sobota, 13 września 2025

Podsumowanie tygodnia 413

Poniedziałek 

Moje ćwiczenia mają się coraz lepiej. O ile wcześniej podchodziłem do nich jak pies do jeża, to zauważam, że nawet zaczynam je lubić. Nie wiem, czy to już tak można określić, ale z pewnością coraz mniej stresują. Staram się analizować je, jak już jestem na spokojnie w domu. Poukładać, popatrzeć na to co robię jakby z boku i wprowadzać poprawki.

Wtorek

Basen po pracy. I kilka minut w saunie, ale bez szaleństw. Czyli więcej pływania niż relaksu w saunie.

Środa

Jadąc do pracy rano widzę, że na trawniku leży facet. Jakoś dziwnie wyglądał, leżał na boku oparty łokciem z jednej strony, kolana lekko zgięte - no ale mimo to zatrzymuję się na przystanku tuż obok niego. Podchodzę i pytam czy coś się dzieje, a on na to że nie, że położył się i czeka na autobus (😱). Normalnie mówił, raczej nie był pod wpływem. Pojechałem dalej.

Czwartek 

Zimny i deszczowy dzień. Wietrzny. Mimo to wieczorem wychodzę na spacer. Z parasolką. I nawet nierówny chodnik mi nie przeszkadza, bo jak się chce - to się nawet w deszczu złapie trochę przyjemności.

Piątek

Trudny dzień, ale napiszę o tym kiedy indziej. Z pozytywów - dzień się skończył. Zasypiam przy oglądaniu posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ. 

czwartek, 11 września 2025

Turkusowe Wzgórze

Moja weekendowa wizyta w Kazimierzu Dolnym okazała się prawdziwym balsamem dla duszy, pozwalając mi oderwać się od zgiełku codzienności i intensywnej pracy w Departamencie.  Czekałem na ten wyjazd od kilkunastu dni. Potrzebowałem chwili wytchnienia, resetu, który pozwoliłby mi wrócić do obowiązków z nowym zapałem i świeżym spojrzeniem, lecz nie spodziewałem się, że spotka mnie aż tyle dobrego podczas tego wyjazdu. Ale po kolei.

Centrum miasteczka jak zwykle tętniło życiem, pełne było turystów spacerujących pośród malowniczych kamieniczek i straganów z lokalnymi produktami. Szybko kupiłem kilka pięknych kartek, zaadresowałem, oraz wrzuciłem do skrzynki  i pragnąłem uciec od tego gwaru, zatopić się w ciszy i samotności natury. Postanowiłem więc oddać się długiemu, niespiesznemu spacerowi bez konkretnego celu, pozwalając, by moje nogi same mnie poniosły, dokąd zechcą.  Chciałem chłonąć otaczające mnie piękno, wsłuchiwać się w szum wiatru i śpiew ptaków, poczuć prawdziwą harmonię z naturą. Wyszedłem z miasteczka w stronę Bochotnicy. Wędrując pośród rozległych malowniczych pól skąpanych w złocistym słońcu, a także wśród gęstych zielonych lasów, oddychałem pełną piersią, czując, jak stres i napięcie opuszczają moje ciało. 



Krajobraz wokół mnie zmieniał się z każdą minutą, ukazując coraz to nowe, zachwycające widoki.  Nie napotkałem ani jednego turysty, zatem nikt i nic nie przeszkadzało w tym, by całym sobą cieszyć się z tego, gdzie właśnie byłem. W końcu, pośród zielonych wzgórz dotarłem do urokliwej winnicy o intrygującej nazwie – Turkusowe Wzgórze.

Rozejrzałem się po otoczeniu, próbując zorientować się w nowym miejscu. Były tu pysznie wyglądające niedawno zerwane pomidory, przeciery warzywne, różne wina oraz soki. W tym samym czasie usłyszałem "dzień dobry" i zauważyłem zbliżającą się postać. Była to młoda i niezwykle piękna dziewczyna. Jej delikatne rysy twarzy, promienny uśmiech i pełne gracji ruchy natychmiast przykuły moją uwagę. Z wdziękiem i naturalną uprzejmością podeszła, witając mnie bardzo serdecznie. Jak się później okazało, miała na imię Hania. Zaproponowała mi odpoczynek a także orzeźwiającą lampkę wina. Jej troska i gościnność były nad wyraz miłe, zatem od razu się zgodziłem. Mimo że widziałem ją pierwszy raz w życiu, odniosłem wrażenie, jakbyśmy znali się od lat. Rozłożyliśmy się wygodnie na leżakach, odprężając mięśnie i pozwalając, by nasze zmysły w pełni chłonęły otaczający nas urok winnicy. Hania opowiedziała mi o tym miejscu - właścicielem jest Cezary (artystyczna dusza) - którego akurat nie było, a ona  opiekuje się winiarnią pod jego nieobecność.


Rozległe połacie soczystej zieleni oraz starannie pielęgnowane winorośle ciągnące się po łagodnych zboczach, tworzyły krajobraz zapierający dech w piersiach. Jednocześnie słońce oświetlało moją twarz, a wiatr delikatnie ją ochładzał. Wdychałem  świeże,  pachnące latem powietrze,  rozkoszując się przepysznym winem oraz towarzystwem i rozmową bardzo uprzejmej Hani. Przyznam szczerze, że na co dzień nie jestem wielkim miłośnikiem wina, jednak  trunek, którym zostałem poczęstowany w tej winnicy,  przekonał mnie do siebie swoim wyjątkowym smakiem i aromatem. Było to wino o głębokiej, rubinowej barwie,  z nutami dojrzałych owoców i subtelnym aromatem dębu. Zdecydowanie należało do najlepszych win, jakie kiedykolwiek miałem okazję degustować.

Moją uwagę przykuł również niewielki, wręcz bajkowy domek, wyróżniający się turkusowymi akcentami. Okiennice, pomalowane w tym radosnym kolorze nadawały mu charakteru i lekkości. Weranda, również ozdobiona turkusowymi elementami, zdawała się zapraszać do odpoczynku i delektowania otaczającym krajobrazem.  Na niej stał mały, turkusowy stolik, idealny na poranną kawę czy popołudniową herbatę i ciastko.  A wokół mnóstwo pięknych kolorowych kwiatów. Całość prezentowała się bardzo  uroczo, tworząc idylliczny obraz sielskiego  życia. 


Czas płynął nieubłaganie, niemal niezauważalnie. Zaskoczyło mnie, gdy uświadomiłem sobie, że od mojego przybycia minęły już prawie dwie godziny. Wiedziałem, że muszę powoli wracać do miasteczka, choć chętnie zostałbym na dłużej! Z Hanią, z którą nawiązała się między nami  nieoczekiwana nić sympatii, przeszliśmy na "ty" i z uśmiechem  na  twarzy  oraz lekkością  w  sercu pożegnaliśmy  się  ciepło.  Ruszyłem  w  drogę  powrotną do miasteczka, rozmyślając o  miło  spędzonym  czasie  i  z  niecierpliwością wyczekując  kolejnego  tak udanego relaksu, ale także powrotu do Turkusowego Wzgórza - bowiem takie miejsce jest idealne aby na nowo napełnić się dobrą energią, która jest niezbędna do stawienia czoła kolejnym wymagającym projektom w Departamencie.

wtorek, 9 września 2025

Auto i rower

Niedawno pisałem o rowerzystach, dziś zajmę się tematem kierujących autami, a dokładniej - ich obowiązkami i prawami w stosunku do rowerzystów. Tak jak poprzednio, pominę kwestie - które wg mnie są mniej istotne, lub by rozciągnęły wpis ponad miarę;

1) kierujący pojazdem ma unikać wszelkiego działania, które mogłoby powodować zagrożenie bezpieczeństwa ruchu drogowego. Zatem na różnego rodzaju "styku" z rowerzystami należy podjąć działanie, które uniemożliwi pojawienie się zagrożenia. Wiadomo że w starciu z samochodem rowerzysta ma marne szanse, jest tzw. niechronionym użytkownikiem dróg;

2) każdy ma prawo liczyć, że uczestnicy na drodze stosują się do przepisów, ale... jeśli jakiekolwiek okoliczności mogą wskazywać na odmienne ich zachowanie, należy wzmóc czujność oraz zastosować zasadę ograniczonego zaufania. Jeśli np. rowerzysta zbliża się do przejścia dla pieszych, lub przejazdu dla rowerzystów - należy być przygotowanym że może zdarzyć się nieoczekiwany/niebezpieczny wjazd na takie miejsca przez rowerzystów. Podobnie, jeśli rowerzysta jedzie "wężykiem" - trudności z utrzymaniem względnie prostego toru jazdy nakazują zachować zwiększoną uwagę, większy odstęp oraz w razie potrzeby zmniejszenie prędkości;

3) ponadto, kierujący pojazdem zbliżając się do przejazdu dla rowerzystów obowiązany jest zachować szczególną ostrożność oraz ustąpić pierwszeństwa rowerzyście będącemu na przejeździe. I tu ciekawa kwestia. Rowerzysta wjeżdżający  nie ma pierwszeństwa, ale jeśli dojdzie do wypadku to jest już wtedy na przejeździe - dlatego tak ważne jest obserwowanie tego obszaru. Szczególna ostrożność - to zwiększenie swojej uwagi i skupienie jej na okolicznościach w których kierujący się właśnie znajduje, czyli ograniczenie rozproszenia uwagi na to, co niepotrzebne. Słuchanie radia, rozmowa z pasażerem, spoglądanie na ekran multimediów - m.in. takie czynniki zwiększają ryzyko powstania wypadku. Ale także przeniesienie nogi z pedału gazu nad hamulec - skutkuje to zmniejszeniem czasu reakcji w razie potrzeby gwałtownego hamowania;

4) podobnie, gdy kierujący skręca w drogę poprzeczną, a rowerzysta jedzie na wprost. Mam tu na myśli przypadek, w którym samochód skręca w prawo, a rowerzysta jedzie prosto. On (rowerzysta) może jechać po prawej stronie jezdni, drogą dla rowerów, poboczem lub nawet chodnikiem - abstrahując od tego czy jest to dozwolone czy nie - kierujący pojazdem ma obowiązek ustąpić mu pierwszeństwa, oraz patrz punkt 1. A że tak nie zawsze jest, pisaliście w komentarzach pod wpisem o rowerzystach - zresztą ja także to widzę;

5) kierującemu pojazdem zabrania się wyprzedzania bezpośrednio przed oraz na przejeździe dla rowerzystów (nie dotyczy to przejazdu kierowanego) - grozi za to aż 15 pkt karnych oraz 1500 zł mandatu (w przypadku recydywy 3000 zł);

6) podczas wyprzedzania odległość między pojazdem a rowerzystą nie może być mniejsza niż 1 metr z zastrzeżeniem, że musi to być odległość bezpieczna. Zwłaszcza poza obszarem zabudowanym jest to spory problem dla rowerzystów, ponieważ pęd powietrza może doprowadzić do utraty stabilności oraz poważnej "wywrotki";

7) a co w przypadku gdy rowerzysta jedzie po przejściu dla pieszych i dochodzi do zdarzenia drogowego? Kierujący autem ma ustąpić pierwszeństwa pieszemu - a rowerzysta nie jest pieszym*, zatem nie ma tu mowy o takiej odpowiedzialności. Tak jak pisałem wcześniej, rowerzysta nie może jechać po przejściu, zatem ogólnie to on ponosi odpowiedzialność za ewentualny wypadek/kolizję. Oczywiście każda sytuacja jest inna, tak więc kwestia winnych jest płynna.


* chyba że chodzi o dziecko do lat 10-ciu. Taka osoba na rowerze (pod opieką dorosłej osoby) jest uważany za pieszego.

niedziela, 7 września 2025

Księżyc

Dziś krótko. Weekend prawie się skończył, pozostało mnóstwo pięknych wspomnień, odkryłem kilka fajnych miejsc, przeżyłem niezapomniane chwile, trochę czasu spędziłem na interesujących rozmowach z nieznajomymi, a może teraz już znajomymi? Ale najważniejsze - udało mi się odpocząć i nabrać sił, do kolejnych wyzwań jakie - niewątpliwie - przyniesie nowy tydzień. Niebawem napiszę o tym wszystkim więcej.

Mam nadzieję, że mieliście podobnie, że wydarzyła się choć jedna miła i wartościowa rzecz, którą warto zapamiętać, lub nawet pielęgnować na dłużej. Bo szczęście to chwile. Życzę Wam kolorowych snów, a na dobranoc wczorajszy - Kazimierski księżyc (gdzieś w okolicach godz. 22). Uwielbiam księżyc, ten będzie dla Was!


(przepraszam za jakość, wciąż nie zmieniłem telefonu).

*** *** ***

A właśnie w tej chwili - jak pisze mój kolega - trwa zaćmienie księżyca, więc warto wyjrzeć lub wyjść i zerknąć, mi tak udało się to sfotografować:


A pół godziny później:

sobota, 6 września 2025

Podsumowanie tygodnia 412

Poniedziałek 

Poniedziałkowy Gość przynosi prezent. 2 kg krówek. Wiem że są pyszne, bo kiedyś jadłem je z ochotą, ale nie teraz. Ograniczam cukier więc krówki znikają bo... obdarowuję innych. Sam tylko spróbowałem, reszta leży i wcale mnie nie kusi - mam silną wolę.


Są idealne. Na zewnątrz lekko twarde, wewnątrz miękkie. Takie powinny być krówki. Na zdjęciu powyżej tylko małe ukrojone porcje, bo to są takie duże batony krówkowe:

Wtorek

Znowu przyjemności, ale nietypowe. Jedna osoba z projektu z pracy odezwała się poprzez media społecznościowe, bo potrzebowała dodatkowych informacji. Miło, lubię to. Wiem że dziwne, bo dodaje mi pracy, ale - jak mogę komuś pomóc, to czemu nie? 

Po pracy idę spacerkiem na miasto i na małe lody. Piękna pogoda zachęca, a sezon powoli się będzie kończył więc trzeba korzystać.

Wieczorem w tej samej sprawie inna osoba się odzywa. Teraz to podwójnie miło!

Środa 

Spotkanie z energetycznym wampirem. Być. Wytrzymać. Wyjść. W wyrazie "wytrzymać" mieści się także dyskusja. Ja mówię "A", wampir mówi "B". Ciężko dojść do ładu, ale tak z wampirami jest. Kto spotkał, ten wie.

Czwartek

W pracy sajgon, ale pozytywny. Nie licząc klientki, która początkowo jest bardzo miła, uśmiecha się i ogólnie - pokazuje z jak najlepszej strony. Gdy dowiaduje się, że jej wniosek będzie rozpatrzony nie po jej myśli zmienia się o 180°. Stroi fochy, nie współpracuje oraz ewidentnie chce zaakcentować swoje niezadowolenie. A jej fiasko to tylko wynik lekkomyślności z jej strony. Niestety, siedzi mi to w głowie do końca dnia...

Piątek 

W pracy kończę jeden z większych projektów. A że poszedł świetnie, na horyzoncie pojawiła się nagroda finansowa. Dobrze, bo trochę czasu na tym spędziłem, choć z drugiej strony - nie był to jakiś straszny wysiłek. Jeszcze nie mam jej na koncie, ale to tylko kwestia najwyżej kilku tygodni. Departament zgarnie mnóstwo pieniędzy, zatem miło że jakiś promil skapnie mi.

A po pracy wyjeżdżam do małego miasteczka, hen daleko. Jadę na weekend w zupełnie inne otoczenie. Moja mała Toyota wciąż dzielnie wozi mnie to tu, to tam i jakoś nic nie chce się w niej psuć. Niebawem napiszę o niej więcej, bo zbliża się do piątego roku życia. 

Szanse na spotkanie kogoś z pracy tak daleko są znikome - od razu mi lepiej. Dużo lasów, wąwozów, urokliwych zakątków i innych atrakcji, ale także turystów. Trudno, zamierzam odpocząć, a czy się uda - okaże się.

czwartek, 4 września 2025

Mój sposób na stres.

Gdzie nabrać sił na kolejne dni? Jak porządnie się zrelaksować, nie myśleć o tym co w pracy, odpocząć - zapominając przynajmniej na krótką chwilę o codziennych kłopotach? Urlop - ten dłuższy jest tylko dwa razy w roku, zatem trzeba sobie radzić inaczej. Dla mnie takim miejscem jest sauna.

Najbardziej podoba mi się kompleks zlokalizowany w dużym mieście, do którego jeżdżę najczęściej w weekendy. Składa się on z kilku różnych saun suchych, dwóch mokrych o różnej temperaturze (obie z aromaterapią), groty lodowej, wypoczywalni z gorącymi leżakami, balią z zimną wodą, oraz innymi atrakcjami. Moimi ulubionymi są sauna parowa (ta mocniejsza) oraz największa sauna sucha - tzw. "eventowa". 

Sauna parowa świetnie oczyszcza drogi oddechowe, a ponieważ mam problemy z zatokami - to miejsce jest idealne dla mnie. Ponadto gorąca para oczyszcza i nawilża skórę, wspomaga krążenie, działa relaksacyjnie łagodząc stres oraz wspierając odporność. Olejki drzewa sosnowego, lub na przykład mentolu, mają jeszcze lepszy wpływ na cały organizm niż tylko gorąca para. Odpoczywam tam szczególnie dobrze, co w moim przypadku wcale nie jest oczywiste. Cisza, neutralna atmosfera oraz piękne zapachy wystarczą do tego, by zregenerować się po tygodniu pracy w Departamencie. Zawsze zabieram ze sobą peeling solny, który aplikuję na całe ciało. W tej saunie jest delikatne oświetlenie oraz dużo pary wodnej, więc nawet wstydliwe osoby spokojnie mogą z niej korzystać, bo niewiele widać.

Sauna eventowa, to miejsce gdzie odbywają się seanse. Po wcześniejszym przygotowaniu saunamistrz rozpoczyna ceremonię podgrzewania (polewania wodą rozgrzanych kamieni) i rozprowadzania ciepła w saunie. Machając ręcznikiem, flagą lub wachlarzem rozprasza gorące powietrze wraz ze specjalnie przygotowanymi zapachami. Zwykle seans zawiera trzy różne zapachy oraz tyle samo utworów, ponieważ wszystko odbywa się przy akompaniamencie muzyki. Siadając na wyższych ławkach można poczuć wyższą temperaturę, a na najniższych - łagodniejszą. Ja zwykle zajmuję środkową półkę z tym, że używam specjalnej czapki chroniącej głowę. Zdarza się, że w trakcie ceremonii mistrz schładza uczestników zimną wodą, lub kryształkami lodu - daje to niesamowite wrażenie.

Takie seanse są co godzinę, a pomiędzy nimi fajnie jest schłodzić się w basenie i odpocząć. Pamiętam, jak przy pierwszych wizytach krępowało mnie wejście (i wyjście) do/z basenu. Najgorzej na początku - wiadomo, robiło to na mnie duże wrażenie (nagość), ale - z czasem przywykłem do tego stopnia, że prawie w ogóle nie zwracam na to uwagi. Będąc w basenie - niewiele widać, ale wejście i wyjście znajdują się po schodkach powyżej lustra wody tak, że jest się "idealnie" wystawionym na możliwość obserwacji. Dodatkowo na przeciwko jest jedna z saun, zatem ktoś tam będąc ma genialne pole widzenia.

Dodatkowymi atutami są różne atrakcje w cenie biletu. I tak jest dzień z mrożonymi owocami, piwny, chlebowy (chleb jest podgrzewany w saunie, co daje "pyszny" aromat jakby świeżo wypiekanego pieczywa), czy na przykład dzień ze specjalną wodą humusową.

Tylko raz zdarzyło mi się, abym był zaczepiony przez kogoś w dwuznaczny sposób. Nie odbywało się to nachalnie czy niegrzecznie, ale taki fakt odnotowałem. Otóż siedząc w saunie parowej (tej mniej intensywnej, gdzie widać prawie wszystko) jakiś gość zaczął rozmowę (byliśmy sami). I tak od słowa do słowa zaproponował wspólne saunowanie - mniejsza o to co miał na myśli. Gdy podziękowałem przeprosił, choć nie musiał - bo wciąż nie przekroczył jakiejś tam granicy i był grzeczny. Widuję go czasami, lecz nie zagaduje już do mnie.

Jeśli chodzi o obsługę - bywam tam tak często, że znamy się z widzenia (ja wiem o nich trochę więcej niż oni o mnie). To raczej młody zespół. 

Najgroźniejszy jest Piotr, którego nazywam "szefo". To potężnie zbudowany chłop, który jak zwróci komuś uwagę to normalnie jak w wojsku - ma być natychmiast wykonane. Nawet jego "dzień dobry" brzmi jak rozkaz. Ma być tak jak on chce i koniec. Ale to dobrze, bo wtedy jest porządek. Jak machnie ręcznikiem podczas seansu, to czuję jakby uderzyła mnie fala ognia, a ciało zaczyna się powoli palić. Porusza się jak słoń, ale ma dużo sily. Na jego seansach trzeba uważać, bo jest bardzo ale to BARDZO gorąco. Leje mnóstwo wody i nie uznaje kompromisów. Lubię go w miarę, choć jest trochę obcesowy. Nadaje się na przywódcę.

Magda - wydawałoby się że drobne ciało ma niewiele siły, ale to tylko złudzenie. Ona też rozkręca seanse prawie maksymalnie i trzeba niejednokrotnie wyjść, bo czuje się że temperatura jest już niebezpiecznie wysoka. Ma ładny uśmiech, jest uczynna i zawsze można ją o coś poprosić. Kiedyś spadł jej ręcznik podczas seansu (ten jedyny który miała na sobie), dla mnie był to szok ale na niej nie zrobiło (chyba) żadnego wrażenia, że przez pewien czas pracowała nago. Lubię ją, może dlatego że zachowuje się profesjonalnie.

Filip - rusza się jak pantera, przeciwieństwo Piotra. Ma niesamowicie gibkie ciało, bardzo elastycznie i ładnie się porusza a wręcz tańczy. Robi to z taką lekkością i gracją, że podczas każdego seansu trudno oderwać od niego oczy. Dużo ćwiczy. Widuję go na siłowni. Jest bardzo kulturalny i ma jeszcze jedną cechę wyróżniającą - umie ładnie mówić. Jego seanse są naprawdę relaksacyjne, bo nie są przesadnie gorące i nie trzeba walczyć o życie. Często wykorzystuje interesującą muzykę. Gdy jest na dyżurze, zawsze są świece na stolikach. Filipa lubię najbardziej.

Kamil - chyba najmniej wyrazisty z całego zespołu. Dość nowy narybek. Nieśmiały, jakby wycofany. Wciąż się uczy i raz wyjdzie mu lepiej raz gorzej. Lepiej wygląda niż mówi, zdarza mu się popełnić jakąś gafę, ale widać że się stara. Szefo daje mu sporo lekcji, zatem czasem i on poleje mnóstwo wody podnosząc temperaturę do granic możliwości. Wysportowany, bierze udział w długodystansowych biegach. Lubię go chyba najmniej.

Wszyscy oni dbają o klientów saunarium. W takim miejscu można naprawdę odpocząć i nie zastanawiać się czy ktoś mnie ogląda czy nie. O miłą atmosferę dba nie tylko obsługa, ale sami ludzie. Jakoś mało tu oszołomów , którzy nie potrafią się zachować, zwłaszcza widząc nagą dziewczynę. Jakieś 95% gości to faceci. Kilka osób zna mnie nieco bardziej, przywitają się, a nawet zagadają. Gdy się dłużej nie pojawiam, to przy kolejnej okazji pytają czy wszystko jest ok. Miło. Z sauny korzystam nie tylko gdy jest zimno, ale chodzę praktycznie cały rok. I wiem, że każde pieniądze są warte tego by czuć się komfortowo oraz odpocząć od codzienności.

A Wy jakie macie ulubione sposoby na krótki ale porządny relaks? Bo najgorzej jest chyba pomyśleć "nie chce mi się, nigdzie nie idę".

wtorek, 2 września 2025

Rowerem po drodze

Postanowiłem, że będę tu wracał do tematów, które pojawiały się jakiś czas temu. Zatem wpisy będą dotyczyły zagadnień związanych z ruchem drogowym, bezpieczeństwem na drodze oraz - w zależności od potrzeb - różnych statystyk. Dziś - o zasadach poruszania się rowerzystów.

Co prawda niebawem letni sezon się kończy, ale nie znaczy to że rowerzyści znikną z dróg. Przypomnę dzisiaj, co stanowi prawo w kontekście poruszania się rowerzystów po drogach, lecz niektóre elementy celowo pominę, bo wg mnie nie są one najważniejsze.

1) rowerzysta - czyli osoba jadąca na rowerze (także elektrycznym) powinna poruszać się po drodze dla rowerów,  lub pasie ruchu dla rowerów. Istnieje możliwość poruszania się po drodze dla pieszych i rowerów z tym, że wtedy należy zachować szczególną ostrożność oraz ustępować pierwszeństwa pieszym;

2) jeśli nie ma infrastruktury powyżej wymienionej, rowerzysta może poruszać się po jezdni (jeden za drugim, bo dwóch rowerzystów może jechać obok siebie tylko, gdy nie utrudnia poruszania się innym uczestnikom oraz nie zagraża bezpieczeństwu);

3) ogólnie istnieje zakaz poruszania się po drodze dla pieszych (dalej określam to jako chodnik), ale istnieją tu pewne wyjątki:

  • opiekowanie się osobą do 10. roku życia na rowerze;
  • dopuszczalna prędkość na drodze jest podniesiona powyżej 50 km/h, a szerokość chodnika wynosi co najmniej 2m (brakuje infrastruktury o której pisałem w pkt 1);
  • są trudne warunki atmosferyczne - śnieg, silny wiatr, ulewa, mgła, gołoledź;
Wyjątki powyżej zezwalają na jazdę po chodniku (przy spełnieniu co najmniej jednego warunku), ale tylko z zachowaniem szczególnej ostrożności, z prędkością zbliżoną do pieszego oraz ustępowania mu pierwszeństwa oraz nie utrudniania jego ruchu. Zatem rowerzysta NIE MOŻE jechać po chodniku kiedy tylko mu się podoba, ale jedynie gdy są określone warunki. I - jeśli już porusza się po chodniku - ma jechać z prędkością zbliżoną do prędkości pieszego, czyli w przedziale 5-8 km/h.

4) w przypadku przejeżdżania przez jezdnię, może to zrobić na przejeździe rowerowym, a nigdy na przejściu dla pieszych. Jeśli jest np. droga dla rowerów oraz skrzyżowanie, na którym oznakowanie wskazuje na obecność tylko przejścia dla pieszych, rowerzysta obowiązany jest zejść z roweru i przeprowadzić go na zasadach określonych dla pieszych. Nie wolno przejeżdżać rowerem po przejściu dla pieszych - podkreślam ponownie;

5) oczywiście gdy jest przejazd dla rowerzystów, można jechać z tym, że rowerzysta nie ma pierwszeństwa podczas takiego przejeżdżania gdy znajduje się poza przejazdem (np. zbliża się do przejazdu dla rowerzystów), a nabywa pierwszeństwo dopiero BĘDĄC na przejeździe. Abstrahując zasadność takiego prawa należy mieć na uwadze, że jest dużo wypadków z udziałem rowerzystów, z winy różnych uczestników ruchu;

6) szczególnie należy uważać podczas przejeżdżania przez przejazd dla rowerzystów w sytuacji, w której pojazd samochodowy skręca w drogę po której porusza się rowerzysta. Często w takich miejscach dochodzi do niebezpiecznych sytuacji, które mogą skończyć się nieciekawie;

7) kierującemu rowerem także zabrania się korzystania podczas jazdy z telefonu wymagającego trzymania słuchawki lub mikrofonu w ręku. Mandat za takie wykroczenie wynosi aż 500 zł oraz przypisanych jest 12 punktów karnych (w przypadku rowerzysty bez punktów karnych).

Jest mnóstwo antagonizmów w relacjach drogowych między rowerzystami i kierującymi innymi pojazdami. Brak wzajemnego szacunku oraz zrozumienia, że droga jest dobrem wspólnym prowadzi do wielu nieporozumień oraz oskarżeń, a czasem nawet rękoczynów. Kilka tygodni temu było głośno o tym, że niedaleko Wilanowa ktoś porozrzucał pinezki. Słyszy się i widzi, że na drogach dla rowerów rozbijane są butelki. Wiadomo że czasem to tylko akt wandalizmu, ale często podłożem jest celowe działanie na szkodę rowerzystów. Ci nie są bez winy, tak jak i inni kierujący. Jeśli nie zaczniemy szanować siebie nawzajem, nie pomyślimy że każdy ma swoje prawa i obowiązki to do niczego dobrego nie dojdziemy.

Zatem życzę Wam bezpiecznych dróg - niezależnie od środka komunikacji.