Kolejny upalny dzień i mnóstwo godzin pracy. Zbyt dużo jak na jeden dzień.
Czy to, że używam sygnału dźwiękowego oznacza iż puszczają mi nerwy ? Niestety, dwa razy dziś mi się to zdarzyło. Najpierw rowerzysta, który jechał chodnikiem (czyli nieprawidłowo). W miejscu, gdzie było przejście dla pieszych a krawężnik delikatnie opadł na wysokość jezdni ten (rowerzysta) jak gdyby nigdy nic zjechał na drogę nawet się nie oglądając wprost pod moje koła ! Naturalnie, kursantce to nie przeszkadzało i gdybym nie chwycił za kierownicę pewnie wylądowałby u nas na masce. Użyłem sygnału jednocześnie omijając niesfornego cyklistę. Ten był mocno oburzony moim zachowaniem ... A kursantka ? - jedno z kryteriów egzaminacyjnych mówi o sposobie oceny zagrożenia i podejmowania działań w przypadku powstania ów przez osobę zdającą. Test oblany. Szkoda że to nie wirtualny test, ale cóż.
Kilka godzin później, w strefie ograniczonej prędkości jedziemy sobie około 20 km/h. Po lewej stronie z parkingu/chodnika wyjeżdża auto. Z daleka już widzę głowę kierowcy odwróconą w drugą stronę w stosunku do tego gdzie skręca auto (jakie to typowe - na kursie większość ludzi robi tak samo: cofając patrzą do przodu, skręcając w prawo patrzą w lewo, itd). Kiedy jestem już tuż tuż, auto wjeżdża na mój pas ruchu, kursant nie robi nic a odległość się zmniejsza ! I znów używam sygnału i hamuję zatrzymując mniej niż metr przed autem. Głowę odwraca ... kobieta ... Dziwne ? Chyba nie. Pytam kursanta po chwili, czemu nic nie robił, a on: - przecież ja miałem pierwszeństwo !
Ręce mi opadły. Przecież to że ma pierwszeństwo nie oznacza że może jechać mimo wszystko. Tyle się o tym mówi i dalej nic !
I jakie są szanse na zdanie egzaminu przy takim podejściu do sprawy ? Poniżej 0 ?
;)
czwartek, 31 lipca 2008
piątek, 25 lipca 2008
Mrugania ciąg dalszy
Było już o kierunkowskazach, to teraz o światłach awaryjnych.
Najpierw o tym, co dzieje się czasem na egzaminach: po sprawdzaniu świateł kierunkowskazów egzaminator czasem mówi tak do osoby zdającej: - A gdyby miała pani włączyć oba kierunkowskazy jednocześnie, to jakby pani to zrobiła ? - rany - co za pytanie !? Kierunkowskazów nie da się włączyć tak by świeciły oba (prawy i lewy) ! To są już światła awaryjne (i o nie chodzi egzaminatorowi w domyśle).
A teraz do rzeczy: światła awaryjne używamy w przypadku kolizji, wypadku, lub postoju pojazdu w miejscu w którym jest to zabronione, lub kiedy nie jest widoczny z dostatecznej odległości. Pamiętajmy jednocześnie, że każde sygnalizowanie to połączenie świateł awaryjnych z trójkątem ostrzegawczym (który jest wyposażeniem obowiązkowym) ! A więc, kiedy widać auto stojące np w obszarze objętym znakiem zakaz zatrzymywania (B-36) z włączonymi światłami awaryjnymi a bez trójkąta ostrzegawczego, to mamy do czynienia z nieprawidłowym sygnalizowaniem.
Bardzo często widać pozostawione pojazdy przy sklepach, kioskach i innych punktach usługowych. Kierujący tymi pojazdami uważają iż pozostawienie auta na "awaryjnych" załatwia sprawę. Nic bardziej błędnego.
Kolejnym absurdem jest włączanie świateł awaryjnych przy holowaniu pojazdów. Wtedy, ten holowany pojazd błyska pomarańczowymi światełkami niczym choinka przed świętami grudniowymi. Dezorientacja innych kierujących jest dość spora, gdyż po pierwsze: auto na awaryjnych kojarzone jest z postojem ów a nie przemieszczaniem się, po drugie: w jaki sposób kierujący "choinką" zamierza zasygnalizować fakt omijania, lub skrętu ? Może wystawi rękę ? Może pomruga oczkiem ?
Jakiś czas temu widziałem pojazd holujący auto Straży Miejskiej. Śmiesznie wyglądał mrugając awaryjnymi ! No cóż - jak widać każdy może się pomylić/zapomnieć ...
Co do innego zastosowania świateł - od pewnego czasu niektórzy producenci pojazdów wyposażają ów w system dodatkowego ostrzegania o nagłym hamowaniu. Tak więc, przy bardzo silnym naciśnięciu hamulca zostają włączone światła awaryjne (obok świateł hamowania naturalnie). Wydaje się jednak, że nie jest to do końca idealne rozwiązanie, gdyż o ile inne rozwiązania masowo spotyka się w pojazdach coraz tańszych, o tyle system dodatkowego sygnalizowania jakoś nie może rozpowszechnić się na dobre.
Tak czy siak, myślę że nawyk używania awaryjnych przy każdym zatrzymaniu na zakazie pozostanie jeszcze na długo w świadomości polskiego kierowcy ...
Najpierw o tym, co dzieje się czasem na egzaminach: po sprawdzaniu świateł kierunkowskazów egzaminator czasem mówi tak do osoby zdającej: - A gdyby miała pani włączyć oba kierunkowskazy jednocześnie, to jakby pani to zrobiła ? - rany - co za pytanie !? Kierunkowskazów nie da się włączyć tak by świeciły oba (prawy i lewy) ! To są już światła awaryjne (i o nie chodzi egzaminatorowi w domyśle).
A teraz do rzeczy: światła awaryjne używamy w przypadku kolizji, wypadku, lub postoju pojazdu w miejscu w którym jest to zabronione, lub kiedy nie jest widoczny z dostatecznej odległości. Pamiętajmy jednocześnie, że każde sygnalizowanie to połączenie świateł awaryjnych z trójkątem ostrzegawczym (który jest wyposażeniem obowiązkowym) ! A więc, kiedy widać auto stojące np w obszarze objętym znakiem zakaz zatrzymywania (B-36) z włączonymi światłami awaryjnymi a bez trójkąta ostrzegawczego, to mamy do czynienia z nieprawidłowym sygnalizowaniem.
Bardzo często widać pozostawione pojazdy przy sklepach, kioskach i innych punktach usługowych. Kierujący tymi pojazdami uważają iż pozostawienie auta na "awaryjnych" załatwia sprawę. Nic bardziej błędnego.
Kolejnym absurdem jest włączanie świateł awaryjnych przy holowaniu pojazdów. Wtedy, ten holowany pojazd błyska pomarańczowymi światełkami niczym choinka przed świętami grudniowymi. Dezorientacja innych kierujących jest dość spora, gdyż po pierwsze: auto na awaryjnych kojarzone jest z postojem ów a nie przemieszczaniem się, po drugie: w jaki sposób kierujący "choinką" zamierza zasygnalizować fakt omijania, lub skrętu ? Może wystawi rękę ? Może pomruga oczkiem ?
Jakiś czas temu widziałem pojazd holujący auto Straży Miejskiej. Śmiesznie wyglądał mrugając awaryjnymi ! No cóż - jak widać każdy może się pomylić/zapomnieć ...
Co do innego zastosowania świateł - od pewnego czasu niektórzy producenci pojazdów wyposażają ów w system dodatkowego ostrzegania o nagłym hamowaniu. Tak więc, przy bardzo silnym naciśnięciu hamulca zostają włączone światła awaryjne (obok świateł hamowania naturalnie). Wydaje się jednak, że nie jest to do końca idealne rozwiązanie, gdyż o ile inne rozwiązania masowo spotyka się w pojazdach coraz tańszych, o tyle system dodatkowego sygnalizowania jakoś nie może rozpowszechnić się na dobre.
Tak czy siak, myślę że nawyk używania awaryjnych przy każdym zatrzymaniu na zakazie pozostanie jeszcze na długo w świadomości polskiego kierowcy ...
poniedziałek, 21 lipca 2008
Irrrrrytujące ...
Sobotni poranek był szczególnie słoneczny. Pierwsza myśl - skoro przed siódmą jest tak ciepło, to w południe będzie okropnie. Rzut oka na kalendarz - zapowiada się spokojny dzień. Tylko 8 godzin (zważywszy na "normalny" cykl pracy te 8 h to mało) - powinno zlecieć szybko i przyjemnie. Ale ... nie wiem czemu osoba tuż przed egzaminem akurat tego sobotniego dnia wszystko myliła ! Jednym z bardziej irytujących zachowań był niezatrzymywanie się przed czerwonym sygnałem świetlnym ze strzałką "warunkowa". Ile razy można tłumaczyć iż najpierw trzeba się przed sygnalizatorem zatrzymać ? Ręce mi opadły, bo egzamin za chwilę a tu takie "kiksy' ! Brak kierunkowskazów przy omijaniu to pestka przy tym.
Dwie godziny minęły. Pora na kolejne dwie. Sam obiecałem, że będą to jazdy poza miastem. Ponad 20 godzin za nami, więc jazda poza obszarem nie powinna sprawiać większych trudności. Chwilę po wyjechaniu z miasta mówię: Popatrz - jedziemy 90 km/h i wszyscy jadą równo. Ale jestem naiwny (pomyślałem w duchu). Faktycznie - nie minęło pół minuty i z głośnym jękiem tuż obok auta przemyka cała kawalkada szybkich. I wspaniałych, jak zapewne myślą o sobie ci kierowcy. Kursantka spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, a ja udałem że nie widzę ... A z przodu pokaz jazdy ekstremalnej. Ciągłe linie ? Powierzchnie wyłączone ? Pff ... kto by tam się przejmował takimi szczegółami. Chyba tylko frajerzy i nauka jazdy. Ci "mądrzejsi", "lepsi" (itp) są o kilka kilometrów dalej, szybciej i bliżej. Tylko bliżej czego ? Mijamy drzewo obdrapane z kory. Nieopodal krzyż i kilka zniczy które wciąż płoną. Bliżej do celu podróży czy do jej końca raczej ?
W pewnym momencie pojazd z tyłu rozpoczyna manewr wyprzedzania (nas). Problem w tym, że jest już czwartym pojazdem jeden obok drugiego na drodze o dwóch pasach ruchu ! Łapię szybko za kierownicę i uciekamy na pobocze ! Uff - na szczęście mam nowe opony i jeszcze niezłe zawieszenie które trzyma pojazd na żądanym torze. Po wyprzedzającym nie wiele już widać. Pomknął tak szybko że widać tylko oddalający się punkt. Pozostała złość i parę dziwnych (?) pytań kursantki.
Jazda powrotna to lekcja typu: patrz co robią inni i nie powtarzaj tego.
I znów miasto. Jest sobotni szczyt komunikacyjny, a ja mam za chwilę trzecią godzinę jazdy kursantki która wcześniej jeździła rowerem tylko. W którą stronę pojechać by to wszystko ominąć ? Niestety, ośrodek mieści się w samym centrum i nie jest proste wyjechanie na obrzeża (lub plac) dla osoby która nie panuje nad autem. A przy trzeciej godzinie nie będę przecież sam prowadził auta ! Po znalezieniu stacyjki, moim przypomnieniu o włączeniu świateł wyjeżdżamy z miejsca parkingowego. Oczywiście właśnie wtedy nadjeżdża cały zespół pojazdów z obu stron. Wtedy, gdy stoimy na środku (kursantka zdławiła silnik). Stres rośnie choć na razie nikt nie trąbi. Z moją pomocą udaje się ruszyć, ale prędkość nie przekracza 10 km/h pomimo tego iż mamy prosty odcinek drogi. Zmiana na "dwójkę" to swoisty taniec auta od jednego do drugiego krawężnika. O trójce nie ma mowy. Jakimś cudem dojeżdżamy do osiedlowej i spokojnej dróżki (na szczęście wszyscy ci zirytowani kierowcy, trąbiący i wymachujący na nas - już pojechali sobie), gdzie znów uczę ruszania, kręcenia kierownicą i zatrzymywania. Niby trochę lepiej, a jak tylko oderwę wzrok od przedniej szyby to od razu lądujemy na krawężniku.
Powoli zaczynam powątpiewać w swoje umiejętności nauczania. Mówię i mówię - a to nie dociera.
Moja praca z tą osobą to jeszcze 7 godzin, a później jazda z kim innym. Co jak co - ale takie podstawowe manewry to powinna opanować (czarno to widzę).
Na koniec kursant. Zwykle spokojny i rozważny, dziś nieobliczalny jak dzikie zwierzę. Startuje ze skrzyżowań jak z katapulty (większości otoczenia nawet nie zauważa). Po chwili mówi, że właśnie wrócił z imprezy (!) - oczywiście zapewnia iż bezalkoholowej ... Przespał się 3 godziny i przyszedł na jazdę ! Zamykam szybę i staram się wyczuć woń piwa, lub innego alkoholu. Niczego nie czuję, choć mam już serdecznie dosyć i najlepiej wygoniłbym go z tej lekcji. Ale może faktycznie nie pił ? Są popołudniowe godziny sobotnie, ośrodek (wraz z alkotestem) zamknięty więc nijak nie mogę tego potwierdzić. W drugiej części jazdy skupia się trochę bardziej, ale i tak nie uchronił się od błędów powodujących oblanie egzaminu. Średnio co 10 minut strzela sobie sam gola np nie przepuszczając pieszego, próbą przejazdu na czerwonym, lub po prostu nieprawidłową techniką kierowania (praca rąk na kierownicy, ruszanie autem itp). Głowa mnie boli jak oszalała, na szczęście to już koniec i niedziela - wolna.
Czas teraz znaleźć jakieś odstresowujące zajęcie. Może hodowla rybek ?
Dwie godziny minęły. Pora na kolejne dwie. Sam obiecałem, że będą to jazdy poza miastem. Ponad 20 godzin za nami, więc jazda poza obszarem nie powinna sprawiać większych trudności. Chwilę po wyjechaniu z miasta mówię: Popatrz - jedziemy 90 km/h i wszyscy jadą równo. Ale jestem naiwny (pomyślałem w duchu). Faktycznie - nie minęło pół minuty i z głośnym jękiem tuż obok auta przemyka cała kawalkada szybkich. I wspaniałych, jak zapewne myślą o sobie ci kierowcy. Kursantka spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, a ja udałem że nie widzę ... A z przodu pokaz jazdy ekstremalnej. Ciągłe linie ? Powierzchnie wyłączone ? Pff ... kto by tam się przejmował takimi szczegółami. Chyba tylko frajerzy i nauka jazdy. Ci "mądrzejsi", "lepsi" (itp) są o kilka kilometrów dalej, szybciej i bliżej. Tylko bliżej czego ? Mijamy drzewo obdrapane z kory. Nieopodal krzyż i kilka zniczy które wciąż płoną. Bliżej do celu podróży czy do jej końca raczej ?
W pewnym momencie pojazd z tyłu rozpoczyna manewr wyprzedzania (nas). Problem w tym, że jest już czwartym pojazdem jeden obok drugiego na drodze o dwóch pasach ruchu ! Łapię szybko za kierownicę i uciekamy na pobocze ! Uff - na szczęście mam nowe opony i jeszcze niezłe zawieszenie które trzyma pojazd na żądanym torze. Po wyprzedzającym nie wiele już widać. Pomknął tak szybko że widać tylko oddalający się punkt. Pozostała złość i parę dziwnych (?) pytań kursantki.
Jazda powrotna to lekcja typu: patrz co robią inni i nie powtarzaj tego.
I znów miasto. Jest sobotni szczyt komunikacyjny, a ja mam za chwilę trzecią godzinę jazdy kursantki która wcześniej jeździła rowerem tylko. W którą stronę pojechać by to wszystko ominąć ? Niestety, ośrodek mieści się w samym centrum i nie jest proste wyjechanie na obrzeża (lub plac) dla osoby która nie panuje nad autem. A przy trzeciej godzinie nie będę przecież sam prowadził auta ! Po znalezieniu stacyjki, moim przypomnieniu o włączeniu świateł wyjeżdżamy z miejsca parkingowego. Oczywiście właśnie wtedy nadjeżdża cały zespół pojazdów z obu stron. Wtedy, gdy stoimy na środku (kursantka zdławiła silnik). Stres rośnie choć na razie nikt nie trąbi. Z moją pomocą udaje się ruszyć, ale prędkość nie przekracza 10 km/h pomimo tego iż mamy prosty odcinek drogi. Zmiana na "dwójkę" to swoisty taniec auta od jednego do drugiego krawężnika. O trójce nie ma mowy. Jakimś cudem dojeżdżamy do osiedlowej i spokojnej dróżki (na szczęście wszyscy ci zirytowani kierowcy, trąbiący i wymachujący na nas - już pojechali sobie), gdzie znów uczę ruszania, kręcenia kierownicą i zatrzymywania. Niby trochę lepiej, a jak tylko oderwę wzrok od przedniej szyby to od razu lądujemy na krawężniku.
Powoli zaczynam powątpiewać w swoje umiejętności nauczania. Mówię i mówię - a to nie dociera.
Moja praca z tą osobą to jeszcze 7 godzin, a później jazda z kim innym. Co jak co - ale takie podstawowe manewry to powinna opanować (czarno to widzę).
Na koniec kursant. Zwykle spokojny i rozważny, dziś nieobliczalny jak dzikie zwierzę. Startuje ze skrzyżowań jak z katapulty (większości otoczenia nawet nie zauważa). Po chwili mówi, że właśnie wrócił z imprezy (!) - oczywiście zapewnia iż bezalkoholowej ... Przespał się 3 godziny i przyszedł na jazdę ! Zamykam szybę i staram się wyczuć woń piwa, lub innego alkoholu. Niczego nie czuję, choć mam już serdecznie dosyć i najlepiej wygoniłbym go z tej lekcji. Ale może faktycznie nie pił ? Są popołudniowe godziny sobotnie, ośrodek (wraz z alkotestem) zamknięty więc nijak nie mogę tego potwierdzić. W drugiej części jazdy skupia się trochę bardziej, ale i tak nie uchronił się od błędów powodujących oblanie egzaminu. Średnio co 10 minut strzela sobie sam gola np nie przepuszczając pieszego, próbą przejazdu na czerwonym, lub po prostu nieprawidłową techniką kierowania (praca rąk na kierownicy, ruszanie autem itp). Głowa mnie boli jak oszalała, na szczęście to już koniec i niedziela - wolna.
Czas teraz znaleźć jakieś odstresowujące zajęcie. Może hodowla rybek ?
sobota, 12 lipca 2008
Niebezpieczeństwo czyha wszędzie ...
Dziś mój wpis będzie krótki. Zachęcam do przeczytania poniższego newsa ze strony Onet.pl:
KLIK
A pomyśleć, że chciałbym zostać egzaminatorem ...
KLIK
A pomyśleć, że chciałbym zostać egzaminatorem ...
czwartek, 3 lipca 2008
O kierunkowskazach
Niby zasady używania kierunkowskazów nie są trudne, to jednak widząc różne ich używanie przez kierujących należy stwierdzić, że jest z tym sporo problemów.
Przede wszystkim, kierunkowskaz użyjemy w dwóch sytuacjach. Podczas zmiany kierunku jazdy (np skręt na skrzyżowaniu) lub zmiany pasa ruchu. Zmiana kierunku jazdy następuje także podczas jazdy po zakręcie, ale tu nie ma możliwości jazdy w innym kierunku, stąd włączenie kierunkowskazu mija się z celem. Czasem na zakrętach zdarzają się skrzyżowania, a wtedy już od konkretnego układu dróg zależy - czy należy sygnalizować czy też nie.
Często widuję prawy kierunkowskaz przy zatrzymywaniu pojazdu. Po co sygnalizować sam fakt zatrzymywania ? Kierujący z tyłu widzi światła hamowania - i to już wystarcza.
Zmiana pasa ruchu natomiast zwykle nie przysparza problemów. Gorzej, gdy pasy ruchu nie są oznaczone a sama jezdnia jest na tyle szeroka, że występują dwa lub więcej pasów. Każdą zmianę pasa ruchu należy odpowiednio zasygnalizować.
W ruchu drogowym zdarzają się także sytuacje, przy których powinniśmy powstrzymać się od włączenia kierunkowskazu. Np przy omijaniu pojazdów, które zostały (nieprawidłowo) zaparkowane w pobliżu skrzyżowań występujących po prawej stronie jezdni. Otóż, o ile przy rozpoczynaniu manewru omijania następuje zmiana pasa ruchu i należy ją zasygnalizować, to już przy powrocie na prawy pas po zakończeniu omijania należałoby nie włączać kierunkowskazu prawego. Ewentualni kierujący chcący wjechać na naszą jezdnię mogliby zostać wprowadzeni w błąd. Zasada ograniczonego zaufania nie zawsze jest respektowana niestety.
Sam kierunkowskaz należy włączyć zawczasu, wyraźnie sygnalizując chęć zmiany pasa lub kierunku jazdy. Zawczasu czyli kiedy ? Bardzo często kursanci pytają na kursie:
- W jakiej odległości muszę włączyć kierunkowskaz ? (chodzi o metry)
I możemy jedynie przypomnieć, że ma to być sygnalizowanie wyraźne, czytelne i dające jednoznaczny sygnał innym uczestnikom ruchu drogowego.
Jeśli na drodze są gęsto usiane skrzyżowania, sygnalizowanie należy uruchomić przed drogą na którą zamierzamy skręcić. Nie wcześniej, ponieważ będzie to powodowało zagrożenie bezpieczeństwa. Analogicznie musimy dostosować ów fakt do prędkości. Wcześniej włączymy kierunkowskaz przy dużych prędkościach, a później przy wolnej jeździe.
Typowy błąd, to włączenie kierunkowskazu już w momencie wykonywania manewru - np skrętu na skrzyżowaniu. Ma to wtedy znaczenie: uwaga, skręcam ! A powinno mieć: uwaga, będę skręcał ! A to zasadnicza różnica. Informacja to cenny towar. Odpowiednie używanie kierunkowskazów jest jednym z elementów bezpiecznego poruszania się po drodze i szanowania innych użytkowników. Z kolei kursanci uważają, że już samo włączenie wystarcza. Otóż nie ! Włączenie w odpowiednim momencie. To jest nierozłączne i dopiero razem wypełnia założenia wskazane w przepisach kodeksu drogowego. Włączenie w trakcie (lub po !) wykonaniu manewru jest ... zbędnym ruchem palca ...
Przede wszystkim, kierunkowskaz użyjemy w dwóch sytuacjach. Podczas zmiany kierunku jazdy (np skręt na skrzyżowaniu) lub zmiany pasa ruchu. Zmiana kierunku jazdy następuje także podczas jazdy po zakręcie, ale tu nie ma możliwości jazdy w innym kierunku, stąd włączenie kierunkowskazu mija się z celem. Czasem na zakrętach zdarzają się skrzyżowania, a wtedy już od konkretnego układu dróg zależy - czy należy sygnalizować czy też nie.
Często widuję prawy kierunkowskaz przy zatrzymywaniu pojazdu. Po co sygnalizować sam fakt zatrzymywania ? Kierujący z tyłu widzi światła hamowania - i to już wystarcza.
Zmiana pasa ruchu natomiast zwykle nie przysparza problemów. Gorzej, gdy pasy ruchu nie są oznaczone a sama jezdnia jest na tyle szeroka, że występują dwa lub więcej pasów. Każdą zmianę pasa ruchu należy odpowiednio zasygnalizować.
W ruchu drogowym zdarzają się także sytuacje, przy których powinniśmy powstrzymać się od włączenia kierunkowskazu. Np przy omijaniu pojazdów, które zostały (nieprawidłowo) zaparkowane w pobliżu skrzyżowań występujących po prawej stronie jezdni. Otóż, o ile przy rozpoczynaniu manewru omijania następuje zmiana pasa ruchu i należy ją zasygnalizować, to już przy powrocie na prawy pas po zakończeniu omijania należałoby nie włączać kierunkowskazu prawego. Ewentualni kierujący chcący wjechać na naszą jezdnię mogliby zostać wprowadzeni w błąd. Zasada ograniczonego zaufania nie zawsze jest respektowana niestety.
Sam kierunkowskaz należy włączyć zawczasu, wyraźnie sygnalizując chęć zmiany pasa lub kierunku jazdy. Zawczasu czyli kiedy ? Bardzo często kursanci pytają na kursie:
- W jakiej odległości muszę włączyć kierunkowskaz ? (chodzi o metry)
I możemy jedynie przypomnieć, że ma to być sygnalizowanie wyraźne, czytelne i dające jednoznaczny sygnał innym uczestnikom ruchu drogowego.
Jeśli na drodze są gęsto usiane skrzyżowania, sygnalizowanie należy uruchomić przed drogą na którą zamierzamy skręcić. Nie wcześniej, ponieważ będzie to powodowało zagrożenie bezpieczeństwa. Analogicznie musimy dostosować ów fakt do prędkości. Wcześniej włączymy kierunkowskaz przy dużych prędkościach, a później przy wolnej jeździe.
Typowy błąd, to włączenie kierunkowskazu już w momencie wykonywania manewru - np skrętu na skrzyżowaniu. Ma to wtedy znaczenie: uwaga, skręcam ! A powinno mieć: uwaga, będę skręcał ! A to zasadnicza różnica. Informacja to cenny towar. Odpowiednie używanie kierunkowskazów jest jednym z elementów bezpiecznego poruszania się po drodze i szanowania innych użytkowników. Z kolei kursanci uważają, że już samo włączenie wystarcza. Otóż nie ! Włączenie w odpowiednim momencie. To jest nierozłączne i dopiero razem wypełnia założenia wskazane w przepisach kodeksu drogowego. Włączenie w trakcie (lub po !) wykonaniu manewru jest ... zbędnym ruchem palca ...
Subskrybuj:
Posty (Atom)