Dzisiejszy wpis będzie tak gorący, jak pogoda w południe. "Uplastycznienie nawierzchni bitumicznych pod wpływem wysokich temperatur" (jak to ładnie przytoczyłem) daje się we znaki. Ale dziś nie o lecie, dziś chciałbym przypomnieć jedno z pytań testowych na kategorię B:
Na miejscu wypadku samochodowego znajdujesz odcięty lub urwany palec jednej z ofiar wypadku. W jaki sposób zabezpieczysz tę część ciała ? A - palec umieszczę w sterylnej gazie, suchym worku foliowym , a ten w wodzie z lodem, B - zamrożę, C - pozostawię bez zabezpieczenia na miejscu wypadku
Fajne ? Znacie prawidłową odpowiedź ? Ile razy omawiam to na wykładach, tyle razy słyszę całą salę rozśmieszoną do granic możliwości, po czym padają pytania (bo prawidłowa odpowiedź to ... A !) skąd kierowca ma to wszystko wziąć ? No dobrze, gazę może znajdzie w apteczce (najpierw natknie się na prezerwatywę (!) i na dziecięce, tępe, chińskie (?) nożyczki. Wyjmie gazę i owinie "palec ofiary" ... Co dalej ? Woreczek foliowy - suchy woreczek foliowy. Tylko skąd go wziąć ? Woda ? Tylko w butelce (i do tego gazowana :P), a w butelce takiego palca to można tylko utopić ... Idźmy dalej, lód ? Skąd wziąć lód ? To raczej tylko zimą ...
Ach. te upały. Nie tylko ekspertom od układania pytań dokucza nieznośnie wysoka temperatura, kursantom także. Otóż, dziś kolega poprosił o przeprowadzenie egzaminu wewnętrznego. Młoda brunetka, z którą miałem przyjemność jechać długo nie wytrzymała. Przy wyjeździe na ruchliwą trasę nie zauważyła (i nie usłyszała najprawdopodobniej) ... karetki pogotowia na sygnale ! No po prostu nie mogłem jej pozwolić, by "wytoczyła się" wprost pod nadjeżdżający pojazd uprzywilejowany ... Ale co tam, zwalmy winę na instruktora lub na pogodę ;-)
A na koniec jeszcze fajne zdjęcie :) Jeden rzut oka, drugi, trzeci, w końcu się zatrzymujemy i czytamy gdzie jest objazd, a gdzie nie ma ... i może faktycznie rowerem będzie lepiej ?
wtorek, 30 czerwca 2009
piątek, 26 czerwca 2009
Trudne omijanie
W czasie całego kursu nauki jazdy, można wyodrębnić błędy, które dość mocno obniżają ocenę kursanta. Błędy te wynikają ze zwykłego gapiostwa, braku należytej koncentracji, "przebimbania" wykładów, czy też po prostu braku wyciągania wniosków ze zdarzeń, sytuacji pojawiających się na drodze.
A jednym z takich błędów jest nieprawidłowe lub brak używania kierunkowskazów. Przede wszystkim, należy ich używać wtedy, gdy mamy zamiar zmienić pas ruchu lub kierunek jazdy. Natomiast po zakończeniu manewru należy kierunkowskaz niezwłocznie wyłączyć.
Tu wydaje się że to proste, ale kursantom sprawia to mnóstwo trudności - a zwłaszcza przy omijaniu (przejeżdżanie lub przechodzenie obok nieporuszającego się pojazdu, uczestnika ruchu lub przeszkody) innych pojazdów zaparkowanych w pobliżu jezdni. Część z nich wystaje nieznacznie na jezdnię, więc należy je ominąć. I wtedy, gdy mamy zamiar ominąć dany pojazd, mamy też zamiar nieco oddalić się od krawężnika. Nie zawsze przy tym zmieniamy pas ruchu, a jednak należałoby włączyć kierunkowskaz, by ostrzec jadących z tyłu (i nie tylko ich) iż coś jest na jezdni, a nasz pojazd nieco zmieni tor jazdy. Przy czym, warto oddalić się na bezpieczną odległość od omijanego pojazdu/przeszkody, gdyż nigdy nie wiadomo czy nikt nie wybiegnie zza niej, lub ktoś np nie otworzy drzwi w omijanym pojeździe. Kierujący ma obowiązek zachowania bezpiecznego odstępu od omijanego pojazdu, osób pracujących na jezdni, pieszego lub przeszkody, a w razie potrzeby powinien również zmniejszyć prędkość. Omijanie pojazdu sygnalizującego zamiar skręcenia w lewo może odbywać się tylko z jego prawej strony.
Często w takich sytuacjach słyszę: mam włączyć kierunkowskaz ? Najczęściej odpowiadam twierdząco. Ważne też, by zachować pewną konsekwencję. Jeśli zostaje włączony lewy kierunkowskaz, prawy też powinien być użyty. Oczywiście, nie dotyczy to sytuacji kiedy końcówka omijania styka się ze skrzyżowaniem. Czasem, w sytuacji kiedy ktoś próbuje wyjechać z prawej - podporządkowanej drogi, zobaczy prawy kierunkowskaz "eLki" i nie zwracając większej uwagi wjeżdża wprost pod naukę jazdy. Już po zasygnalizowaniu, upewnieniu się co do możliwości i zmianie pasa, kierunkowskaz należy niezwłocznie wyłączyć. On nie może non stop "mrugać". Czasem omijanych jest kilka aut, a kierujący nie wyłączają lewego "migacza" tylko jadą na nim aż do momentu powrotu na prawą część jezdni/pasa ruchu. Takie zachowanie jest naganne.
Z problemem omijania, związane są jeszcze dwie inne kwestie. Po pierwsze, przed rozpoczęciem manewru omijania należy ocenić sytuację z tyłu. A że kursanci raczej nie lubią patrzeć w lusterka, to już wiemy że różnie z tym bywa. Podobnie jak z oceną sytuacji z przodu. Czy jest miejsce na bezpieczne ominięcie przeszkody ? Czy mogę wykonać ten manewr bez utrudniania ruchu pojazdom jadącym z przeciwka ? Niedawno jeden z kursantów wyskoczył wprost na nadjeżdżający pojazd z przeciwka, bo przecież - ja zdążę ! Skończyło się na ostrym hamowaniu i reprymendzie.
Po drugie, w sytuacji gdy jakiś pojazd zaparkowany jest w pobliżu linii ciągłych, zmusza innych użytkowników drogi do najechania/przejechania przez nią. I co zrobić w takiej sytuacji ? Możliwości są różne: można zatrzymać za takim pojazdem i czekać aż odjedzie (...) - a można też - i nawet trzeba, ominąć przejeżdżając linię ciągłą. Oczywiście, w innych sytuacjach zabrania się najeżdżania/przekraczania linii ciągłych, ale tu zmusza nas do tego konkretna sytuacja, niefrasobliwość innych kierowców byle jak parkujących auta, a także niewydolność służb policji i straży miejskiej (wiejskiej). A tak na marginesie - to olbrzymie pokłady pieniędzy, które po prostu wystarczy nakładać w formie mandatów na tak parkujących kierowców ! Odholowania pojazdów też wchodzą w grę, a tu pieniądze są jeszcze większe ! Jakże często takie pojazdy utrudniają wyjazd innym kierowcom, a co dopiero mówić kursantom ? Niestety, obserwując codziennie dziesiątki nieprawidłowo zaparkowanych pojazdów i bardzo mizerną pracę służb "porządkowych" wydaje się, że panuje zasada: kto chce, jak chce, gdzie chce ...
I tak oto biedny kursant męczy się z myślą czy włączyć kierunkowskaz czy nie, ominąć czy zaczekać, najechać na ciągłą czy się "przecisnąć" ...
A jednym z takich błędów jest nieprawidłowe lub brak używania kierunkowskazów. Przede wszystkim, należy ich używać wtedy, gdy mamy zamiar zmienić pas ruchu lub kierunek jazdy. Natomiast po zakończeniu manewru należy kierunkowskaz niezwłocznie wyłączyć.
Tu wydaje się że to proste, ale kursantom sprawia to mnóstwo trudności - a zwłaszcza przy omijaniu (przejeżdżanie lub przechodzenie obok nieporuszającego się pojazdu, uczestnika ruchu lub przeszkody) innych pojazdów zaparkowanych w pobliżu jezdni. Część z nich wystaje nieznacznie na jezdnię, więc należy je ominąć. I wtedy, gdy mamy zamiar ominąć dany pojazd, mamy też zamiar nieco oddalić się od krawężnika. Nie zawsze przy tym zmieniamy pas ruchu, a jednak należałoby włączyć kierunkowskaz, by ostrzec jadących z tyłu (i nie tylko ich) iż coś jest na jezdni, a nasz pojazd nieco zmieni tor jazdy. Przy czym, warto oddalić się na bezpieczną odległość od omijanego pojazdu/przeszkody, gdyż nigdy nie wiadomo czy nikt nie wybiegnie zza niej, lub ktoś np nie otworzy drzwi w omijanym pojeździe. Kierujący ma obowiązek zachowania bezpiecznego odstępu od omijanego pojazdu, osób pracujących na jezdni, pieszego lub przeszkody, a w razie potrzeby powinien również zmniejszyć prędkość. Omijanie pojazdu sygnalizującego zamiar skręcenia w lewo może odbywać się tylko z jego prawej strony.
Często w takich sytuacjach słyszę: mam włączyć kierunkowskaz ? Najczęściej odpowiadam twierdząco. Ważne też, by zachować pewną konsekwencję. Jeśli zostaje włączony lewy kierunkowskaz, prawy też powinien być użyty. Oczywiście, nie dotyczy to sytuacji kiedy końcówka omijania styka się ze skrzyżowaniem. Czasem, w sytuacji kiedy ktoś próbuje wyjechać z prawej - podporządkowanej drogi, zobaczy prawy kierunkowskaz "eLki" i nie zwracając większej uwagi wjeżdża wprost pod naukę jazdy. Już po zasygnalizowaniu, upewnieniu się co do możliwości i zmianie pasa, kierunkowskaz należy niezwłocznie wyłączyć. On nie może non stop "mrugać". Czasem omijanych jest kilka aut, a kierujący nie wyłączają lewego "migacza" tylko jadą na nim aż do momentu powrotu na prawą część jezdni/pasa ruchu. Takie zachowanie jest naganne.
Z problemem omijania, związane są jeszcze dwie inne kwestie. Po pierwsze, przed rozpoczęciem manewru omijania należy ocenić sytuację z tyłu. A że kursanci raczej nie lubią patrzeć w lusterka, to już wiemy że różnie z tym bywa. Podobnie jak z oceną sytuacji z przodu. Czy jest miejsce na bezpieczne ominięcie przeszkody ? Czy mogę wykonać ten manewr bez utrudniania ruchu pojazdom jadącym z przeciwka ? Niedawno jeden z kursantów wyskoczył wprost na nadjeżdżający pojazd z przeciwka, bo przecież - ja zdążę ! Skończyło się na ostrym hamowaniu i reprymendzie.
Po drugie, w sytuacji gdy jakiś pojazd zaparkowany jest w pobliżu linii ciągłych, zmusza innych użytkowników drogi do najechania/przejechania przez nią. I co zrobić w takiej sytuacji ? Możliwości są różne: można zatrzymać za takim pojazdem i czekać aż odjedzie (...) - a można też - i nawet trzeba, ominąć przejeżdżając linię ciągłą. Oczywiście, w innych sytuacjach zabrania się najeżdżania/przekraczania linii ciągłych, ale tu zmusza nas do tego konkretna sytuacja, niefrasobliwość innych kierowców byle jak parkujących auta, a także niewydolność służb policji i straży miejskiej (wiejskiej). A tak na marginesie - to olbrzymie pokłady pieniędzy, które po prostu wystarczy nakładać w formie mandatów na tak parkujących kierowców ! Odholowania pojazdów też wchodzą w grę, a tu pieniądze są jeszcze większe ! Jakże często takie pojazdy utrudniają wyjazd innym kierowcom, a co dopiero mówić kursantom ? Niestety, obserwując codziennie dziesiątki nieprawidłowo zaparkowanych pojazdów i bardzo mizerną pracę służb "porządkowych" wydaje się, że panuje zasada: kto chce, jak chce, gdzie chce ...
I tak oto biedny kursant męczy się z myślą czy włączyć kierunkowskaz czy nie, ominąć czy zaczekać, najechać na ciągłą czy się "przecisnąć" ...
środa, 24 czerwca 2009
Ostre hamowanie
Od dłuższego czasu zastanawiam się, z czego wynika to w tytule u kursanta, kandydata na kierowcę. Technika właściwego hamowania jest omawiana na wykładzie, nie sądzę, by później instruktorzy pomijali tak ważny element, a bardzo często spotykam się z bardzo gwałtownym, ostrym hamowaniem. Dlaczego ?
W takich sytuacjach "tarka" na jezdni, koleiny, ubytki w nawierzchni czy wreszcie piasek/inne zanieczyszczenia mogą spowodować zmniejszenie przyczepności kół do nawierzchni i droga "obliczona" przez kursanta znacznie się wydłuży. Nie muszę chyba wspominać o tym, że kierujący z tyłu będą tym faktem (gwałtownym hamowaniem) zaskoczeni.
Zatem pytam: dlaczego kursanci hamują w ostatniej chwili z prawie pełnym impetem ? Dlaczego tak trudno wyegzekwować prawidłową technikę hamowania (bez użycia sprzęgła m.in), wczesne hamowanie i prawidłowy odstęp przy zatrzymaniu ?
A przepisy zabraniają gwałtownego, nieuzasadnionego hamowania (o czym już pisałem).
Chyba muszę poświęcić więcej czasu temu zagadnieniu podczas szkolenia ...
W takich sytuacjach "tarka" na jezdni, koleiny, ubytki w nawierzchni czy wreszcie piasek/inne zanieczyszczenia mogą spowodować zmniejszenie przyczepności kół do nawierzchni i droga "obliczona" przez kursanta znacznie się wydłuży. Nie muszę chyba wspominać o tym, że kierujący z tyłu będą tym faktem (gwałtownym hamowaniem) zaskoczeni.
Zatem pytam: dlaczego kursanci hamują w ostatniej chwili z prawie pełnym impetem ? Dlaczego tak trudno wyegzekwować prawidłową technikę hamowania (bez użycia sprzęgła m.in), wczesne hamowanie i prawidłowy odstęp przy zatrzymaniu ?
A przepisy zabraniają gwałtownego, nieuzasadnionego hamowania (o czym już pisałem).
Chyba muszę poświęcić więcej czasu temu zagadnieniu podczas szkolenia ...
piątek, 19 czerwca 2009
25 minut
Od 9 czerwca egzamin może zakończyć się wynikiem pozytywnym już po 25 minutach. Oczywiście, trzeba wykonać pełny program egzaminacyjny, ale jeśli ktoś zdąży to spora różnica w stosunku do 40 minut.
I właśnie takimi nowymi zasadami przeprowadzałem ostatnio egzamin wewnętrzny.
10.00 Plac manewrowy. Pani X rozpoczyna pierwsze zadanie od wylosowania dwóch elementów do sprawdzenia. Ma sprawdzić poziom płynu chłodzącego i działanie świateł przeciwmgłowych tylnych. Na to ma nie więcej niż 5 minut (na państwowym egzaminie wszystko się nagrywa a czas odmierza urządzenie nagrywające). Bez problemu wskazuje dwa elementy, a czas jaki jej to zajmuje nie przekracza 1,5 minuty ! Szybko i fajnie - w końcu zaczynamy jazdę, a nie omawianie wszystkich świateł ...
10.04 Po przygotowaniu do jazdy rozpoczyna jazdę pasem ruchu. Bezbłędnie go pokonuje, następnie wzniesienie - tu jest mała wpadka ponieważ auto gaśnie za pierwszym podejściem. Przy drugiej próbie auto płynnie rusza. Zaliczone, czas na miasto.
10.10 Wyjeżdżamy na miasto. Po krótkiej instrukcji skrzyżowanie z sygnalizacją typu S-2 (ze strzałka warunkową). Przy czerwonym świetle wyświetla się zielona strzałka, jednak by móc z niej skorzystać należy spełnić trzy warunki - zatrzymać pojazd przed sygnalizatorem (lub linią), ustąpić pierwszeństwa pieszym a następnie pojazdom. Wszystkie kryteria zostały spełnione, a niebawem wjeżdżamy na skrzyżowanie o potocznej nazwie "rondo". Niby wszystko ok, ale trzeci bieg nie jest najlepszym rozwiązaniem. Yaris jednak nie odmawia współpracy i posłusznie toczy się na "trójce".
10,17 Dość ruchliwe skrzyżowanie z sygnalizacją świetlną, a kursantka dostała polecenie skrętu w lewo. Spory ruch jak na tą godzinę jednak nie przeszkadza jej w poprawnym pokonaniu skrzyżowania. Fajnie - nabieram coraz większego przekonania że będzie "pozytywny" ... Po chwili wjeżdżamy na drogę o ograniczonej prędkości do 20km/h. Na liczniku jak nic 24 km/h. Wg nowych przepisów, niezwłocznie informuję o błędzie.
10.22 Skrzyżowanie równorzędne trochę się udało, gdyż wg mnie kursantka nie zwróciła dostatecznej uwagi na prawą stronę, a ta po prostu była pusta. Dalej "pierwszeństwo łamane" a chwilę po tym przejazd bardzo wąską drogą z jednoczesnym omijaniem i wymijaniem. Moja prawa noga jest milimetr od hamulca, jednak nie muszę interweniować. Było blisko, za blisko - ale pewnej granicy - wg mnie - nie przekroczyła.
10.25 Zawracanie z wykorzystaniem biegu wstecznego. To zadanie nie jest zaliczone z powodu braku kierunkowskazu już przy wyjeździe z infrastruktury. Oczywiście, informuję o tym błędzie osobę zdającą. Po chwili skrzyżowanie ze znakiem "STOP". Tu kursantka zatrzymuje się przed znakiem, a następnie po raz kolejny przed jezdnią (brak tu linii). To także błąd, więc stosowna informacja jest udzielana.
10.30 Parkowanie prostopadłe przodem. Znalazłem bardzo fajne miejsce - akurat na jeden pojazd pomiędzy innymi. Tu kursantka powoli i dokładnie ustawia auto, po zaparkowaniu istnieje możliwość opuszczenia pojazdu, wszystkie kryteria spełnione. Następnie powtórzenie zawracania, a dalej przejazd po odcinku drogi z podwyższoną prędkością i zatrzymanie pojazdu w wyznaczonym miejscu. Brawo - wszystko wykonane dobrze ! Za około 5 minut kończymy, więc powoli kieruję się pod osk.
10.34 Do końca egzaminu mniej niż minuta i około 1 km jazdy. Na głównej arterii komunikacyjnej akurat tego dnia rozpoczęto prace remontowe, a w związku z tym stoją nowe znaki - w tym znak B-33 - ograniczenie prędkości do 30 km/h. Oczywiście nikt nie jedzie z tą prędkością - nawet my. Ponieważ w Toyocie prędkościomierz pokazuje 37 km/h ! W tym momencie właśnie zakończył się egzamin - niestety z wynikiem negatywnym. Powtórzenie tego samego błędu - przekroczenia prędkości, informacja dla kursantki i zjazd pod osk.
Wg mnie trasa egzaminacyjna była łatwa. Rondo, przejazd kolejowy, droga o podwyższonej i obniżonej prędkości, jednokierunkowa, strefa zamieszkania, skrzyżowanie z pierwszeństwem łamanym, ze znakiem STOP i ustąp pierwszeństwa, zawracanie na drodze dwukierunkowej, parkowanie prostopadłe przodem i kilka innych elementów pozwoliły w dość szybkim czasie na zakończenie egzaminu.
Szkoda że z wynikiem negatywnym, bo uważam że technicznie i ogólnie jazda była na całkiem niezłym poziomie. Oczywiście, zawsze można było jechać lepiej, ale ten kto wie ile pracy wymaga przygotowanie osoby do zdania egzaminu wie o czym mówię.
środa, 17 czerwca 2009
Wakacyjny kurs
Dość często mam wrażenie totalnego braku współpracy kursanta z instruktorem. Grupa ludzi (najczęściej młodych), którzy sądzą że przyjdą, zapiszą się, ktoś załatwi lekarza, wpadną podpisać listy wykładów, umówią się na mieście z instruktorem, pojeżdżą, będzie miło i przyjemnie. Zero stresu i wysiłku. A potem egzamin (pozytywny oczywiście) i przygoda z prawkiem zaliczona ! A droga jest/powinna być trochę inna.
Po pierwsze - najpierw robimy badania lekarskie, a potem zapisujemy się na kurs. Oczywiste, że w innym przypadku zakładamy iż kandydat zawsze i w 100% nadaje się na kierującego, a że tak nie musi być świadczą choćby statystyki wypadków.
Po drugie wykłady. Nie są po to, by podpisać listę i wyjść, ewentualnie poprosić kogoś by ten wpisał nazwisko. Wykłady to często pierwszy kontakt z przepisami, wyjaśnienie zawiłych sytuacji, nauka zasad bezpiecznego poruszania się w ruchu drogowym i przygotowanie do zajęć praktycznych. Czy można umówić się na jazdę i nie być na wykładach ? Można, bowiem nadal sporo osób sądzi, że jeśli dostanie testy do domu to po 3-4 dniach umie wszystko ...
Po trzecie jazda. Nie wystarczy odbębnić jej ot tak. Jeśli kursant nie wyciąga wniosków, nie słucha instruktora i na każdej jeździe robi te same błędy to po co taka jazda ? Oczywiście można w ten sposób wyjeździć 30 godzin, tylko liczenie na zdanie egzaminu będzie tylko czczym życzeniem. Gdy na praktykach pytam jaki znak stoi przed nami (zakaz wjazdu), to często słyszę że to STOP. Wydaje mi się jednak, że różnica pomiędzy tymi znakami jest dość spora. No ale dobra - nie będę się czepiał. Wszak - jak twierdzą niektórzy - płacą mi za naukę jazdy, a nie odpytywanie ze znaków !
A niepowodzenie można zwalić na kogoś innego. Najłatwiej na egzaminatora, lub instruktora. Ostatnio kursantka tłumaczyła się że nie zdała, ponieważ kolor pojazdu egzaminacyjnego był inny niż ten na kursie. I oczywiście miała pretensje do osk i instruktora prowadzącego. Są też częste przypadki, kiedy ktoś nie zatrzyma się przed czerwonym światłem ze strzałką "warunkową" i nie zgadza się z oceną negatywną. Bo przecież nic nie jechało ! Albo: prawie się zatrzymałem !
No cóż ... Pewne jest, ze taka droga prowadzi donikąd. I zapewne sporo kosztuje, ale za brak wiedzy się płaci.
sobota, 13 czerwca 2009
Agresywny kierowca
Złośliwe gesty, trąbienie, wymachiwanie, pouczanie innych, poganianie światłami a nawet rękoczyny. Codzienność na polskich drogach ?
Często na drodze można spotkać agresywnych kierowców, próbujących podporządkować sobie innych, dyktować warunki. Takich, którym się wydaje że im wszystko wolno. Egoizm który wręcz kipi od ów użytkowników drogi przekłada się na bezpośrednio na bezpieczeństwo innych uczestników ruchu. Ciągła chęć potwierdzenia własnej wysokiej wartości, nieuznawanie praw innych niż swoje, bardzo agresywne prowadzenie pojazdu to cechy kierowców niedojrzałych emocjonalnie i społecznie. Wg badań Grupy PZU*, aż w 2 na 3 wypadki i kolizje występuje syndrom ofensywnego zachowania drogowego.
Frustracje z życia, problemów i niepowodzeń, tacy kierowcy próbują reperować pokazując swoją wyższość na drodze. Wszystko im wolno. Najlepiej, gdyby wszyscy ustępowali miejsca na lewym (najlepszym) pasie ruchu. Bo przepisy są dla innych - frajerów i idiotów. Ważne jest by być pierwszym, przechytrzyć innych choć o 2-3 sekundy. I kolejne zwycięstwo. W życiu nie bardzo takim się układa, ale tu - w super maszynie za 500 € można pokazać swoją "pozycję i status" ...
80 % badanych podało iż swoje umiejętności w prowadzeniu pojazdu oceniają na poziom bardzo dobry lub dobry. A na pewno wyższy niż poziom przeciętny. Natomiast innych widzimy jako przeciętnych, ledwo dających sobie radę za kółkiem. A więc będzie ok, gdy konkretny kierowca podróżuje po mieście z prędkością grubo przekraczającą dopuszczalną. Bo przecież umie więcej, lepiej i w sytuacji zagrożenia (która raczej nie wystąpi - przecież to dotyka innych a nie mnie !) jakoś sobie poradzi ... Ale jeśli to inni popełniają błędy, wtedy ów "idealny" konkretny kierowca widzi głupotę, lekkomyślność i niefrasobliwość.
Niedojrzałość emocjonalna i społeczna szczególnie pokazuje swe oblicze kiedy kierowca zamknięty w pojeździe zdobywa się na zachowanie, które rzadko kiedy pokazałby w innej sytuacji. W domu, pracy - istnieje potrzeba współistnienia, poszanowania praw innych, poprawnych relacji z otoczeniem. Za kierownicą można po prostu docisnąć gaz i zostawić wszystko w tyle, pokazać "kto tu rządzi" ... Potrzeba samodowartościowania, pokazania innym wyższości i miejsca w hierarchii, złamanie przepisów, a jeszcze wychwalanie ryzykanckiej jazdy to chleb powszedni.
Prawie nigdy taki kierowca nie przyzna się do winy obarczając wszystko dookoła tylko nie siebie. Winna była droga, pogoda, pojazd, inny kierujący etc. Ale nie on sam ! Tutaj pewną analogię widać już na egzaminach na prawo jazdy, kiedy osoba nie uzyskawszy wyniku pozytywnego potrafi znaleźć szereg powodów, dzięki którym nie zdała. A swojego błędu w tym nie ma ! (najczściej winny jest ... egzaminator).
Nie dawno jadąc z kursantem na 4 godzinie jazdy ktoś wymusił pierwszeństwo zmuszając nas do gwałtownego hamowania. Reakcja kursanta: długi sygnał dźwiękowy, wymachiwanie rękoma i trzy zdania wulkgarnych słów. I tylko to, bo hamował już instruktor ... No dobrze - coś jeszcze - kursant zrobił się czerwony, agresywny i wściekły na wszystkich. Ale jeśli ten kursant za pół godziny sam popełnił błąd (niewspółmiernie mniejszej wagi) oczekuje pełnego zrozumienia i wyrozumiałości.
Inny przykład: stoimy przed ruchliwym skrzyżowaniem, pojazd przed nami ma kłopoty z opuszczeniem skrzyżowania. Kursant pyta: - mogę zatrąbić ? Pytam zdziwiony - po co ? (może czegoś nie zauważyłem ?) - Żeby go popędzić - odparł kursant. Przyznam, że z wrażenia nie wiedziałem jak do niego przemówić i czy w ogóle ma to sens ... A jak za kilkanaście chwil sam dojechał do skrzyżowania i w momencie, gdy trzeba było ruszać zgasł mu pojazd, miał pretensje do kierowców trąbiących za nim. Normalnie szczęka mi opadła i najchętniej wysadziłbym go z auta.
Jestem zdecydowanym zwolennikiem obowiązkowych badań psychologicznych dla kandydatów na kierowców ! Wg przytoczonych wcześniej badań wynika, że jeden na trzy wypadki/kolizje ma miejsce z powodu ułomności intelektualnej prowadzących. Czyli 30 % to grupa głupich ludzi, nie nadających się do wykonywania zadań kierowcy ?
* Badania Grupy PZU
Często na drodze można spotkać agresywnych kierowców, próbujących podporządkować sobie innych, dyktować warunki. Takich, którym się wydaje że im wszystko wolno. Egoizm który wręcz kipi od ów użytkowników drogi przekłada się na bezpośrednio na bezpieczeństwo innych uczestników ruchu. Ciągła chęć potwierdzenia własnej wysokiej wartości, nieuznawanie praw innych niż swoje, bardzo agresywne prowadzenie pojazdu to cechy kierowców niedojrzałych emocjonalnie i społecznie. Wg badań Grupy PZU*, aż w 2 na 3 wypadki i kolizje występuje syndrom ofensywnego zachowania drogowego.
Frustracje z życia, problemów i niepowodzeń, tacy kierowcy próbują reperować pokazując swoją wyższość na drodze. Wszystko im wolno. Najlepiej, gdyby wszyscy ustępowali miejsca na lewym (najlepszym) pasie ruchu. Bo przepisy są dla innych - frajerów i idiotów. Ważne jest by być pierwszym, przechytrzyć innych choć o 2-3 sekundy. I kolejne zwycięstwo. W życiu nie bardzo takim się układa, ale tu - w super maszynie za 500 € można pokazać swoją "pozycję i status"
80 % badanych podało iż swoje umiejętności w prowadzeniu pojazdu oceniają na poziom bardzo dobry lub dobry. A na pewno wyższy niż poziom przeciętny. Natomiast innych widzimy jako przeciętnych, ledwo dających sobie radę za kółkiem. A więc będzie ok, gdy konkretny kierowca podróżuje po mieście z prędkością grubo przekraczającą dopuszczalną. Bo przecież umie więcej, lepiej i w sytuacji zagrożenia (która raczej nie wystąpi - przecież to dotyka innych a nie mnie !) jakoś sobie poradzi ... Ale jeśli to inni popełniają błędy, wtedy ów "idealny" konkretny kierowca widzi głupotę, lekkomyślność i niefrasobliwość.
Niedojrzałość emocjonalna i społeczna szczególnie pokazuje swe oblicze kiedy kierowca zamknięty w pojeździe zdobywa się na zachowanie, które rzadko kiedy pokazałby w innej sytuacji. W domu, pracy - istnieje potrzeba współistnienia, poszanowania praw innych, poprawnych relacji z otoczeniem. Za kierownicą można po prostu docisnąć gaz i zostawić wszystko w tyle, pokazać "kto tu rządzi" ... Potrzeba samodowartościowania, pokazania innym wyższości i miejsca w hierarchii, złamanie przepisów, a jeszcze wychwalanie ryzykanckiej jazdy to chleb powszedni.
Prawie nigdy taki kierowca nie przyzna się do winy obarczając wszystko dookoła tylko nie siebie. Winna była droga, pogoda, pojazd, inny kierujący etc. Ale nie on sam ! Tutaj pewną analogię widać już na egzaminach na prawo jazdy, kiedy osoba nie uzyskawszy wyniku pozytywnego potrafi znaleźć szereg powodów, dzięki którym nie zdała. A swojego błędu w tym nie ma ! (najczściej winny jest ... egzaminator).
Nie dawno jadąc z kursantem na 4 godzinie jazdy ktoś wymusił pierwszeństwo zmuszając nas do gwałtownego hamowania. Reakcja kursanta: długi sygnał dźwiękowy, wymachiwanie rękoma i trzy zdania wulkgarnych słów. I tylko to, bo hamował już instruktor ... No dobrze - coś jeszcze - kursant zrobił się czerwony, agresywny i wściekły na wszystkich. Ale jeśli ten kursant za pół godziny sam popełnił błąd (niewspółmiernie mniejszej wagi) oczekuje pełnego zrozumienia i wyrozumiałości.
Inny przykład: stoimy przed ruchliwym skrzyżowaniem, pojazd przed nami ma kłopoty z opuszczeniem skrzyżowania. Kursant pyta: - mogę zatrąbić ? Pytam zdziwiony - po co ? (może czegoś nie zauważyłem ?) - Żeby go popędzić - odparł kursant. Przyznam, że z wrażenia nie wiedziałem jak do niego przemówić i czy w ogóle ma to sens ... A jak za kilkanaście chwil sam dojechał do skrzyżowania i w momencie, gdy trzeba było ruszać zgasł mu pojazd, miał pretensje do kierowców trąbiących za nim. Normalnie szczęka mi opadła i najchętniej wysadziłbym go z auta.
Jestem zdecydowanym zwolennikiem obowiązkowych badań psychologicznych dla kandydatów na kierowców ! Wg przytoczonych wcześniej badań wynika, że jeden na trzy wypadki/kolizje ma miejsce z powodu ułomności intelektualnej prowadzących. Czyli 30 % to grupa głupich ludzi, nie nadających się do wykonywania zadań kierowcy ?
* Badania Grupy PZU
poniedziałek, 1 czerwca 2009
Nauka w polu
O tym, że ludzie zwykle nie lubią nauki jazdy, chyba powszechnie wiadomo. Oczywiście nie zawsze tak jest, jednak na drodze częściej spotykam się (i nie tylko ja) z różnego rodzaju złośliwościami ze strony innych kierujących. Bo taka nauka jazdy powinna ćwiczyć gdzieś daleko, gdzie nie ma pojazdów (może na polu ?), zajmuje tylko niepotrzebnie miejsce na drodze i miejsca parkingowe też !
Były, są i zapewne będą różne "pomysły" co do tego, w jaki sposób ograniczyć szkodliwość lekcji praktycznej nauki jazdy. Oto kilka dni temu posłanka PIS zaproponowała rejonizację na egzaminy:
Rejonizacja to pomysł na rozładowanie permanentnych korków, jakie blokują ruch w centrum Sieradza. – W godzinach szczytu mieszkańcy muszą stać w korkach za kilkunastoma samochodami nauki jazdy – narzeka Krystyna Grabicka.
Posłanka złożyła w tej sprawie interpelację u ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka. Chce, by powiedział, jakie według niego można wprowadzić ograniczenia dla samochodów nauki jazdy, tzw. elek.
http://www.rp.pl/artykul/312855.html
Co jakiś czas serwisy internetowe opisują, jak to mieszkańcy sami ustawiają znaki zakazujące wjazdu na osiedlowe (ogólnodostępne !) parkingi dla pojazdów nauki jazdy. U mnie w mieście tego jeszcze nie widziałem, ale i tak ów "znaki" nie są legalne, więc nijak one nie ograniczają swobody ćwiczenia ...
Natomiast często spotykam się z ostrą reakcją, gdy wykorzystuję infrastrukturę typu wjazd do prywatnego obiektu przy zawracaniu. Oczywiście, wykorzystuję jedynie obszar od ulicy do bramy. Najczęściej jest to chodnik, który kursant wykorzystuje do zawrócenia. A więc wjeżdża przodem lub tyłem i po chwili wyjeżdża. Nie ma mowy o jakimś blokowaniu, czy jeżdżeniu przez dopiero co posiany trawnik. Chodzi o kawałek chodnika który przy okazji jest wjazdem do prywatnej posesji. Na szczęście, zawsze można się zorganizować.
Pamiętam taki czas, gdy po zebraniu w firmie postanowiliśmy wszyscy regularnie ćwiczyć zawracanie w jednym miejscu. A był to dojazd do pewnego obiektu, który w ciągu dnia nie miał żadnych klientów. Mimo to, właściciel wcześniej zażądał zaprzestania tego. Uznając wjazd za swój prywatny. Od tego czasu widok był następujący: kilkanaście firmowych pojazdów szkoleniowych cierpliwie czekających, jak jedna za drugą zawróci w uliczce ...
Najczęściej nauka jazdy jeździ tam, gdzie jeżdżą egzaminy. To samo tyczy się również zawracania, parkowania. Wiadomo też, że każdy kiedyś uczył się jazdy i na pewno nie było to na drodze pozbawionej pojazdów.Oczywiście, nie można posyłać kursanta na początkowych godzinach w gęsty i wymagający ruch, ale gdzieś musi się nauczyć, prawda ?
Subskrybuj:
Posty (Atom)