poniedziałek, 23 grudnia 2013

Święta święta!

Ostatnie dni przed świętami intensywnie pracuję. W mieszkaniu delikatne wielokolorowe lampki tworzą (?) świąteczny nastrój, a na prawdziwą choinkę jadę do rodziców. Ich sąsiad ubrał i oświetlił choinkę ponad dwa tygodnie temu - czyli w granicach 8-9 grudnia. Skoro w sklepach można, to dlaczego miałby sobie i on żałować?

życzę wszystkim Czytelnikom tego bloga spokojnych, 
radosnych i miłych Świąt Bożego Narodzenia, 
spełnienia marzeń i samych szczęśliwych dni
 w Nowym 2014 Roku!


środa, 18 grudnia 2013

Pracowita środa

Dzień zaczynam od 8.00 i usuwania szronu z szyb. Pierwsze dwie godziny mojej pracy mam z człowiekiem, który w domu jeździ wszystkim co ma koła. Parkowanie, czy ruszanie na wzniesieniu to sprawy, o których w ogóle mu nie mówiłem a wykonuje je prawidłowo.

Szybko mija ten czas, następne dwie godziny to kursant, który wszystkiego się boi. I tak np nie zmieni biegu jak skręca, przeraża go prędkość powyżej 30 km/h.  Ale - na placu manewrowym był dziś drugi raz (ma dopiero 7 godzin wyjeżdżonych) i nie przejechał żadnego pachołka! :)

Potem 2 godziny okienka podczas których odbieram przesyłkę - a w zasadzie prezent pod choinkę - piękną stojącą lampę, biegnę do fryzjera i robię obiad. Następnie kursant na pierwszą jazdę (dziś miał tylko jedną godzinę), chwila wolnego i wykład - dziś z używania świateł i omówienie zadań parkowania. Potem szybki przejazd na lekcję gry (lekko się spóźniam), po niej następna lekcja w innym miejscu i ... jest 20.30. W końcu mogę iść do domu. A w skrzynce pocztowej mała niespodzianka - kartka z życzeniami od Hebiusa. Wysłał ją wczoraj, a dziś już dotarła - poczta zdaje się działać coraz sprawniej.

A jutro o wiele luźniejszy dzień i to pomimo koncertu - mam nadzieję że nie popełnię żadnej wpadki ;-)

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Świat bez okularów

27 godzina jazdy. Dojeżdżamy do rowerzysty (pada deszcz, jest wietrznie i zimno - skąd on się tu wziął?), mamy trzeci bieg, ona w ogóle nie redukuje prędkości. Na środku niezbyt szerokiej jezdni znajduje się doskonale widoczna linia podwójna ciągła i przejście dla pieszych (odcinek drogi niedawno wyremontowany, białą farbę zobaczyłby chyba niedowidzący staruszek). Kursantka (19 lat) prędko rzuca: - co z nim, wymijać?! Nie - równie szybko odpowiadam, ale nie jestem pewien czy to jest właściwa odpowiedź dla kursantki, która - skoro nie może wyprzedzić (bo to byłoby wyprzedzanie, a nie wymijanie - ale to taki szczegół, dla niej żadna różnica) - po prostu nic nie robi prócz próby rozjechania owego rowerzysty. Hamuję więc, wciskam sprzęgło i wrzucam dwójkę, po czym toczymy się za rowerzystą do momentu, aż nie powiem że TERAZ można już go wyprzedzić...

Epizod z rowerzystą przesądził o kwestii wykupienia dodatkowych jazd. Kwestie definicji wymijania i wyprzedzania już nie, bo rzadko kiedy nawet pod koniec kursu ludzie orientują się w czym tkwi różnica.

Tymczasem 9 grudnia miałem ostatnią kontrolę wzroku. Pani doktor była zachwycona moimi wynikami, zarówno ostrości widzenia jak i innych szczegółowych badań - np ciśnienia wewnątrzgałkowego. Ja również, świat bez okularów i szkieł jest fajniejszy i o wiele wygodniejszy. Jestem bardzo zadowolony z decyzji o przeprowadzeniu zabiegu. Będę bardzo miło wspominał ośrodek gdzie przeprowadzano zabiegi, jak i gabinety, w których były robione badania przed i po. A jeśli ktoś się waha - szczerze polecam :)

piątek, 13 grudnia 2013

Przedświątecznie


Jak nigdy, tak teraz za późno zabrałem się za szukanie/wybieranie i kupowanie prezentów pod
choinkę. A może po prostu jestem zbyt mało zdecydowany? Wolałbym mieć prezenty parę dni wcześniej, bo np wczorajszy dzień to istny szał zakupów. Te dwie wolne godziny pomiędzy jazdami a szkołą to zdecydowanie za mało pomimo tego, że szukałem tylko odlotowej koszulki z motywem muzycznym (lub rowerowym). Ostatecznie zakupy były bardzo udane, ale to zaledwie mała cząstka moich poszukiwań...

Tymczasem zastanawiam się czy jazda w wigilię do godziny 12 to nie zbyt długo. Po pracy czeka mnie jeszcze pół godzinna podróż, ubieranie choinki i pomoc w przygotowaniu kolacji. Jedno jest pewne - muszę ustawić tylko grzecznych kursantów - tak aby się nie denerwować przed samymi świętami :)

środa, 11 grudnia 2013

Pochmurna środa

Dzisiejszy dzień nie można zaliczyć do udanych. Dwie, a w zasadzie trzy sprawy/rzeczy które zdeterminowały nastrój i opanowały procesy myślowe nie były ani fajne, ani miłe, ani też ciekawe. Oczywiście można się pocieszać, że zawsze mogło być gorzej, że za 2-3 dni pewnie zapomnę o tym wszystkim, albo że są też pozytywne elementy dnia - ale jak to zwykle bywa - zdominowały te przykre sprawy.

Środa minęła i dobrze. Jutro czwartek, czyli najpierw kilka jazd, potem szkoła (tu głównie nacisk na próbę - prawie już generalną), krótka podróż i znów szkoła, ale taka w której to nauczyciel jeździ do domu ucznia. Dzień o wiele luźniejszy niż dziś, może bez niespodzianek?

wtorek, 3 grudnia 2013

Brrrrr

Na razie tylko -2, a ja się czuję jakby było sporo chłodniej... Auto po nocy trochę zmarznięte, delikatnie usuwam szron z szyb. Fajnie, że zaczynam dzień dopiero od 9.00, nie muszę się zrywać i zawsze to więcej czasu na poranne czynności domowe :)

A rano na ulicach mnóstwo oszronionych pojazdów, z których jak przez małą dziurkę - niczym wizjer - wyglądają kierowcy którym nie chciało się oczyścić większej części szyby. No i robi się coraz bardziej ślisko, zwłaszcza na drogach osiedlowych - gdzie zamarznięte kałuże zamieniają się w małe lodowiska, niebezpieczne przy skrzyżowaniach.

W pracy kursanci lekko przestraszeni zimową aurą (choć jeszcze nie jest biało) i już obawiają się jazdy bardziej niż zwykle. Choć jak na razie padający śnieg nie utrzymał się dłużej niż kilka chwil, działa na podświadomość przyszłych kierowców :)

piątek, 29 listopada 2013

Nowe mandaty?

Uff, w końcu weekend. Niby trochę mniej pracy, ale pod koniec tygodnia jestem trochę zmęczony tym wszystkim. Na horyzoncie nowi kursanci, ja tymczasem już nie marzę nawet o komentarzu do kodeksu, który pożyczyłem jakiś czas temu jednej z kursantek.

Już wkrótce mandaty za przekroczenie prędkość znacznie mogą się zmienić. PO m.in. planuje podnieść maksymalną kwotę mandatu (a w zasadzie ma to być kara administracyjna dla właściciela pojazdu a nie kierującego jak do tej pory) do nawet 2200 PLN, oraz odebrać fotoradary gminom (niektóre z nich uczyniły mega biznes z tego tytułu). Czy to w końcu zmniejszy liczbę piratów notorycznie przekraczający prędkość?

W odpowiedzi do ostatniego pytania egzaminacyjnego prawidłowe rozwiązanie to "C". Brawo dla tych którzy odpowiedzieli prawidłowo :)

poniedziałek, 25 listopada 2013

Pytanie egzaminacyjne

Podwożę ostatnio kursantkę na egzamin teoretyczny do WORD. Po półgodzinie dzwoni z prośbą, by ją odebrać. Nie zdała, z grupy 12 osób jedynie jedna miała wynik pozytywny. Czyli 11 osób oblało.

Tymczasem jedno z pytań egzaminacyjnych jest bardzo podobne do tego:

Jaka będzie prawidłowa kolejność opuszczenia tego miejsca?
czarne auto nr 1, czerwone nr 2,niebieskie nr 3,

Rzecz oczywiście dzieje się dynamicznie, nie tak jak u mnie na rysunku:

a) 2-3-1
b) 1-2-3
c) 1-3-2

Łatwe, ale dla zestresowanego kursanta może być całkiem trudne... (pytanie to ma wartość 3 pkt). Poprawna odpowiedź pojawi się w następnym wpisie :)

piątek, 22 listopada 2013

Egzamin wewnętrzny

I jak tu jechać???
 
Tuż przed weekendem przeprowadzam egzamin wewnętrzny. Grzecznie wyglądający (i tak też się zachowujący) kursant wydaje się być oazą spokoju pomimo tego, że ze mną nie jeździł no i nie zna auta.

Plac

Na placu manewrowym wie co robić, więc nie zamierzam się jakoś szczególnie "czepiać". Już chyba wszyscy wiedzą, że przygotowanie do jazdy kończymy uruchomieniem silnika i włączeniem świateł (w takiej kolejności), także ów kursant. No to fajnie, czas na tzw. łuk i wzniesienie. Po chwili oba zadania zaliczone, więc wyjeżdżamy na miasto.

Ruch drogowy

W głowie ustalam trasę przejazdu, sam nie wiem którędy dokładnie go poprowadzić i najważniejsze - czy ominąć nieco trudniejsze centrum... Ostatecznie wjeżdżamy do samego środka miasta, w końcu kiedyś zapewne będzie tam jeździł sam - więc lepiej niech to robi bezpiecznie. Na kolejnym z trudniejszych skrzyżowań jest coraz mniej pewnym, w jednym z momentów dojeżdżając do głównej drogi hamuje w ostatniej chwili, ułamki sekund przede mną. Zwracam mu uwagę, ale jedziemy dalej. Kursant jest coraz bardziej poddenerwowany, ale nie popełnia rażących błędów. Trochę słabo rozgląda się przed przejazdami kolejowymi, za to bezbłędnie parkuje (prostopadle przodem, dość wąskie miejsce) i sprawnie wykonuje hamowanie do zatrzymania.

Jeszcze tylko zawracanie (z wykorzystaniem biegu wstecznego) i wracamy do ośrodka. Wybieram dość mało uczęszczaną ulicę i wskazuję miejsce do zawrócenia. Niestety, kursant najeżdża delikatnie na krawężnik - co powoduje nie zaliczenie z możliwością drugiej próby. Ale ta jest wykonywana w innym miejscu, gdzie ruch samochodów jest dużo większy. Po chwili kursant sprawnie już wjechał w uliczkę przodem, pozostało mu jedynie wyjechać tyłem na jezdnię i kontynuować jazdę. Ale, ruch pojazdów jest spory, więc czekamy, czekamy, czekamy i ... w końcu kursant rusza, lecz silnik mu gaśnie a do nas dojeżdża auto, którego kierowca musi przez nas zatrzymać się.

Niestety, jest to wymuszenie pierwszeństwa. Po uruchomieniu silnika praktycznie zjeżdżamy na bok i jest już "po zawodach". Kursant będzie musiał powtórzyć egzamin wewnętrzny. Ale i tak jeździ całkiem nieźle, no i jest kulturalny, z pokorą przyjmuje wynik negatywny.

Następnym razem pewnie pojedzie jeszcze lepiej.

środa, 20 listopada 2013

Bez myślenia


Kolejny średnio przyjemny egzamin, jest ich dużo więcej - tylko te "zwykłe" nie są tak medialne. Na początku filmu egzaminator wypisuje kartę przebiegu egzaminu (z wynikiem negatywnym), po czym wysiada by przesiąść się z egzaminowaną. Ta jednak ani myśli oddać kierownicę i próbuje uciec. Na szczęście, nie umie jeździć więc egzaminator dogania ją i zapobiega dalszym próbom.

Pani, która próbowała zdać raczej nie będzie miała pozytywnej przyszłości w kwestii prawa jazdy. Na razie otrzymała mandat karny w wysokości 600 zł (za jazdę bez uprawnień oraz bez zapiętych pasów bezpieczeństwa), jeśli zechce podejść do egzaminu musi zgłosić się na badania psychologiczne. No i pojawić się w WORD... Słysząc jej słowa, nie ma większych szans.

Ale to dobrze, nie wszyscy się nadają...

wtorek, 19 listopada 2013

Malowanie

Uff, jestem po porannych jazdach - teraz czas na śniadanie i zaparzenie melisy. Nie dlatego, że koś mnie wkurzył - wyjątkowo nie, tym razem przejechałem główną ulicą w mieście. Remontowana, to też sporo na niej utrudnień w ruchu, a jeszcze więcej bałaganu przez samych remontujących. Oznakowanie poziome barwy żółtej jest totalnie głupie, aż czekam aż Ana się tamtędy przejedzie i wyjaśni mi sens i logikę tych wszystkich linii i strzałek. Po południu pojadę tam jeszcze raz z aparatem i udokumentuję te wyczyny malarskie drogowców.

Tymczasem w zupełnie innym punkcie miasta oddano do użytku nowy, całkiem spory parking. Ma niebagatelną zaletę - niski krawężnik. To powoduje, że jeśli jakiś kursant nie potrafi wyczuć momentu zatrzymania pojazdu dotknie (czasem uderzy) w krawężnik kołami, a nie zderzakiem - co się bardzo często zdarza. Lepiej się tego nauczyć w czasie kursu...


czwartek, 14 listopada 2013

Nudy

Nie mam nic ciekawego do napisania, wrzucam zdjęcie znalezione na facebooku:

https://www.facebook.com/SfotografujPolicjanta

W niedzielę jadę na koncert Ewy Bem, będę jechał jedną z nowszych autostrad - jak mi się uda, to zrobię jakieś swoje zdjęcia (z koncertu również).

sobota, 9 listopada 2013

Zmiany w prawie karnym

Za jazdę rowerem na podwójnym gazie od dziś (9 listopad) cyklista dostanie maksymalnie 30 dni aresztu. Z dniem dzisiejszym nastąpiły niewielkie zmiany w kodeksie karnym. M.in. chodzi o rowerzystów, którzy do tej pory byli traktowani na równi z innymi kierującymi.

Zgodnie z nowymi zasadami, nie ważne jaki jest poziom zawartości alkoholu we krwi. Od dziś pijany rowerzysta będzie odpowiadał wyłącznie za wykroczenie. W praktyce oznacza to, że nawet mając promil, dwa czy sześć, dostanie maksymalnie 30 dni aresztu i do 5 tys. zł grzywny. Straci też prawo jazdy, ale do więzienia nie pójdzie. Czy to zmiany na lepsze? Trudno odpowiedzieć, na pewno sądy obecnie będą mogły zająć się poważniejszymi sprawami, aczkolwiek pijany rowerzysta to spore zagrożenie na drodze.

Ja tymczasem nie mogę odzyskać obszernego komentarza do kodeksu drogowego, który pożyczyłem pewnej kursantce. Dodam, że bardzo potrzebującej - tzn zagubionej, nie wiele umiejącej i ogólnie słabo zorientowanej w otaczającym ją świecie. Niestety dla mnie, była na tyle ogarnięta że jak już jej pożyczyłem, od tamtej pory (minął miesiąc) nie umawia się na jazdy oraz nie odbiera telefonów.  Więc chyba mogę już o kodeksie zapomnieć...

wtorek, 5 listopada 2013

Idzie zima

Zbliża się mniej przyjemny okres eksploatacji pojazdu, szczególnie gdy nie dysponujemy garażem. Pomijając tak oczywiste fakty jak nie rozgrzewanie silnika na postoju, czy używanie nie toksycznych dla środowiska odmrażaczy do szyb (zamiast skrobaczek), z punktu widzenia bezpieczeństwa najważniejsza jest przyczepność.

Bieżnik opony zimowej
W typowych warunkach zimowych, czyli na zaśnieżonych, oblodzonych nawierzchniach w ogóle nie sprawdzą się używane do tej pory opony letnie, a nawet całoroczne (i nie ważne, że są nowe). Nic nie zastąpi porządnych zimówek, które charakteryzują się setkami tzw. lameli - czyli nacięć które wgryzają się w luźną powierzchnię śniegu, oraz mają bardziej miękką mieszankę gumową, która nie twardnieje aż tak bardzo jak opona letnia przy ujemnych temperaturach. Także konstrukcja bieżnika jest inna, gdyż priorytetami są warunki śniegowo-lodowe. Oczywiście, w dzisiejszych czasach często śnieg jest tylko chwilę, a tony chlorku sodu wysypywane na jezdnię powodują konieczność sprawnego odprowadzania wody na styku opony i nawierzchni.

Koleiny ubitego, śliskiego śniegu
Najbardziej niebezpieczną nawierzchnią będzie lód (także czarny lód), oraz mocno ubity, ujeżdżony śnieg, choć tu można próbować brać te koleiny pomiędzy koła (są one dobrze widoczne). Stosunkowo niegroźny jest luźny śnieg, który "kurzy" się spod kół. Porządny bieżnik zimowej opony spokojnie sobie z nim poradzi, o ile oczywiście nie zabraknie nam oleju w głowie i nie przesadzimy z prędkością.

Powierzchnia styku opony i nawierzchni jest wielkości standardowej kartki pocztowej (x 4 koła oczywiście) i wszystko co się rozgrywa na jej styku, ma niebagatelny wpływ na komfort i spokój kierującego. I im węższa jest taka opona, tym lepiej. Minimalna zalecana głębokość bieżnika nie powinna być mniejsza niż 4 mm (wg rozporządzenia w sprawie warunków technicznych pojazdów, opona letnia nie może mieć mniej niż 1,6 mm), gdyż poniżej tych wartości zdecydowanie pogarszają się właściwości trakcyjne opon. Jeśli już musimy mieć tylko dwie opony zimowe, należałoby je założyć z przodu, choć nie jest to idealna sytuacja. Natomiast przepisy wyraźnie zabraniają montażu opon na tej samej osi o różnej rzeźbie bieżnika.

Bieżnik opony letniej
Płyn do spryskiwaczy także powinien być już gotowy do pracy w temperaturach ujemnych (można dolać koncentratu płynu zimowego), uszczelki drzwi można "potraktować" jakimś tłustym kremem, aby nie przymarzły, jeśli akumulator nie jest pierwszej młodości, w zimie jego sprawność na pewno się zmniejszy, w zapasie można mieć odmrażacz do zamków i ... ciepłe rękawice :) Ale i tak na nic się to wszystko nie zda, jeśli kierującemu zabraknie zdrowego rozsądku...

Aaa, i nie parkujmy bezpośrednio pod krawędzią dachu jakiegoś budynku. Spadające sople mogą nam podziurawić samochód :)

wtorek, 29 października 2013

Taxi!

Niektórzy kursanci traktują naukę jazdy, jako darmową podwózkę, miejsce na lunch, a czasem także jako bagażówkę. Jedna z kończących kurs dziewczyn podchodzi do auta nauki jazdy z koleżanką, w ogóle nie pytając czy ona może z nami jeździć. Ta, po prostu ładuje się na tył (bez zbędnego "dzień dobry") i ... jest gotowa do jazdy. Tak - do jazdy - licząc na to, że przez dwie godziny, kiedy kursantka będzie się uczyć, pojeździ sobie z nami z tyłu - ot tak, po prostu.

Moje "nie" zbytnio jej nie interesuje, bezczelność osiąga kolejne wyżyny i dopiero zdecydowana stanowczość co do jej pomysłu wyrażona przeze mnie powoduje, że dziewczyna wysiada. Oczywiście, bez zbędnego gadania w stylu "do widzenia", za to głośno komentując coś o tym, że pierwszy raz się z tym spotkała i jaki to dziwny instruktor ją wygonił. Ta 18-to letnia gówniara zapewne wozi częściej swoje cztery litery przy takich okazjach u innych instruktorów.

Z przepisów jednoznacznie wynika, kto może a kto nie może przebywać w pojeździe szkoleniowym. I czymś zupełnie innym jest np podwiezienie kursanta na egzamin, a czym innym jest dla mnie zupełnie obca (i nie kulturalna) osoba, która akurat nie ma czego innego do roboty jak tylko siedzenie z tyłu i przeszkadzanie w jeździe. Swoją drogą, jej koleżanka - czyli kursantka która miała wtedy akurat jazdę oberwała ode mnie - za ogólnie mówiąc - brak wyobraźni... i straciła dobrą opinię.

środa, 23 października 2013

Bez hamulców!

Jakiś czas temu pojawiła się pewna pani, która prawko ma w kieszeni od kilkunastu lat. Właśnie kupiła VW Golfa i... zadzwoniła (ktoś z jej rodziny robił kurs u mnie) by przypomnieć sobie zasady jazdy. Więc jeździmy - na razie wzięła 4 godziny, ale na żadnej nie jeździła tak by móc samodzielnie przemieszczać się swoim Golfem.


W ogóle nie czuje auta, gaśnie jej przy ruszaniu, hamuje równie gwałtownie. Jedyny plus to taki, że jeździ bardzo rozważnie - tzn że nawet jak nie trzeba, to i tak przepuszcza wszystkich innych. Lepiej tak, niż wymuszać prawda? Pytanie retoryczne. Tak więc jeździmy, a ostatnio także jej autem. Niestety, Golf ma już kilka lat, a teraz nie ma lekkiego życia. Czasem zdarza się że sprzęgło zostaje "przypalone" (ruszanie z około 5-6 tys obrotów na półsprzęgle), czasem zatrzymujemy się bez sprzęgła (tu Golf reaguje bardzo brutalnym szarpnięciem - Swift jest o wiele łagodniejszy), innym razem dusimy auto na trzecim biegu pod górkę z prędkością 15-20 km/h.

Na ostatniej jeździe było tankowanie. Pani pierwszy raz w życiu podjeżdżała pod dystrybutor. Oczywiście, podjechaliśmy za daleko (jakieś 4-5 metrów od dystrybutora, przy czym wlew paliwa znajdował się z drugiej strony :P), po 3 minutach poprawek udało się podjechać na tyle blisko, że można było zatankować (tu wyrażam wdzięczność kierowcom z tyłu, którzy niezwykle cierpliwie czekali aż wymanewrujemy).

No, ale auto to nie muzeum, na czymś ta pani musi się nauczyć - co też właśnie czyni pod moim okiem. Trochę dla mnie dziwnie tak bez hamulca i lusterek, ale główne zasady (np to że ona odpowiada za wszystko, oraz to że bezwzględnie wykonuje moje polecenia) ustaliliśmy na początku. Sporo jej brakuje: wyczucie pojazdu, nieumiejętność parkowania i przypomnienie zasad pierwszeństwa pojazdu - to tylko podstawowe kwestie, które należy opanować.

sobota, 19 października 2013

Jesień

Niektóre znaki wprost fantastycznie komponują się na tle żółtych jesiennych liści. Kto znajdzie jaki znak "ukrył się" w tym drzewku? :)


wtorek, 15 października 2013

Now oczy, czyli... [2]

... a ja nadal jestem lekko zamroczony. Po kilku chwilach jest już lepiej, oddaję "strój operacyjny", ubieram się i wychodzę. Od razu nakładam ciemne okulary, wszak źrenice są bardzo rozszerzone i wszystko co nieco jaśniejsze (a był pochmurny dzień) strasznie razi. Do domu wracam busem, którego kierowca jeździ - o dziwo - dość przepisowo. Wizyta w aptece, krótki spacer i... przed lustro. Operowane oko wygląda prawie normalnie, lekko zaczerwienione, jest dokładnie 2,5 godziny po zabiegu. Czuję ciało obce w oku, obraz jest trochę zamazany.


O dziwo śpię spokojnie, w oku czuję soczewkę, trochę łzawi - ale tragedii nie ma. Rano mały problem z otwarciem oka, soczewka przyczepiła się do powieki. Pierwszy szok przeżywam w lusterku - oko jest bardzo zaczerwienione, spuchnięte i wygląda koszmarnie. Łzawienie nasila się coraz bardziej, krople nie wiele pomagają. Uczucie obcego ciała także się wzmaga, oko non stop łzawi, jedynie pomagają ciemne okulary. Najchętniej przeleżałbym cały dzień z zamkniętymi oczami, coraz częściej zaczynam też czuć swędzenie - tzn że oko się goi, niestety nie można ani potrzeć ani dotknąć - trzeba uważać aby do oka nie dostało się dosłownie nic. Ani mydło, woda, czy szampon do włosów.

Po dwóch dnia wizyta kontrolna i zdjęcie soczewki, a następnego dnia oko wygląda już zupełnie normalnie :) Od tego czasu wzrok non stop się poprawia, czasem jest zamazany, czasem niestabilny - ale równo miesiąc po zabiegu widzenie poprawiło się o 85%.

Po dwóch tygodniach od zabiegu lewego oka, umówiony byłem już na prawe oko. Sam zabieg wyglądał identycznie z tym, że już się tak nie bałem, ale niestety był to okres kilku słonecznych dni. Pierwsza noc była zupełnie nieprzespana, miałem wrażenie że na łóżku jest cała kałuża łez, które non stop sączyły się ciurkiem z oka! Rano byłem strasznie zmęczony, nie pomagały nawet mocno ciemne okulary. Oczy zamykały mi się same, na szczęście miałem wolne więc odpoczywałem zasłaniając się czymkolwiek od światła. Drugiego dnia było tylko nieco lepiej, w zasadzie odliczałem czas do wizyty kontrolnej i zdjęcia tej okropnej soczewki. Uff, po wizycie od razu lepiej, choć zamykająca powieka wyczuwała jakby coś wystającego z oka, na szczęście po kilku godzinach dolegliwość ustąpiła.

Prawe oko goi się szybciej niż lewe, widzenie czasem jest nawet lepsze niż na lewe oko, choć z bliska wszystko się rozmazuje. Nadal stosuję krople przypisane przez panią doktor, wszystkie badania wskazują na prawidłowość leczenia pooperacyjnego, coraz częściej obraz staje się niezwykle ostry, nie doświadczyłem tego nawet używając okularów. Od czasu operacji w zasadzie normalnie już funkcjonuję, jedyne zalecenia po zabiegu to nie przebywanie w dymie tytoniowym, nie zalecanie dźwigania i ograniczenie fizycznego wysiłku. W ruch poszły więc audiobooki, które po kilku dniach wyłaziły mi już bokiem. Maksymalnie przyciemniony ekran smartfona strasznie raził. Po dwóch dniach od zabiegu byłem już 3 godziny na jeździe i 4 w szkole. Wzrok był na tyle ostry, że nie wpływało to ujemnie na możliwość kontrolowania pracy kursanta, a praca w szkole to czysty relaks (tym bardziej że tego dnia zaplanowałem audycję muzyczną).

Jedyne dolegliwości to zapuszczanie kropel - początkowo 4 razy w ciągu dnia, ale też dało się to w higienicznych warunkach zorganizować, bowiem czas zabiegu szczęśliwie zgrał się z mniejszą ilością klientów.

Następna wizyta kontrolna 9 grudnia :)

czwartek, 10 października 2013

Nowe oczy, czyli...

Czyli od dawna planowany zabieg, ale po kolei. Przyzwyczaiłem się już do okularów, ale fakt ich noszenia w wielu sytuacjach był niekorzystny. Np podczas pracy, w słoneczny dzień (lub w zimie) pozostawała opcja: albo poprawa wzroku albo przyciemniane okulary. Kiedy indziej - wchodzę z chłodnego powietrza do cieplejszego pomieszczenia, okulary zaparowały. Albo zdejmę (i nie wiele widzę), albo poczekam aż odparują (i nie wiele widzę). Pewnym rozwiązaniem były szkła kontaktowe, o których bardzo mało osób wiedziało iż mam je na oczach. Niestety, koszty takich soczewek przy mojej wadzie (krótkowzroczność+astygmatyzm) są dość spore. No i powód najważniejszy - nie lubiłem nosić okularów (nie licząc tych przeciwsłonecznych) - więc postanowiłem pójść na zabieg laserowej korekcji wady wzroku.

Ale wcześniej czekały na mnie badania kwalifikacyjne. Trwające około 2 godzin gruntowne badania wskazały, że mój astygmatyzm i krótkowzroczność to pikuś dla dzisiejszej techniki laserowej. Spytałem, czy po korekcji będę mógł ewentualnie chodzić w soczewkach, ale pani doktor spojrzała na mnie jak na totalnego idiotę i powiedziała: "nie będzie pan musiał". Dodała, chyba po to by mnie uspokoić, że to w zasadzie standardowy i bardzo prosty zabieg. Ustaliłem termin zabiegu - dokładnie za 2 tygodnie. Po badaniach przez 1-2 godziny miałem niesamowity światłowstręt. Wracając do domu autobusem nie mogłem w ogóle patrzeć, fakt że słońce dość intensywnie świeciło a moje ciemne okulary zostały... w aucie.

Dzień przed planowanym zabiegiem otrzymuję telefon od pani doktor, która proponuje zmianę wcześniej ustalonej metody korekcji na tzw TransPRK (unikatowa procedura polegająca na laserowym usunięciu nabłonka rogówki poprzedzającym modelowanie jej istoty właściwej. Najistotniejszą zaletą tej metody jest brak konieczności dotykania oka jakimkolwiek narzędziem. Profil ablacji jest tak dobrany by uwzględnić różną grubość nabłonka w zależności od odległości od jej centrum. Nabłonek jest usuwany na mniejszym obszarze w porównaniu do innych metod powierzchownych przez co proces gojenia jest szybszy) - oczywiście zgadzam się, a następnego dnia czekam już na wejście na blok operacyjny (to była ta godzina "0", o której pisałem na blogu). 

Po wejściu założenie zielonego fartucha i czepka, pielęgniarka podała krople znieczulające i przeciwbakteryjne, dostałem sporą dawkę paracetamolu do wypicia i ... czekam dalej. Po kilku minutach leżę na stole operacyjnym, dostaję kolejne krople, zespół lekarzy w skrócie tłumaczy co będą robić i co będę czuł/widział. Przygotowania trwają, zespół wymienia enigmatyczne dla mnie dane dotyczące ustawienia lasera, ja ledwo oddycham (ze stresu) mając specjalną maskę na twarzy. Pani doktor jeździ mi po oku jakimś wacikiem, w ogóle tego nie czuję - tylko widzę jak robi mi fale z jakiegoś płynu na oku.

Po kilku chwilach wszystko się zaczyna.  Słyszę dźwięk pracującego urządzenia, zespół stale wymienia informacje - 10%, 35%, 50%. Zielony punkcik, w który mam patrzeć jest coraz słabej widoczny, wszystko się rozmywa, nie czuję zupełnie nic  ... zostało 5 sekund, 4, 3, 2, 1, 100%. Uff, żyję! Laser się oddala, pani doktor pyta czy wszystko ok i od razu coś wlewa w dużych ilościach do oka. Płyn ocieka mi po twarzy w okolicy ucha, informują mnie że to płyn obniżający temperaturę oka. Ok, i tak nic nie czuję tylko znów widzę fale na oku... Następnie inne krople, soczewka chroniąca oko i w końcu mogę wstać. Jestem zamroczony, pielęgniarka prowadzi mnie za rękę do innej sali gdzie chwilę odpoczywam. Przychodzi pani doktor z receptą, informuję że wszystko poszło znakomicie i instruuje co robić dalej :)

c.d.n.

poniedziałek, 7 października 2013

Wyjazdowo

Jedna z luźniejszych ulic...
Mnóstwo samochodów, gdzie nie spojrzeć - z każdej strony coś jedzie. Cztery, pięć pasów w jedną stronę - gigantyczne wręcz skrzyżowania. Tak, dla kursantów którzy nigdy nie byli w większym mieście jazda w takich warunkach nie jest odprężająca ;-)

No i do tego wszystkiego trzeba patrzeć na znaki! Wszak tu nie znają tras, uliczek i nie da się jechać na pamięć. Taki wyjazd do innego miasta, to świetna lekcja, w dodatku połączona z jazdą poza-miejską (przy kategorii "B" co najmniej 4 godziny). W dodatku, dziewczyny pokupowały sobie jakieś tam ciuchy, zjadły obiadokolację, a przed wieczorem się rozstaliśmy - one wróciły do domów a ja na 2.5-godzinne lekcje.

Tymczasem czas myśleć o zmianie opon na zimowe, już dolałem płynu niezamarzającego do zbiornika spryskiwacza, no i muszę poszukać skrobaczki do szyby - tak na wszelki wypadek, gdyby odmrażacz do szyb nie pomógł :)

piątek, 4 października 2013

Pracowity weekend

Szykuje się kolejny pracowity weekend. Jutro wyjeżdżam do innego miasta, dużo większego - ale nie sam. Dwie kursantki, które wyraziły chęć odbycia szkolenia praktycznego w zupełnie nowym miejscu zabieram ze sobą. Już ustaliliśmy, że kiedy jedna z nich będzie uczyć się jazdy w gęstym ruchu drogowego buszu, drugą mamy podwieźć pod ... galerię handlową.

Ale zanim tam dojedziemy, będzie okazja przejechać się poza obszarem zabudowanym, rozwinąć trochę większą prędkość a nawet wjechać na drogę ekspresową. Fajnie, zawsze to coś odmiennego - także dla mnie.

Czyli przyjemne z pożytecznym. Po jazdach w mieście mam kilka godzin wykładów (na szczęście mam już wszystkie tematy na pendrive, więc odpada dźwiganie własnego laptopa), a wieczorem zasłużony odpoczynek. Kursantki wracają same - tzn swoim środkiem lokomocji.

Aspekt równie pozytywny - strasznie "kwadratowy" kursant zdał egzamin praktyczny. Jeździł bardzo "na opak", bardzo nie-płynnie, mylił dość często biegi - choć nie stwarzał zagrożenia. No może tylko dla żołądka i wcześniej zjedzonego obiadu...

wtorek, 1 października 2013

Księżniczka [5]

Niestety wróciła. Klientka, która jeździła bardzo dawno temu zadzwoniła kilka dni temu i umówiła się na jazdę. Jak się okazało, wyjechała na jakieś językowe szkolenie do Wielkiej Brytanii. No i wróciła. Językowo pewnie się poprawiła, ale w jeździe nadal massakra!

Tak jak poprzednio - zamiast w prawo jeździ w lewo, ma ciągłe riposty do moich uwag, nie jest skupiona na tym co robi w danej chwili i kompletnie nie patrzy na znaki. Ostatnio nie widziała różnicy pomiędzy tymi dwoma znakami:


Na szczęście miałem ze sobą kodeks drogowy, więc za karę kazałem jej szukać różnicy. Miała problem, bo nie wiedziała gdzie to znaleźć. Po 10-15 minutach przekartkowałem jej kodeks na koniec, gdzie są opisane znaki. Przeczytała, ale chyba nie wiele zrozumiała.

Załamka? E tam, po prostu barwa codzienność :) Teraz pozostaje dotrwać do końca kursu, może jak będzie płacić więcej (niż obecnie) to coś pomoże...?

wtorek, 24 września 2013

Po warsztatach...

Po warsztatach doskonalenia zawodowego dla instruktorów, mam bardzo pozytywne wrażenia. Większość instruktorów (a w tej grupie było ich 25-ciu) znałem z widzenia, na moim wykładzie była bardzo miła atmosfera (czego nie można powiedzieć o wykładzie z policjantem :P), wywiązało się kilka krótkich i ciekawych dyskusji n/t techniki kierowania oraz eco-drivingu. Muszę lekko zmodyfikować prezentację, by była jeszcze lepsza :D

Mam nadzieję, że za dwa tygodnie na następnym kursie będzie podobnie, prawdopodobnie wtedy także zajmę się częścią praktyczną :)

PS. żadnych trudnych pytań nie było.

piątek, 20 września 2013

Muchomorek

Była już kursantka, co przynosiła cukierki na jazdę. Była też taka, co przynosiła wino (!) - oczywiście nie spożywaliśmy w czasie jazdy. Zresztą po jeździe też nie :P

Była też taka, która przynosiła kanapki, a inna nawet całe obiady (np domowo obgotowany kawał kurczaka, chyba to nóżka była... nie pamiętam dokładnie). Fenomenem była ta, która piekła ciasta. Naprawdę super - serniki, pierożki nadziewane konfiturami, szarlotki (moje ulubione - MNIAM MNIAM!!) i inne specjały. Niestety nie wiedziała, że nie lubię kawy i czasem przynosiła coś o smaku kawowym (a FE!, pozbywałem się tego dość szybko oddając ciasto kolegom). Ale jej wyroby cukiernicze były mega pyszne! Niestety, zdała już - więc i ciastka się skończyły. A z oferty matrymonialnej nie skorzystałem.

No i teraz się trafiła taka, która chce przynieść grzyby! A może chce mnie otruć? Najpierw spytała czy jestem żonaty, a parę godzin później pojawił się dłuuuugi sms m.in. z pytaniem "jakie grzyby lubisz"? Oczywiście nie odpisuję, olewam jak większość sms-ów od klientów. No chyba, że odpisać "lubię czerwone muchomory w białe kropki" ;-)

Powinienem już zamykać komputer, ale muszę jeszcze poczytać o systemach recyrkulacji spalin, filtrach cząstek stałych i innych ciekawostkach. Jutro mam wykład na warsztatach doskonalenia zawodowego dla instruktorów nauki jazdy. Przedmiot: technika jazdy i obsługa pojazdu. Temat: ecodriving + pytania z techniki jazdy i podstawowej obsługi.

Hmm, czy powinienem się spodziewać trudnych pytań ze strony instruktorów? Zobaczymy, w każdym razie cieszę się że w końcu wykorzystam zalety posiadania legitymacji instruktora techniki jazdy :)

wtorek, 17 września 2013

Notka

Od kilku dni nie było mnie w sieci, nie odbierałem wiadomości na gg/mailu/fb itd. Fajnie się tam czasem wyłączyć. Teraz zaczynam już normalnie pracować, choć 9-10 godzin dziennie to zbyt wielki wysiłek. Sporo czasu poświęcam na przygotowanie do warsztatów doskonalenia zawodowego dla instruktorów, mam nadzieję że w czwartek już to skończę.

Za oknami początki jesieni, ranki i wieczory chłodne, więc czas zacząć szukać garażu na zimę. Obawiam się, że pod chmurką Swift może nie dać rady...

W szkole szefowa z kwaśną miną - nie ma to jak pozytywnie zacząć rok szkolny. 

A kolejna godzina "zero" już za tydzień, więc kolejny wpis nie pojawi się prędko.

poniedziałek, 9 września 2013

Zestawienie

Takie małe zestawienie, podsumowanie ostatnich wypuszczonych na egzaminy kursantów.

1) Pani opisana we wpisie Nietypowo, zdała za drugim razem. Przy pierwszym podczas powrotu do WORD, ktoś wszedł jej na przejście a ona nie zareagowała. Oczywiste, że zrobił to egzaminator i było już "po zawodach". Drugim razem było już wszystko ok. Ogólny bilans - bardzo pozytywnie tym bardziej, że pani dokupiła tylko 1 godzinę dodatkową (drugą dostała gratis).

2) Kursant, który popisał się ignorancją i ogólnie - brakiem kultury (opisany m.in w temacie Czarna dziura) nie zdał - z tego co wiem co najmniej dwa razy. Oczywiście nie odezwał się ani razu (nie to, żeby mi tego brakowało :P), ale widziałem go na liście osób oczekujących na egzamin. Ogólny bilans - słabo jeździł, w ogóle się nie przykładał - więc i słusznie że nie zdał. Nie dokupił ani jednej godziny.

3) Kursantka, którą niedawno oddałem koledze (nie mogłem się z nią dogadać, chyba nie pisałem o tym na blogu?) miała wczoraj egzamin. Niestety, podczas omijania spowodowała kolizję drogową uderzając w lusterko zaparkowanego (nieprawidłowo zresztą) pojazdu. Oczywiście wynik negatywny. I nie pytajcie, co zrobił egzaminator po tej kolizji (oprócz oblania kursantki) ... :/

A na koniec jeszcze zdjęcie, z poprzedniej wycieczki rowerowej:


czwartek, 5 września 2013

Rowerowo

Po spotkaniu z szefową już ochłonąłem. Wymaga od nas, byśmy się angażowali ponad to, co wpisane w zakres obowiązków. A że ostatnio zebrała sporo batów (od tych wyżej niż ona sama), to teraz od razu szuka "jelenia", na którego będzie można zwalić winę "jakby co". Ja się na to nie piszę, choć ona jeszcze o tym nie wie :)

Po szkole (bez kontaktów z szefową) wycieczka rowerem. Świetna pogoda, lekkie jesienne słońce i mało rowerzystów (rolkarzy/pieszych i innych) pozwala spokojnie delektować się widokami i w ogóle - otaczającą i nie zdegradowaną przyrodą. A jak już dojechałem, to widoki były mniej więcej takie:


Mam nadzieję że to nie ostatni taki ładny dzień, kiedy będę mógł spokojnie zrelaksować się po pracy. A tu pojawiła się N, z którą chyba fajnie będzie się pracowało. Wydaje mi się, że to typ kujona, który chce być dobrze przygotowany do egzaminu, a to dobrze wróży.

wtorek, 3 września 2013

Wrzesień

Nowy rok szkolny i nowe zajęcia. Czwartkowe popołudnia to zupełnie inna beczka niż jazda z klientami. Początek września to także nowe "pomysły" szefowej, która próbuje dorzucić nowe obowiązki poza zakresem obowiązków. Na to nie będzie mojej zgody, tym bardziej że ona znów wszystko zaczyna od końca - a jak na razie umowy na oczy nie widziałem... Tak więc małe spięcie, szefowa oczywiście stwierdziła że celowo nie zgadzam się z jej pomysłami.

Po wszelkich krótkich ustaleniach, w ramach ocieplania wizerunku szefowa poczęstowała (wręcz nalegała by zjeść) czekoladkami i cukierkami. Słodko. I głupio.

A do godziny "zero" już mniej niż tydzień. Zaczynam coraz częściej o tym myśleć i lekko się denerwować. A to dopiero 50%...

wtorek, 27 sierpnia 2013

Suzuki Swift face lifting

Lekko odświeżone Suzuki dotarło do "mojego" WORD-u. Wielkich zmian nie ma, ale ktoś uważniej przyglądający się zauważy nowości. A z zewnątrz są to przede wszystkim światła do jazdy dziennej LED, które umieszczono obok świateł przeciwmgłowych (dotychczas można było to sobie zamówić, ale jeśli już to zamiast świateł przeciwmgłowych), oraz kierunkowskazy boczne, teraz wklejone w lusterka zewnętrzne (do tej pory na błotnikach). Jak podaje Suzuki, znacząco poprawia to bezpieczeństwo jazdy... W opcji znajdują się m.in:

  • system start-stop (wyłączający silnik w określonych sytuacjach)
  • nowe wzory tapicerki, 
  • automatyczna klimatyzacja
  • nowy wzór felg aluminiowych
  • nowy kolor (na zdjęciach Sunburst Yellow Metallic)

Szału nie ma, także silnik pozostał bez zmian. Część z tego wyposażenia dostępna jest jedynie w wersji Premium, która kosztuje od 53 900 PLN. To mnóstwo kasy. Już dziś (i wczoraj też) Swift sprzedaje się bardzo bardzo słabo. Czy przeprowadzona modernizacja mu pomoże? Nie sądzę, na pewno nie polecę tego modelu żadnemu kursantowi :)

zdjęcia: Suzuki


środa, 21 sierpnia 2013

Szybki inaczej

Kilka tygodni temu na kurs kategorii B zapisuje się chłopak, który specjalnie po to przyjeżdża z dość odległego kraju UE. Tam pracuje oraz kończy naukę. Bardzo zależy mu na czasie, gdyż niebawem - jak mówi - musi wracać do szkoły i pracy.

Po wymaganym przepisami czasie wykładów (na które nie uczęszcza - stwierdził że nie będzie miał z tym problemów, wszystko umie, a testy to "pestka" - ok, przecież nie przywiążę go do krzesła w sali wykładowej. ) przyszedł czas na jazdy. Całkiem nieźle sobie radził, nawet mogłem po 3 godziny spokojnie z nim popracować.
Po ekspresowym kursie czas na egzamin teoretyczny (czas nagli, zostało mu tylko 4 dni do wylotu z kraju) - a tu LIPA! Nie zdał egzaminu. Ha, a taki mądry i wie wszystko :P No dobrze, każdemu może się zdarzyć. Za 3 dni drugi egzamin - znów LIPA! Prawdopodobnie zapisał się na trzeci egzamin teoretyczny, na razie nie odbiera telefonu. A może rzucił to i wyjechał?

Tymczasem w mieście w pełni sezon remontowy. Wydaje się, że od tych upałów drogowcom poprzewracało się w głowie. Np zamiast zwykłego ograniczenia prędkości(obowiązującego np do skrzyżowania) ustawiają "strefę ograniczonej prędkości" - która obowiązuje AŻ DO ODWOŁANIA! Oczywiście, żadnego odwołania nie ustawili. Przy nowo budowanym centrum zmieniają organizację malując powierzchnie wyłączone i linie pojedyncze ciągłe tam, gdzie teraz normalnie odbywa się ruch dwukierunkowy. Jest chaos, jeżdżą egzaminy - a ludzie nie wiedzą jak się zachować i oblewają.
Na jednym ze skrzyżowań postawili taki oto znak:



W tym miejscu kiedyś stał "ustąp pierwszeństwa", więc któryś z pomysłowych drogowców po prostu lekko obrócił znak i gotowe. tylko co on chciał osiągnąć? Pomijam fakt, że teraz nie trzeba już ustępować pierwszeństwa...

piątek, 16 sierpnia 2013

Pod prąd

W ramach weekendowego odpoczynku od pracy wrzucam stare, ale fajne zdjęcie egzaminacyjnej eLki na jednym z miejskich skrzyżowań o ruchu okrężnym. Podziwiam egzaminatora za cierpliwość w hamowaniu :)


sobota, 10 sierpnia 2013

Świetny nowicjusz

Czy kursant po zdaniu egzaminu potrafi bezpiecznie poruszać się po drodze? Nie koniecznie, zwłaszcza nie umie wyprzedzać, jeździć z większą prędkością, oceniać sytuacji wcześniej i dostrzegać różnorakich zagrożeń.

Po zdaniu egzaminu praktycznego (w zasadzie za którymkolwiek razem), typowy kursant zderza się po raz kolejny z rzeczywistością panującą na naszych drogach. Jaka jest ta rzeczywistość, każdy (nawet pieszy) doskonale wie. Już podczas kursu przyszły kierowca niejednokrotnie widzi, jak jeżdżą inni - czyli ci którzy już mają plastik w kieszeni - przekraczają prędkość, nie używają kierunkowskazów, wymuszają pierwszeństwo, jeżdżą na czerwonym świetle itd. Przy czym ten sam kursant tego robić nie może - bo przecież obok niego siedzi instruktor który mu tego zabrania, a on jednak chce jednak zdać ten przeklęty egzamin! Inni nie mają tego problemu, nikt im obok nie zrzędzi (instruktor), jeżdżą szybko i jak chcą.

No właśnie - kursant chce zdać, a nie jeździć bezpiecznie i zgodnie z przepisami. Często na kursie słyszę pytania: "naprawdę jeździ pan tak jak tego wymaga od kursanta? Przecież nikt normalnie tak nie jeździ!". Świadczy to o tym, że kursanci starają się podczas kursu i egzaminu dostosować do jakichś tam przepisów tak, by się udało zdobyć "pozytywa" na egzaminie, ale później - żadne reguły nie obowiązują. I zaczynają jeździć tak jak inni.

Młodzi kierowcy bardzo często poddają się rzeczywistości, zwyczajom i praktykom jaką widzą zza szyby auta. Uwagi instruktora już nie obowiązują.  Jeśli taki nowicjusz z oszołamiającym kilkutygodniowym doświadczeniem jedzie z przepisową prędkością, to widzi jak wszyscy inni go wyprzedzają, a czasem nawet trąbią i komentują jego "zbyt wolną" jazdę. Jak zatrzyma się na warunkowej strzałce, natychmiast zostanie obtrąbiony przez co najmniej jednego kierującego z tyłu. Ba, zostanie uznany za "dziwaka" za kółkiem. O ile na kursie musiał bardzo uważać na linie ciągłe, o tyle po zdaniu egzaminu nie musi się tym w ogóle przejmować. Przecież kwestie np zmiany pasa ruchu na ciągłej nie jest karane nawet przez przejeżdżający obok patrol policji. Więc po jaką cholerę się starać? Z czasem, łamanie przepisów drogowych staje się ZUPEŁNIE NORMALNE, a jazda zgodna  przepisami ANOMALIĄ.

Często spotykam się z sytuacjami, gdy osoby po zdaniu egzaminu i np kilkutygodniowej praktyce za kierownicą uważają się za świetnych kierowców. I są bardzo zdziwieni i zażenowani, gdy ja im mówię że jeżdżę dość średnio, a na pewno nie uważam się za doskonałego kierowcę. Że wiele jeszcze muszę się nauczyć, że znów powinienem ćwiczyć poślizgi. Oni kwitują to najczęściej nie wiele mówiącym uśmiechem, a rzeczywistość jest taka, że niestety zdecydowana większość takich świetnych nowicjuszy w ogóle nie potrafi przewidywać sytuacji, prowadzić pojazd w sposób defensywny nie wspominając już o wykorzystaniu najprostszych zasadach ecodrvingu. Kręcenie kierownicą jedną ręką (bo tak wspaniale jeżdżą wszyscy w rodzinie), nie używanie kierunkowskazów (bo i po co?), zatrąbienie na cześć zauważonej znajomej osoby obok (bo właśnie po to jest sygnał dźwiękowy! - no dobrze, może jeszcze po to by popędzić czasem jakąś marudę do przodu!) czy choćby nie zatrzymywanie się przed znakiem stop - to norma także wśród osób które niedawno zdały egzamin! Bo czas, kiedy jako kursant musiał tego wszystkiego pilnować bezpowrotnie (wg jego oceny) minął.

Teraz przyszedł czas na to, by jeździć jak inni i nie wyróżniać się z tłumu. No może trochę szybciej i czasem z piskiem opon. Z piskiem, żeby zauważyli jaki jestem świetny, ale i szybciej - wg zasady im szybciej tym lepiej. I najważniejsze - ZAWSZE lewym pasem ruchu. Prawy jest dla idiotów, niepełnosprawnych umysłowo i eLek.Z drugiej strony, takie zachowanie średnio może dziwić, wszak nawet przed kursem przyszli kierowcy obserwują chaos i bezczelność wariatów drogowych, którzy najczęściej unikają jakichkolwiek konsekwencji (co najwyżej ktoś miał kolizję, wypadł z zakrętu itp - co i tak jest uważane za - uwaga - "brak szczęścia"!).

Wiele musi się zmienić, by sytuacja uległa poprawie, a na razie nic nie wskazuje by miało cokolwiek w tym temacie nastąpić.

piątek, 9 sierpnia 2013

Upalnie

rys. J. Szczepaniak/źródło: internet
Dobrze, że coś szumi. To klimatyzacja, bez niej chyba musiałbym odwołać jazdy w czasie największych upałów. Nawet podczas tych upałów w aucie jest przyjemnie chłodno.

1) zauważyłem znaczny ubytek powietrza w jednym z kół, zdążyliśmy z kursantką dojechać do wulkanizacji. Okazało się że w oponę wbił się kawałek metalu. Naprawa: 20 zł



2) jedna z moich kursantek zapragnęła przejechać się autobusem. Dzięki uprzejmości Jacka stało się to możliwe! Krótka przejażdżka po placu dała jej mnóstwo przyjemności i zwyczajnej frajdy! Ciszyła się jak dziecko :) Widać, że lubi jazdę, już się bałem że nie zechce wrócić do Suzuki :P



3) a we wtorek czeka mnie wielka "przeprawa" w firmie, ale właściwie nie mnie... bo chodzi o pieniądze kursanta które wpłacił, a - jak się później okazało - nie musiał. Więc wyślę go, niech sam idzie po zwrot. Wiem że nie będzie miał lekko i już mu współczuję...

wtorek, 6 sierpnia 2013

Czarna dziura

Na horyzoncie klient przezabawny, totalny ignorant - cecha charakterystyczna: uparty i zawzięty. Przy 18 godzinach jazdy wypadałoby znać choć te najczęściej występujące znaki. Ponieważ ów klient ma z tym odrobinę problemu, postanowiłem sprawdzić co dokładnie umie i przed jazdą poszliśmy do sali wykładowej z planszami znaków i zrobiłem mu mały test (żeby nie było że się czepiam: to że będę pytał o znaki dokładnie zapowiedziałem na poprzednich jazdach).

Oto niektóre wyniki, w podpisach zdjęć widać jego odpowiedzi do znaków:

droga jednokierunkowa

nieczynny przejazd kolejowy

zakaz jazdy dwukierunkowej

wjazd

koniec wjazdu

poczta

nakaz jazdy prosto
I czy ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości? Śmiechu było co nie miara (aż notowałem jego odpowiedzi na kartce), oczywiście na kolejnych zajęciach kursant się troszkę poprawił i, pooglądał kolorowe znaki w domu, ale nadal nie pamiętał jak się nazywają i co oznaczają.

Oczywiście pytania takie jak: minimalna głębokość bieżnika, czy zasada działania systemu ABS są wg niego totalnym kosmosem :) Zdaje się, że także kwestia uzyskania uprawnień to dla niego wielka czarna dziura.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Piękne Pieniny

Jedna z ozdób Szczawnicy
I się skończył. Niecały tydzień, trochę mało by zapomnieć o robocie, ale lepiej tyle niż wcale. Przed samym urlopem szef przydzielił mi dodatkową porcję nerwów dokładając tydzień wykładów akurat wtedy, gdy miałem zamiar już wyjechać. Na szczęście udało się pozamieniać tak, by kto inny wziął te zajęcia, a ja rozpocząłem przygotowania do wyjazdu.

Kwiatowa kura :)
Zacznę od narzekania - Swift to strasznie mułowate i niechętne do jazdy auto. Dwie osoby na pokładzie+bagaże i serpentyny+wzniesienia wycisnęły z niego siódme poty. Niekiedy potrzebna była redukcja do drugiego biegu, by wdrapać się pod górkę. Massakra!
Małe auto to także niewygoda w podróżowaniu. Bolący tyłek, kręgosłup i prawa noga od trzymania gazu. Tak - wiem że to małe auto
stworzone do miasta a nie w trasę. Plus taki, że nie wiele spala i świetnie trzyma się drogi.

Piękny paw i jego ogon...
Grajcarek i jego infrastruktura - poezja!
Nie wiedziałem, że Szczawnica to takie piękne miasto. Szczególne wrażenie zrobiły na mnie wszędobylskie ozdoby z kwiatów i różnych krzewów. Najmniejszy zakątek miasteczka dopieszczony i wypielęgnowany. Ogólnie życie toczy się przy ulicy Głównej (składającej się z kawiarni, restauracji, lodziarni, sklepów itp) oraz przy lokalnym dopływie Dunajca - rzece Grajcarek, który jest chyba kwintesencją miejscowości. Stworzony wokół niego bulwar spacerowo-rowerowy upiększony jest przeogromną ilością kwiatów. Po południu rzeka ma bardzo ciepłą wodę w której można zmoczyć sobie nogi (i co tam kto jeszcze chce :P). Mnóstwo ławek, wypożyczalnie rowerów, przepyszne lody i kawiarnie z "duszą" i świetną muzyką jazzowo-instryumentalną! Nieopodal jest tam przepiękna wręcz Droga Pienińska - szlak pieszo-
rowerowy biegnący przy samym przełomie Dunajca. Po prostu cudownie! Infrastruktura jest na bardzo wysokim poziomie.

Coś, co się rzuca w oczy to brak pijanej hołoty i wszelkiej maści "dresów". To miasteczko dla spokojnej przeciętnej i kulturalnej rodziny. Nawet późno w nocy jest bezpiecznie i przyjaźnie (może system kamer monitoringu odstrasza pijaczków?). W ogóle, miasto sporo skorzystało ze środków UE (co chwilę stosowna informacja o pozyskaniu dotacji) i widać sporą różnicę w stosunku do oddalonego o 4 km Krościenka. Szczawnica to prawdziwie europejski kurort.
Droga Pienińska i Przełom Dunajca

Spotkanie z owieczkami :)

Możliwości wypoczynku całe mnóstwo. Począwszy od leniuchowania przy rzece (nie mieliśmy na to
Spływ Dunajcem - niezapomniane przeżycia :)
czasu niestety), skorzystanie z wyciągu na Palenicę (świetne widoki), piesze wycieczki po górach (wyczerpujące, moja kondycja jest fatalna), czy do rezerwatu Homole (tu zupełny luz, gorąco polecam), spływ po Dunajcu tratwą z flisakami (świetne przeżycie warte wydanych pieniędzy), wycieczki rowerowe (my wybraliśmy się do Czerwonego Klasztoru i trochę dalej na Słowacji), zwiedzanie zamków w Niedzicy i Czorsztynie, oraz mnóstwo innych, w tym korzystanie z ofert lokalnych biur podróży (np Słowacki Poprad).

Oczywiście, trzeba uważać na różne pułapki, które w sumie są typowe dla takich turystycznych miejscowości. Po pierwsze, jak wszędzie - tak i w Szczawnicy grasują złodzieje. Tym bardziej, jeśli gdzieś tworzy się tłok (ludzie czekają na autobus, jest kolejka na stoisku z pamiątkami, sporo ludzi w małym sklepie itp), trzeba uważać na portfel,  telefon i inne cenne rzeczy. Nic złego nam się nie przytrafiło, ale trzeba mieć oczy szeroko otwarte. I uważać na ceny -  niby nie ma wielkich różnic, ale przy kilkudniowych pobytach daje to spore oszczędności. No i wyżywienie. Zależy kto co lubi, ale np dobrej pizzy nie znaleźliśmy. Trzeba też uważać na różnego rodzaju karczmy i jadłodajnie. Jest w nich taniej (choć nie zawsze) niż restauracjach, ale poziom całej kultury jedzenia, jest o wiele niższy. Jeśli więc komuś nie przeszkadza że obok ktoś się przysiądzie, że wewnątrz panuje zgiełk, że stoliki są ustawione bardzo blisko siebie itp. - może się wybrać.

Jedna z przerw rowerowych z widokiem na Trzy Korony
Pogada jaką mieliśmy była idealna. Nie było upałów, ani nie padał deszcz. Szkoda tylko, że te dni zleciały tak szybko... Nie pozostaje nic innego, jak po prostu wybrać się tam ponownie - za rok. Ale pewnie w sezonie wrześniowo-październikowym, by podziwiać Pieniny w kolorach złoto-jesiennych :)

Jestem ciekaw, jak wygląda to miejsce po sezonie turystycznym...