czwartek, 3 maja 2018

Jazda w trasie

Poniedziałkowy wyjazd w trasę. Dwoje młodych (ona i on) od samego początku kłóci się kto pierwszy ma prowadzić, a ponieważ ja zachowuję stoicki spokój są zdziwieni, że nie włączam się do dyskusji...Tak, jeszcze tego mi brakowało żeby z nimi dyskutować...

Gdy już ustalą kto pierwszy pojedzie, euforia pojawia się na twarzy prowadzącej. Wjeżdża na drogę ekspresową na której można jechać maksymalnie 120 km/h i tyle dokładnie jedziemy. Sporo kierowców jedzie szybciej niż my, ale też mnóstwo jest tych wolniejszych. Pewnie chętnie jechałaby szybciej, ale wystarczy - 120 to naprawdę dużo jak dla kogoś, kto się dopiero uczy...

Co raz wyprzedzamy, kursantka wydaje się być w siódmym niebie. Normalnie poruszamy się prawym pasem, ale co chwilę trzeba zjechać na lewy. Dzieje się mnóstwo, drzewa na poboczu migają jak oszalałe. Oczywiście młody z tyłu zawiedziony, że to nie on kieruje (będzie miał swoją kolej w drodze powrotnej). Tymczasem niektórzy kierowcy widząc pędzącą eLkę mają problem z akceptacją, że są wyprzedzani przez kursantkę. Nie wiem, może mają jakiś uraz z dzieciństwa i muszą poprawić swoje ego?


Pogoda świetna, natężenie ruchu w miarę. Na takie jazdy wybieram osoby, które mają już kilkanaście godzin pod moim okiem, są stabilne emocjonalnie (w miarę chociaż) i niekonfliktowe (ze mną). Ale mimo wszystko, gdyby któreś z nich popełniło błąd którego nie udałoby mi się naprawić, ten wpis byłby zapewne ostatnim. Dużo (wszystko?) ryzykuję, ale kiedy mają się nauczyć jeździć szybko jeśli nie teraz - z instruktorem? Naprawdę śmieszy mnie, gdy ludzie robiąc kurs na prawo jazdy toczą się po mieście przez 30 h i nigdy nie wyjeżdżają za miasto, nie używają 5-go biegu... to nie jest normalne!

Specjalnie dla dzieciaków wybieram dłuższą drogę, ale biegnącą przez ekspresówkę (są tak zachwyceni, że nie chcą przerwy ani na jedzenie ani na toaletę - chociaż mnie już nieźle ciśnie...). Łącznie zrobili 6 godzin (po 3 na głowę) - czyli maksymalnie na jeden dzień szkoleniowy. Nie uwierzycie ile kilometrów przejechali - oboje mają po niecałe 200 km na głowę. Bardzo dużo biorąc pod uwagę fakt, że zwykle w godzinę na mieście robię jakieś 20-30 km.

Na koniec młodzi odwożą się pod domy, a ja wracam już sam (prawie 30 km). Nie wiem, może jestem dla nich zbyt dobry... ale są zachwyceni, może nawet odrobinę mnie lubią, a na pewno opowiedzą kolegom o jakości takiego szkolenia...

16 komentarzy:

  1. Tomuś, wiesz o czym teraz pomyślałem... Masz na siebie uważać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem o czym pomyślałeś. Uważam na siebie bardzo...cały czas ...

      Usuń
  2. Przypomniałem sobie moją pierwszą jazdę autostradą Kraków-Katowice świeżo po otrzymaniu prawa jazdy. To był stresior, bo nigdy wcześniej nie prowadziłem na autostradzie. Przejechałem prawie cały dystans setką, bo bałem się szybciej, dopiero dojeżdżając do Katowic przycisnąłem do 120. Drugi raz już się nie bałem. Dobrze, że wyjeżdżasz z kursantami, żeby mogli pod Twoją opieką się rozpędzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Adamie wcale nie ma obowiązku jechać szybko, zwłaszcza na początku swojej "kariery" za kierownicą. Ja teraz rzadko kiedy jeżdżę tak szybko, ale może to wynika z małej mocy auta którym jeżdżę :)

      Usuń
  3. Gdyby nie to, ze w Anglii można zrobić prawo jazdy mając skończone 17 lat, to namowilabym mojego Bartoliniego na naukę jazdy u instruktora Tomasza - fajnie, ze Twoi kursanci maja taka różnorodność i starasz się aby zaczerpnęli prawdziwej rzeczywistości. Ja robiłam prawo jazdy w 1993 roku i było nudno - ciągła jazda po mieście, ciagle te same miejsca, które znałam już na pamięć. Tak naprawdę to nauczyłam się po zdaniu egzaminu jeździć sama - chociaż się wiele razy bałam to brnęłam do przodu i takim to sposobem zdobyłam Wrocław z ruchem tramwajowym, potem były inne miasta, teraz jest Londyn, gdzie naprawdę nie jest łatwo ale już się nie boje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Londyn to by mnie przerażał Ula, tam Ty musiałabyś mnie uczyć :))

      Usuń
  4. Ja też nie jechałem poza miastem na kursie (w końcu lat dziewięćdziesiątych). Jakbym miał wtedy przekroczyć setkę, to miałbym poczucie przekraczania prędkości dźwięku. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też robiłem pod koniec tych lat co Ty. I uczyłem się na maluchu, więc tam prędkość 60km/h była kosmiczna :)

      Usuń
  5. Może i masz rację, że lepiej jak się z Tobą nauczą szybciej jeździć, ale, ja to się w ogóle na tym nie znam :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ja z racji, że autostrada u mnie za każdym zakrętem to jeździłam ze 2-3 razy o ile pamiętam po 120 km. Nie powiem, żeby mi się to wtedy podobało bo miałam wrażenie, że to jest tak zawrotna prędkość że z fotela mnie wyrwie ha ha ha ...

    Dobrze, że niektórych zabierasz na takie przejażdżki bo jednak lepiej poćwiczyć z kimś niż na pierwszą wyprawę ruszyć samemu już po egzaminie na prawko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale zabieram tylko niektórych...

      Pozdrowienia :)

      Usuń
  7. Kurs robiłam w 2002 roku, z jazdy poza miastem miałam jakieś dwie godziny i to drogą powiatową z maksymalną prędkością całych 70km/h bo mi więcej nie pozwolili. Dobrze, że po zdaniu egzaminu jeździłam maluchem to w sumie dużo więcej i tak się nie dało :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maluchem? W 2002r? To jakiś zabytek był, szkoda go :P

      Usuń
    2. Szkoda to go było, bo jeździł nim też mój brat i ciut go oklepał :p

      Usuń
    3. No właśnie...ach ci bracia...

      Usuń