Przychodzę do drugiej pracy. Co prawda najważniejsze wydarzenie jest dopiero o godzinie 10, ale jestem już na 9 ponieważ współpracownicy oczekują ode mnie wykonania pewnych czynności, o które już wcześniej była awantura. Ale mimo tego że jestem punktualnie (w grafiku mam od 9.00), oraz że poszedłem do najodleglejszego pokoju aby właśnie tam popracować, nie dane mi to było. Co chwilę przychodził któryś współpracownik i zawracał mi głowę czymkolwiek. Bo fakt, że przyszedłem rozniósł się po zakładzie w prędkości światła. Aż wpadł ten jeden, który z pretensjami wyskoczył natychmiast:
- Tomek, ty faworyzujesz innych współpracowników, a dla mnie nie chcesz zrobić tego co robisz dla innych. To niesprawiedliwe, nie może tak być absolutnie! Albo robisz wszystkim albo nikomu!
- nie, dla nikogo nie robię tego. Dokładnie - nie robię tego nikomu.
- no jak nie, jak wiem że robisz. Z. i P. mi o tym powiedzieli.
- to nie jest prawda. Wierz komu chcesz, nie zamierzam ciebie przekonywać na siłę. Ale wiesz co? Nawet gdybym wykonał ten projekt o którym mówisz, byłaby to jedynie moja dobra wola, ponieważ w moim zakresie obowiązków tego nie ma. Ba, z umowy jednoznacznie wynika że to Ty i inni współpracownicy powinni zagwarantować mi [tu wyliczam kolejne punkty i pokazuję mu umowę i zakres obowiązków]
- ale jak to? Naprawdę? Co to za umowa? Trzeba to zmienić natychmiast!
-słucham? Żartujesz sobie? Taką umowę mam u was już od samego początku. Nikt tu nie zwraca uwagę na takie rzeczy jak zakres obowiązków.
[chwila ciszy]
- Tomek, przepraszam Cię za te słowa, ja nie wiedziałem. Co zrobić aby nasza współpraca była lepsza?
- jesteście bardzo niezorganizowani, panuje tu chaos. Ja myślałem, że pracuję z ludźmi na poziomie. W tym zakładzie pracy nic się nie poprawi. Wy jesteście pomiędzy sobą tak skłóceni i tak rywalizujecie, że tu nic nie zmieni się na lepsze. Albo pójdę do managera i on zareaguje, albo po prostu znajdziecie sobie inną osobę do spełnienia waszych żądań.
Potem wpadł drugi i trzeci, natomiast żenujący ton ich żądań pozostał niezmienny.
I na tym zakończyły się rozmowy (tu przedstawione w dużym skrócie, emocji i słów było więcej), a mi zostało niewiele czasu na zrobienie tego, po co przyszedłem. Po godzinie 10-tej podczas firmowej uroczystości potwierdziło się to co powiedziałem mojemu współpracownikowi. Po 11-tej wyszedłem z poczuciem, że przez chwilę (do końca roku) będę miał spokój, ale w styczniu problem powróci ze zdwojoną siłą i kolejnymi ich głupimi pomysłami.
Zdałem sobie sprawę z czegoś bardzo istotnego, że ich poziom intelektualny jest niższy niż mój. Nie mogłem w to uwierzyć, wszak to oni powinni być profesjonalistami w swoich kategoriach. Długo nad tym pracowali, później ktoś kilkukrotnie weryfikował predyspozycje do wykonywania zawodu. Tymczasem nie myślą, nie przewidują, nie analizują swojego zachowania i nie są w stanie racjonalnie podejmować decyzji. Kierują nimi najniższe instynkty - dowalić komu się da, zatopić współpracownika jak najszybciej, oczernić go podkładając bombę, a gdy komuś coś się udaje należy natychmiast z całą stanowczością go/to skrytykować. Oczywiście nie wszyscy tacy są, ale jakieś 70-80% załogi. Do tego, gdy coś im powiem, ubiorą to w zupełnie inne słowa, przeinaczą fakty tak, aby tylko wywołać kolejny skandal. Bowiem to miejsce żyje takimi właśnie skandalami, plotkami, podkładaniem sobie coraz większych bomb.
To ostatnimi czasy bardzo typowe. Widzę to na forach, w komentarzach internetowych. Taki jad wylewający się z ludzi, niechęć i wrogość do drugiej osoby, zazdrość gdy ktoś ma lepiej lub więcej. Sądziłem, że za internetowymi nickami kryją się sfrustrowani z problemami w dzieciństwie, ale jest inaczej.
Mój plan na styczeń - robić to co mam robić, nie wdawać się w dyskusje (one nic nie dają, moi współpracownicy nie rozumieją argumentów) i olewać wszelkie ich zachcianki, fochy i żądania. Jeśli to się nie uda (a jest duże ryzyko), pójdę do managera (z tego co widzę, nie ma on najmniejszej ochoty na wchodzenie w ten temat), a jeśli to nie pomoże po prostu podziękuję. Ale na razie moja cierpliwość jeszcze wytrzymuje (gorzej z ciśnieniem, które dobija po "akcjach" współpracowników do niebezpiecznych wartości).