piątek, 28 marca 2008

Mechanika

Od pewnego czasu nurtuje mnie wątek poruszony przez jednego z czytelników ów bloga. Mianowicie wykonywanie manewrów w jeden, z góry określony schemat.

Jedno z zadań egzaminacyjnych na kategorię "B", to płynna jazda pasem ruchu do przodu i tyłu.
Kryteria obowiązujące przy tym zadaniu są następujące:
  • płynna jazda pasem ruchu do przodu i tyłu,
  • w trakcie jazdy do tyłu obserwacja toru jazdy pojazdu zgodnie z techniką kierowania przez tylną szybę pojazdu i lusterka,
  • nieprzejeżdżanie przez linie, i nienajeżdżanie na krawężniki, pachołki i tyczki ograniczające pas (nie dotyczy linii wewnętrznych ograniczających i wyznaczających pole zatrzymania pojazdu),
  • zatrzymanie pojazdu przed końcem i początkiem pasa(w wyznaczonym polu zatrzymania pojazdu),
Na czym polega mechanika jazdy po "łuku" ? Na tym, że większość instruktorów uczy schematu: - gdy zobaczysz drugą tyczkę, skręć 3/4 obrotu w prawo, lub: - przy trzeciej tyczce szybki jeden obrót kierownicy. Ilu instruktorów, tyle schematów i gotowców. Tylko czy to ma jakiś sens poza takim, by jakoś przejść przez to na egzaminie ? Czy w ten sposób jest uruchamiana wyobraźnia i myślenie u osoby szkolonej ? W ten sposób zaznajamia się kursanta z zasadami bezpiecznej jazdy, obserwacji drogi i jej otoczenia podczas jazdy ? Czy w realnym ruchu drogowym osoba taka poradzi sobie w razie konieczności wycofania, czy też powie że bez trzeciego pachołka nie pojedzie dalej ?

Hermetyczne metody nauki nie ograniczają się tylko do jazdy po placu manewrowym. Zdarzają się przypadki, gdy przy zachowaniu kursanta innym od założenia instruktora, ten (kursant) dostaje nakaz wykonania zadania tak jak tego zażyczy sobie belfer. Przykład: na skrzyżowaniu dozwolona jest jazda na wprost z trzech pasów ruchu. Kursant wybiera środkowy (wcześniej jechał prawym, więc zmienił pas na lewy-środkowy). Reakcja instruktora: - po co tam wjeżdżasz ?! Źle zrobiłeś zmieniając pas ruchu !! Czy zrobił źle ? Zastanowiłbym się raczej nad przyczyną zmiany pasa ruchu, jednocześnie gdyby skrzyżowanie zostało pokonane właściwie, a po nim znów zajęty zostałby prawy pas ruchu, nie widzę w tym nic złego.

Obserwując nauki kolegów z pracy stwierdzam, iż 95 % z nich uczy właśnie w ten sposób pokonania zadania. Łatwo to zauważyć, bowiem spotykamy się właśnie na placu manewrowym. Czy zadania parkowania także są także podobnie "omawiane" i równie schematycznie wykonywane przez kursantów ? Wydaje się, że tak. Tłumienie umiejętności, brak rozwoju zdolności przewidywania zachowania pojazdu, "wyczucia go", mechaniczne wykonywanie zadań, z góry podane gotowe rozwiązania, narzucanie własnych (od wielu lat pielęgnowanych ?) inicjatyw.

Czy tak powinna wyglądać współczesne szkolenie kandydatów na kierowców ?

poniedziałek, 24 marca 2008

Upewnienie się co do upewnienia

Egzamin. Prosty odcinek, z gęsto usianymi uliczkami po prawej i lewej stronie jezdni. Szerokie, wygodne do zawracania wjazdy do obiektów prawie same zapraszają do wykorzystania, w celu zawrócenia zgodnie z wymaganiami egzaminacyjnymi.

Już jakiś czas temu ustaliliśmy na spotkaniu z egzaminatorami, że najlepiej byłoby, gdyby kursanci zawracali tyłem po prawej stronie, lub przodem po lewej stronie. Czyli po prawej: polegałoby to na minięciu uliczki i wykorzystanie jej poprzez cofnięcie w nią, natomiast po lewej stronie poprzez wjechanie w uliczkę przodem i wycofanie na jezdnię. Przyjęcie takich zasad ma sprzyjać lepszej obserwacji jezdni i jej otoczenia przez przyszłych kierowców. Oczywiście, podczas wykonywania manewru zawracania należy odpowiednio do skrętu ustawić pojazd, upewnić się co do możliwości wykonania manewru, zasygnalizować itp.


Drobna pułapka: po prawej stronie jest odcinek, na którym zabrania się zatrzymywania pojazdu. Odcinek drogi jest na początku znaczony znakiem B-36 (zakaz zatrzymywania się) z tabliczką T-25 a (początek zakazu zatrzymywania), a na końcu odcinka stoi znak zakaz zatrzymywania się z tabliczką odwołującą zakaz zatrzymywania.
Po lewej stronie stoją takie same dwa znaki z tym, że ustawione są dla kierujących jadących z przeciwka. No i egzaminator prosi o wykonanie manewru zawracania, a kursant wjeżdża w wjazd po lewej stronie, po czym wycofuje na jezdnię i słyszy: - Nie zdał pan - Dlaczego ? - pyta kandydat na kierowcę - Ponieważ nie upewnił się pan co do możliwości wykonania manewru. Po lewej stronie stoi znak zakaz zatrzymywania.

I jak to zinterpretować ?

niedziela, 16 marca 2008

Wizja ZERO

W 1991 roku, na drogach z powodu wypadków śmierć poniosło prawie 8 000 osób, dziś w skali roku to ponad 5 500 osób. Niewątpliwie, program poprawy bezpieczeństwa przedstawiony w 1996 roku pod nazwą GAMBIT96 był pierwszym, przedstawiającym dogłębnie wizję co jest na obecną chwilę i czym należy się zająć. To program długofalowy, który za główną przyczynę powstawania wypadków w Polsce wskazał trzy czynniki:
  • nadmierna prędkość jazdy
  • młodzi kierowcy
  • niechronieni użytkownicy dróg
Walka z nadmierną prędkością ma dwa kierunki. Pierwszy to działania kontrolne i ich automatyzacja połączna z szybkością wymierzania kar i nieuchronnością tychże. Strzec odpowiedniej prędkości mogą urządzenia pomiarowe, (jednocześnie, policjant obserwujący ruch potrafi wyłapać także inne wykroczenia, a nie tylko prędkość). Drugi kierunek, to stworzenie odpowiedniej infrastruktury, tak by kierowca mający do pokonania odcinek z punktu A do B nie "wpadał" co kilkanaście kilometrów w obszar zabudowany.

Młodość kierowców to nic szczególnie złego, natomiast chodzi tu o brak doświadczenia i nieprawidłowy system szkoleń. Jak zachować się w sytuacji podbramkowej ? Kiedy jeden z kierujących popełni błąd,w celu uniknięcia zderzenia ten drugi może i powinien odpowiednio zareagować. Jak ma zareagować odpowiednio, skoro nigdy nie był uczony co i jak należy wykonywać w sytuacjach podbramkowych ? Podczas trzydziestogodzinnego kursu był uczony "pod egzamin", tak - by wytrzymać psychicznie jazdę miejską, wykuć plac manewrowy i tpo wszystko. A co będzie, gdy po kursie jadąc za miastem ktoś nagle zacznie wyprzedzać "na trzeciego" i zbliżać się z dużą prędkością wprost na niego ?

Niechronieni użytkownicy dróg, to przede wszystkim brak segregacji ruchu. Nawałnica pojazdów przebiegająca przez centrum miasta/miasteczka jest utrapieniem pod szerokim kątem dla mieszkańców, ale także dla kierujących.

Założenia programu zostały częściowo osiągnięte (nie wprowadzono go w całym kraju), wyznaczono jednocześnie dalsze prace podnoszące poziom bezpieczeństwa (Gambit 2000), który zakłada obniżenie śmiertelności do wartości poniżej 4 000 rocznie do roku 2010. Działania skupiają się głównie na doskonaleniu założeń poprzednich, przy czym czynniki powodujące wypadki pozostały prawie te same. Szkoda, że ów program nadal nie ma stabilnego źródła finansowania. Ponadto, w dalszym ciągu nie powstała analiza dotycząca wpływu wypadków drogowych na działalność poszczególnych sektorów gospodarczych. Wszelkie badania wskazują, że inwestycje w bezpieczeństwo ruchu drogowego zwracają się szybko. Czy nie lepiej byłoby, gdy z ubezpieczenia OC finansować działania programu, a nie leczenie ofiar drogowych ? Za to powinni zapłacić ci, którzy powodują takie czyny w postaci bardzo wysokich składek ubezpieczeniowych.

Czy program Szwecji "Wizja Zero" miałby szanse na udany przeszczep ? Wprowadzając ów w Szwecji, kierowano się następującymi spostrzeżeniami:
  • skoro w kierowaniu pojazdem bierze udział człowiek, to nie oznacza że jest on nieomylny. Wypadek może mieć miejsce, ale nie musi to być wypadek ze skutkiem śmiertelnym,
  • kierujący pojazdem musi być odpowiednio wykształcony (także po to by widzieć potrzebę przestrzegania przepisów),
  • istnienie pojęcia "wybaczająca droga" - czyli infrastruktury, która do minimum zmniejsza konsekwencje popełnianych błędów przez kierowców,
  • jeśli powyższe zawiedzie, musi dojść do kolizji/wypadku. A wtedy kolejnym czynnikiem będzie odpowiednio bezpieczny pojazd. Powinien on współgrać z drogą, a jego wyposażenie zmniejszające ciężkość obrażeń,
  • gdyby jednak człowiek został ranny, system ratownictwa drogowego powinien być tak sprawny, że potrzebna pomoc dotrze na czas,
Niewątpliwą zaletą jest fakt, że gotowe rozwiązania są gotowe do wdrożenia na rodzimych terenach. Oczywiście dostosowane do naszej specyfiki ...

To tyle n/t statystyk i bezpieczeństwa. Następny wpis będzie dotyczył konkretnego egzaminu.
Pozdrawienia dla czytających.

Wsteczny bieg.

W piątkowe popołudnie, po pracy wybrałem się do większego miasta. Nie spieszyłem się, tak więc prędkość oscylowała pomiędzy 80 a 90 km/h. Na tej właśnie drodze, ta wyższa wartość to maksymalna prędkość dopuszczalna. Po dwóch, trzech kilometrach jazdy zauważyłem, że jestem tym najwolniejszym (najgorszym w mniemaniu niektórych). Nawet wielkie i ciężkie pojazdy ciężarowe wyprzedzały przy okazji spychając na pobocze. To, utwardzone (pobocze) uważa się bowiem za dodatkowy pas ruchu ! Zdarzało się, że na drodze z dwoma pasami ruchu (po jednym dla każdego kierunku) obok siebie jechało cztery auta - w tym ciężarówki. Najprawdopodobniej kierowcy postanowili nie czekać - zanim nastąpi "cud drogowy" w 2012 roku - i już postanowili adaptować cały pas drogowy do swych potrzeb.

Co roku ginie ponad 5 500 osób z powodu wypadków komunikacyjnych, 60 000 zostaje rannych a co piąty z nich staje się kaleką do końca życia. Społeczeństwo płaci ponad 30 mld złotych rocznie z tytułu wypadków, kolizji i ich następstw w szeroko rozumianym aspekcie. Jak widać jesteśmy bogatym społeczeństwem, skoro stać nas na takie wydatki rocznie.

Ze statystyk wynika, że 85 % kierowców przekracza dopuszczalną prędkość w obszarach zabudowanych (miasto), a 94 % robi to na odcinkach dróg przebiegających przez małe miejscowości. Co z tego wynika ? Na pewno to co napisane wcześniej, ponadto pojazd który porusza się z prędkością "jedynie" 75 km/h w przypadku wypadku z pieszym, daje mu 2 % szans na przeżycie. Jadąc 50 km/h szans na przeżycie jest już 60 %.

Tych i podobnych statystyk można przytaczać bez liku. A co zrobiono w sprawie poprawy bezpieczeństwa ? Skupiając się na obszarze, na którym najczęściej się poruszam wygląda to tak: w dalszym ciągu nie ma możliwości objechania miasta. Tak czy siak, wszystkie drogi prowadzą do ... W związku z tym, na ulicach znajdują się: zapakowane po brzegi pędzące TIR-y, rowerzyści, cały ruch lokalny i mnóstwo pieszych. Jeśli dodamy o tego rozjechane wręcz drogi i gęsto poruszające się pojazdy szkoleniowe nauki jazdy, mamy jak na dłoni konflikty na pełnym froncie. Niestety, ale tu nie poprawiło się nic. Zero segregacji ruchu.

Ale ale ... nie tylko się nie poprawiło, ale nawet się pogorszyło. I to z premedytacją. Bo przy okazji budowy skrzyżowania na głównej drodze miejskiej, zarządca ruchu popełnił kilka błędów. I tak ustawiając sygnalizatory świetlne S3 (kierunkowe) nad jezdnią nie ustawiono ich nad każdym pasem, lecz niejako "ogólnie" nad jezdnią ! Jeśli ktoś chce skręcić w lewo i nie zauważy sygnalizatora ustawionego po lewej stronie a zasugeruje się tym wiszącym nad jezdnią (który będzie wyświetlał sygnał zielony), jest narażony na kolizję/wypadek. Dodam, że na wprost ustawiono sygnalizator S1 a do skrętu w lewo S3.

Wymuszenie zmniejszenia prędkości ? Tu nieco drgnęło z dwóch przyczyn. Po pierwsze postawiono kolejne punkty kontroli fotoradarowej. Nic tak nie działa jak myśl o konsekwencji punktowo-finansowej. Ponadto do floty nieoznakowanych auto policji dołączyły następne, te mierzące prędkość z przodu i tyłu pojazdu. Po drugie, coraz większa jest amplituda czasu, gdy miasto po prostu stoi. A wtedy nie da się rozwinąć nic wolniej niż chód pieszego. A tak na marginesie - coraz częściej policja wykorzystuje nagrania przestępstw drogowych innych kierujących zarejestrowane przez auta wykorzystywane do egzaminów na prawo jazdy. To na razie nowość, ale już niebawem może się okazać codziennością.

Ciekawe rozwiązania zastosowano w Szwecji. "Wizja zero" zakłada, iż każdy kierujący/uczestnik ruchu może popełnić błąd, ale system drogowy - całokształt infrastruktury, pomimo błędów kierującego - nie powinien powodować skutków zranienia bądź ofiar śmiertelnych. Może by tak i u nas zacząć myśleć i działać ku podobnemu projektowi ?

***

S1:


S2:


S3:


S1 zezwala na jazdę w każdym kierunku (chyba że inne warunki znaki tego zabraniają), S2 pozwala na skręcenie lub zawrócenie pod pewnymi warunkami, a S3 gwarantuje nam bezkolizyjny przejazd w danym kierunku (jeśli wszyscy stosują się do przepisów ;) ) ale zabrania zawracania. S3 może też wyglądać nieco inaczej - z dodatkową strzałką pozwalającą na zawrócenie.

środa, 12 marca 2008

Codzienność.

Ostatnie dni w pracy to wyścig z czasem. Mnóstwo nowych ludzi, bardzo dużo kursantów. Sale wykładowe pękają w szwach, a instruktorzy są przepracowani. Ciekawe czym taka lawina klientów jest spowodowana.

Do mnie trafili akurat tacy, którzy od razu zastrzegają iż nigdy nie mieli kontaktu z pojazdem, nie jechali nawet rowerem ... Na początku niczego nie podejrzewałem, ale ostatnio zastanawia mnie ten fakt. W zasadzie początek kursu i tak jest identyczny dla osób jeżdżących już wcześniej jak i dla tych którzy pierwszy raz zasiedli za kierownicą. I tak rozpoczynamy pierwsze godziny kursu z taką osobą która "nigdy nie jechała" wcześniej i okazuje się, że biegi potrafi zmieniać sama, wie po co jest sprzęgło a i wiele spraw technicznych zna. Dla mnie to oczywiście tylko lepiej, a skupić możemy się na innych sprawach.

Tymczasem sporo dziś pracowałem z osobami w środku kursu. To świetna okazja (15-16 godzina szkolenia), by wyjechać poza miasto. Prędkość nie była zbyt duża, gdy zbliżaliśmy się do punktu kontroli drogowej zorganizowanej przez straż graniczną i policję. Pachołki, znaki, ograniczenia prędkości - wszystko ładnie oznakowane i prowadzące niemal jak za rękę kierowcę. Tuż za nami podążał jakiś pojazd, a policjanci postanowili go zatrzymać. Gdy kursantka zobaczyła tarczę do zatrzymania (dla mnie jednoznaczny był gest policjanta), najchętniej przejechałaby go. Temat kontroli drogowej był na wykładach, ale czy ona na nim była ?

Na sam koniec jazd osoba na trzeciej godzinie, a jeżdżąca lepiej niż ta poprzednia. Po tylu godzinach, praca z osobą której nie trzeba dwa razy powtarzać tego samego to czysta przyjemność. Z takim klientem można sporo osiągnąć, lecz i próg oczekiwań szybko wzrasta ...

piątek, 7 marca 2008

Ostry zakręt.

Nie wiem, czy dziś nie popełniłem błędu mówiąc wprost co sądzę n/t jazdy jednej z osób szkolących. Ale po kolei.

Osoba ta uczyła się u kolegi, który stażem jest o wiele bardziej doświadczony niż ja. Niestety, kursantka (bo o niej mowa) już trzykrotnie nie zdała egzaminu i zwróciła się do mnie o pomoc. Znamy się, ponieważ razem pracowaliśmy wcześniej. Oczywiście nie odmówiłem i zaczęliśmy jeździć. I tu zaczęły się problemy. Jej instruktor prowadzący (a mój kolega) chwalił ją, a nawet powiedział że nie ma co z nią ćwiczyć - tak dobrze jeździ. Po tych słowach, kiedy odbyliśmy pierwszą jazdę - byłem bardzo zaskoczony tymi błędami, których nie brakowało. Naturalnie nie dałem tego po sobie poznać, sądziłem też iż jest to spowodowane stresem, innym autem. Pozostawiłem to więc bez specjalnego komentarza.

Na kolejnych godzinach było nieco lepiej, ale wciąż daleko do bezbłędnej, sześćdziesięciominutowej jazdy. A błędy były dość poważne: wymuszanie pierwszeństwa na pojazdach i pieszych (skrzyżowania i przejścia). Do tego mierna technika kierowania i bardzo dynamiczna jazda. Plac manewrowy raz "wychodził" a raz nie. Ponad 4 godziny które tam spędziliśmy później przyniosły jednak pożądany efekt. Pozostało miasto - umówiliśmy się, że na ostatniej godzinie ze mną zrobimy egzamin wewnętrzny. Kursantka wie co to takiego, ponieważ przechodziła to już przy końcówce godzin kursowych.

Egzamin rozpoczęliśmy rano, o 9.00. To był koszmar. Takiej ilości błędów już dawno nie widziałem na wewnętrznym. Technika jazdy polegała na tym, aby "zabić" silnik, skrzynię biegów i sprzęgło. Kierunkowskazy ? A po co je używać ? Kilka prób wymuszeń pierwszeństwa w ciągu niecałych 40 minut. Byłem załamany.

W zasadzie, to nie wiem jak nazwać taką jazdę. I nie mam pojęcia z czego ona wynikała. Naturalnie egzamin wewnętrzny był niezaliczony. Pod koniec powiedziałem co sądzę na ten temat. Spokojnie, ale konkretnie. Bo wg mnie taka jazda jest bez sensu ! Czy to źle ? Sam już nie wiem. Kursantka z płaczem wysiadła z auta. Z płaczem, ponieważ usłyszała gorzkie słowa. Ode mnie.

Cały dzień zmącony był tym porankiem. Nie wiem, czy dobrze zrobiłem. Wspomniałem o kilku zaletach jej jazdy, ale wad było wiele więcej. Lepiej aby się dowiedziała o nich na kursie czy na egzaminie ? No i ta opinia jej instruktora - dla mnie zupełnie niezrozumiała. Nie rozmawiałem z nim, ponieważ on pracuje także w innym zawodzie, więc nie "złapaliśmy się". Inny kolega z którym rozmawiałem na jej temat podziela moją opinię (a nim także jeździła).

I jak potoczy się to dalej ? Wydaje się, że kursantka widzi we mnie wroga. Wywnioskowałem to po wiadomości, którą dostałem po pewnym czasie od niej. Chciałem pomóc, wyszło inaczej (?), cieszę się że nie wziąłem za to ani złotówki. Szkoda, że tak się skończyło ... Mam wyrzuty sumienia. Ktoś cierpi przeze mnie.

poniedziałek, 3 marca 2008

Jednak gorąco.

A ja dalej o tej mijającej zimie.
Prognoza Czartogromskiego nie spełniła się. Sobota, jak i kilka dni wcześniej była dniem bez śniegowym, za to wietrzna. L o mało nie spadło z dachu, ale czy ktoś by się tym przejmował akurat w sobotę ?

Niestety, jeszcze kilka dni wcześniej temperatura była raczej na minusie. Mnie jak zawsze zimno w aucie, podczas gdy kursanci krzyczą że gorąco. W myśl zasady klient ma zawsze rację, siedzę cichutko i marznę. Ale, ale ... jazda nie znosi próżni i są momenty, gdy narzekam że i mi jest gorąco. Ba, nawet otwieram okno (pomimo mroźnego powietrza), chłodzę się też wachlując firmowym kalendarzem.

Jeden z takich ciepłych momentów wydarzył się kilka dni temu. Może określenie "ciepły" nie jest odpowiedni, ale niech już zostanie ten :)
A więc, jadę pożyczonym autem (by kursantka przejechała się innym pojazdem od czasu do czasu). Droga tuż poza obszarem zabudowanym, równa i gładka (niedawno wyremontowana) jak nie wiele dróg. Za nami podąża blisko pojazd komunikacji publicznej, tzw "BUS". Mimo małego natężenia ruchu, ten uczepił się i jedzie niewyprzedzając. Kursantka stopniowo (raczej mizernie) rozpędza auto. Przy zmianie biegu z dwójki na trójkę, nieopatrznie wkłada jedynkę. Chcąc uniknąć ostrego szarpnięcia i przyhamowania auta, wciskam sam sprzęgło (tu niestety nie działało idealnie. Do poprawnej zmiany biegów nie wystarczy dociśnięcie sprzęgła przez instruktora. Musi to zrobić osoba kierująca autem).
- Pani [...] włączyła pani jedynkę. Proszę docisnąć sprzęgło i poprawić na trójkę - poprosiłem łagodnym (jak zwykle) głosem. Kursantka szuka sprzęgła, którego nie ma - bo przecież ja je wcisnąłem ! - Ja je wcisnąłem, proszę tylko docisnąć - powiedziałem. I stało się najgorsze. Ona wcisnęła do oporu. Do samej podłogi. Tyle ile miała siły. Lecz nie było to sprzęgło. "Kopnęła" w hamulec.

Przeraźliwy pisk (także, a może przede wszystkim - pojazdu z tyłu), dym z opon i po chwili stoimy. Cudem bus wyhamował także. W lusterku mam minę gościa, który ma ochotę sprawić mi lanie, obok przestraszona kursantka. Gorąco jak w piekle. Serce bije głośniej niż rozwścieczony sygnał dźwiękowy kierowcy z tyłu. Początek dnia niesamowity. Wrażenia na cały dzień murowane.

Od tamtej pory, kursantka boi się zmieniać biegi, a gdy wciska sprzęgło robi to powoli i dokładnie.
Kierowca busa pewnie będzie już jeździł zachowując większy (należyty) odstęp, a ja podobne sytuacje mam kilka razy w miesiącu ...