Z uwagi na przebieg (i akurat rok od ostatniego przeglądu), musiałem pojechać Yariską do serwisu, czyli do tzw ASO (autoryzowanej stacji obsługi). Zastanawiałem się, czy nie wziąć kursanta przy okazji, ale - musiałby później czekać więc zrezygnowałem i sam pojechałem. Bardzo miły pracownik przyjął mnie natychmiast po moim dotarciu na miejsce i - na co szczególnie zwróciłem uwagę - był tak uprzejmy i "wyczerpujący" iż na pewną moją uwagę co do auta, wziął kartkę i zaczął rysować niektóre elementy silnika i wyjaśniać z czego może to wynikać ! Naprawdę byłem tym zaskoczony (mile), pan poinformował co będzie wymieniane w pojeździe, co będzie sprawdzane, ile to potrwa i ile będzie kosztowało, po czym zaproponował kawę ...
I faktycznie, po nieco ponad godzinie oczekiwania moja Toyka pojawiła się tuż przy wyjściu. Na końcu pan wszystko podsumował, poinformował o stanie auta, o tym co będzie trzeba zrobić przy kolejnej wizycie i życzył szerokiej drogi :)
Dlaczego piszę o tym wszystkim ? Ponieważ zrobiło to na mnie duże wrażenie. Znamy tą całą miłą otoczkę przy kupnie auta, ale od kupna minęło już półtora roku ! Poprzednie auto które eksploatowałem (Opel Corsa) nie było otoczone aż tak dobrą opieką serwisową, a i zupełnie inaczej traktowany był tam klient - tzn na o wiele niższym poziomie !
Cóż, czasy się zmieniają, wymagania również. W tej kwestii na pewno na lepsze, przynajmniej w tej marce samochodowego rynku.
niedziela, 31 stycznia 2010
piątek, 29 stycznia 2010
Fantastyczny piątek
To niewiarygodne, ale dzisiejszy dzień jest pełen sukcesów ! I tylko sukcesów !
Po pierwsze (i najważniejsze) - dziś oddałem na egzamin trzy osoby - jedną słabą, drugą średnią i trzecią - bardzo dobrze jeżdżącą. Starałem się nie myśleć kto zda a kto nie zda, ale - jakież było moje zaskoczenie gdyż co około 2 godziny po kolei dzwoniły owe trzy osoby oznajmiając iż zdały ! W zasadzie dziś to jeździłem głównie do lub z WORD-u, ale nie narzekam - bo dla takich chwil warto ! Zresztą - zawsze staram się porozmawiać z osobą po egzaminie, wypytać jakie miała problemy (jeśli jakieś miała oczywiście :P), jakie zadania wykonywała, gdzie, z kim, co mówił egzaminator, jak oceniał, jak wydawał polecenia itp itd.
Dziś też dostałem taki oto kubek (fotki powyżej i poniżej) ! Niestety, nie mogę ujawnić skąd/od kogo, a zdjęcia robiłem telefonem, stąd ta fatalna jakość. Pod tablicą "L" jest napis Nauka Jazdy, ale musiałem usunąć pewną nazwę (aby nie robić reklamy).
Od dziś piję tylko z niego, bardzo mi się podoba :)
Po pierwsze (i najważniejsze) - dziś oddałem na egzamin trzy osoby - jedną słabą, drugą średnią i trzecią - bardzo dobrze jeżdżącą. Starałem się nie myśleć kto zda a kto nie zda, ale - jakież było moje zaskoczenie gdyż co około 2 godziny po kolei dzwoniły owe trzy osoby oznajmiając iż zdały ! W zasadzie dziś to jeździłem głównie do lub z WORD-u, ale nie narzekam - bo dla takich chwil warto ! Zresztą - zawsze staram się porozmawiać z osobą po egzaminie, wypytać jakie miała problemy (jeśli jakieś miała oczywiście :P), jakie zadania wykonywała, gdzie, z kim, co mówił egzaminator, jak oceniał, jak wydawał polecenia itp itd.
Dziś też dostałem taki oto kubek (fotki powyżej i poniżej) ! Niestety, nie mogę ujawnić skąd/od kogo, a zdjęcia robiłem telefonem, stąd ta fatalna jakość. Pod tablicą "L" jest napis Nauka Jazdy, ale musiałem usunąć pewną nazwę (aby nie robić reklamy).
Od dziś piję tylko z niego, bardzo mi się podoba :)
poniedziałek, 25 stycznia 2010
- 32
Zanim przejdziemy do wątków związanych z nauką jazdy, dziś jeszcze ciekawostka - minus 32, którego niestety nie sfotografowałem. Auto już nocowało w garażu, ale od 8 dzielnie pracowało. Poranna jazda rozpoczęła się od 30 kilometrowej trasy poza miastem, gdzie zmrożone powietrze owiewało przednią i boczne szyby osadzając na nich lód od wewnętrznej strony. Nie sztuką jest ustawić cały strumień gorącego powietrza z ogrzewania na przednią szybę. Może to spowodować szok termiczny i pęknięcie szyby. Należy od samego początku, kiedy jeszcze silnik nie wytwarza żadnego ciepła ustawić nawiew na przednią szybę. Coraz cieplejsze powietrze będzie stopniowo ogrzewać szybę, lecz przy szybszej jeździe w trasie nie jest to łatwe. Mnie udało się temu zaradzić dopiero kiedy dotarliśmy do miasta, gdzie było trochę cieplej i zdecydowanie wolniej.
No i silnik przy takich temperaturach długo informował o niskiej jego temperaturze, natomiast dość głośno dawał o sobie znać. Już w mieście, wszystko wróciło do normy. Na parkingach ludzie próbowali uruchamiać auta, pożyczali prąd od innych i czasem pchali swe cztery kółka. Przez ten mróz na ulicach był bardzo mały ruch, także pieszych.
No, kończymy ten mroźny wpis. Ciepła nie życzę, wszak to zima i to zjawisko NORMALNE :)
Ubierać się ciepło proszę i nie narzekać :)
No i silnik przy takich temperaturach długo informował o niskiej jego temperaturze, natomiast dość głośno dawał o sobie znać. Już w mieście, wszystko wróciło do normy. Na parkingach ludzie próbowali uruchamiać auta, pożyczali prąd od innych i czasem pchali swe cztery kółka. Przez ten mróz na ulicach był bardzo mały ruch, także pieszych.
No, kończymy ten mroźny wpis. Ciepła nie życzę, wszak to zima i to zjawisko NORMALNE :)
Ubierać się ciepło proszę i nie narzekać :)
sobota, 23 stycznia 2010
Zimowo i technicznie
Coraz niższe temperatury skłoniły mnie do zastanowień, jak będzie uruchamiał silnik mojej Tojki (jak mawia kolega) ? Auto nie jest garażowane, ma równo półtora roku i 30 000 km (tuż przed drugim przeglądem). Ogólna kondycja samochodu jest (wg mnie) bardzo dobra. Nie dolewam żadnych płynów oprócz tego do spryskiwaczy. O wymianach żarówek pisałem wcześniej. Z usterek które zauważyłem można wspomnieć o piszczącym czymś przy zimnym silniku i trudnościach z włączeniem niektórych biegów, szczególnie przy niskich temperaturach. Pierwsza usterka będzie miała finał przy najbliższym przeglądzie (mam nadzieję), a druga to typowa przypadłość.
Ale wróćmy do uruchamiania silnika przy minus 17, minus 20 i minus 24 stopnie które odnotował mój termometr. Otóż, pojazd obecnie nie jest wykorzystywany codziennie, czas ma jednodniową "pauzę". Po takiej pauzie i - 17 silnik "odpala" od samego początku przekręcenia kluczyka. Aż byłem tym zaskoczony. Przy - 24 i codziennej jeździe, silnik potrzebował około 3 sekund pracy rozrusznika i rozpoczął normalną pracę. Normalną, czyli głośniejszą niż zwykle, z piskiem wspomnianym wcześniej. Oczywiście, całe auto jest bardzo zamrożone, wydaje się być ociężałe i bardzo nie współpracujące z kierowcą. Ale tylko przez pierwsze 10-15 minut. Potem jest jak zawsze - idealnie :))
Silnik bardzo szybko osiąga temperaturę roboczą bez zasłaniania czegokolwiek z przodu pojazdu, szybko także do wnętrza wpływa ciepłe powietrze. W ogóle, wydajność ogrzewania jest na bardzo wysokim poziomie. Jak do tej pory, nie jeździłem z maksymalnie ciepłym ustawieniem temperatury, gdyż było wtedy zbyt gorąco. Oczywiście, tuż po uruchomieniu silnika od razu zaczynam jazdę w zakresie dolnych obrotów silnika - bez nadmiernego przeciążania go. Służy to nie tylko ekologii, ale także naszemu portfelowi - silnik pod obciążeniem o wiele szybciej osiąga optymalną temperaturę.
A więc - nic tylko jeździć :)
PS. dodam na koniec, że sąsiadka mająca nowiutkiego VW Passata nie mogła go dziś uruchomić. I nie pomógł taksówkarz z kablami.
Ale wróćmy do uruchamiania silnika przy minus 17, minus 20 i minus 24 stopnie które odnotował mój termometr. Otóż, pojazd obecnie nie jest wykorzystywany codziennie, czas ma jednodniową "pauzę". Po takiej pauzie i - 17 silnik "odpala" od samego początku przekręcenia kluczyka. Aż byłem tym zaskoczony. Przy - 24 i codziennej jeździe, silnik potrzebował około 3 sekund pracy rozrusznika i rozpoczął normalną pracę. Normalną, czyli głośniejszą niż zwykle, z piskiem wspomnianym wcześniej. Oczywiście, całe auto jest bardzo zamrożone, wydaje się być ociężałe i bardzo nie współpracujące z kierowcą. Ale tylko przez pierwsze 10-15 minut. Potem jest jak zawsze - idealnie :))
Silnik bardzo szybko osiąga temperaturę roboczą bez zasłaniania czegokolwiek z przodu pojazdu, szybko także do wnętrza wpływa ciepłe powietrze. W ogóle, wydajność ogrzewania jest na bardzo wysokim poziomie. Jak do tej pory, nie jeździłem z maksymalnie ciepłym ustawieniem temperatury, gdyż było wtedy zbyt gorąco. Oczywiście, tuż po uruchomieniu silnika od razu zaczynam jazdę w zakresie dolnych obrotów silnika - bez nadmiernego przeciążania go. Służy to nie tylko ekologii, ale także naszemu portfelowi - silnik pod obciążeniem o wiele szybciej osiąga optymalną temperaturę.
A więc - nic tylko jeździć :)
PS. dodam na koniec, że sąsiadka mająca nowiutkiego VW Passata nie mogła go dziś uruchomić. I nie pomógł taksówkarz z kablami.
Wolniej niż żółw ...
Udało się, mam troszkę wolnego czasu więc w ramach odpoczynku coś tu wpiszę :)
Kursantka, której jazdę już nieco poznaliśmy tu jeździła do niedawna bardzo, ale to bardzo powoli. Już się zastanawiałem (potem rozmawiałem z nią) czy nie przeżyła jakiegoś wypadku komunikacyjnego. Nic z tych rzeczy, a ja nie wiedziałem o co chodzi. A było tak: przy ruszaniu kursantka w ogóle nie używa gazu. Na moje prośby (potem bardzo stanowcze - efekt ten sam) rozpędzenie auta do prędkości 30 km/h trwa ponad minutę. Z drugiej strony, ma to też zalety - można się rozejrzeć, ocenić dokładnie sytuację w okół pojazdu i na skrzyżowaniu. Ale kursantka tego nie robi - patrzy przed siebie jakby się wszystkiego bała, choć zapewnia iż jest inaczej.
Na początku kursu jeszcze tak bardzo to nie przeszkadza. Ale przy 8-10 godzinie to bardzo ogranicza. Gdyż każde nieco bardziej niż puste skrzyżowanie stanowi nie lada wyzwanie. Nie możemy przecież stać aż zupełnie nikogo nie będzie w promieniu pół kilometra z jednej i drugiej strony głównej drogi ! Na każdych jazdach ćwiczyliśmy ruszanie z obrotów około 2500-3000. Przy szybszym puszczeniu sprzęgła było już o krok od piszczenia opon. To umiała, to się udawało. Ale tylko wtedy gdy staliśmy na pustej drodze z niemalże zerowym ruchem. 3 kilometry dalej, już na skrzyżowaniu technika i prędkość ruszania była już "taka jak zawsze".
Przy 15-16 godzinie ogólny postęp kursantki był bardzo pozytywnie przeze mnie oceniany. Oczywiście z jednym wyjątkiem - dynamiki jazdy (a dokładnie przyspieszania i ruszania). Przez przypadek rozmawiałem z ojcem kursantki - Xxx zawsze była powolna i długo myślała nad wszystkim, w jeździe też tak jest ? - spytał. Hmm, no nie da się ukryć - tak właśnie jest. Zawracanie przy użyciu biegu wstecznego trwa baaaaaardzo długo w każdych warunkach. I nad tym pracujemy.
Ale - tu pełne zaskoczenie - na ostatniej jeździe (19-20 godzina) ruszamy już sporo sprawniej niż do tej pory ! Jazda jest płynniejsza, szybsze ruszanie, przewidywanie sytuacji dalej niż metr od przedniego zderzaka i zupełnie przyzwoite przyspieszenie ! I to nie do 30 km/h lecz czasem ponad 50 ! Naprawdę nie wiem z czego to wynika, być może Ona potrzebowała czasu by się przyzwyczaić do tych wszystkich czynności związanych z prowadzeniem pojazdu ? Może się bała, tylko nie chciała o tym mówić ? Może jeszcze coś innego ? Nie wiem, ale jest całkiem dobrze z dynamiką jazdy.
Był taki czas, gdy nie bardzo wiedziałem czy:
a) zostawić dynamikę jazdy na potem (zająć się nią później);
b) skupić się na szybszym ruszaniu i rozpędzaniu kosztem innych aspektów programu nauki jazdy;
c) zastosować terapię szokową i "postawić na swoim" w kwestii dynamiki jazdy;
Dałem sobie (i jej) czas do właśnie 20-stej godziny jazdy. Potem (w razie braku poprawy) miałem pogadać z kolegami mającymi o wiele większy staż pracy niż ja i następnie z samą kursantką. Jak już wiemy nie jest to potrzebne :) O ile do tej pory jej szanse na zdanie egzaminu oceniałem dość nisko, w tej chwili znacznie owe szanse bardzo podskoczyły (choć to tylko moje przypuszczenia - patrz poprzedni wpis pt. 1 %).
Kursantka, której jazdę już nieco poznaliśmy tu jeździła do niedawna bardzo, ale to bardzo powoli. Już się zastanawiałem (potem rozmawiałem z nią) czy nie przeżyła jakiegoś wypadku komunikacyjnego. Nic z tych rzeczy, a ja nie wiedziałem o co chodzi. A było tak: przy ruszaniu kursantka w ogóle nie używa gazu. Na moje prośby (potem bardzo stanowcze - efekt ten sam) rozpędzenie auta do prędkości 30 km/h trwa ponad minutę. Z drugiej strony, ma to też zalety - można się rozejrzeć, ocenić dokładnie sytuację w okół pojazdu i na skrzyżowaniu. Ale kursantka tego nie robi - patrzy przed siebie jakby się wszystkiego bała, choć zapewnia iż jest inaczej.
Na początku kursu jeszcze tak bardzo to nie przeszkadza. Ale przy 8-10 godzinie to bardzo ogranicza. Gdyż każde nieco bardziej niż puste skrzyżowanie stanowi nie lada wyzwanie. Nie możemy przecież stać aż zupełnie nikogo nie będzie w promieniu pół kilometra z jednej i drugiej strony głównej drogi ! Na każdych jazdach ćwiczyliśmy ruszanie z obrotów około 2500-3000. Przy szybszym puszczeniu sprzęgła było już o krok od piszczenia opon. To umiała, to się udawało. Ale tylko wtedy gdy staliśmy na pustej drodze z niemalże zerowym ruchem. 3 kilometry dalej, już na skrzyżowaniu technika i prędkość ruszania była już "taka jak zawsze".
Przy 15-16 godzinie ogólny postęp kursantki był bardzo pozytywnie przeze mnie oceniany. Oczywiście z jednym wyjątkiem - dynamiki jazdy (a dokładnie przyspieszania i ruszania). Przez przypadek rozmawiałem z ojcem kursantki - Xxx zawsze była powolna i długo myślała nad wszystkim, w jeździe też tak jest ? - spytał. Hmm, no nie da się ukryć - tak właśnie jest. Zawracanie przy użyciu biegu wstecznego trwa baaaaaardzo długo w każdych warunkach. I nad tym pracujemy.
Ale - tu pełne zaskoczenie - na ostatniej jeździe (19-20 godzina) ruszamy już sporo sprawniej niż do tej pory ! Jazda jest płynniejsza, szybsze ruszanie, przewidywanie sytuacji dalej niż metr od przedniego zderzaka i zupełnie przyzwoite przyspieszenie ! I to nie do 30 km/h lecz czasem ponad 50 ! Naprawdę nie wiem z czego to wynika, być może Ona potrzebowała czasu by się przyzwyczaić do tych wszystkich czynności związanych z prowadzeniem pojazdu ? Może się bała, tylko nie chciała o tym mówić ? Może jeszcze coś innego ? Nie wiem, ale jest całkiem dobrze z dynamiką jazdy.
Był taki czas, gdy nie bardzo wiedziałem czy:
a) zostawić dynamikę jazdy na potem (zająć się nią później);
b) skupić się na szybszym ruszaniu i rozpędzaniu kosztem innych aspektów programu nauki jazdy;
c) zastosować terapię szokową i "postawić na swoim" w kwestii dynamiki jazdy;
Dałem sobie (i jej) czas do właśnie 20-stej godziny jazdy. Potem (w razie braku poprawy) miałem pogadać z kolegami mającymi o wiele większy staż pracy niż ja i następnie z samą kursantką. Jak już wiemy nie jest to potrzebne :) O ile do tej pory jej szanse na zdanie egzaminu oceniałem dość nisko, w tej chwili znacznie owe szanse bardzo podskoczyły (choć to tylko moje przypuszczenia - patrz poprzedni wpis pt. 1 %).
niedziela, 10 stycznia 2010
1 %
Nowy Rok przywitał nas "nowymi" pytaniami dla kursantów (w tym głównie na B) - ale to tylko kosmetyczny lifting - link dla zainteresowanych zmianami.
Nowy Rok to także w końcu zima. Zamarznięte szyby, a ostatnio także dosłownie cały Yaris był pokryty grubą warstwą lodu. Niestety, zanim rozpocząłem jazdę (dobrze że wyszedłem wcześniej) musiałem uruchomić auto i cały strumień ogrzewania skierować na przednią i boczne szyby.Tak, zdaję sobie sprawę iż to kompletnie na bakier z ekologią, ale cóż poradzić ? Odmrażacz do szyb nie zdziałał nic (pomimo iż na etykiecie była renomowana nazwa firmy), skrobaczka także. Kubeł gorącej wody ? Nie próbowałem, myślę że każdy zrozumie iż to nie byłby dobry pomysł.
Potem do pracy, na szczęście się nie spóźniłem. Akurat pierwsza była pani której wszystko przeszkadzało. A to w aucie za gorąco (nadal walczyłem z odmrażaniem szyb), a to że szyby są mokre (z zewnątrz - i tylko boczne - wszak padał zamarzający deszcz !), a to że droga biała i nie widać linii ... Ale to jeszcze nic. Później pojechaliśmy na plac, tu dopiero zaczęła marudzić ! Wszystko jej przeszkadzało. Nie chciałem już tego słuchać, więc pochodziłem sobie obok auta :)
To były jej dodatkowe godziny, ponieważ wcześniej 5 razy nie zdała egzaminu praktycznego. Jeździła tak słabo, że dawałem jej max 1 % na zdanie, i ... zdała. Ale nie chciałbym jej spotkać na swej drodze. Już na drodze z pierwszeństwem łamanym się gubi i nie wie komu ustąpić a komu nie. Na innych skrzyżowaniach jest tylko gorzej.
Ale, nie mówmy tylko o niej. Ostatnio wszędzie słychać krzyki że drogi białe, że śliskie i te ciągłe narzekania na drogowców. Powiem szczerze, że nie rozumiem tych utyskiwań. W końcu jest zima, tak czy nie ? A jak jest zima, to chyba normalne że może (powiedziałbym: powinno) być biało. Tak czy nie ? Nasza przypadłością narodową jest zwalanie winy na innego - w tym przypadku na drogowców. Jak pada, wieje - to jak droga ma być czarna ? Przecież to niemożliwe. Tym bardziej, że nie ma w Polsce pierwszego standardu odśnieżania. Poza tym, ile tam trzeba środków chemicznych wysypać ? Jestem zdecydowanym przeciwnikiem sypania na drogę wszystkiego co szkodliwe, zwłaszcza soli !
W zimie powinno wręcz być biało, ponieważ taka jest kolej rzeczy. I w takich warunkach trzeba nauczyć się jeździć, a nie panikować i narzekać na wszystko i wszystkich wokoło. Dostosować prędkość i technikę jazdy do panujących warunków, wzmóc czujność, ostrożność i włączyć myślenie ! Zachowywać odpowiednie odstępy, patrzeć dalej niż koniec swojej maski pojazdu i starać się przewidywać !
Ostatnia niedziela po Sylwestrze pokazała, że jednak się da. To dzień, w którym nie zginął NIKT na polskich drogach. To niebywałe ! Na jednych z najniebezpieczniejszych dróg w Europie, nie doszło do poważnego wypadku, nikt nie poniósł śmierci ! I to pomimo tego, że tego dnia był jeden z ataków zimowej aury.
Przyczyn tego sukcesu jest zapewne kilka. Nie od dziś wiadomo, że ludzie (w większości) boją się jeździć w zimie i po prostu - jeżdżą wolniej. Ta niedziela, to czas powrotów z Sylwestrowych bali, a wtedy na głównych arteriach utworzyły się gigantyczne (jak na Polskę) zatory drogowe. Wzmożona obecność Policji, która rzuciła tego dnia wszelkie dostępne siły.
Oby więcej takich niedziel, może w końcu dogonimy tą Szwecję ?
Zdjęcia: Onet.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)