Przez ten tydzień sporo się działo. Aż tak sporo, że nie miałem tego czasu na bieżąco opisywać. A więc skrótowo:
Przychodzę na wykład. Standardowo, zanim przystąpię do realizacji nowego materiału, staram się wyciągnąć nieco informacji od kursantów n/t poprzednich zajęć. Sprawdzam, czy słuchali, notowali - sporo rzeczy dowiadują się od prowadzącego - w materiałach które dostają do nauki nie znajdą wielu przydatnych danych. Ale przejdźmy do sedna - pytam o sprawy bardzo łatwe, takie jak dopuszczalne prędkości w obszarze zabudowanym, czym się różni wyprzedzanie od wymijania, czy np jakie są rodzaje parkowania na egzaminie. I co ?
Niestety, zwykle pierwsze 4-5 osób które pytam nie ma zielonego pojęcia, po czym odpowiadają ci co wiedzą. Z grupy 35-40 osób odezwie się wtedy 2-3.
Rozpoczynam ósmą godzinę jazdy z pewną kursantką. Wcześniej jeździła z innym instruktorem (ze względu na mój brak czasu). Po paru minutach widać, że nie umie ruszyć, kręcić kierownicą ani zmieniać biegów. W lusterka także nie patrzy. Ale co najgorsze - ona nie tylko nie patrzy na znaki (pytanie: jaki znak przed chwilą minęłaś ?). Ale także ich po prostu
NIE ZNA ! Pytanie: co to za znak ten przed tobą - pozostawia bez odpowiedzi, lub po chwili wyduka -
nie wiem. Tu moja cierpliwość się skończyła - na następną jazdę miała się nauczyć znaków. Inny fakt, że ta następna jazda była z kim innym - wg mnie wcale nie wymagającym.
Przedwczoraj zgłasza się pani z innego ośrodka. jej krótka historia - wykupiła tani kurs w ośrodku X, do egzaminu podchodziła już 8 razy. Bez skutku. No przepraszam, skutek jednak był. Tani kurs okazał się być bardzo drogim (cena godzin dodatkowych + egzaminy). A teraz przyszła do nas, wykupiła 5 godzin i ... to jej i tak nie pomogło. Niestety, nikt nie nauczył jej pracy rąk na kierownicy, biegi zmienia tak szybko i energicznie iż to prawdziwy cud że nic nie uszkodziła, ruszając "strzela" sprzęgłem - raz się uda ruszyć, 4 razy się nie uda. Parkować nie umie. Jak poprosiłem by zaparkowała prostopadle po LEWEJ stronie odpowiedziała tak:
ale ja nie umiem, zawsze uczyłam się po prawej stronie, jak jestem w połowie za zaparkowanym autem kręcę maksymalnie w prawo ... Massakra !!! Ani skośnego ani równoległego nigdy nie widziała na oczy. Uważam, że ktoś ją normalnie skrzywdził ... Ale idźmy dalej. Nigdy nie ćwiczyła także zawracania przy użyciu biegu wstecznego ani też nie hamowała do zatrzymania we wskazanym miejscu (zadania egzaminacyjne). Na placu jeździ "na tyczki" - co powoduje że poprawny przejazd jest mniej więcej jeden na dziesięć. Po pięciu godzinach zaproponowałem cały kurs od początku, lub rezygnację z tej zabawy.
I na koniec pierwsze jazdy z kolejną kursantką. Na 3 lub 4 godzinie robimy pierwsze zadanie egzaminacyjne, potocznie "obsługę". Gdy kursantka się dowiaduje że to polega m.in na sprawdzaniu świateł i chodzeniu dookoła samochodu ostro protestuje:
ja zapłaciłam za jazdę, a nie bieganie naokoło auta ! - mówi z oburzeniem, pretensjami i nie wiem czym tam jeszcze. Nie rusza mnie to, tłumaczę jedynie dlaczego powinna jednak nauczyć się włączać światła i poznać podstawy pierwszego zadania. Na następnym spotkaniu przypadkowo zmienia światła na pozycyjne, po czym ma mnóstwo problemów by przełączyć na światła mijania. Mam doskonałą okazję, by przypomnieć jej iż do "biegania wokół auta" będzie wracała dość często :)