poniedziałek, 28 grudnia 2009

Urlop :)

Po świątecznej przerwie dziś miałem zrealizować jedynie cztery najpilniejsze godziny jazdy. Tylko cztery, ponieważ generalnie do końca roku mam już urlop, więc nie można się przemęczać :)

Trochę wkurzyło mnie, gdy pięć minut przed godziną dziewiątą kursant zadzwonił i odwołał jazdę. A tyle razy się mówi i prosi, by dać znać wcześniej a nie w ostatniej chwili ... Powód nieobecności wg mnie nie usprawiedliwia go, więc po prostu dwie godziny zostaną mu dopisane do "konta".

Tak więc, od 12 do pojeździłem z kursantką, która o 14 miała egzamin praktyczny. Powiem szczerze - brakowało mi tych jazd ! Brakowało mi tego mówienia, tłumaczenia, rozglądania się na skrzyżowaniach, pilnowania kursantki i innych kierowców ! Tych parkowań, zadań zawracania i po prostu - jazdy z boku. Pomimo tego iż zaczęliśmy przed godziną 12, czas do 14 zleciał bardzo szybko. Szkoda. Bo fajnie mi się jeździło. Na mieście nowe dziury (w tym dwie bardzo głębokie wydawały się - nie sprawdzałem ...), spieszący się przechodnie (widział ktoś nie spieszącego się przechodnia ? chyba tylko na przejściu :P), wciskające się inne auta, zatory drogowe, czerwone i zielone światła, ta całość - ....
UWIELBIAM TO !!!

Chyba nie przeżyłbym miesiąca bez tego .... ale, odpocząć też trzeba.

To najprawdopodobniej ostatni wpis w tym roku. Spotkamy się więc w styczniu 2010 :)
Ja udaję się na urlop życząc:
  • tym którzy zamierzają się dobrze bawić - wspaniałej zabawy
  • tym którzy chcą odpocząć - odpoczynku
  • tym którzy podróżują - szerokich dróg i gumowych drzew
  • tym którzy się uczą jeździć - dobrego nauczyciela
  • wszystkim pozostałym - czego sobie zamarzą :)
Do zobaczenia w 2010 roku :) 

O, bo bym zapomniał. Kursantka z 14-stej zdała :))

wtorek, 22 grudnia 2009

Przedświąteczny strach ...

Po kilkudniowym zwolnieniu tempa pracy, pod koniec roku znów rozdzwoniły się telefony. I jak zawsze, w ciągu 3 dni kilkoro kursantów chciałoby mieć jazdę. Jak wcześniej był luz i mogłem jeździć - to nikt nie potrzebował ...

Więc dziś zacząłem od 8 rano. Na szczęście, mróz mniejszy więc i skrobania mniej, a silnik szybciej się rozgrzewa. I bardzo dobrze, bo pierwsze godziny pracy dziś z kursantką, której nawet na suchym asfalcie jazda po prostu się "nie klei". Nigdy wcześniej nie prowadziła, więc mimo 12 wyjeżdżonych godzin nadal popełnia podstawowe błędy. A jednym z nich jest pomyłka gazu z hamulcem.
Na jednym z pierwszych dziś skrzyżowań skręcamy w drogę po prawej stronie (na lewoskręty jeszcze nie czas), na której mamy sporo pieszych. Pani A - bo o niej mowa - zauważyła ich, lecz znów pomyliła hamulec z gazem. Efektem tego było to, że auto zawyło niemiłosiernie głośno. Na szczęście silnik już nieco się rozgrzał, więc te 6000 obrotów jakoś przeżyje ... Ja tymczasem, spodziewając się tego szybko wciskam sprzęgło i wyhamowuję pojazd przed pasami. Piesi wydają się być "lekko" zaniepokojeni :)

W ciągu kilkudziesięciu następnych minut sytuacja powtarza się kilkukrotnie. Mało tego - w sytuacjach "podbramkowych" - kiedy muszę interweniować A walczy nie tylko z pojazdem ale i ze mną. Trzyma kierownicę tak mocno, że muszę łapać ją prawą i lewą ręką. Jak do tej pory, tłumaczenia mało pomagają.

Po dwóch godzinach jestem wyczerpany, jakbym jeździł już z 10 godzin. następuje zmiana kursanta - który jest już na innym poziomie i mogę nieco odetchnąć. Plac, parkowania i ... dla ciekawości zmierzyłem dziś ile robię kilometrów w mieście, które jest zakorkowane. Jazda (a raczej stanie w korkach) plus plac manewrowy, sporo parkowań i zawracań i dało ... 15 kilometrów w ciągu dwóch godzin ! Sam nie sądziłem, że aż tak mało można zrobić jeżdżąc 120 minut ... Co prawda akurat sporo tłumaczenia było na placu, ale jednak to i tak bardzo mało.

piątek, 18 grudnia 2009

Pokaleczona gimnastyka

Na zewnątrz minus 14 stopni, do tego wieje i pada. Podczas sprawdzania stanu technicznego na placu dostrzegłem, że spaliła mi się żarówka światła pozycyjnego z tyłu. Ponieważ miałem potrzebną żarówkę, nie pozostawało nic innego jak natychmiast po jedzie ją wymienić.

Po pracy postanowiłem od raz zająć się tą błahą i jednocześnie ważną sprawą. Ponieważ kiedyś już wymieniałem żarówkę mijania (masakra), pozycyjną z przodu i kierunkowskaz z tyłu, nie sądziłem iż będzie czekało mnie coś jeszcze trudniejszego. Po pół godziny zmagania się z bardzo wąskim otworem i wszechobecnymi kablami utrudniającymi dostęp lekko się zdenerwowałem. Wyciągnięcie żarówki okazało się nie możliwe. W kolejnych minutach próbowałem używać do tego celu kombinerek i innych przyrządów mi dostępnych. I dalej nic. Lekkie zdenerwowanie przerodziło się w myśli - dlaczego konstruktorzy tak bardzo utrudniają życie kierowcom ?

Po godzinie zmagania się z żarówką, przeklinałem już na wszystko. Wizyta w serwisie ? Z powodu głupiej żarówki ? Nigdy w życiu ! Pozostał jedynie telefon do przyjaciela. Ten przyjechał za chwilę i ... po dłuższej manipulacji udało się ! Muszę tu dodać, że kolega ma doświadczenie, wszak to nie pierwsza żarówka w jego dłoniach.

Nie ma większych szans ten, kto spróbuje wymienić żarówkę np w trasie, nie mówiąc już o nocy.
Od dziś przez tydzień poznacie mnie po pokaleczonej lewej dłoni. Było tam tak ciasno, wszędzie ostre krawędzie, kable i inne "nieprzyjazne" elementy ... Stosuję jakieś kremy gojące, ale i tak przez kilka dni wyglądam jakbym pociął sobie dłoń ...

PS na zdjęciu jedna z ulic.

czwartek, 17 grudnia 2009

Dwudziesta dziewiąta - czyli pierwsza ...

Dziś pracowałem z kursantem, który miał dwie ostatnie godziny kursowe - 29 i 30. Ale potraktowałem je jako jedne z początkowych - ponieważ  w końcu spadł śnieg i było baaaaaaaardzo ślisko :))

Wszelkie zasady dynamiki zostały odrzucone - nie ma mowy o dynamicznym ruszeniu. Przy lekkim zwiększeniu obrotów silnika, koła od razu buksują a auto prawie nie przyspiesza. W związku z tym na skrzyżowaniach stoimy dłużej, gdyż nie ma szans na szybkie ruszenie. Ehh, napęd na cztery koła by się przydał ...

Wzmocnienie koncentracji i zdecydowanie łagodniejsze i płynniejsze hamowanie jest na wagę złota. Przede wszystkim, kursant powinien zwolnić odpowiednio wcześniej, tak by nie zostawiać największej siły hamowania na sam koniec - np przy dojeżdżaniu do skrzyżowania, z reguły najbardziej wyślizgane jest miejsce tuż przed światłami, gdzie kierujący najintensywniej hamują i ruszają kręcąc kołami w miejscu.


W takich warunkach, od razu pojechaliśmy na pustą uliczkę, gdzie kursant uczył się hamowania awaryjnego i przyspieszania na prostej a także w zakręcie na oblodzonej nawierzchni. Zdziwił się bardzo, gdy z prędkości 15-20 km/h po pełnym naciśnięciu na hamulec oprócz odgłosów ABS-u nie wiele się działo. Droga hamowania wywarła na nim spore wrażenie i respekt. Po 40 minutowej nauce wyjechaliśmy w centrum miasta, które bardzo się korkowało pomimo tego, że sporo kierowców w taką pogodę nie rusza auta z parkingu ...

środa, 16 grudnia 2009

4 dni i egzamin !

Dziś króciutko n/t egzaminu wewnętrznego pewnego kursanta.

Otóż, owy kursant już zaliczył pierwsze i drugie zadanie, wyjeżdżaliśmy więc do ruchu drogowego. Ale - na placu znajdował się szef, który postanowił przyjrzeć się temu z bliska. Więc tuż przed bramą zatrzymał nas i usiadł z tyłu.

Jak się domyślamy, to zmieniło sytuację, a kursant tak po prostu ruszył. Po chwili poprosiłem o zatrzymanie i przygotowanie do jazdy. Ten zaczął sprawdzać opuszczenie dźwigni hamulca awaryjnego i poprawność włączonych świateł. A to, że osoba siedząca z tyłu nie zapięła pasów bezpieczeństwa umknęło mu.

Wynik negatywny. Zgodnie z Rozporządzeniem, kontynuowaliśmy dalej jazdę wykonując wszystkie zadania.
- Pozwolisz, że nie będę jechał w pasach - powiedział szef do kursanta - Wszak i tak masz już negatywny ...
Zabrzmiało to trochę gorzko ...

A wszystkie pozostałe zadania kursant wykonał prawidłowo, co oznacza iż gdyby nie wpadka z pasami egzamin byłby zaliczony. Następnego dnia owy egzamin został zaliczony (przeprowadzał go inny instruktor), a w chwili obecnej kursant czeka na egzamin państwowy (ma go za 4 dni od dnia zapisu. Niewiarygodne ? Ale prawdziwe i piękne !)

Życzę mu powodzenia, wg mnie jeździ bardzo dobrze i prawo jazdy mu się po prostu należy :)

sobota, 12 grudnia 2009

Nieprawidłowości

Nadszedł czas kontroli eLek przez Policję i wydziały komunikacji.

Nie tak dawno, bo pod koniec listopada skontrolowano 90 pojazdów nauki jazdy w Białymstoku. I co ? 50-ciu instruktorów otrzymało mandaty karne za nieprawidłowości /brak/ w dokumentach, niewłaściwe oznakowanie pojazdu itp. 20 dowodów rejestracyjnych zostało zatrzymanych.

Również pod koniec listopada podobne "akcje" przeprowadzono m.in w Olsztynie, Szczecinie, a jak donosi RMF FM także w Poznaniu kontrolowano eLki:

Policja zatrzymała w Poznaniu 16 dowodów rejestracyjnych samochodów nauki jazdy. Instruktorzy nie dali kursantom dobrego przykładu. Łyse opony i brak dokumentów to najczęstsze przewinienia „elek”.
Trzy lata temu podobna kontrola wykazała, że instruktorzy jazdy też bywają piratami drogowymi. Wtedy okazało się, że jeżdżą z odpiętymi pasami bezpieczeństwa i za nic mają zielone strzałki warunkowego skrętu w prawo. Po zakończeniu lekcji nie ściągano tablic z literą „L”. Karty przeprowadzenia zajęć? A co to jest? Łyse opony? Przecież kursant jedzie wolno! Zakończona właśnie kontrola wykazała, że na 70 sprawdzonych samochodów trzeba było zabezpieczyć 16 dowodów rejestracyjnych. W jednym przypadku niesprawna była kierownica!

To nie koniec afer związanych z nauką jazdy.

Przynajmniej 15 osób oszukał nieuczciwy właściciel szkoły jazdy z Nowego Tomyśla w Wielkopolsce. Instruktor zniknął z pieniędzmi kursantów. Szuka go Starostwo Powiatowe, ale nawet jeśli znajdzie – nie może zakazać prowadzenia działalności gospodarczej. Prawo nie przewidziało możliwości zamknięcia szkoły jazdy w przypadku malwersacji pieniędzy przez instruktora.
Wydział komunikacji może kontrolować szkołę jazdy. Problem w tym, że nie ma uprawnień, jeśli chodzi kontrolowanie finansów. Istnieje więc możliwość, że do czasu zakończenia postępowania i procesu nieuczciwy właściciel szkoły jazdy będzie uczył kursantów.

*** *** *** *** ***

 Najczęstsze "grzechy" instruktorów to:
 - dokumentacja
  • brak  adnotacji L w dowodzie rejestracyjnym;
  • brak kart szkoleniowych;
  • nie posiadanie przy sobie legitymacji;
- stan techniczny pojazdu
  • zużyte ogumienie (łyse opony);
  • brak podświetlenia tablicy L (jazda z L prywatnie);
  • brak nazwy i adresu firmy po bokach auta;
  • brak wymaganego wyposażenia (gaśnica, apteczka);
Dość częsta jest sytuacja (w przypadkach nauki jazdy podmiejskich miejscowości) zabierania więcej niż jednego dodatkowego uczestnika kursu.Skąd się to wszystko bierze ? Brak L w dowodzie rejestracyjnym ułatwia odsprzedaż auta po okresie szkoleniowym. Bo kto chciałby kupić auto wcześniej używane przez kursantów ? Brak kart szkoleniowych to po prostu lenistwo i brak zorganizowania instruktorów. Kartę taką powinno się wypełnić po każdym odbytym szkoleniu - mnie pomaga ona w kontrolowaniu godzin kursanta, dostosowuję program do ilości godzin, a kursant zawsze wie ile już godzin wyjeździł. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie kursu bez karty. Brak legitymacji to beztroska i głupota.

Zużyte ogumienie to objaw niezdrowej konkurencji polegającej na obniżaniu cen kursu. Potem okazuje się, że kursanci zamiast 60-minutowych jazd mają 45, a instruktor nie wymienia opon na zimowe, nie ma apteczki ani ważnej gaśnicy. Wojny cenowe doprowadziły do maksymalizacji oszczędności - na wykładach kursantom włącza się film lub każe rozwiązywać testy. [W moim mieście można zapisać się na kurs kat. B za 900 jak i za 1500 PLN - to chyba wiele wyjaśnia] Brak podświetlenia to niefrasobliwość, podobnie jak jazda prywatnie autem z L na dachu. Nie znoszę tego i oczywiście zasłaniam/zdejmuję tablicę z dachu.

Sporo jest też aut, które nie posiadają widocznego loga, nazwy ani nawet adresu firmy szkoleniowej - a powinny. Oczywiście, jest wiele aut które mają taką "reklamę" - ale to zobowiązuje. Pamiętam niedawno sytuację, gdy jeden z kolegów jechał przez miasteczko pojazdem z L na dachu, po bokach adres/telefon i duża nazwa firmy. Nie jechał powoli - to chyba najbardziej rozwścieczyło innych, bo po tym fakcie do firmy zadzwoniło kilka oburzonych osób (skończyło się naganą dla instruktora).

Oczywiście, nie zawsze leży wina po jego stronie.  Rozpoczynając dawno temu pracę na firmowym pojeździe szybko zorientowałem się, że na każdym z kół była inna opona, z pojazdu wyciekały różne płyny eksploatacyjne, hamulec instruktora działał jak chciał, a o kartach szkoleniowych nie było co marzyć - po prostu - dostawałem jednodniowe grafiki z kim jeżdżę i tyle ... I albo pracuję albo nie ...

Zdjęcia - gazetaolsztyńska.pl

piątek, 4 grudnia 2009

Kolizja w praktyce

W gęstym ruchu ...

Na dzisiejszej jeździe z jednym z kursantów przerabiałem kolizję w praktyce. Otóż, dojeżdżając do przejścia dla pieszych (tuż za  skrzyżowaniem) zatrzymaliśmy się, gdyż właśnie wchodzili na nie piesi. Odruchowo spojrzałem w lusterko, jechał czerwony Opel. Prędkość oscylowała w granicach 20-25 km/h. Właśnie stanęliśmy, kiedy poczułem i usłyszałem dość mocne uderzenie od tyłu. Głowa odbiła się od zagłówka, dźwięk łamania plastików, tłuczenia szkieł i gięcia blachy ustał tak szybko jak się zrodził.

Bliskie spotkanie ...

Włączam światła awaryjne i hamulec awaryjny - przerażony kursant pyta: - To z mojej winy ? Dwa auta wbiły się w siebie głęboko - przynajmniej na pierwszy rzut oka. Nie przyglądam się temu bardzo, ponieważ rzecz dzieje się na najruchliwszym skrzyżowaniu w mieście. Po okazaniu dokumentów przez sprawcę (w stresie oddaje mi cały portfel ze wszystkimi dokumentami) zabieram je i zjeżdżamy na najbliższe bezpieczne do postoju miejsce. Dopiero tu okazuje się, że Opel który uderzył w naszą Toyotę ma "rozwalony" zderzak i reflektor, pas pod zderzakiem i częściowo maskę. Natomiast w Yarisie ... zdarty lakier na zderzaku, uszkodzona ramka tablicy rejestracyjnej i ... I tyle ! Z niedowierzaniem patrzę i przecieram brudny, ale naprawdę mało uszkodzony zderzak.

Doświadczony, otoczony kobietami ...

Ponieważ sprawca wypadku od razu przyznaje się do winy (jak mówi: - To przez te baby [jechał z żoną i córką] - zagadały mnie, przepraszam), nie wyczuwam woni alkoholu, a w dokumentach (prawo jazdy posiada od 1983 roku, do tej pory zero kolizji/wypadków na koncie) ma wszystko w porządku postanawiam, iż sprawę zakończymy bez wzywania policji. Więc wizyta w firmie ubezpieczeniowej, a tam zgłoszenie szkody, opisanie zaistniałej sytuacji, rysowanie szkiców itp i po 90 minutach - łącznie z dokumentacją szkód w Toyocie sprawa zakończona.

Sporo stresu, pomimo tego iż to kolejna z kolizji w jakiej miałem "przyjemność" brać udział. Jedyną zaletą ("zaletą" ...) jest wiedza co i jak należy zrobić już po kolizji/wypadku. Najlepiej jednak, by taka wiedza się nie przydawała ...

Epilog ...

Ps A kursant, który miał jeździć, ale nie jeździł z uwagi na kolizję - złożył skargę u szefa (pomimo tego, że wcześniej wyjaśniłem mu zaistniałą sytuację) i wyraźnie się pogniewał na mnie ...

niedziela, 29 listopada 2009

Nie-znajomość ...

Pewna kursantka zmienia instruktora i trafia do mnie. Ma około 20 godzin wyjeżdżonych, widząc iż nie bardzo respektuje ograniczenia prędkości dokonuję pewnego odkrycia, mianowicie:

Minęliśmy znak ograniczenia do 40 km/h. Pytam:
- Jaki znak minęliśmy ?
- Nie wiem, nie spojrzałam.

Po 5 minutach, akurat minęliśmy zakaz zatrzymywania. Pytam:
- Jaki znak minęliśmy ?
- Hmmm .... [brak odpowiedzi]

Przed nami stoi znak ostrzegawczy "Inne niebezpieczeństwo*".
- Przed nami stoi znak. Jak się nazywa i co może oznaczać ?
- Droga główna ...

Z uwagi na fakt, że każdy może się pomylić, daję jej drugą szansę. Przed nami znak "Nierówna droga*"
- A ten znak przed nami jak się nazywa i co oznacza ?
- Nie wiem !

Po tym pokazie, zjechaliśmy akurat na parking WORD, gdzie kursantka pozostały czas spędziła na nauce znaków drogowych. Na następnej jeździe (jak na razie odwołała tą na którą był umówiona) zanim zacznie jeździć będzie szczegółowo odpytana ze wszystkich znaków. Nie ruszy, dopóki się tego nie nauczy.

*) Inne niebezpieczeństwo:


 *) Nierówna droga:

 

Informacja dla Łukasza - to poczynania "sierotki" ...

poniedziałek, 23 listopada 2009

"Rondko"

Obiecałem, że napiszę o zamianie instruktora dla jednej z kursantek. Więc, tak jak pisałem - jedną godzinę miała z kolegą-instruktorem. Po lekcji z nim powiedziała, że już nigdy nie chce jeździć z kimś innym. Jej jazda była zupełnie inna niż wcześniej. Mam nadzieję że wstrząs którego doświadczyła, nauczy ją czegoś.

A teraz skupmy się na jednym ze skrzyżowań, na którym większość kursantów popełnia szereg błędów. Mianowicie, chodzi o takie właśnie skrzyżowanie o ruchu okrężnym:

Tak, to bardzo małe skrzyżowanie. Kursanci totalnie się na nim gubią, nie wiedzą komu ustąpić a komu nie, nie wiedzą gdzie jest w prawo, na wprost itd. W dodatku spora ich część chce jechać "pod prąd", a włączenie kierunkowskazu (właściwego) niemal graniczy z cudem.
Na zdjęciu powyżej można skręcić w prawo (przy czym należy ustawić pojazd przy osi jezdni, gdyż w innym przypadku przy kończeniu manewru czeka na nas słabo widoczna - ale istniejąca - linia podwójna ciągła). Oczywiście, skręcając w prawo włączamy kierunkowskaz. Można też pojechać na wprost - wcześniej przepuszczając lewą stronę. Oczywiście, na "rondo" wjeżdżamy zgodnie ze strzałkami na wcześniej ustawionym znaku.Istnieje też opcja zawrócenia, więc powrotu na tą samą drogę. Przy zawracaniu 99 % kursantów zacieśnia promień skrętu i wjeżdża kołami na wysepkę.

Z większej odległości wygląda tak:


Z drugiej strony:

Od tej strony to już czarna magia dla przyszłych kierowców, a przecież zasady są wszędzie takie same ! Tu jadąc na wprost trzeba uważać na powierzchnię wyłączoną, w dodatku chcąc jej nie najechać narażamy się na kolizje z kierowcami, którzy jadąc "prosto" trzymają się krawężnika.
Skręcając w lewo kursanci najczęściej zawracają gubiąc się w tym wszystkim, a przecież tu można jechać "prosto", w lewo bądź zawrócić.

Faktem jest, że to skrzyżowanie jest dość ciasne. Należy jechać powoli i dokładnie, gdyż inaczej można najechać na krawężnik lub samą wysepkę. Przed skrzyżowaniem jest nawet z jednej strony podwójny znak A7 ustąp pierwszeństwa.

Na początku zmiany organizacji ruchu, po zbudowaniu owego "ronda" przez jakiś czas obecny był patrol policji, który to karał za nieprawidłowe przejeżdżanie. W zamyśle projektantów, miało być bezpieczniej, wolniej ale i płynniej. W kilka tygodni od oddania "ronda" do użytku wydarzyło się tam sporo kolizji, a i dziś nierzadko muszę ostro hamować bo wymuszenia pierwszeństwa zdarzają się codziennie.

Czy spełnia swoją rolę ? Wg mnie nie, ale egzaminatorzy lubią to miejsce ...

piątek, 20 listopada 2009

Pod lupą ;-)

Dziś na jedną z godzin jazd umówiony był Łukasz - kierowca posiadający już uprawnienia od pewnego czasu. Umówiliśmy się, że zrobimy egzamin wewnętrzny. Krótka charakterystyka:

- osoba zdająca - Łukasz, lat ... (młodo wygląda);
- posiadane uprawnienia - B/C/C+E od ... (brak danych, ale chyba od urodzenia ;P);
- cel spotkania - zmierzenie się z obowiązującymi przepisami dla kandydatów na kierowców w zakresie kategorii B prawa jazdy - egzamin wewnętrzny;

Ponieważ rozpoczęliśmy jazdę przy ośrodku, skierowaliśmy się w stronę placu manewrowego w celu wykonania obowiązujących tam zadań. Po krótkiej chwili dotarliśmy w żądane miejsce i ...

PLAC MANEWROWY

1) przed wylosowaniem pytam od czego zaczynamy, kursant bez zająknięcia wyrecytował pełną nazwę zadania (zwykle większość nie wie co odpowiedzieć, plącze się i bardzo myli);
2) wylosowane elementy - sprawdzenie poziomu płynu chłodzącego i sprawdzenie działania świateł kierunkowskazów (bezbłędnie);
3) przygotowanie do jazdy - tu zawsze proszę osobę egzaminowaną o poinformowanie kiedy zakończy te wszystkie ustawienia itp. Mam wtedy możliwość np sprawdzenia ustawienia lusterek zewnętrznych - Łukasz poprawnie przygotował się do jazdy, więc wytłumaczyłem jakie jest kolejne zadanie (jazda pasem ruchu);
4) jazda "po łuku" - byłem tego bardzo ciekaw, ponieważ Łukasz był na naszym placu pierwszy raz, więc nie znał go ani trochę ! Zadanie wykonał prawidłowo, więc wsiadam do pojazdu i omawiam najważniejsze elementy z jazdy w ruchu drogowym (ruszanie na wzniesieniu realizujemy po wyjechaniu z obiektu);
5) po krótkim omówieniu najważniejszych elementów i zadań czekających na niego w ruchu drogowym proszę o przygotowanie do jazdy i ... jedziemy
6) Łukasz nie włącza świateł, więc po wyjechaniu z obiektu (a jeszcze przed drogą publiczną) proszę o zatrzymanie pojazdu, po czym ponownie mówię o konieczności przygotowania się do jazdy w ruchu drogowym - tu kursant włącza światła mijania, wyjeżdżamy na drogę publiczną;
7) ruszanie na wzniesieniu z użyciem hamulca awaryjnego poprawnie, jedziemy dalej;

RUCH DROGOWY

1) pierwsze ograniczenie prędkości do 30 km/h, a na liczniku prawidłowe 28-30 km/h - ogólnie bardzo prawidłowa dynamika jazdy. Tam gdzie można jedziemy w granicach 45-50 km/h, tam gdzie jest 20 km/h prędkość odpowiednio mniejsza;
2) właściwe zachowanie w stosunku do niechronionych użytkowników dróg - mam na myśli tu akurat pieszych. Zwróciłem już na to uwagę przed rozpoczęciem egzaminu, a kursant konsekwentnie obserwował rejony przejść dla pieszych i zwracał na nich baczną uwagę;
3) przejazd przez bardzo małe "rondo" nie stanowił żadnego kłopotu. Muszę przyznać (co chętnie czynię), że rzadko kiedy zwalniają kursanci przed tym skrzyżowaniem (zwykle się gubiąc). Tu duży plus dla Łukasza;
4) następnie przejazd przez ścisłe centrum miasta - czyli strefy zamieszkania, nakazy, zakazy, długie przejścia dla pieszych i bardzo wąskie i zastawione pojazdami uliczki. Na jednej z tych najwęższych akurat po naszej stronie był cały rząd zaparkowanych aut, a z przeciwka co chwilę ktoś nadjeżdżał. Bardzo dobra sytuacja do oceny zachowania osoby zdającej - może zechce odjechać od zaparkowanych pojazdów i stworzyć zagrożenie/wymusić pierwszeństwo ? A może zechce oberwać lusterka jadąc bardzo blisko tych stojących ? Łukasz zatrzymał pojazd w jednej z luk, innym razem po prostu stanęliśmy umożliwiając przejazd pojazdom jadącym z przeciwka - znów prawidłowo;
5) kilka uliczek ze znakiem STOP - na jednym z nich prawie nie stajemy, lecz kursant dohamowuje i z 2 km/h na liczniku widnieje 0 km/h, po chwili jedno z ciaśniejszych skrzyżowań, na którym każdemu wyłącza się prawy kierunkowskaz (najpierw skręt w lewo a potem w prawo), a przy okazji bardzo blisko jest powierzchnia wyłączona - i co ? I znów dobrze, kierunkowskaz poprawiony, zaglądam w prawe lusterko czy tylne koło nie najechało na powierzchnię wyłączoną - ale wszystko jest ok;
6) ponieważ postanowiłem na końcu przeprowadzić parkowanie/hamowanie/zawracanie, jedyne czego szukałem to przejazd kolejowy. W tym celu pojechaliśmy w stronę WORD, ale ze względu na czas postanowiłem zawrócić tuż za przejazdem, na stacji paliw i powrót na jedno z miejskich osiedli
7) a tam od razu - parkowanie prostopadłe wjazd przodem - (po prawej stronie) wyjazd wyłem, potem zawracanie przy użyciu biegu wstecznego, zawracanie na skrzyżowaniu i hamowanie do zatrzymania w wyznaczonym miejscu (tu mała uwaga, ale niżej) - i na koniec jedno z trudniejszych, bardzo ruchliwych skrzyżowań i polecenie skrętu w lewo na nim. Bałem się, że będę musiał zareagować, sporo ludzi oblewa w tym miejscu - ale nie. Łukasz - poczekał chwilę i w odpowiednim miejscu ruszyliśmy - dojazd pod ośrodek i podsumowanie:

wynik pozytywny :)


Moje uwagi co do jazdy (3):

1) przy jednym ze skrzyżowań trochę zbyt długo włączony był prawy kierunkowskaz. Wg mnie, po wykonaniu jednego manewru skrętu jest zbyt duża odległość by go nie wyłączyć. Co prawda, po kilku chwilach znów był potrzebny owy kierunkowskaz. Kwestia dyskusyjna. Nie wpisałem błędu na kartę, w podsumowaniu zaznaczyłem tą sytuację;
2) po zatrzymaniu pojazdu (zadanie hamowania do zatrzymania w wyznaczonym miejscu), osoba zdająca natychmiast ruszyła. A ja nie wydałem takiego polecenia. Niemniej jednak, nie widzę tu żadnego negatywnego zachowania - zadanie zostało zaliczone, w podsumowaniu zwróciłem na to uwagę;
3) (najbardziej kontrowersyjna uwaga ;P) na drodze dwujezdniowej, o dwóch pasach ruchu dla każdego z kierunków ruchu - na zatoczce stoi autobus - my jedziemy prawym pasem, lewy jest pusty. Łukasz przed autobusem zmienia pas na lewy (omijając go szerokim łukiem)po czym wraca na prawy. Autobus cały czas stoi niczego nie sygnalizując. To bardzo asekuracyjne zachowanie, gdyż w przypadku włączenia lewego kierunkowskazu przez kierowcę autobusu, powinniśmy (w pewnych okolicznościach) ułatwić mu wyjazd z zatoczki. Fakt takiego ominięcia "na wszelki wypadek" nie traktuję jako błąd, ale w podsumowaniu zwracam na to uwagę.


I to chyba tyle. ogólnie, Łukasz (nasz stały bywalec, komentator,  miłośnik Ikarusów i chyba wszystkiego co ma koła) jeździ bardzo dobrze. Pomimo tego, że posiada już prawo jazdy od pewnego czasu, nie "nabawił" się złych nawyków, a to naprawdę nie lada sztuka w tym buszu, jakim są polskie drogi.


Przyznam, że sądziłem że jakieś "skoszenie" skrzyżowania, najechanie na ciągłą linię, nie włączenie kierunkowskazu się nam przytrafi. A to NIC ! Brawo, jazda na bardzo wysokim poziomie :))

czwartek, 19 listopada 2009

Piękna i bestia

Od pewnego czasu pracuję z kursantką, która uważa się za bardzo dobrego kierowcę. Na początku jazd, przypominałem o konieczności zatrzymywania przed znakiem STOP. Banał ? Kursantka jest oczywiście po wszystkich wykładach, więc powinna to wiedzieć ? Tak mi się wydaje ... Więc, na około 10 godzinie jazdy gdy postanowiła się nie zatrzymać (znów), zamiast przypominać sam zatrzymałem pojazd. Efekt ? Pasy zatrzymały jej ciało, ale głowa znacznie pochyliła się nad kierownicę. I to nie wszystko. Dostało mi się (!) za ostre hamowanie (wow). Bo - jak to stwierdziła kursantka - mi to każesz łagodnie hamować, a sam hamujesz  od razu do dechy ! 

O rany, czy ona czegoś nie pomyliła ? Po prostu piękna kursantka i instruktor-bestia !

Więc zatrzymałem auto za skrzyżowaniem (i znakiem stop) i wyjaśniłem to co nie było dla niej oczywiste. Mianowicie - albo zacznie słuchać i stosować w praktyce posiadane wiadomości, albo koniec. Doszło do mało przyjemnej wymiany zdań (której tu nie przytoczę ;P), po której ustaliliśmy mającą nastąpić poprawę. Jej poprawę, nie moją oczywiście.

I przez kilka godzin było nieco lepiej, aczkolwiek zawsze  było słychać jej narzekanie na instruktora.

Niestety, wczoraj i dziś dalej to samo. Gdy mówię ze się nie zmieści, ona na siłę próbuje. Gdy wciska się przed nadjeżdżające auta jest wszystko w porządku. Ale gdy jej ktoś wyjedzie, już lamentuje ! Zero samokrytycyzmu. Podobnie jest z tzw zieloną strzałką. Ile można powtarzać że konieczne jest zatrzymanie pojazdu przed sygnalizatorem ? Ostatnio owa kursantka wpadła na pomysł, że skoro już tak się czepiam tej strzałki, to zatrzyma się i poczeka na pełny sygnał zielony.

Bardzo męczy taka jazda. A jutro kolejne dwie godziny. Chyba oddam ją do bezkompromisowego kolegi, po którym - być może - zauważy ile jeszcze nie umie. Skoro ja nie jestem autorytetem choćby w najmniejszym stopniu, może to jej pomoże zrozumieć sytuację w jakiej się znajduje ?

A więc ... jutro, lub w sobotę zdam relację :)

wtorek, 17 listopada 2009

Badania psychologiczne

Dziś właśnie odwiedziłem pracownię psychologiczną. Za kilka dni mija ważność legitymacji instruktorskiej (jest ważna przez 5 lat - potem robi się badania psychologiczne i ogólne), więc nie pozostawało mi nic innego jak zgłosić się na badania. Najpierw odpowiedzi na pytania - około 40-50 różnych kwestii - niezbyt trudne, tylko trzeba uważać na konstrukcję pytań. Następnie spisywanie cyferek z tablicy - w sumie fajne zadanie :) Zmieściłem się w czasie, aż pani mgr się zdziwiła ;P (ja również).

Potem słynne już dopasowywanie obiektów w oddalonej przestrzeni. Robiąc takie badania 5 lat temu po prostu ustawiało się "pręciki" przez specjalną szybkę która powodowała efekt bardzo dużej odległości. (Pamiętam też, że wtedy pani mgr wydarła się na mnie z byle powodu - okroność). Dziś siedziałem sobie wygodnie, a przede mną wielkie urządzenie z okienkiem, do tego joystick i ... do dzieła !

Kolejnym zadaniem był czas reakcji. Siedząc przed takim małym sygnalizatorem trzeba było wcisnąć nogą prawe lub lewe urządzenie w zależności od sygnału świetlnego/dźwiękowego. Faaaaaaaajne :D

Następnie ciemnia - posiedziałem sobie i nie odbierałem telefonu - trzeba było przyzwyczaić wzrok do zupełnej ciemności. I rozpoznawanie figur i położenia wskaźnika. A potem jeszcze parę innych zadań, w tym dopasowywanie brakujących obrazków i uzupełnianie schematów.

Na koniec miła pani poinformowała że wszystkie zadania zaliczyłem bezbłędnie. Dostałem potrzebne zaświadczenie, zapłaciłem i wyszedłem. Kolejna wizyta najpóźniej za kolejne pięć lat.

piątek, 13 listopada 2009

Torby, torebki ...

Jeszcze takiego czegoś nie widziałem. Dziś kursantka przyszła na jazdę z dwiema, sporymi torbami, a zawartość co chwilę używała. Co to było ? No ? Ktoś wie ?

Dwie wypchane po brzegi torby mieściły w sobie ... buty ! Kursantka już wcześniej się skarżyła, że w tych butach to gaśnie jej auto, w drugich jest niewygodnie, w trzecich nie czuje sprzęgła, itp itd. No więc dziś widzę, że zbliża się do auta i targa ze sobą jakieś worki. Wrzuciła je na tył, początkowo myślałem że to jakieś zakupy, ale skąd ! Na pierwszym parkingu przy okazji parkowania mówi - Nie będzie ci przeszkadzało jak popróbuję inne obuwie ? Oczywiście, nie przeszkadzało mi w tym, lecz nie spodziewałem się że ona ma ponad 10 par !

I tak co chwilę próbowała, a wg mnie niektóre różniły się tylko kolorem. Ale musiałem zaprotestować, gdy na horyzoncie pojawiły się długie szpilki ... Były ładne, ale nie o wygląd tu chodzi !I w zasadzie, prawie przez dwie godziny kursantka przymierzała, próbowała, komentowała - a nawet pytała mnie o radę. A może trzeba było robić tak, że jednego buta wkłada ona a drugiego ja ? Wtedy mógłbym się wypowiedzieć...Natomiast na koniec stwierdziła, że być może najlepiej byłoby w tych żółto-białych, które mają miękką podeszwę i super w nich się tańczy (jak twierdzi). Niestety, akurat zostały w domu ! Ale pech, te najlepsze zostały w domu ... Ale - kolejna jazda w poniedziałek, więc zobaczymy co będzie się działo ... :)

I na koniec jeszcze jeden krótki temat - pan który się stresował innymi osobami w aucie, po jazdach z obserwatorami dziś miał kolejną próbą. Znów ten sam szef wsiadł do auta. Kursant zanim uruchomił silnik, stanowczym i poważnym głosem spytał: Czy wszyscy w tym aucie mają zapięte pasy ? Oczywiście ja nie, lecz nie o nie mu chodziło ... Tu szef zapiął pas, a przez całą godzinę jeździł o wiele lepiej niż wcześniej, więc cel osiągnięty :)

środa, 11 listopada 2009

Jazda w towarzystwie ;-)

Od kilku dni pracuję z nowym klientem. Po dziesięciu godzinach postanowił zmienić instruktora i wybrał akurat mnie. Na pierwszej godzinie ze mną, zaznajomiłem go z urządzeniami sterowania pojazdem, gdyż wcześniej jeździł pojazdem innej marki. Ponieważ pozostało nam kilkanaście minut, postanowiliśmy to wykorzystać na krótką przejażdżkę Toyotą.
Kursant trochę zestresowany, ale jakoś dawał radę - ogólnie jeździł nie najgorzej - przynajmniej takie odniosłem wtedy wrażenie. Później kilka razy spotkaliśmy się po dwie godziny jazdy, w sumie - jeździł coraz lepiej. Aż na pewnej jeździe uczestniczył szef ...

I wtedy (16-17 godzina jazdy) - owy kursant - tak się przestraszył i zestresował, że niemal odmówił jazdy ! Uspokoiłem go, że to tylko obserwacja instruktora, żeby się nie przejmował i jeździł jak zawsze ...

Jak zawsze ? On chyba wtedy nie był w stanie jeździć jak zawsze. Stres i nowa sytuacja sparaliżowały go tak bardzo, że nawet nie sprawdził zapięcia pasa bezpieczeństwa przez osobę jadącą na tylnej kanapie (pomimo tego, że doskonale o tym wiedział). Niestety, szef ośrodka nie omieszkał tego skomentować w kilka chwil po ruszeniu mniej więcej tak: - Przykro mi, gdyby to był egzamin już by pan nie zdał.
To prawda, kursant o tym wie (rozmawialiśmy o tej całej sytuacji już po jeździe, bez szefa w aucie),  ale po prostu zapomniał. Nie usprawiedliwiam go, lecz po tym fakcie adrenalina skoczyła jeszcze bardziej w górę.

Nawet na łatwym skrzyżowaniu kursant popełniał podstawowe błędy (złe ustawienie pojazdu, brak kierunkowskazu itp). Przy zmianie pasa ruchu - próba wymuszenia pierwszeństwa. Przejazd przez tzw rondo - tylko przy mojej pomocy. Tylko jakoś parkowanie się udało, bo już zawracanie nie. Kursant mając do dyspozycji mnóstwo różnych infrastruktur drogowych nie był w stanie wybrać miejsca do zawracania, więc przejechaliśmy całą ulicę ... Dobrze, że choć auto mu nie gasło - w końcu tyle czasu na to poświęciliśmy.

Kursant był strasznie wybity z rytmu i popełniał naprawdę elementarne  błędy. Najwyraźniej słowa o nie zaliczonym egzaminie wywarły na nim duże wrażenie, lecz nie zapominajmy iż to dopiero (ktoś powie "aż" ?) 16 - 17 godzina jazdy. Więc, do egzaminu jeszcze daleko (co najmniej 13 godzin), a na ostatniej jeździe - egzamin wewnętrzny.

Jak sobie poradzi ? Zobaczymy, na razie ćwiczymy dalej. Jak jesteśmy sami, jeździ nieźle, ale gdy tylko wsiądzie ktoś inny do pojazdu, stres bierze górę. Chyba będziemy jeździć z jakimś "obserwatorem", a teraz jest akurat okazja gdyż w ośrodku trwa kurs na instruktora nauki jazdy.

sobota, 7 listopada 2009

Pułapka ...

Kontynuując nieco wątek poprzedni, dziś o miejscu w samym centrum, gdzie można oblać prawie każdego. Niestety, nie dysponuję żadnymi zdjęciami, więc postaram się to jakoś opisać.

A więc - dojeżdżamy drogą podporządkowaną do skrzyżowania w kształcie krzyża. Główna droga biegnie prostopadle, ale pojazdy nadjeżdżają tylko od prawej strony gdyż jest to droga jednokierunkowa. Więc - wydawałoby się - łatwiej, nie trzeba przepuszczać aut z lewej strony, tylko z prawej. Niby tak, ale po prawej stronie prawie zawsze zaparkowane są pojazdy (skośnie), które zasłaniają połowę jezdni. W dodatku, kierowcy parkują także na powierzchni wyłączonej a nawet na przejściu, co kompletnie ogranicza widoczność. Jeśli jest to np bus, nie widać NIC. A ruszyć jakoś trzeba ...


Z przeciwka tuż za skrzyżowaniem rozpoczyna się strefa zamieszkania. Więc skręcając w lewo (a tak właśnie jest na egzaminach najczęściej), nie należy czekać na pojazdy jadące z przeciwka. Niestety, tu osoby zdające nie zauważają tego zagadnienia i pierwsza pomyłka gotowa. Z drugiej strony, także kierowcy wyjeżdżający ze strefy zamieszkania nie zawsze traktują swój manewr jako "włączanie się do ruchu" i wymuszają pierwszeństwo. A wiadomo - jeśli osoba egzaminowana nie zareaguje (prawidłowo) w takiej sytuacji, interweniuje egzaminator. A to powoduje wynik negatywny i/lub (w zależności od sytuacji) przerwanie egzaminu.

Ale to jeszcze nie wszystko. Stojąc i czekając na swoją kolej przy ruszeniu trzeba mieć opanowane ruszanie na wzniesieniu, bowiem stoimy na sporej górce - tuż przed linią bezwzględnego zatrzymania STOP. Hamulec awaryjny jest bardzo skuteczny w Yaris-ach, lecz nawet tu trzeba podciągnąć go niemal pod sam koniec, co powoduje jego trudniejsze wyłączenie (wymagające większej siły).

Kolejną atrakcją jest linia ciągła (podwójna) - która biegnie obok pojazdu którym jedziemy (rozdziela pasy ruchu) i jest nienaturalnie daleko wyciągnięta. Przypominam - po lewej wąska droga jednokierunkowa.  Aby nie najechać na ową podwójną ciągłą ani na krawężnik przy jednokierunkowej, należy nie trzymać się tak bardzo środka, podjechać dość daleko do przodu (ale nie zbyt daleko) i następnie przy minimalnej prędkości maksymalnie i szybko skręcić w lewo. Jeśli cokolwiek z tego zostanie pominięte/zlekceważone, cały manewr "diabli biorą". Bo albo najeżdżamy tylnym kołem na podwójną linię ciągłą (co daje od razu wynik negatywny), albo wjeżdżamy na chodnik (przez krawężnik - co może powodować wynik z literką "N" na karcie). W dodatku, tuż po skręceniu w lewo zlokalizowano przejście dla pieszych - więc gdy akurat ktoś jest na przejściu przepuszczenie go wiąże się z zatrzymaniem pojazdu niemal w poprzek, co blokuje skrzyżowanie całkowicie (najlepiej przeczekać jeszcze przed znakiem STOP aż piesi opuszczą przejście dla pieszych, ale z uwagi na natężenie ruchu często nie jest to możliwe).

Uff. To naprawdę trudne.Zwykle kursantom udaje się to opanować przy 10-12 razie, ale i to nie zawsze. Ci najlepsi radzą sobie tak przy 5-7- próbie.

A więc:
- ustawienie pojazdu przy dojeżdżaniu do skrzyżowania - po zatrzymaniu się przed znakiem STOP jest już za późno - gdy auto znajdzie się przy osi jezdni wykonanie manewru skrętu w lewo zgodnie z przepisami będzie niemożliwe (przetestowane na Toyocie Yaris) - przy małym natężeniu pojazdów można zwrócić uwagę na pieszych mogących pojawić się na przejściu na poprzecznej drodze na którą mamy zamiar wjechać;
- bardzo łatwo tam wymusić pierwszeństwo, maksymalna uwaga na pojazdy z prawej strony;
- trzeba uważać na auta wyjeżdżające ze strefy zamieszkania (a raczej na kierujących tymi pojazdami), skręcając w lewo mamy przed nimi pierwszeństwo o czym nie każdy wie ...
- w 100 % należy mieć opanowane sprawne i dynamiczne ruszanie na wzniesieniu, po czym należy natychmiast zwolnić i skupić się na samym skręcie (tj linii podwójnej z naszej lewej i krawężniku z przodu);
- i na koniec trzeba już "tylko" na pieszych uważać  ...

     W jednym zdaniu można powiedzieć - idealne miejsce na oblanie niemal każdego ...

    czwartek, 5 listopada 2009

    Etatowi "przeszkadzacze" ...

    Gdzie najczęściej jeździ nauka jazdy ? - tam, gdzie najczęściej jeżdżą egzaminy.

    Od pewnego czasu, egzaminatorzy upodobali sobie "sypialnianą" dzielnicę na uboczu miasta. By tam dotrzeć z WORD-u, trzeba przejechać przez centrum miasta, a jak się już dojedzie to można wiele zadań wykonać na miejscu. Bowiem jest tam podwyższenie i obniżenie prędkości, droga jednokierunkowa, skrzyżowania równorzędne i oznaczone znakami (plus z pierwszeństwem łamanym), kilka obszernych parkingów (w tym także do parkowania równoległego tyłem) i dużo miejsca do zawracania.

    Codziennie zdarza się, że jednocześnie w rejon tego miejsca przyjeżdża 4-5 egzaminów. ELek jest kilka razy więcej, więc czasem dany parking jest niemal "opanowany" przez naukę jazdy. Jak na razie, nikt mi jeszcze nie zwracał uwagi z mieszkańców, np tak: "Panie, tu nie wolno się bawić ! Tu normalne auta parkują !". A czy ja się kiedykolwiek bawię jadąc z kursantem ? A że "normalne" auta parkują - to chyba dobrze. Wszak kursant może nauczyć się parkować, a po zdaniu egzaminu i on będzie tym ... hmmm ... "normalnym".

    I na razie nikt nie postawił żadnego znaku typu "Zakaz wjazdu eLek", ale to chyba tylko kwestia czasu. Ostatnio miałem kursanta z owego osiedla (jak się później okazało). Tłumaczę mu, że często tu przyjeżdżają na egzaminach, że egzaminator prosi o wykonanie tego a tego zadania, opowiadam - po czym on mówi: "Wiem, codziennie widuję tu mnóstwo egzaminów. Ja  tu mieszkam". Więc zacząłem pytać, czy mieszkańcy nie protestują ... I dowiedziałem się, że owszem - jest sporo głosów iż eLki blokują przejazd, że porysują i uszkadzają zaparkowane pojazdy, że to strefa zamieszkania gdzie dzieci same chodzą, że "strach bo te eLki to wszędzie teraz jeżdżą ..."  Ale - tu kursant od razu dodaje - "Ja tych ludzi nie rozumiem. Sami to chcieliby się uczyć tam gdzie się zdaje, a tu z ogólnodostępnego miejsca chcą wyganiać innych".

    Jeszcze nie widziałem, by nauka jazdy kogokolwiek zablokowała na dłużej niż 5-7 sekund (przy wyjeździe z parkowania, zawracania np). Zarzuty o uszkodzeniu innych pojazdów są - wg mnie - absurdalne. Nie sądzę, by ktokolwiek z instruktorów zaryzykował uszkodzenia także swojego pojazdu. Osobiście, nie słyszałem jeszcze o przypadku uszkodzenia innego pojazdu przy np parkowaniu.
    Inny zarzut, który mówi o bezpieczeństwie pieszych w strefie zamieszkania również jest mało adekwatny do stanu faktycznego. Czy ktoś widział kiedykolwiek pędzącą naukę jazdy w strefie zamieszkania ??? Bo ja  nigdy.
    Natomiast, całkowicie się zgadzam ze stwierdzeniem, że eLki to wszędzie jeżdżą - tak, bo staramy się dobrze przygotować kursantów. Ot co :)

    Ale ... to chyba nie wada ?

    piątek, 30 października 2009

    1 x pozytywny

    Ale fajnie się złożyło. Akurat jeden dzień po "egzaminie" wewnętrznym, miałem okazję przeprowadzać kolejny  wewnętrzny. Tym razem, kandydat na kierowcę to osiemnastolatek, którego znam z wykładów.

    Muszę w tym miejscu przypomnieć pewien fakt. Otóż, kilka tygodni temu wracając z WORD-yu do firmy gdzie miałem prowadzić wykład, zauważyłem że od ponad połowy drogi jechał za mną ktoś na skuterze. Moje zboczenie zawodowe od razu kazało mi obserwować, czy ten ktoś jeździ zgodnie z przepisami, przepuszcza pieszych na przejściach, trzyma się prawej strony itp itd. I byłem pod wrażeniem, gdyż nie znalazłem ani jednego błędu w jego jeździe ! Tym bardziej byłem zdumiony, gdy owy człowiek jechał za mną aż pod samą firmę ... i okazało się że to jeden z kursantów, który obecnie uczęszcza na wykłady na kategorię B. Na wykładzie pochwaliłem  go przy wszystkich, gdyż jazdę wtedy zaprezentował na piątkę ! A dziś się okazało, że to jemu organizuję egzamin wewnętrzny ...

    No i zaczęliśmy. Tradycyjnie - plac i sprawdzenie elementów [...] - bezbłędnie. Jazda pasem ruchu - bezbłędnie. Ruszanie na wzniesieniu - bezbłędnie. Pierwsze metry w ruchu drogowym pokazują, że kursant świetnie czuje auto, nie ma żadnych szarpnięć, zero gwałtowności. Jest za to bardzo dobra dynamika jazdy i aksamitna płynność. Naprawdę rzadko się zdarza, by aż tak płynnie prowadził auto kursant.

    Przy dojeżdżaniu do przejść dla pieszych, kursant analizował sytuację po obu jego stronach, a także z tyłu pojazdu i naprzeciwka. Także przy zmianach pasa ruchu, reakcje osoby prowadzącej pojazd były jak najbardziej prawidłowe. I tak sobie jeździliśmy - po drogach jednokierunkowych i dwukierunkowych, z ograniczeniami prędkości i nie było gdzie powiedzieć, że coś nie jest prawidłowo wykonane. Aż ... do pewnego miejsca. Otóż, na bardzo łatwym skrzyżowaniu mieliśmy pojechać w lewo. Kursant ładnie zatrzymał auto i przepuszcza pojazdy z przeciwka. Gdy te już przejechały, my dalej stoimy ! A po co ? Bo - nie wiem czemu - on postanowił przepuścić jeszcze tych z prawej strony (którzy wyjeżdżali z ulicy podporządkowanej). Z tyłu kolejka, ale wszyscy cierpliwie czekają - i po chwili ruszamy ... Niestety, pojawił się błąd o czym poinformowałem. Ale po tym "incydencie" znów było  idealnie. Parkowanie, hamowanie zawraca nie i inne wszystkie zadania zaliczone bardzo poprawnie.

    Ogólnie, jazda jest bardzo dobra, nie będę wypisywał wszystkich pozytywnych przymiotników, dodam tylko że szczególnie podobała mi się praca sprzęgłem i jego późne  użycie przy hamowaniu silnikiem. Kilka punktów zasad eco-drivingu zostało spełnionych, a na kursie na prawo jazdy niebywale rzadko można o tym choćby wspomnieć.

    I wiadomość z dziś - egzamin państwowy owego kursanta zaliczony pozytywnie :) Najpierw zdawał na motocykl (też I podejście) a teraz B i również pełny sukces.
    Gratuluję :))

    środa, 28 października 2009

    16 x negatywny

    Czy można nie zdać 16 razy w ciągu 50 minut ? Niestety, można.

    Kilka dni temu przeprowadzałem egzamin wewnętrzny, o który to poprosił mnie kolega. Rozpoczęliśmy na placu - jak zwykle.

    Profil zdającej:
    - kobieta, lat 30
    - 30 godzin kursu, kat B
    - pierwsze podejście do egzaminu wew.

    Kilka minut po 16 i zaczynamy od pierwszego zadania. Jakoś się udało zaliczyć, nie "czepiam" się drobnych literówek, zdająca walczy dalej. Drugie zadanie - jazda po łuku - pierwszy przejazd i najechanie na linię, więc powtórka. Drugi raz - brak płynności w jeździe - wynik - negatywny. Ale zgodnie z przepisami, kontynuujemy jazdę. Następne zadanie więc - ruszenie do przodu na wzniesieniu - porażka i to za pierwszym, drugim i trzecim razem. Ale nie ma się co dziwić - wszak z trójki naprawdę ciężko ruszyć ...

    Podpowiadam w końcu i ruszamy. Po chwili skrzyżowanie z sygnalizatorem S-2. Oczywiście kursantka nie zatrzymuje pojazdu przed czerwonym z zieloną strzałką - więc ostre hamowanie. I znów pytanie - Czemu pani nie zatrzymała ? - Już nie rozumiem kiedy stawać a kiedy nie ! - odparła zdegustowana. Stajemy na boku drogi, tłumaczę i wyjaśniam - jak się okazuje, że pani nie wie kiedy się zatrzymać, a kiedy nie ... A myślałem że to elementarna wiedza przyszłego kierowcy :/

    Po kilku minutach ruch okrężny. Ruch spory, ale nie aż taki straszny, by nie dało się wyjechać bez wymuszenia (nawet dla kursanta). Niestety, jej się nie udaje i znów moje hamowanie. Jedziemy dalej. Ograniczenie do 30 km/h. Na liczniku 36. Na kolejnej uliczce zawracamy bez użycia kierunkowskazu, do tego nie ustępując pojazdom nadjeżdżającym z tyłu podczas cofania. Efekt - negatywny.

    Wracamy tą samą drogą co przed chwilą, na ograniczeniu prędkości tym razem 45km/h. Więc - niestety, ale powtórzenie tego samego błędu powoduje wynik egzaminu negatywny.

    Dojeżdżając do skrzyżowania z sygnalizacją, następuje zmiana nadawanego sygnału. Z zielonego przełącza się na żółte. Reakcja kierującej ? Żadna, pomimo tego że bez gwałtownego hamowania moglibyśmy się zatrzymać. Ale ja czekam, może się jeszcze zatrzyma, może zauważy ? Nie, nie zauważyła. I znów ostre hamowanie. Swoją drogą, pomimo zapiętych pasów za każdym razem dość mocno leciała przy hamowaniu na kierownicę - na pewno nie było to miłe, ale może da do myślenia ? (tylko oby nie to, jaki to wredy instruktor - tak ostro hamuje ..)

    No i parkowanie - wjazd - moja interwencja z hamulcem. Gdyby nie to, miałbym "nowo wyprofilowany" zderzak. Wyjazd - znów hamowanie, bo: pieszy z tyłu auta, pojazdy z lewej strony i pojazd zaparkowany, a kursantka skręciła maksymalnie ...

    Wyjeżdżając z parkingu jest znak STOP, ale kto by się nim przejmował ? Znów hamowałem, który to już raz ? Nie wiem, ale po egzaminie się nagadałem (do instruktora także - już raczej nie będę robił mu egzaminów :P) ... I policzyłem, że wynik negatywny byłby w sumie 16 razy w ciągu niecałych 50 minut. Te 50 minut sporo nerwów mnie kosztowały :((

    niedziela, 25 października 2009

    Pomysły

    Pomorski Ośrodek Ruchu Drogowego ma sposób na brawurę świeżo upieczonych kierowców. Przez rok po otrzymaniu prawa jazdy będą mogli prowadzić auto tylko w towarzystwie doświadczonego opiekuna
    Taki pomysł forsuje Antoni Szczyt, dyrektor PORD. Koncepcja nie jest nowa - ograniczenia stosowane wobec młodych kierowców to w Europie norma. Czasem mają one postać stałego ograniczenia prędkości (np. w Skandynawii), czasem bezwzględnego karania najmniejszych wykroczeń odebraniem prawa jazdy (w Niemczech, a zgodnie z planami polskiego rządu już niedługo także u nas).

    Na czym polega pomysł PORD? Szef Pomorskiego Ośrodka Ruchu Drogowego chce, by osoba towarzysząca świeżo upieczonemu kierowcy musiała posiadać prawo jazdy od co najmniej sześciu lat. Choć pomysł jest z Pomorza, jeśli zostanie zaakceptowany, to będzie obowiązywać w całej Polsce.
    Mieczysław Struk, wicemarszałek województwa pomorskiego i jednocześnie zwierzchnik dyrektora PORD nie chce na razie przesądzać, czy propozycja jazdy z opiekunem zostanie przekazana Ministerstwu Infrastruktury. - Mamy kilka pomysłów dotyczących procesu szkolenia. Zależy nam np. na ułatwieniach w tworzeniu ośrodków egzaminacyjnych, taki ośrodek chcemy stworzyć w Chojnicach. Co do jazdy z opiekunem to jestem sceptyczny. Chcę, by tę propozycję przeanalizowała najpierw Pomorska Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego i od tego będą zależały dalsze losy pomysłu PORD-u - mówi Struk.

    Pomysł budzi mieszane uczucia także w policji. - Opiekun niczego nie gwarantuje - mówi szef pomorskiej drogówki Janusz Staniszewski. - Ważniejsze jest nadzorowanie młodego kierowcy i surowsze kary dla tych, którzy nie mając odpowiedniego doświadczenia, łamią przepisy.


    Podoba się pomysł ? Można poczytać więcej, tu.
    No to kolejny:

    Radny Dominik Herberholz ma dość "elek". Bo niedoświadczeni kierowcy potęgują i tak ogromne korki w Poznaniu. - Zakażmy im jeździć w godzinach szczytu! - apeluje do prezydenta Ryszarda Grobelnego
    Herberholz mieszkał do niedawna na Winogradach, w pobliżu Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego. - Co dzień doświadczałem wątpliwej przyjemności kluczenia między dziesiątkami "elek" - mówi radny LiD. - Zdarzało się, że stałem na skrzyżowaniach po 10 minut, czekając, aż kursantowi uda się w końcu ruszyć na zielonym świetle. Dramat!

    Według radnego samochodów nauki jazdy krąży po Poznaniu tyle, że paraliżują nie tylko ruch na Winogradach i Piątkowie - gdzie odbywają się egzaminy na prawo jazdy - ale w całym mieście. - Przy tak zakorkowanych ulicach nie możemy pozwolić sobie na to, by w godzinach szczytu ruch był dodatkowo spowalniany przez kierowców, którzy dopiero się uczą - przekonuje Herberholz. Wysłał do prezydenta Ryszarda Grobelnego pismo, w którym proponuje zakazanie ruchu "elek" rano do godz. 11 i w godz. 14 - 18, od poniedziałku do piątku. - A jeżeli nie w całym mieście, to chociaż na Winogradach, gdzie samochody z literką "L" są plagą o każdej porze dnia - dodaje.
    Herberholz powołuje się na świeżą opinię prawników z Sejmu. Poseł SLD z Leszna Wiesław Szczepański zapytał ich, czy ograniczenie ruchu "elek" będzie zgodne z prawem. Odpowiedź jest jasna: zarządca drogi, czyli prezydent miasta albo starosta, może takie ograniczenia wprowadzić. - W Lesznie z "elkami" jest chyba jeszcze gorzej niż w Poznaniu. Przyjeżdżają do nas z ośmiu powiatów, do 300 aut dziennie! - mówi Szczepański. - Dzięki opinii prawników mamy jasność: prezydenci miast mogą walczyć z plagami "elek".


    I jak wrażenia ? Cały tekst tu.

    Czyżby niebawem pojawiły się takie znaki ?

    piątek, 23 października 2009

    B - epilog

    Porażka, dramat. Koniec bez happy end-u. Kilka dni temu, pan B miał kolejną (trzydziesto-którąś) jazdę. Zaczęło się normalnie - jak zwykle próbował uruchomić silnik bez sprzęgła, po czym patrzy na mnie ze zdziwioną miną i pyta: - Czemu nie mogę go zapalić ? Ja naturalnie grzecznie odpowiadam (najpierw sądziłem że się tego nauczy, zapamięta. Później myślałem że nabija się ze mnie ? Następnie obiecał, że już na 100% będzie pamiętał, ale tak po dwudziestej godzinie jazdy moja irytacja zanikła, a pojawiło się zwykłe tłumaczenie ...), bo w końcu na tym polega moja praca :(

    Jak już uruchomił silnik, pojechaliśmy na plac, znów mieszał te wszystkie nieliczne pojęcia, plątał się i jąkał. Potem łuk i na miasto i wtedy pan B znów pokazał co potrafi :/

    Dojeżdżamy do skrzyżowania z ruchem okrężnym, jeden pas dla każdego kierunku, rondo typowe jakich wiele w małych miasteczkach. Pan B dostaje jakiegoś zaćmienia, nie patrzy ani w lewo ani w prawo, tylko przed siebie. Zamiast pojechać w lewo jedzie na wprost. Akurat nic nie jedzie, więc tak przejeżdżamy bez redukcji biegu, bez kierunkowskazu. BEZ SENSU !

    Kilka minut później, po minięciu bardzo łatwych skrzyżowań ze znakami (i ciągłym przypominaniu o redukcji i kierunkowskazach), dojeżdżamy znów do "ronda". Nic nie mówię, czyli mamy jechać na wprost. Co robi B ? Zjeżdża na prawy, dopiero tworzący się pas bez kierunkowskazu, nigdzie nie patrząc próbuje  wymusić pierwszeństwo , gdyż z lewej strony nadjeżdża kilka aut ! Czując co isę będzie święcić, zostawiam hamowanie na nieco późniejszy moment, aż w niemal ostatnim momencie wyhamowuję ostro pojazd tuż przed linią warunkowego zatrzymania. Kursant, jakby się obudził patrzy na mnie i ... chyba nie wie o co chodzi ! Pytam Go, czy nie ustępujemy tym z lewej ? On oczywiście nie odpowiada ... pewnie znów nie zauważył znaków. Zanim zjeżdżamy (oczywiście, mówię mu kiedy i co ma robić) wszyscy z  tyłu omijają nas chodnikiem, lewym pasem i jakkolwiek się tylko da.

    Kilka chwil później, wjeżdżamy  w dość wąską uliczkę, która w linii na wprost prowadzi na "deptak". Przed nim jest nakaz jazdy w lewo, potem zakaz ruchu w obu kierunkach. Oba znaki, doskonale widoczne. Tymczasem, kursant B przy omijaniu aut włącza światła drogowe (jak zwykle, szarpie dźwignię od kierunkowskazów) i nie zauważył granatowej kontrolki na zestawie wskaźników. - Proszę wyłączyć drogowe - mówię. On - Co ? - Drogowe są włączone, trzeba je wyłączyć - powtarzam. Może trzeba było je samemu wyłączyć ? B zaczął gmerać przy dźwigni, aż się tam nachylił, a tu na przejście wychodzi mężczyzna ! Prędkość nie jest wielka, ale B go kompletnie nie widzi (trudno go widzieć, skoro nie patrzy się na jezdnię) ! Jesteśmy coraz bliżej i bliżej i ... I znów muszę sam hamować ! Znów słychać terkotanie ABS-u, przy czym B wciąż trzyma wciśnięty gaz, więc i wycie auta słychać. Facet staje na środku z przerażenia i mierzy nas złowrogim wyrazem twarzy ... (dobrze że mam zamkniętą szybę, nie słychać co tam "mówi" o nas ...)

    Po chwili - z tyłu pusto, z przodu też -  facet już zszedł. B uporał się z drogowymi, może ruszać. Może, ale lepiej byłoby z pierwszego biegu, bo z trzeciego auto mu zgasło. I co robi ? No, jak myślicie, co robi B ? Próbuje uruchomić silnik bez sprzęgła ... Ja w tym czasie uchylam szybę i włączam nadmuch zimnego powietrza wprost na siebie ...

    Jedziemy dalej, za kilka metrów "deptak". Czekam na lewy kierunkowskaz (wszak nakaz jazdy tu przed nami), a tu nic. Mijamy znak, my jedziemy dalej na wprost. Po lewej jedyna droga na którą TRZEBA skręcić, B jedzie prosto ! Zakaz ruchu tuż tuż, co on robi ? Jak zwykle - jedzie nie tam gdzie trzeba ! Pełne hamowanie i równo ze znakiem B1 (zakaz ruchu) stajemy. Przed nami ludzie spacerujący z wózkiem dziecięcym, potężny kwietnik i dalej barierki. Może chciał je wypróbować ?

    B był jakby zamroczony. Spojrzał na mnie, jakby nie wiedział co robi w pojeździe ! Hamulec awaryjny, "luz" i przesiadka. Do osk wracam sam. Nerwy kłębią mi się w głowie, nie wiem czy zrównać go z ziemią czy on rozumie co robi ? W aucie kompletna cisza. Otwarłem drugie okno i zrobiłem przeciąg zimnego powietrza. Po dojechaniu do osk, kursant mówi: - Przepraszam, ja się chyba nie nadaję - Czyżby zrozumiał jednak ? - Nie umiem jeździć, może kiedyś jeszcze spróbuję, ale na razie rezygnuję ... W końcu coś mądrego usłyszałem z jego ust. Rozstaliśmy się uznając jego - przynajmniej tymczasową - rezygnację z kursu. Bardzo spokojnie to przyjął, podziękował i przeprosił za kłopot, po czym wyszedł z pojazdu.

    I tu kończy się historia kursanta B. Na początku był zupełnie inny niż na końcu. Najpierw pewny siebie, nieco buńczuczny charakter, lubił stawiać na swoim. Nie dałem się sprowokować, a on stopniowo stawał się coraz bardziej "ludzki".

    Czyżby  dopiero zmądrzał ?

    niedziela, 18 października 2009

    Turniej na [...]

    Miał się tu pojawić wpis na temat poczynań pana B, ale z uwagi na fakt Drzwi Otwartych w jednym z WORD-ów, postanowiłem opisać dziś to, a do pana B jeszcze powrócimy.

    Otóż, w sobotę WORD otworzył prawie wszystkie drzwi swej siedziby. Można było wziąć udział w próbnym egzaminie na kategorię B, B+E, C i C+E. Najpierw oficjalnie oddano do użytku nową i piękną poczekalnię, następnie zaczęły się próbne egzaminy, a dla instruktorów zorganizowano Turniej na najlepszego instruktora 2009. Oczywiście, wziąłem w tym udział. Mimo że to tylko zabawa, gdzieś w środku  troszkę stresu się kłębiło ... Na pierwszy ogień poszły testy. 25 pytań, ułożonych przez jednego z wymagających egzaminatorów.

    Przyznam, że siedząc w sali (18 osób brało udział) stres był jeszcze większy. Test w formie odpowiedzi udzielanych na karcie (wielokrotnego wyboru), podzielony był na pewne bloki tematyczne. Jak w pierwszej chwili go zobaczyłem, to pomyślałem - "Oho, inne pytania niż się spodziewałem ...:(".

    I tak, pierwsze pięć pytań dotyczyły m.in teorii  ruchu pojazdu i elementów wyposażenia pojazdu (oto niektóre pytania):

    [usunięto]

    Następne pytania dotyczyły zasad pierwszeństwa przejazdu. Egzaminator wybrał trzy skrzyżowania, z pojazdem i tramwajem. Niestety, nie odnajdę w sieci takiego zdjęcia/rysunku któro przedstawiałoby identyczną sytuację jak w teście. Spróbuję opisać:

    Przyznam, że musiałem dłużej pomyśleć nad tymi odpowiedziami. Znam zasady, tłumaczę je kursantom na wykładach, więc wystarczyło je odpowiednio zastosować ? raczej tak ... zostawiłem sobie jedny z tych pytań na koniec, gdyż po prostu nie byłem pewny ( i nie chciałem kreślić i poprawiać później odpowiedzi). W każdym razie, później przy omawianiu tych pytań powstała mała dyskusja, gdyż instruktorzy mieli różne koncepcje na pokonanie takich skrzyżowań (jak się później okazało - zakreśliłem poprawne odpowiedzi).

    Kolejne pytania, z Rozporządzenia [...]:


    [usunieto]


    Łatwe ? Pierwsze tak, drugie to przyznaję - liczyłem na palcach, a w trzecim popełniłem błąd. Przyznaję się do błędu.

    Kolejne pytania, mi.n. z zasad ruchu drogowego:


    [usunięto]

    Były też pytania dotyczące zatrzymywania w strefie zamieszkania, zawracania przy sygnalizatorach S2 i różnych wariantach S3, zachowaniu się w stosunku do autobusu który daje znak do włączania się do ruchu itp itd. Pytania były skonstruowane w stylu dla egzaminatorów, lecz oczywiście na niższym poziomie.

    Ale - oczywiście test to nie wszystko. Drugie zadanie to losowanie pytania z udzielania pierwszej pomocy. Ja akurat "opowiadałem" w jaki sposób należy wezwać służby ratunkowe w sytuacji wypadku. Jakośsobie poradziłem i czekałem na kolejny etap.

    Trzecie zadanie, to jazda pasem ruchu (tzw łukiem) na czas. Jeden z egzaminatorów osiągnął czas 26 sekund. Czas liczył się od momentu, gdy stoję przy aucie a egzaminator daje znak do  rozpoczęcia. Należało zapiąć pas, zwolnić hamulec awaryjny i uruchomić auto, po czym - gaz do końca :) Niestety, mój czas w tej konkurencji nie był zbyt dobry, za mocno pociągnąłem pas przez co uległ zablokowaniu (dwa razy). Ale jak już uruchomiłem auto, to na łuku pojechałem poślizgiem, ledwo zatrzymując rozpędzone auto w polu zatrzymania. Szybki wsteczny (pierwszy raz jechałem Yarisem z 6-cio biegową skrzynią - wsteczny włącza się tam inaczej niż w 5-biegowej skrzyni) i do tyłu - niestety już bez poślizgu, bo ru prędkość nie przekraczała 20 km/h. Na prostej oczywiście gaz do końca (była policja, dobrze że nie sprawdzali prędkości :P) i ostre hamowanie tuż przed polem zatrzymania, następnie błyskawiczne zaciągnięcie hamulca awaryjnego - dopiero teraz czas był zatrzymywany. Niezła jazda ! Tzn - fajne wrażenia, bo mój przejazd nie był idealny.

    I tak doszliśmy do podliczenia punktów, a dodatkowo przy liczeniu brano uwagę zdawalność u poszczególnych instruktorów. I jakie wyniki ? Z testów osiągnąłem najlepsze miejsce. W ogólnej klasyfikacji zająłem trzecie miejsce. Zaważyła szybka jazd po łuku, bo zdawalność wśród trzech najlepszych instruktorów był na bardzo zbliżonym poziomie (około 45 % zdanych za pierwszym podejściem).

    Hmmm, może już czas by przygotowywać się do konkursu na następny rok ?

    PS. Niestety, egzaminator który układał większą część pytań nie zgodził się na ich upublicznianie, dlatego pytania zostały usunięte. 

    środa, 14 października 2009

    Fotogaleria

    Zaczynając od najstarszych pojazdów, jakimi szkoliłem:


    Opel Corsa 2005 - silnik 1.0, 12 V - dychawicznie słaby, dźwięk silnika niczym kosiarka do trawy. Auto bardzo trudno zajeździć. W czasie pracy w osk, wymiana takich elementów jak (m.in - oprócz tych podlegających naturalnemu zużyciu) sprzęgło, przekładnia kierownicza, amortyzatory, dźwignia włączania kierunkowskazów. Ogólnie prawie nigdy pojazd nie zawiódł w czasie pracy. Myślę, że przy lepszej opiece serwisowej byłby jeszcze doskonalszy.
    Zalety - służbowa, prawie zawsze chętna do jazdy, bezproblemowa.
    Wady - bardzo słaby silnik i ... chyba tyle.




    Opel Corsa 2006 - silnik 1.2, 16  V - w porównaniu do poprzedniej Corsy, ta jest jak rakieta. Naprawdę pojazd fajnie się prowadził, choć był trochę miękki na zakrętach. Wygodna pozycja pracy dla instruktora - chyba że ktoś nie lubi sunąć tyłkiem po jezdni :) Akurat ten model bardziej awaryjny - m.in awaria komputera sterującego silnikiem (2 tyg postoju), sprzęgło, układ kierowniczy, elementy skrzyni biegów. Doskonałe zabezpieczenie antykorozyjne (sprawdzone :P). Ten model miał beznadziejnie kiepskie wyposażenie, ale z drugiej strony takie rzeczy jak np 13-calowe felgi obniżają eksploatację.
    Zalety - powyżej 4 tys obr/min pokazuje pazur, przy umiejętnym ruszaniu można zostawić sporo aut z tyłu, dobre prowadzenie (oprócz szybkich zakrętów).
    Wady - awaryjność, wyposażenie (a raczej jego brak).



    Kolejnym autem - na szczęście dość krótko to trwało - był Fiat Punto. Akurat codziennie przez jakieś półtora roku czekało na mnie auto z 2001 roku (silnik 1.2, 12 V). Tu siedziało się tak wysoko, jak na koniu. Pojazd był już używany, więc na nauce jazdy był po prostu "dobijany" ... Psuło się wszystko - wentylator chłodnicy, sprzęgło (mnóstwo razy wymieniane), elektryka, świece, akumulator itp itd ! Co chwila zaświecały się jakieś kontrolki, coś się psuło, czasem samo się naprawiało - generalnie mechanik znał mnie bardzo dobrze ... Sporo czasu poświęciłem na oczekiwanie na naprawiony pojazd ...
    Zalety - hmmm ... Brak.
    Wady - silnik wolniejszy niż w Corsie 1.0, wysokie spalanie, kiepska pozycja pracy dla instruktora, bardzo wysoka awaryjność.


    I teraz niesamowity skok - Toyota Yaris 1.3 - 2008. Nowiutka, pachnąca salonem. Komplet czterech poduszek powietrznych, klimatyzacja, asystent hamowania, ABS, EBD, centralny zamek, czujniki cofania i ... radio bez MP3 ! Trochę dziwny dobór wyposażenia przez Toyotę, ale lepiej to niż nic ! I tak tu jest mnóstwo wyposażenia ! Niestety, wszystko waży i ten silnik jest najzwyczajniej słabym motorkiem. Jak na razie, nic oprócz żarówek nie wymiałem. Auto kolegi ma już ponad 100 000 km przebiegu i jest podobnie. Doskonałe prowadzenie na zakrętach, świetna przyczepność, niesamowicie genialne hamulce i słabe wyciszenie wnętrza. Ponadto ciekawe rozwiązania schowków i ogólnie rozplanowania wnętrza (tym bardziej przy tak małych wymiarach), bardzo zwrotne i mało palące auto ...
    Zalety - HAMULCE !!!,  zwrotna, dobrze wyposażona, komfortowa, bezpieczna, ekonomiczna - świetnie przystosowana do nauki jazdy.

    Wady - trochę głośna powyżej 100 km/h, gdyby miała jeszcze kilka udogodnień, byłaby idealna.

    Po drodze oczywiście miałem okazję pracować - na "chwilkę" - innymi pojazdami, m.in VW Golfem IV, Oplem Vivaro i innymi. Z tych wszystkich pojazdów najfajniej jeździ się na Toyocie. Ma kilka zabezpieczeń, które pozytywnie wpływają na pracę instruktora. Np nie da się uruchomić pojazdu bez wciśniętego sprzęgła, jest zabezpieczenie przed próbą uruchamiania już pracującego silnika, wspomaganie uruchamiania silnika, niezwykle skuteczne hamulce, doskonała przyczepność. Z drugiej strony, zaplecze serwisowe, auto zastępcze i wszystkie ułatwienia przy kontaktach w czasie zakupu i eksploatacji auta z salonem Toyoty, oferuje nową jakość - niespotykaną do tej pory w tym segmencie rynku.


    Na koniec jeszcze jedno zdjęcie, które - może i najgorsze - ale jednak się tu pokaże. Tak - ten na motocyklu to ten wredny instruktor ... autor bloga ;-)

    Bałwanek wczesno-październikowy ...


    Więc jednak - stało się. 14 października opady śniegu sparaliżowały południowo-wschodnią Polskę. Dziś miałem zacząć pracę od 9, ale już po 6 rano zaglądając za okno stwierdziłem, że to będzie chyba niemożliwe. Oczywiście, do dziś miałem jeszcze opony letnie, więc jak tylko znalazłem auto na parkingu i oczyściłem je  z grubej i zamarzniętej warstwy śniegu rozpocząłem próbę wyjechania z miejsca parkingowego, co nie było łatwe :/

    Jak się to już udało, to był normalnie szok i zdziwienia (znowu). Auto nie chciało ani ruszyć ani się zatrzymać (jak już ruszyło). Postanowiłem wrzucić zimowe opony które przechowuję w piwnicy i pojechać do stacji serwisu ogumienia. Dystans jaki miałem do pokonania to nie więcej niż 5 km, a jechałem chyba pół godziny !

    Oczywiście już na drobnych wzniesieniach auta po prostu stawały. Omijałem je jakimś cudem jadąc - nie, nie jadąc  - tocząc się. Przed jednym ze skrzyżowań miałem na liczniku dokładnie 5 km/h. Ponieważ auto przede mną się zatrzymało, delikatnie wciskam hamulec. I co ? Nic ! Oprócz tego, że  ABS zaczyna terkotać, a ja sunę po śliskim lodzie w ogóle nie zwalniając ! Na szczęście zostawiłem spory zapas przestrzeni i po kilku metrach "walenia" ABS-u auto powoli zwalnia. Powtarzam - na liczniku było 5 km/h.

    Już wiedziałem, że dzisiejsze jazdy ODWOŁUJĘ ! Dotoczyłem się do stacji, stanąłem w kolejce i za godzinę jeździłem już na zimowych oponach. Różnica jest kolosalna, mam nadzieję że wszyscy (nieliczni zresztą) czytelnicy tego bloga rozumieją potrzebę wymiany ogumienia na odpowiednie do warunków atmosferycznych. Chyba nie muszę dodawać, ze wracając z serwisu do domu byłem wszędzie pierwszy ? :P A dzisiaj mam wolny dzień :))

    I proszę się nie krzywić ze względu na pogodę - uśmiech od ucha do ucha to podstawa dobrego humoru :))

    A na koniec jeszcze jedno. Komunikat ze strony WORD Lublin:
    W dniu dzisiejszym  (14.10.2009 r.) egzaminy praktyczne na prawo jazdy wszystkich kategorii zostają odwołane.
    Osoby zakwalifikowane na egzamin w dniu dzisiejszym zostają przeniesione na sobotę tj. 17.10.2009r. z zachowaniem tych samych godzin egzaminu.

    wtorek, 13 października 2009

    Instrukcje "dodatkowe"

    Wczoraj zgłosił się do mnie pan B. Poprosił o ustalenie dwóch godzin jazd w jak najwcześniejszym terminie. A że akurat inny kursant odwołał swoją jazdę, dziś miałem okazję "pojeździć" z B ...

    Po pierwsze - na dzisiejszą jazdę B przyszedł punktualnie i nie chciał wcześniej zakończyć (pełne zaskoczenie).
    Po drugie - od razu spytał, czy mogę mu wszystko powtórzyć, przypominać na bieżąco w czasie jazdy - tzn  co ma robić przed i na skrzyżowaniach itp itd ! Oczywiście - klient - pan, więc zgodziłem się na tą formę jazdy i ... zaczęliśmy (proszę zapiąć pasy !)

    I, tak na 31 i 32 jeździe miały miejsce m.in takie dialogi:

    [ja] - włącz kierunkowskaz;
    [on] - ale który ?
    [ja] - no lewy, przecież masz skręcić w lewo !
    [on] - no tak ...

    *** *** ***

    [ja] - widziałeś kobietę na przejściu po lewej stronie ?
    [on] - nie ! 
    [ja] - a przejście dla pieszych w ogóle widziałeś ?
    [on] - ... (cisza)

    *** *** ***

    [ja] - ile tu można jechać ? (obszar zabudowany)
    [on] - yyy, 70
    [ja] - (konsternacja - było ograniczenie do 30 km/h)

    *** *** ***
    Oprócz dialogu, dominującą formą "rozmowy" był monolog. Dla uściślenia: ja mówiłem, on słuchał, czasem nawet wykonywał ;-) A było tak:

    1) Zwolnij wcześniej, nie hamuj gwałtownie - spójrz - przed tobą czerwone światło,  więc przyhamuj zawczasu i zatrzymaj auto PRZED sygnalizatorem ... (zahamował później i gwałtownie, przód auta stał za sygnalizacją).

    2) Będziesz skręcał w lewo, więc ustaw auto do środka jezdni. Do środka - nie tu ! Tu jest prawa strona ! Podjedź autem do podwójnej linii na środku jezdni ! O, teraz dobrze. Tylko - ej - nie najeżdżaj na nią ok ? Bo nie można tak ...Jak najedziesz na nią, to nie zdasz ...  Jeszcze jakbyś włączył kierunkowskaz ...ALE NIE PRAWY !!!


    3) To teraz zaparkujemy. Widzisz czerwone auto po prawej stronie ? Zaparkuj za nim prostopadle, wjazd przodem. Tylko za nim, dobrze ? (tam jest akurat luka na jeden pojazd). Ale ... gdzie ty wjeżdżasz ? Miało być ZA CZERWONYM, a nie przed !

    4) Zwolnij, zredukuj bieg do dwójki, włącz kierunkowskaz ... popatrz na przejście na poprzecznej drodze, ale .. uważaj na krawężnik ! ... Popraw kierunkowskaz bo wypadł, no ... uważaj na sprzęgło ! (i silnik zgasł). Uruchom auto - ale tak tego nie zrobisz - wciśnij sprzęgło do końca. Uff ... chyba musimy poćwiczyć ruszanie ...

    I tak dalej, i tym podobne. A to całe 120 minut - bo jak mówiłem/pisałem wcześniej - zaczęliśmy punktualnie i skończyliśmy także punktualnie. I co dalej z panem B ? Na razie cisza. Jak sam powiedział - odezwę się. Ok, czyli będę niecierpliwie oczekiwał na kontakt ów kursanta :)Może teraz "trawi" te wszystkie instrukcje w czasie jazdy - zwłaszcza tej ostatniej ? Zobaczymy ...

    PS. Fotogaleria pojawi się w innym terminie.

    piątek, 9 października 2009

    Z ostatniej chwili ...


    Zanim ta fotogaleria, to taki mały wycinek z dzisiejszego dnia:

    1)
    Kolega instruktor na placu manewrowym mówi do kursantki: - Proszę się przygotować do jazdy - Kobieta wsiada do auta, spogląda w lusterko i poprawia fryzurę, po czym mówi - Jestem gotowa !

    2)
    A teraz w innym temacie. Nie pisałem o tym ostatnio, gdyż jakoś nie było ku temu sprzyjającej okazji. Ale pani A której osiągnięcia ostatnio śledzimy dość intensywnie ostatnio jeździła. Podobnie zresztą jak pan B - z tym, że on kilka godzin odwołał. Wracając do pani A - dość szybko dobiegł jej kurs do końca, a na ostatniej godzinie odbył się egzamin wewnętrzny. A bardzo zdenerwowana, jeździła na Yarisie, ale o rok starszym. Jak się okazało, ten egzemplarz Toyoty jest o wiele bardziej zniszczony i wyeksploatowany niż ten na którym jeździła większość kursu. I przez to, A borykała się z róznymi problemami technicznymi w czasie egzaminu, co było bardzo widać. Ostatecznie, egzamin był zaliczony z kilkoma błędami.

    A kilka dni później (dokładnie dziś) - odbył się egzamin państwowy, w którym miałem przyjemność uczestniczenia. Równiutko o 8.00 stawiliśmy się do WORD-u, oboje trochę zestresowani, ale pani A była baaaaaaaardzo zdenerwowana. Kiedy koordynator wyczytał jej nazwisko ona powiedziała - Może postójmy tu jeszcze trochę ? - Oczywiście poszliśmy i trafiliśmy do tego samego egzaminatora u którego byłem ostatnio (z innym klientem oczywiście). No i działamy - a dokładniej - pani A :)

    Po wykonaniu pierwszego zadania (sprawdzenie poziomu płynu hamulcowego i świateł przeciwmgłowych tylnych) przygotowuje siędo jazdy, potem "łuk", wzniesienie - wszystko wzorowo. Wsiadamy wiec do auta i jedziemy na miasto. Pierwsze metry pokonujemy bardzo powoli, mnie aż z tyłu nosi - czemu jedziemy 30 km/h gdy można maksymalnie 50 ? Równa droga, za nami sznur pojazdów, a tu tak powoli ... W pewnym momencie egzaminator mówi: Proszę dostosować prędkość do warunków ! (dość srogim głosem). A w końcu przyspieszyła ... Uff ... "Rondo", potem zwykłe skrzyżowanie, sygnalizacja świetlna, zawracanie na kolejnym rondzie, wszystko szło płynnie i gładko. Ruch na mieście był niewielki, co sprzyjało zdającej. Gdy ów zaczęła jeszcze używać czwartego biegu, a prędkość oscylowała w granicach 48-50 km/h humor egfzaminatora wyraźnie się poprawił :) (mój także). I tak dojechaliśmy do parkingu, gdzie po prostopadłym przodem wyjechaliśmy. Hamowanie do zatrzymania i zawracanie i ... koniec ! W sumie ponad 40 minut jazdy zakończone wynikiem POZYTYWNYM ! A nie mogła dojść do siebie, a po wyjściu z pojazdu rzuciła mi się na szyję :)

    I tak zakończył się ten kurs. W liczbach wygląda to tak;
    A - lat 33;
    Czas trwania kursu (jazd) - 27 dni;
    Liczba wyjeżdżonych godzin - 32;
    Egzamin teoretyczny zdany za - I podejściem;
    Egzamin praktyczny zdany za - I podejściem;

    Natomiast, pan B - nie zdał ostatnio egzaminu wewnętrznego. Na czym ? Na banalnym błędzie -  nie zatrzymał się przed sygnalizatorem S-2. Miał też sporo innych błędów, w chwili obecnej zapisanie kursanta na egzamin państwowy jest zawieszone. Czekamy, aż pozytywnie zaliczy wewnętrzny z jazdy :) Na razie, jest trochę obrażony na mnie, ma zadzwonić w sprawie kolejnych jazd doszkalających i wyznaczeniu drugiego egzaminu wewnętrznego. Pożyjemy - zobaczymy. Jego losy będziemy śledzić do końca :)

    czwartek, 8 października 2009

    Podsumowanie cz I

    Nawet nie wiem kiedy to zleciało, ale właśnie dobiega czas pięciolecia mojej pracy jako instruktora. Tak - wiem, że 5 lat to nie jest wielkie doświadczenie, tym bardziej że nie pracuje tylko jako instruktor (czas dzielę także dla innej pracy), ale zawsze to coś. A pracę tę zawsze staram się traktować poważnie, poszerzać wiedzę i zdobywać kolejne kwalifikacje.

    Część pierwsza podsumowania będzie zawierała:
    - kwestie ogólne;
    - zapamiętane historie;
    - czarno-białe zdarzenia;
    - zalety i wady pracy instruktora;
    - inne;

    Część druga będzie zawierała:
    - fotogalerię;
    - spojrzenie w przyszłość;

    Kwestie ogólne.

    To, że zostałem instruktorem to czysty przypadek. Po prostu - pracując kiedyś w szkole, postanowiłem zrobić kurs na instruktora. Wybrałem firmę X, poszedłem, zapisałem się - i po pierwszych zajęciach byłem pod mega-wrażeniem ! Bardzo mi się spodobało. Nie opuściłem żadnych zajęć, a najfajniejsze były praktyki. Sporo jeździłem, obserwowałem - to było to ! Egzamin na instruktora zdałem za pierwszym razem, a już następnego dnia byłem z podaniem o pracę - właśnie w firmie X gdzie robiłem kurs. Po około 2 miesiącach rozpocząłem pracę. Nowe obowiązki, nowe doświadczenia, nowi koledzy i ... nowy stres. 

    Początki były bardzo trudne. Nie wiedziałem jak i kiedy reagować na poczynania kursanta, nie znałem wymogów egzaminacyjnych - nie było lekko. Mój pierwszy kursant - Michał - jeździł bardzo dobrze, nie musiałem go wiele uczyć. "Egzamin wewnętrzny" (wtedy takich jak dziś nie było) - aby sprawdzić co go nauczyłem przeprowadził szef w mojej obecności. Na koniec powiedział: "Powinien zdać". Dzień później podpisałem stałą umowę :) 

    Stopniowo coraz bardziej "przerzucałem" się na naukę jazdy od pracy w szkole. Miła atmosfera (o wiele lepsza niż obecnie), otwartość współpracowników i fajni kursanci sprawili, że coraz bardziej pochłaniała mnie ta "robota" ;-) Na jednym aucie pracowało razem ze mną czterech instruktorów (auto prawie nie stygło), a mi podobało się coraz bardziej. I z każdym dniem było łatwiej. Zacząłem chodzić na egzaminy z kursantami (pierwszym razem chyba bałem się bardziej niż kursant), w firmie odbywały się szkolenia które podniosły moją wiedzę - bo po samym kursie na instruktora człowiek prawie nic nie wie ! Dopiero po jakimś czasie "załapałem" co w tym wszystkim się liczy ...


    Dziś patrzę na to zupełnie inaczej niż na początku. Wypracowałem pewien model pracy podczas trzydziestogodzinnych jazd - który oczywiście nie jest stały, lecz dostosowywany do każdej z osób. Staram się do każdego podchodzić indywidualnie, szanować czas i przede wszystkim - przygotować do egzaminu, nauczyć jeździć. Niektórzy uważają, że to dwie odrębne dziedziny, ale ja nie. Sporo "się czepiam", kursanci najczęściej są  zmęczeni po dwóch godzinach jazdy - ale myślę że to wychodzi im na plus. 

    Zapamiętane historie.

    Co się najbardziej pamięta ? Pierwszego kursanta, którego mijam na ulicach miasta ;) Ciekawe, czy jeździ zgodnie z przepisami czy tak jak większość ? Nie wiem, on chyba mnie już zapomniał ... W każdym razie, obecnie jeździ złotym Matizem :)

    Pamiętam dokładnie pierwszą stłuczkę. Facet Polonezem uderzył w bok rocznej Corsy którą jeździłem kiedyś. Tego dnia było tak ślisko, że Policja nie nadążała z "obsługą" zdarzeń drogowych. Bardzo przeżyłem tą kolizję. Kierowca Poloneza skręcając w ulicą z której ja z kursantką chciałem wyjechać, gwałtownie przyhamował, zablokowało mu koła i wbił się w lewe drzwi kierowcy i pasażera. Kursantka w szoku wybiegła na środek jezdni i stanęła jak zamurowana ! Ściągnąłem ją ze środka drogi, zjechaliśmy na bok a ona pyta: - To moja wina ? Kolejne kolizje były już inne - wiedziałem co robić by nie trwało to długo, a potem czekałem tylko na przelewy z firm ubezpieczeniowych. Oczywiście, wszystkie te zdarzenia nie wynikały z winy kursanta, tylko innych kierujących ...

    Pamiętam też kurs dwóch koleżanek z pracy. To było dość spore wyzwanie, gdyż co innego gdy się szkoli zupełnie obcą osobę, a co innego gdy jest to ktoś już znany. Poświęciłem temu sporo pracy, np naukę ruszania na wzniesieniu ćwiczyłem z jedną z nich bardzo długo - ale udało się. Dziś obie swobodnie jeżdżą. I po całym kursie i tych wszystkich egzaminach, nadal jesteśmy dobrymi znajomymi :)

    I jeszcze jedno - pamiętam pierwszą kursantkę, która świetnie "czuła" auto. Akurat jeździła nowiutką Corsą, która pasowała do niej znakomicie ! Później, w  myślach porównywałem ją do kolejnych kursantów, ale oni w większości jeździli sporo gorzej niż ona. Zdała egzamin przy pierwszym podejściu, a egzaminator bardzo ją chwalił. Dziś jeździ różnymi autami w pracy, także sporo większymi niż Opel Corsa. Z tego co wiem, radzi sobie znakomicie :)

    Czarno-białe zdarzenia.

    Tu niestety w pamięci zapisał się kursant, który przyszedł pijany na jazdę. Umówiłem się z nim na niedzielę - zwykle tego nie robię, bo ile można pracować ? - ale w poniedziałek kursant miał mieć egzamin - więc się zgodziłem. Podjeżdżam w umówione miejsce -  a tu zamiast faceta jego strzępy, "zapach" wczorajszego alkoholu i chwiejący krok w stronę pojazdu. Wkurzyłem się maksymalnie ! Oczywiście, jazda się nie odbyła, a kolejne godziny które miał ze mną przepracować ów kursant wyjeździł z kimś innym - z ostrzeżeniem o jego wyczynach oczywiście. Mam nadzieję, że zawstydziłem go tym co ode mnie usłyszał i że jakoś wpłynęło to na jego zachowanie w przyszłości ... Ten kursant to jeden z dwóch, którzy w takim stanie przyszli na jazdę.

    Innym średnio miłym zdarzeniem była awaria pojazdu którym pracowałem. A że nieszczęście chodzą parami, to do uszkodzonego sprzęgła dołączył komputer sterujący pracą silnika. Na jedną z potrzebnych części trzeba było czekać kilka dni, a auta zastępczego dla nauki jazdy nie było (nie to co teraz :P). Miałem wtedy przymusowy urlop, który trwał prawie tydzień. Szkoda że było to w zimie, gdyż po dwóch takich przymusowych dniach odpoczynku nosiło mnie i nie mogłem znaleźć swego miejsca ... Ale później do pracy wróciłem z jeszcze większą ochotą i werwą :)

    Zalety i wady pracy.

    Zalety.
    Przede wszystkim - robię to co lubię ! Mam stały kontakt z przepisami ruchu drogowego, zajmuję się problematyką współczesnej motoryzacji, prowadzę wykłady na kursie prawa jazdy i staram się przekazać wszystko co niezbędne przyszłym kierowcom. To bardzo interesujące ! Mam kontakt z bardzo wieloma ludźmi, sporo z nimi rozmawiam. Inaczej pracuje się z osiemnastolatkiem z liceum, a inaczej z trzydziestoparoletnią nauczycielką. Każdy ma inne problemy i jeden cel - uzyskać prawo jazdy. Indywidualne podejście bardzo wskazane. Czasem trzeba kursanta nauczyć jeździć od samych podstaw, czasem od razu jesteśmy na wyższym poziomie, a innym razem po prostu trzeba kogoś uspokoić (przeprowadzić przez trudniejsze skrzyżowanie) i pomóc opanować nerwy i stres.Lubię takie wyzwania !

    Zaletą jest też nienormowany czas pracy. Czasem jeżdżę 4 godziny, a czasem 8 plus wykład. Różnie - sam ustalam sobie grafik pracy :) No i miło jest patrzeć, jak kursanci zdają egzaminy - teoretyczny i praktyczny. Te ich sukcesy są bardzo budujące i zachęcają do jeszcze większego wysiłku :)

    Wady.
    To bardzo stresująca praca. Nigdy się nie wie, co się wydarzy i czy wrócę po pracy całym autem czy nie. W dodatku, nie zawsze wiem z kim będę pracował. Osoby które są spoza ośrodka, nie są nam znane i nie wiadomo czego trzeba się po nich spodziewać. W zasadzie - nawet kursantowi którego znam nie ufam w 100 % - w przeważającej większości to ja odpowiadam za to co robi kursant, więc i prawie cała odpowiedzialność spoczywa na mnie. Stresujące i bardzo wymagające są pierwsze godziny kursanta, no i egzaminy wewnętrzne - które wymagają od instruktora procedur jak na egzaminie państwowym nie dając jednocześnie takich samych uprawnień. Np - na egzaminie państwowym nieprawidłowy wybór pasa ruchu jest oznajmiany osobie zdającej jako błąd. Na wewnętrznym również - ale Policja już może mieć do tego zastrzeżenia, przechodnie komentują - jak on uczy ? To tylko jeden z wielu przykładów ...

    No i ludzie, którzy poruszają się po drogach. Ciągle mają jakieś zastrzeżenia, pretensje że w ogóle istnieje coś takiego jak nauka jazdy ! Dość często nie są mili (by nie powiedzieć inaczej), nie lubią gdy się obok nich parkuje, nie zachowują szczególnej ostrożności wobec przyszłych kierowców, nie są wyrozumiali - tak jakby nigdy się sami nie uczyli jeździć ! Tak, jakby nigdy nie popełniali błędów ... Oczywiście, spotykam także wyrozumiałych kierowców, ale  to wciąż rzadkość.

    Inne.

    Czasem zdarzają się zabawne sytuacje, np gdy kursanci w stresie używają dość dziwnych określeń. I tak na miernik do sprawdzania oleju padły już takie określenia jak:
    - dzyndzelek;
    - pręcik;
    - miernik drucikowy ;


    Widziałem, jak starsza pani szarpała się z pokrywą bagażnika przez 5 minut - a próbowała podnieść pokrywę silnika. Odblokowała ów od wewnątrz, po czym pomaszerowała na tył auta i się męczyła aż czas jej się skończył. Oczywiście wynik egzaminu negatywny. Myślę, że to ze stresu - bo cokolwiek sądząc o konkurencji, to chyba nikt jej tak nie uczył ...

    Czasem kursanci pytają egzaminatorów:
    - czy mogę się już rozebrać ? lub:
    - zajdzie pan ?  - gdy potrzebują pomocy przy sprawdzaniu świateł hamowania ...

    A jak kursanci tłumaczą swoje niepowodzenia ? Jest wiele sposobów, oto kilka z nich:
    - oblał mnie ten p*** egzaminator. A co zrobiłeś - pytam - wjechałem na czerwonym ...
    - cofam sobie po łuku - a tu mi pachołek wyskakuje na środek !
    - nie zdałam, bo auto egzaminacyjne było szare, a ja jeździłam na czerwonym !
    - egzaminator wywiózł mnie tam, gdzie jeszcze nie byłem. To wina instruktora !
    - nie zdałam, bo wjechałam na pachołek - ale na kursie takiego nie było !

    Ogromna większość niepowodzeń jest spychana na instruktora, cały ośrodek szkolenia lub na egzaminatora. Bo ktoś się uwziął, oblał mnie celowo i wiele innych "uzasadnień" krąży wśród zdających egzamin. A przyznać się do błędu potrafi niewielu ...