim upłynie rok sprzedaży Toyoty czyli do 11/2019. Trochę to jest głupi przepis biorąc pod uwagę, że wiele ludzie jeździ autami służbowymi. Rozumiem takich co nie jeżdżą że wychodzą z wprawy i obiegu i dlatego tracą zniżki no ale ... powinno się liczyć jeżdżenie służbowym. No i nie wiem co zrobimy bo póki co własne auto nam nie jest potrzebne.
Taaaak? Dziwne, pierwsze słyszę o tych zniżkach. Wiem, że nie trzeba mieć nawet auta aby mieć wszystkie zniżki ubezpieczeniowe - może to zależy od konkretnej firmy?
Usuńnooooo jak człowiek nie musi to nawet tego nie wie. Zgadza się każda ubezpieczalnia ma tu inne terminy. Nasza do roku kolejne auto inaczej pa pa zniżki. Ale nie wiem co teraz mieliśmy bo mnie to nie interesowało zbytnio :)
UsuńBo to z deka bez sensu kupować auto tylko po to by utrzymać zniżkę.
Usuńno tak ale z drugiej strony jest to logiczne bo np. jak byś sprzedał auto i przestał jeździć na przykładowo 5-6 lat to potem już możesz wyjść z wprawy i nie być tak dobrym i bezkolizyjnym kierowcą. To chyba o to chodzi. A jak do roku czy dwóch kupisz znów auto to nadal zachowasz zniżki.
Usuńno właśnie dla nas to będzie bez sensu bo i tak jeździ się służbowym a nasz jak kupimy znów będzie stał pod chmurką ... bez sensu.
UsuńPolly, ale są takie firmy w których są max zniżki mimo tego że nie masz auta ani nawet prawa jazdy. Wystarczą tylko ubezpieczenia mieszkania i może czegoś tam jeszcze.
UsuńTo też znam, jak nie wiadomo, czy odpali, szczególnie, gdy nie można się spóźnić, ale jest się gdzieś poza miastem ;)
OdpowiedzUsuńNo nie? Słabo!
UsuńHmmm... teraz ja nie wiem, o czym piszesz.... dla mnie auto ma cztery kola, gaz, hamulec i kierownice, i swiatla, jak nie zapomne wlaczyc :)))
OdpowiedzUsuńI wystarczy tyle Basiu, ale wiesz że facet to często coś tam więcej się interesuje, a ja muszę - wszak mam uczniów i muszę to wiedzieć :)
UsuńNo coz, mus to mus... :) Ja tam wole rower!
UsuńNo widzisz od jakiegoś czas (czyli jak poczułam się na tyle pewnie za kierownicą, że w sumie to mogę jechać gdzie chce) moim jednym zmartwieniem odnośnie auta jest faktycznie strach żeby się w trasie nie rozkraczylo ;) chociaż póki co przez te pół roku auto nie dało podstaw do takich obaw, a jak na mnie to jeżdżę sporo.
OdpowiedzUsuńMam to samo :P Z tym, że jeżdżę raczej mało.
UsuńNo ja od lipca zrobiłam więcej km niż kiedyś robiłam przez rok i to do współki z mężem :D
UsuńCzyli autko się sprawdza :)
UsuńAuta, z reguły dają znać, że coś się psuje. Ignorowanie tych pojawiających się symptomów powoduje następnie większy defekt podzespołu. Oczywiście zdecydowana większość jeździ dalej, na zasadzie jakoś to będzie. Samo się naprawi. No jednak - nie i do czasu.
OdpowiedzUsuńChyba muszę przyjść do Ciebie na korepetycje :)
UsuńMialam maluszka, czerwonego :) i byl taki kochany, ze psul sie na z gory upatrzonych pozycjach: np. na paringu, albo przy postoju taksowek, raz na skrzyzowaniu i zaraz znalezli sie chetni do pchania, bo zatarasowalam ulice!. Zbieral wszystkie gwozdzie w kola, ale flaka robil przy garazu... kochalam go ale naprawy kosztowaly tyle, ze poszedl w lepsze rece :)
OdpowiedzUsuńTeż takim jeździłem. Prawie zawsze psuł się blisko domu, lub wręcz na podwórku. I tylko raz stanął w drodze - gdy jechała nim moja mama zabrakło paliwa :D
UsuńNo i na maluchu zdawałem prawo jazdy jeszcze :)
Na złom.
OdpowiedzUsuńTaaa...
UsuńMam podobnie - awarie auta bardzo mnie stresują
OdpowiedzUsuńAdamie - trzeba jakoś rozwiązać ten problem, ja myślę o zakupie nowego (innego) auta.
UsuńAutko po prostu czuje, że znudziłeś się nim, że chcesz je porzucić, że chcesz nowego, znaczy nowe. Niekochane autko zaczyna się gorzej czuć, choruje i umiera z żalu i tęsknoty.
OdpowiedzUsuńMożliwe, może tak być :)
UsuńZ rozpędu przeczytałam Avatar... czyli wg definicji zstąpienie boga, bóstwa lub jego wcielenie (inkarnacja) w doczesnej formie; cielesna manifestacja boga. Pasuje.
OdpowiedzUsuńIdealnie :D
UsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń