niedziela, 28 grudnia 2014

Podsumowując...

http://countrysoldier.org/cool-happy-new-year-cards-ideas/
Pod koniec roku kończę zmagać się z po-przeziębieniowymi powikłaniami gardłowo-zatokowymi itp. Tymczasem w starym roku pozostało mi trzy dni pracy, powoli można więc zrobić podsumowanie tego mijającego roku.

W sferze prywatnej to był bardzo udany i obfitujący w nowe przygody rok. W końcu rozpocząłem erę prawdziwych wakacji i w maju "zaliczyłem" Kretę, a w sierpniu Bułgarię. Prócz tych wszystkich przyjemności związanych z wyjazdami, rozbudziło to we mnie dodatkowo chęć i pasję zwiedzania, kolejnych wyjazdów i delektowania się nowymi smakami, zapachami i obyczajami.

W sferze zawodowej coś się skończyło, a coś zaczęło. Moja praca w szkole definitywnie się skończyła. bez większej przyszłości, bez wizji, bez poważnego zarządzania i pomysłu - nie wróżę im dobrze. Tymczasem półtora miesiąca pracy w przedszkolu, otwiera pewne nowe możliwości i kontakty.

W kwestii nauki jazdy przez ten rok nic dobrego się nie wydarzyło. Coraz gorsze warunki pracy, zwolnienia, cięcie kosztów najbardziej odbijające się głównie na instruktorach - oto główne zmiany w tym kończącym się roku. I aby nie narzekać najlepiej nic więcej w tym temacie nie pisać.

W 2015 mam do zrobienia mnóstwo nowych rzeczy, o których na razie nie będę się chwalił. Szampańskiej zabawy do białego rana w doborowym towarzystwie!


A na koniec rozkołysana i fantastycznie zjawiskowa Stacey Kent z utworem So Nice - mój ostatni prezent - chyba byłem baaardzo grzeczny że dostałem tak świetną płytę :)

wtorek, 23 grudnia 2014

Wesołych Świąt!

Mile spędzonego czasu, odpoczynku od codziennych czynności, a w Nowym Roku samych sukcesów, spełnienia marzeń i ... niech ten stan obniżającej się ceny benzyny trwa jak najdłużej :)

A po błędnym oznakowaniu nie ma już śladu:


Wesołych Świąt!

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdwojenie

Tablica E1 - przeddrogowskazowa pokazuje wyraźnie możliwe kierunki jazdy. A więc w prawo, prosto, w lewo. Można też zawrócić. Ale już nie wg znaku F10 - kierunki na pasach ruchu. Na razie powoduje to zamęt i nerwowe reakcje kierujących. No chyba że ktoś nie patrzy na znaki. Jeszcze co innego pokazuje znak poziomy (lewy pas służy do jazdy w lewo/zawracania i jazdy na wprost).

Jak widać, czasem nie patrząc na znaki jest lepiej niż je obserwować i się stosować...


piątek, 19 grudnia 2014

Przed-świątecznie

Właśnie wróciłem z przedszkolnej Wigilii. Było bardzo fajnie, przemiło i sympatycznie. Aż szkoda że tak krótko, przyznam się że spodobało mi się w przedszkolu, poznałem już wszystkie panie przedszkolanki (nawet niektóre pamiętam z imienia), i oto przyszedł moment zakończenia zastępstwa, bo pani Ula (ich poprzednia akompaniatorka) wraca do pracy.

Dziś mogłem sobie wybrać małą pamiątkę (ręcznie robioną, chyba przez rodziców dzieci) z pracy w przedszkolu, związaną akurat ze świętami:

Szkoda, że to już koniec. Choć zobaczymy co będzie dalej, bo nie wykluczone że będę miał jeszcze przyjemność pracować z tym przedszkolu. Dyrekcja ma kontakt do mnie i w razie potrzeby będzie telefonować. Przyznam też, że finansowo to naprawdę niezła "fucha", tym bardziej że praca tam odbywała się dwa razy w tygodniu od 9 do 11.30. A co jest wymagane? Zdolność improwizacji, w miarę szybkie tworzenie aranżacji muzycznej i jeszcze raz improwizacja.

Tym bardziej mi miło, że panie przedszkolanki były zadowolone ze współpracy ze mną :) Bo kto mnie zna ten wie, że jestem grzeczny i poukładany. Nie palę, nie piję i nie przeklinam (jak ci w sejmie). 

Tymczasem w drugiej pracy, czyli nauce jazdy pomimo zbliżającego się okresu świątecznego nadal atmosfera pogrzebowa i złowroga niż radosna. Irytuje mnie oznakowanie na dopiero co przebudowanym rondzie, ale jak dziś zrobię zdjęcia to w następnym wpisie pokażę.

piątek, 12 grudnia 2014

Codzienność

Od rana (9.00) jestem w przedszkolu. Zapomniałem wyłączyć telefon, co prawda nikomu nie przeszkadza, tylko mnie! W przerwie sprawdzam - kilka nieodebranych połączeń i sms - w jednym z nich kursant pyta, czy mógłbym go podwieźć na egzamin teoretyczny (14.45) bo nie ma czym się dostać. Ponieważ nie mam w głowie dzisiejszego grafiku, a przerwa jest naprawdę krótka, po prostu wyłączam telefon.

Po pracy (11.30) odpisuję kursantowi "tak", po czym szybko mi odpowiada że już nie potrzebuje. Czyli sam sobie dojedzie na egzamin. I zastanowiło mnie od razu, czy odezwie się po egzaminie i napisze czy zdał, czy nie. Oczywiście, w ogóle się nie odezwał. Tzn zapewne napisze, gdy będzie czegoś potrzebował.

środa, 10 grudnia 2014

Naumiana

W sobotę znów jadę do innego miasta, oczywiście z grzecznym kursantem, który ma sobie przejechać trasę (łącznie z drogą ekspresową - to istna euforia radości i zadowolenia) i miasto. Ponieważ szczegóły akurat ustalałem przy innej kursantce (31 lat), zaciekawiło to ją i po 30 minutach odważyła się i spytała:

- to można sobie tak zażyczyć jazdę gdzieś indziej?
- [ja] nie (no co jeszcze?!)
Cisza, po kolejnych 30 minutach znów drąży temat:

- a jak się już naumiem to zabierze mnie pan do ... ?[i tu pada nazwa tego magicznego miasta - 4x większe niż to w którym się uczy jeździć, 7x trudniejsze i 11x bardziej stresujące - oczywiście wg niej samej]
- [ja] tak
I znów cisza.

Ale zanim ona się "naumie" miną wieki, a paliwo będzie chyba po 4 zł - jak tak dalej cena będzie spadać. To, że ma 15 godzin wyjeżdżonych jazd nie oddaje w pełni jej stanu umiejętności. Ja rozumiem, że ruszanie jest kosmicznie trudne, o hamowaniu nie wspomnę. Trudności sprawia jej np tak angażująca uwagę i umysł czynność jak włączenie kierunkowskazu. Bo gdy istnieje potrzeba włączenia np lewego kierunkowskazu to ona:
  1. włącza wycieraczki
  2. odrywa rękę i całą dłonią ciągnie dźwignię w którąkolwiek stronę
  3. włącza drogowe
  4. wyłącza wszystkie inne światła
  5. czasem włączy prawy kierunkowskaz
  6. ale czasem nie zrobi też nic
Pomimo tego, że kilka razy sprawdzaliśmy światła,ostatnio znów był problem by sprawdzić "hamowania stop". Chyba z 5 minut się zastanawiała co zrobić i wpadła na takie pomysły:
  1. naciska hamulec i idzie zobaczyć na tył auta
  2. uruchamia silnik
  3. wyłącza silnik
  4. włącza pierwszy bieg
  5. włącza piąty bieg (jak u Cugowskiego!)
  6. i w końcu się poddaje (ona, nie ja)
Ehhh, chyba musiałbym być szalony by zabierać ją do innego miasta. Inna sprawa, że często ludzie w ogóle na to nie zasługują :P

czwartek, 4 grudnia 2014

Początki końca

Nowa grupa wykładowa, jakieś 14 osób. Wyjątkowi. Od stycznia wykłady nie będą obowiązkowe, przyszły kandydat na kierowcę po pobraniu numeru PKK będzie mógł od razu przystąpić do egzaminu teoretycznego.

Wg mnie to bezsensowne, pomysłodawcy wchodzącej zmiany założyli, że kursanci mogą uczyć się sami w domu. Tylko czy sami wszystko zrozumieją? Czy wykładowcę może zastąpić samodzielna nauka, doszukiwanie się szczegółów, analizowanie różnych/nietypowych sytuacji itd? Pewnie może, tylko kursant sam musi do tego dojść. Ale czy mu się będzie chciało, czy będzie podchodził na chybił/trafił do egzaminu teoretycznego?


Złą wiadomością jest to, że także od stycznia egzaminy mają być droższe. Na razie nie wiadomo dokładnie o ile, biorąc pod uwagę że to już za niecały miesiąc istnieje szansa, że podwyżki zostaną wprowadzone nieco później.


środa, 3 grudnia 2014

Christmas is coming

1) W skrzynce znajduję kopertę. Od znajomego, ale z czym w środku? Życzenia imieninowe, urodzinowe? Raczej nie, a może bożonarodzeniowe? Tak wcześnie?! Tak, to kartka z życzeniami świątecznymi, trochę wcześnie ale może teraz tak się wysyła? Nie mam pojęcia, w każdym razie to miłe. Ja w ostatnią sobotę kupiłem kartki, niebawem wypiszę i bliżej świąt wyślę.

2) Od końca listopada pracuję w ... przedszkolu. To tylko chwilowy stan, bo potrzebowali kogoś na zastępstwa. 2.5 godziny dwa razy w tygodniu. Rytmika. Nieźle płacą, gdyby tak mieć takie ze dwa przedszkola to spokojnie można by rzucić naukę jazdy.

3) Z uwagi na to co powyżej, musiałem zrezygnować m.in. z porannego basenu. Jednak wstawanie o 5.40 a potem praca do 20 jest zbyt wyczerpująca. Mam nadzieję, że od nowego roku wszystko wróci do normy, bo na razie czuję się jak przeładowana ciężarówka.

piątek, 28 listopada 2014

Love revisited

Blotka trochę spóźniona, ale co tam. W ramach zaduszek jazzowym wybrałem się na koncert duetu wokalno-fortepianowego (Wojciech Myrczek&Paweł Tomaszewski). Myrczek jest na razie (!) mniej znanym wokalistą, o pięknym aksamitnym i głębokim głosie, który jest bardzo stabilny i czysty. Wręcz niesamowicie czysty. Bo co innego słuchać nagranie radiowe lub z płyty, kiedy można wszystko podrasować i z głuchego jak pień człowieka, zrobić akustyczne cudo.

Myrczek ponadto świetnie improwizuje i imituje różne instrumenty muzyczne tak świetnie, że momentami zapominam że nie było tam perkusji ani kontrabasu - które to były słyszalne. Chciałbym tak śpiewać!!!

Paweł Tomaszewski jest bardziej znanym pianistą jazzowym, genialnie improwizuje, potrafi wyczuć nastrój wokalisty i idealnie się w niego wkomponować. Każdy dźwięk, który wykona jest indywidualnie dopieszczonym cackiem, które wchodzi w skład większego dzieła. Chciałbym umieć tak grać!!! :)

Po koncercie oczywiście zakup płyty oraz zdobycie autografów :) I zapomniałem dodać, że koncert miał 4 bisy oraz standing ovations - w 100% zasłużone. W ogóle, czuło się taką miłą atmosferę, wyjątkowy klimat i taki dreszcz emocji przechodzący po człowieku :)


środa, 26 listopada 2014

Podwyżki

Od stycznia egzaminy na prawo jazdy sporo podrożeją. To kolejny finansowy cios dla kandydatów na kierowców. Kilka tygodni temu niejako po cichu zostały wprowadzone wyższe ceny za badania lekarskie - za kilkominutową wizytę można zapłacić nawet 200 zł! Do tej pory było to nawet 50 zł, więc to duża różnica.

Ponadto, już od stycznia za egzamin, który dziś kosztuje 140 zł prawdopodobnie trzeba będzie zapłacić 300 zł. Oczywiście egzamin teoretyczny również będzie droższy (obecnie 30 zł).

Tymczasem ośrodki szkolenia nadal konkurują głównie ceną, niektóre oferują kurs poniżej 900 zł, co wg mnie jest kwotą niewystarczającą do dobrego wyszkolenia kursanta.


poniedziałek, 24 listopada 2014

Basen!

Pobudka o 5.40. Ledwo wstaję, ale na samą myśl że za nieco ponad godzinę będę znów pluskał się w cieplutkiej (niestety chlorowanej - ale może i dobrze?) wodzie basenu dodaje otuchy i chęci do wstawania.

Około 9 jestem już pod firmą i czekam na kursantkę, która - o dziwo - zadaje bardzo mądre pytania. Nie powiem, zwaliły mnie z nóg (całe szczęście że mam siedzącą pracę). Otóż, zapytała czy mogłaby w jakiś sposób podszkolić swoją jazdę pod względem hamowania i poślizgów w trudnych warunkach pogodowych. I miała na myśli jazdę po skończonym kursie. Jak opowiedziałem jej o torze akademii jazdy, który znajduje się w sąsiednim mieście od razu zaakceptowała tą wersję "doszkolenia" (niezależnie od kosztów).

Ludzie ciągle mnie zadziwiają. Niestety ci z firmy tylko negatywnie. Jeżeli ktoś wyżej siedzi, to od razu dalej pluje. I w ogóle pluje! Ja już po tylu latach przyzwyczaiłem się "specyficznego" traktowania, aż tu pojawiają się nowe horyzonty. Muszę coś wymyślić, bo zdziczeję i będzie tylko gorzej.

Udało mi się ostatnio uczestniczyć w koncercie Włodka Pawlika. To niesamowite móc przeżywać tak wspaniałą muzykę wykonywaną z odległości kilku metrów. Jeden z najlepszych perkusistów - Cezary Konrad jest niedoścignionym mistrzem w swoim fachu. Półtorej godzinny koncert minął tak szybko, jakby trwał 15 minut. Oczywiście zapomniałem, by na koncert wziąć płytę do podpisu, ale mam obiecane że jeszcze nie raz wybiorę się na spotkanie z tak wybitnymi muzykami.


piątek, 21 listopada 2014

Nowe życie :)

Dziś stanął mi zupełnie nieoczekiwanie. No dobrze, przeczuwałem nadchodzącą katastrofę, nawet podładowałem go ostatnio i oszczędzałem mniejszym poborem prądu. Dziś moje Suzuki w połowie jednej z jazd zbuntowało się i stanęło w miejscu.

A była to pierwsza godzina jazdy pana P. który liczył na to, że przynajmniej odrobinę się przejedzie. Oczywiście mógłbym uruchomić go "na pych", ale jakoś nie miałem ochoty przy kursancie (tym bardziej rozpoczynającym przygodę kursową) tego robić. Więc po godzinie jazdy poprosiłem kolegę, który podjechał i popchnął mnie nieco, a to wystarczyło by z trzeciego biegu uruchomić silnik.

Wykorzystując godzinną przerwę od razu podjechałem do serwisu akumulatorowego, gdzie miła, fachowa i szybka (a jaka przystojna!) obsługa zdiagnozowała koniec życia akumulatora. Nie pozostało więc nic innego, jak wymienić go na nowy. Po kilku minutach Swift obudził się, jakby dostał nowe serce :) Kontrolki zaświeciły pełniejszym kolorem, radio złapało nowe stacje a silnik "odpalił" na przysłowiowy dotyk :))

Zapewne największy wpływ na trwałość akumulatora ma niecodzienna - bo związana z nauką jazdy jego eksploatacja. A najbardziej przykrym momentem jest próba uruchomienia auta na biegu z jednoczesnym wciśniętym silnikiem. Kilka takich prób najczęściej kończy się kompletną i nieodwracalną awarią akumulatora. Mój i tak wytrzymał długo, bo ponad 2 lata, koledzy już dawno wymienili na nowy.

środa, 19 listopada 2014

Zima?

Nie wiem co bardziej dołuje - atmosfera w pracy czy zbliżająca się zima, mróz i chlapa? Hmm, zima może być piękna, biała, lekko mroźna (a nie kałużo-błotnista), a klimat w pracy może być tylko gorszy.

Rejestrator działa, ma się całkiem dobrze. Zwłaszcza, gdy dokupiłem szybką kartę pamięci która potrafi zapisać obraz w jakości HD. Ponieważ nic ciekawego się nie nagrało, nie ma co tu pokazywać.

Oby do soboty, czeka mnie wtedy kolejny wyjazd do innego miasta. Może będzie już biało? Chciałbym :)

http://www.witajwpodrozy.pl/inspiracje/rower-nie-niedzwiedz-nie-musi-zasypiac-na-zime.html?

środa, 5 listopada 2014

Rejestrator jazdy

W końcu jest - mój rejestrator jazdy. Kamera samochodowa, która nagrywa obraz z przodu pojazdu oraz dźwięk. Pomocna przy spornych sytuacjach, ciekawa podczas szkolenia (nagrany filmik można odtworzyć i pokazać kursantowi). Niestety, zakup na jednej z aukcji internetowych okazał się kupienie bubla, który po 3 dniach się zepsuł.

Po odesłaniu sprzętu uczciwy sprzedawca wysłał już nowy - tym razem bezawaryjny egzemplarz rejestratora jazdy. Od teraz, wszelkie ciekawe sytuacje będę prezentował fotograficznie lub filmowo :)

A może to jest jakiś bat na tego, co podcina swoją gałąź - z którym ewidentnie sobie nie radzę? :-)

niedziela, 2 listopada 2014

Gałąź

Szukam ciekawych przewodników, przeglądam internet w wolnych nielicznych chwilach. O Majorce oczywiście.

Tymczasem w pracy pojawia się klient, który na każdej kolejnej jeździe wydaje się być niesamowicie mało inteligentny. Na 17 i 18 godzinie jazdy tak się utwierdzam w tym przekonaniu, że postanawiam porozmawiać z kimś, kto płaci za jego kurs (chłopak chodzi do II liceum). Jego mamie w cztery oczy wygarniam co mi się u niego nie podoba, a więc:
  • totalna ignorancja, 
  • lekceważenie instruktora, 
  • wybiórcze traktowanie znaków (zawsze na swoją korzyść),
  • chamskie zachowanie,
  • dyskusje które nie powinny mieć miejsca,
  • kompletny upór, chyba osioł jest bardziej uległy,
Jednak, okazuje się że mama nie ma na niego wpływu, przyznała to już na samym wstępie tej trudnej rozmowy. Chłopak, który ma  pojęcie n/t jazdy potrafi wszystko obrócić w pył. Tzn umie ruszyć, w miarę umie hamować - ale już sposób wykonania pozostawia wiele do życzenia. Wiem, że w nosie ma moje sugestie/prośby/groźby i wszystko robi co chce. Na chwilę obecną poprawnie wykonuje nie więcej niż 20% zadań.

Nie wyrzuciłem go z auta jedynie ze względu na to, żeby dać mu szansę - ale może czas już to zrobić? Na razie mam pewne ustalenia z jego mamą, więc zobaczymy. Daję mu max 4 h jazdy - zobaczymy co potem.

To chyba ja jestem zbyt głupi, by dowiedzieć się czemu on podcina gałąź na której siedzi?!?

czwartek, 30 października 2014

Przymiarki

Poniedziałek - myślę o letnich wakacjach - najpewniej z TUI, czy będzie to któraś z greckich wysp, a może Hiszpania lub Portugalia? Lizbona - uwodzi mnie pod każdym względem, choć nigdy tam nie byłem.

Wtorek - jak wyżej.

Środa - jak wyżej, tylko bardziej.

Czwartek - w końcu w TUI dostępny jest katalog lato 2015. Nie myślę o niczym innym, gdy tylko kursantka się spóźnia, przeglądam oferty na telefonie .

Piątek - to samo co w środę. Plus telefon od pani z TUI (zostawiłem im swój kontakt), która informuje o dodatkowych rabatach i miłych niespodziankach.

Sobota - inspirujący wyjazd do innego miasta z dwojgiem kursantów. Bardzo mile spędzony czas, nie licząc mojego pomysłu wyjścia na "obiad" do KFC - nie dość że głośno tam jak w młynie, to i jakość średnia lub nawet poniżej.

Niedziela - każdą wolną chwilę spędzam na poszukiwaniu najlepszych ofert, dopiero pod koniec dnia prawie się decyduję - tym razem wybór padł na  Majorkę, choć najchętniej wybrałbym się jeszcze na Kos i Rodos :) Jednak raczej nie jest to realne, bo kto dałby mi tyle wolnego?

piątek, 17 października 2014

Duet

Od kilkunastu dni po mieście wspólne patrole służby celnej i policji pilnują porządku (zapewne w ramach jakiejś współpracy). Nie byłoby w tym nic ciekawego, gdy by nie pewien fakt.

Otóż, o ile nikt nie zwraca uwagi na policjanta, to gość ze służby celnej ... kuleje na lewą nogę. I to tak nią zaciąga, że trudno tego nie zauważyć! Jakim cudem on pracuje na mieście?!? Nie wiem, czy to wygląda śmiesznie, żałośnie czy po prostu kiepsko.

Oczywiście nie mam zdjęcia, bo i tak na nim tego nie będzie widać. Ciekawe, jak taki duet zareagowałby gdyby trzeba było podjąć jakiś pieszy pościg? A może kulejący ze służby celnej jest tylko przykrywką? Tzn takim, który udaje że kuleje, a jak będzie trzeba wyprzedzi nawet gliniarza partnera w pościgu?

niedziela, 12 października 2014

Mayday

Zaczynam od rana, czyli od 7. Pięć godzin szybko mija i to pomimo tego, że z rana na ulicach tylko wiatr hula. Zwykle nie pracuję w niedziele, ale skoro jest aż taka potrzeba, to czemu nie? Oczywiście niezbyt długo, odpocząć też trzeba.

Dzień wcześniej zaliczam genialne przedstawienie teatralne Raya Cooneya pt. „Mayday” w wykonaniu aktorów z miejskiego domu kultury. Aż jestem zły na siebie, że dopiero teraz się na to skusiłem, choć to już ich 13. przedstawienie tej komedii. Bawiłem się świetnie!

Mayday

A nadchodzący tydzień będzie bardzo pracowity, tzn. zleci równie szybko jak ostatnie cztery dni urlopu :)

środa, 24 września 2014

Rondo turbinowe

Wycinek ze starej gazety, nie pamiętam źródła
W mieście wreszcie zostało otwarte nowe skrzyżowanie o ruchu okrężnym. Ale nie tam zwykłe, byle jakie rondo* - o nie! Powstało, jako pierwsze w powiecie (a drugie w województwie) tzw. rondo turbinowe (jak podają wykonawcy i m.in szef wydziału ruchu drogowego miejskiej policji). No, może w wykonaniu naszych drogowców nie do końca jest to rondo turbinowe, ale nie czepiajmy się szczegółów.

Cechą charakterystyczną w ogóle rond, jest występująca na nich mniejsza ilość zdarzeń drogowych. Większość takich skrzyżowań wymusza na kierujących znaczne zmniejszenie prędkości, co w efekcie przekłada się na mniejszą ilość kolizji i wypadków. Wg mnie, nasze miejskie turbinowe rondo spełni takie oczekiwania dopiero wtedy, gdy ludzie przyzwyczają się do jazdy po nowym (niestety, na razie sporo miejscowych kieruje na pamięć - przed budową ronda mieli pierwszeństwo przejazdu, jadą więc niewiele zwalniając i oczywiście nie zwracając uwagi na oznakowanie - ale o tym później).

Rondo turbinowe dodatkowo cechuje się zwiększonym ładem i porządkiem w kwestii zmiany pasa ruchu na samym rondzie. Bowiem wymaga od kierującego jeszcze przed wjechaniem, na zajęcie odpowiedniego pasa ruchu - bez możliwości jego zmiany w trakcie jazdy po rondzie (w efekcie zostaje wyeliminowany kolejny "zapalny" element kolizyjny).

Aby dodatkowo wzmocnić fakt braku możliwości zmiany pasa ruchu, montowane są np.  krawężniki na liniach ciągłych, zmieniana jest wysokość poszczególnych jezdni obok siebie, a czasem nawet montowane barierki zapobiegające zmianie pasa. Ale nie u nas - i w tym tkwi szkopuł - na tym nowym rondzie, zmiana pasa ruchu nie stanowi żadnego problemu. Ile razy tam jestem (a jestem często) każdy jeździ inaczej. Z jednej strony nie dziwię się, wszak nie ma żadnego przepisu dotyczącego jazdy po rondzie turbinowym - kodeks drogowy nie ma nawet takiego określenia, a jedynie wskazówki i wytyczne ekspertów z dziedziny ruchu drogowego.

Krawężnik wyraźnie oddzielający pasy ruchu
Oczywiście, nie zbyt wiele osób w ogóle zaprząta sobie takimi szczegółami głowę - stąd mnóstwo sytuacji kolizyjnych na - paradoksalnie - jednym z najbezpieczniejszych skrzyżowań. Jak podaje Wikipedia, bardziej to miejsce można zaliczyć do ronda pół-turbinowego, które zezwala na zmianę pasa, a z jednego pasa ruchu możliwa jest jazda w więcej niż jednym kierunku. Tylko czy warto się rozmieniać aż na takie drobne? Zapewne ilu kierowców, tyle interpretacji. Tymczasem na skrzyżowaniu jest czasem bardzo gorąco, wierzcie mi pomimo tej niskiej temperatury na zewnątrz ;-)

Co robi ta nauka jazdy?!? Przykład ronda pół-turbinowego, gdzieś w PL

Jeśli chodzi o oznakowanie -  wypowiadający się w lokalnym radio szef wydziału ruchu drogowego KMP (który przy okazji instruował jak jechać na tego typu rondzie) zapowiedział, że nie wystawi tam patrolu, ponieważ kierujący będą jeszcze bardziej tym faktem zestresowani! Bardzo mnie to rozśmieszyło, ale mniejsza o to. Skoro kierowcy nie mogą się stresować obecnością policji, a jednocześnie nie widzą znaków "koniec drogi z pierwszeństwem", "ustąp pierwszeństwa", "linii warunkowego zatrzymania", to może w początkowym okresie pomogłyby świetlne sygnały barwy żółtej - które dodatkowo nakazują zachowanie szczególnej ostrożności i zwracają uwagę na konkretne miejsce?


Tymczasem tylko czekać, kiedy pojawi się wypadek. I to w miejscu, które zostało zmienione/zmodernizowane właśnie po to, by ograniczyć liczbę groźnych wypadków które miały tam miejsce...

* rondo - określenie potoczne, nie do końca profesjonalne. Dla skrócenia pisowni użyte zamiast "skrzyżowania o ruchu okrężnym"

niedziela, 21 września 2014

Rocznica

Sam o tym zapomniałem, aż do momentu, gdy pewna miła osoba mi przypomniała. Minęło właśnie 7 lat od momentu rozpoczęcia pisania bloga. Dokładnie 22. sierpnia 2007 roku pojawił się pierwszy wpis, który na dobre zadomowił mnie w tym miejscu. Oczywiście od tamtego czasu sporo się zmieniło - na wielu płaszczyznach.

1) dziś mam nieco inny styl pisania, czytając starsze blotki na pewno dziś napisałbym je inaczej,

2) sporo zmieniło się w mojej sferze prywatnej (na plus), jakkolwiek jednak nie ma ona większego wpływu na to co się dzieje na blogu, bo to zupełnie inne dwa światy, które tylko przy urlopie jakoś się łączą ;-)

3) nadal pracuję w tej samej firmie, już niebawem będzie to równe 10 lat (w październiku),

4) od momentu rozpoczęcia pracy do dziś nadal fascynuje mnie to zajęcie, sprawia radość i zadowolenie, nadal nie mam jej dość,

Choć ostatnio mam mniej czasu na pisanie, to nadal miło jest przebywać tu, czytać komentarze i starsze wpisy :) Do dnia dzisiejszego było tu 170 359 gości, napisano 6345 komentarzy, a ten obecny wpis ma numer 611. Pochwalę się tu niezwykle miłym upominkiem (wraz z dedykacją) od pewnej bardzo miłej osoby który dostałem dwa dni temu - dziękuję!
Pozdrawiam wszystkich!

środa, 17 września 2014

Ceny paliw

Wenezuela, jedno z państw Ameryki Południowej to raj dla kierowców pod względem cen paliw. Od 18 lat cena jest stała i wynosi - uwaga - 1 cent za litr benzyny bezołowiowej 95. Po przeliczeniu na polską walutę, litr paliwa kosztuje tam 3 grosze, a za cały 50-cio litrowy zbiornik wypełniony paliwem trzeba byłoby zapłacić 1.5 zł (słownie: złoty pięćdziesiąt).

Wenezuela, to zagłębie złóż ropy naftowej, stąd tak niskie ceny. Ale teraz będą odrobinę wyższe, bowiem rząd postanowił podnieść cenę ze względu na przemyt. Wenezuelczycy masowo przemycają benzynę do sąsiednich krajów, gdzie ten płyn kosztuje sporo więcej.

A my możemy tylko pomarzyć... choć teraz i tak jest odrobinę lepiej niż było:


poniedziałek, 15 września 2014

Pogoda ducha :)))

Gdzieś w Bieszczadach...
"- Dokąd oni płyną? - zastanawiał się Muminek, obserwując opuszczających wyspę Hatifnatów. Włóczykij odpowiedział mu:
- Myślę, że tego to już nigdy się nie dowiemy... Nie smuć się Muminku. Pomyśl, o ile mniej byłby ciekawy świat bez tajemnic."


Po urlopie, wszyscy i wszystko się do mnie uśmiecha! Jestem wypoczęty (rany, jakie brzydkie słowo, jakoś zawsze mi się dzieli na: wy-poczęty :( massssakra!) i zadowolony, oraz trochę inny? Podróże zmieniają ludzi, może nie wszystkich ale jednak. Człowiek widzi różne rzeczy, uczy się, poznaje miejscowe obyczaje i kulturę, obserwuje ludzi i reaguje w taki sposób, jaki uznaje za stosowny. Ponadto zdobywa doświadczenia, jakich nie sposób nabyć bez podróżowania.

W Bieszczadzkich lasach...
 A już za 3 tygodnie wyjeżdżam w Bieszczady - konkretnie do Ustrzyk Górnych, gdzie mam nadzieję zobaczyć moje ukochane Bukowe Berdo, które pierwszy raz "na żywo" widziałem dokładnie dwa lata temu i zrobiły na mnie duże wrażenie. Noclegi już zarezerwowane, zaliczka wpłacona, pozostaje mieć nadzieję na piękną pogodę, choć nawet gdyby padał deszcze, nie zepsuje to mojego dobrego humoru! Bieszczady na jesieni są przepiękne... i mam tylko nadzieję, że nie spotkam na szlaku żadnego niedźwiedzia :))

A na koniec coś do posłuchania: "Pogoda ducha" w wykonaniu Doroty Osińskiej

piątek, 12 września 2014

Bułgaria - część 3

Wśród prezentów prym wiodą ceramika (którą trudno przywieźć w samolocie) oraz mało istotna "drobnica - mydełka, przyprawy, breloki, kubki itp. Oczywiście dla najbliższych udało mi się kupić oraz przywieźć trochę jednego i drugiego. Najbardziej obawiałem się o piękny niebieski talerz, który mógł zostać rozbity w bagażu głównym, a nie do końca można przewozić tego typu rzeczy w podręcznym. Oczywiście wiele zależy od szczegółowości kontroli lotniskowej... Ostatecznie przewiozłem go w podręcznym bez żadnego problemu.

Dania serwowane w Bułgarskich miastach turystycznych są bardzo podobne do tych z polski. Z dań regionalnych króluje zupa tarator - przetarty ogórek z koprem na jogurcie podawany na chłodno, oraz sałatka szopska z ogórkiem, pomidorem, kozim serem i czasem oliwkami. Ceny niższe niż w Polsce, jedynie woda butelkowana smakuje o wiele gorzej niż u nas. Bardzo niesmaczna. Oczywiście wszędzie jest kebab i pizza najczęściej sprzedawana na kawałki.

Ogólnie nie jest źle, ale trzeba uważać aby nie zrobić sobie żołądkowych rewolucji, które mnie nie ominęły ;-)
Sałatka szopska



wtorek, 2 września 2014

Bułgaria - część 2

Klify w Sozopolu, dalej muzeum
Kolejna z zauważonych kulturowych różnic - Bułgarzy uśmiechają się jeszcze rzadziej, niż Polacy. W sklepach nie ma mowy, by sprzedawca przywitał w jakikolwiek sposób wchodzącego klienta. Wydaje się, że ludzie tam pracują za karę a każdy klient to wróg nr 1. Nie dość że przyszedł, to jeszcze zawraca głowę jak o coś zapyta (a np czytników z cenami oczywiście nigdzie nie widziałem). Dość dużo zakupów robiłem w różnych sklepach i w zasadzie brakowało mi tylko tego, by towar został zapakowany w starą, pożółkłą gazetę z cyrylicą. To dopełniłoby obrazu, jaki za każdym razem miałem w głowie. Ale nie, w Bułgarii wszystko pakuje się w nieekologiczne foliowe woreczki które są za darmo. Kiedy my jesteśmy na etapie innej świadomości w tym względzie, Bułgarzy korzystają z foliowej rewolucji i mnóstwo rzeczy pakują oddzielnie.
Przejście dla pieszych

Inaczej jest zwłaszcza w większych miastach w restauracjach. Przy tym nie ma znaczenia, czy obsługa mówi po angielsku, czy jednak po rosyjsku (bardzo zbliżony do bułgarskiego). Tam klienta traktuje się o kilka klas lepiej, tam klient nigdy nie przeszkadza, jest zauważony i dopieszczony. Także na stoiskach z pamiątkami jest nieźle, choć sprzedawcy dopiero uczą się innego podejścia w tym temacie.

Zabytkowe mury miasta Sozopol nocą
Poza brudnymi autami Bułgaria wyróżnia się jeszcze okropnym stanem dróg, kiepskim oznakowaniem i brakiem elementów zabezpieczających przed wypadkami, które można spotkać już nawet w Polsce. Dziury, wyboje, jakieś poprzeczne fałdy i mega - pęknięcia na jezdni w zasadzie eliminują przyjemność z jazdy. No chyba, że ktoś ma pneumatyczne zawieszenie. Na głównych drogach trzeba uważać, bo jazda z nieco większą prędkością może źle się skończyć (właśnie ze względu na stan jezdni). Po zjechaniu z głównej, trzeba jechać slalomem, by nie uszkodzić auta. Czasem dziurę omija się poboczem, czasem chodnikiem (tylko nieco mniej podziurawionym) a czasem zwalnia się do 10 km/h. Oznakowanie na autostradach jest w miarę ok, ale na innych drogach jeśli jest drogowskaz, to jakieś 10-20 m przed skrzyżowaniem. Masakra.

Wiatraki mniejsze i większe - w Sozopolu jest ich sporo
Wszechobecna policja stoi i się przygląda. Nie reagują, gdy ktoś przejeżdża ciągłą, zatrzymał się na przejściu totalnie blokując ruch pieszym, czy zatrąbił by pozdrowić przechodzącego nieopodal krewnego. Policjanci stoją (najczęściej w grupie 3-4 osobowej w tym jeden z formacji traffic police) i obserwują, od czasu do czasu rutynowo zatrzymując pojazdy - jakby bardziej dla statystyki niż poprawy bezpieczeństwa. Rozbawiła mnie sytuacja, gdy pewnego razu wracając do hotelu w okolicach późnej nocy na najważniejszym skrzyżowaniu na samym środku stał policyjny Citroen Xarana samym środku skrzyżowania. I co z tego? To, że nie miał włączonych ŻADNYCH świateł, policjanci kręcili się obok, dobrze że choć mieli kamizelki...

W ostatnim odcinku: m.in. o jedzeniu i prezentach.

niedziela, 31 sierpnia 2014

Bułgaria - część 1

A widziałeś chmury? Tak, teraz mogę odpowiedzieć twierdząco :)
Tydzień w Bułgarii właśnie się skończył. Na urlop wylatywałem w czasie, gdy w Polsce było około 25 st C, a mimo to po wylądowaniu w Burgas (międzynarodowe lotnisko nad Morzem Czarnym), czułem o wiele więcej kresek na termometrze. Temperatura w nocy spadała do ok 22-24 stopni a w dzień wahała się od 25 do 35. Przy czym te 35 to co innego niż skwar w Polsce, gdzie nie ma czym oddychać i nawet klimatyzacja nie wiele pomaga. W Bułgarii nad morzem czuje się bryzę nie tylko na plaży, także kilkanaście km w głębi kraju temperatura nie jest tak uciążliwa i nieznośna.

Charakterystyczny, bułgarski dom
Bułgarskie plaże są piękne. I dostępne dla wszystkich - począwszy od tego że są dobrze oznaczone, strzeżone przez ratowników, świetnie nadają się dla kąpieli przez dzieci (często brzeg opada bardzo łagodnie, a przez pierwsze 20-40 m w morzu jest płytko na pół metra), przez to że można rozłożyć się na własnym kocu, przyjść z własną parasolką (jest mnóstwo miejsca bezpłatnego) i za to wszystko nie zapłacić ani jednego leva (bułgarska waluta, 1 lv to około 2.20 zł). Tak więc na plaży jest tanio, zwykle czysto (nie wszędzie - o tym za chwilę) i wszędzie blisko. Woda jest bardzo ciepła nawet w pochmurny dzień. W niektórych miejscach bardzo przejrzysta i błękitna. Jedyne czego mi brakowało, to toalety oraz kosze na śmieci które były, ale za mało. W zasadzie, to trzeba było ich przez pół plaży szukać, by w końcu wyrzucić tą skórkę od banana.

Nauka jazdy mercedesem? A dlaczego nie?!
A skoro było ich zbyt mało, to niektórzy śmieci zostawiali gdziekolwiek, także za sobą, obok siebie i przed sobą (np leżąc na wynajętym leżaku za 25 lv). Niestety przodowali ci mówiący po rosyjsku, którzy w ogóle się nie krępowali z wyrzuceniem wszelkich śmieci gdzie popadnie. Sami Bułgarzy podobnie, w dodatku na potęgę palą tytoń, więc są miejsca z ogromną ilością petów. A nie sprzątnięte plaże są świetną kolacją dla mew i innych ptaków, które wieczorami potrafią "opanować" plażę i w poszukiwaniu czegoś do jedzenia wyrzucić wszystko z koszy.

Pod tym względem muszą jeszcze trochę popracować i nauczyć dbania o to, co otacza nie tylko turystów z wypchanymi portfelami ale i ich samych. O ile na plażach służby porządkowe jakoś dają sobie z tym radę, o tyle na ulicach już nie. Jest brudno. Bardzo brudno. Rzadko kiedy są poustawiane kosze a nawet jeśli już, to są przepełnione a wokół nich leżą worki ze śmieciami. Wszystko to wiatr
Sozopol, plaża południowa
roznosi dookoła, co wygląda bardzo źle. Samochody zaparkowane na ulicach są pokryte grubą warstwą kurzu, szyby są tak brudne że u mnie kursanci na pewno nie chcieliby w takich warunkach jeździć. Pod tym względem Bułgarzy są kilkanaście lat za Europą. Oczywiście w hotelach jest inny świat - tam jest wszystko na błysk, jest po prostu normalnie.

A w następnym wpisie będzie o kulturze, bułgarskich drogach i tamtejszej policji :)

środa, 20 sierpnia 2014

Urlop!

Jak pisałem ostatnio, za dosłownie chwilę wybieram się na drugi w tym roku wyjazd urlopowy. Tym razem wybór padł na Bułgarię, a dokładnie jedno z pięknych i jeszcze mniej skomercjalizowanych miast - Sozopol. To małe miasteczko, podzielone na starą i nową część. W starej królują urokliwe uliczki w niskiej zabudowie, w nowej kompleksy hotelowe - w jeszcze umiarkowanej liczbie.

Jednocześnie blisko stąd do lokalnych atrakcji, więc mam zamiar wypocząć znakomicie!


niedziela, 17 sierpnia 2014

Weekendowo

Ostatni weekend przed wyjazdem (o tym w następnym wpisie) polegał na intensywnym wysiłku rowerowym. W obie strony ponad 50 km (dla mnie to olbrzymi dystans) w dodatku na pożyczonym rowerze. A wiadomo, że pożyczony nie tak dopasowany jak swój - już znany i lubiany dwukołowiec. No ale nie ma co narzekać, tylko cieszyć się widokami:


Znacząca część trasy przebiegała przez piękną ścieżkę w lesie stykającą się z zalewem:


Zatrzymując się w jednym miejscu nad wodą zobaczyłem meduzę (?) którą woda wyrzuciła na brzeg (nie sądziłem, że to coś może żyć w tak brudnej i zatłoczonej wodzie):


Powrót (z powodu osiągniętego celu) był już publicznymi drogami, które to (a szczególnie kierujący) bardziej potrafią wykończyć niż długa przejażdżka w lesie. Po powrocie czas na przyjemności ciąg dalszy - mój drugi w życiu mus czekoladowy - roztopiona czekolada+śmietanka 30 ubita na sztywno+odrobina cukru i brendy.


Te gródki to delikatne pęcherzyki powietrza a nie moja bylejakość w wykonaniu :P Nie wiem jak smakuje, bo właśnie się schładza. I wiem, że względy wizualne powinny być bardziej rozbudowane ;-)


wtorek, 12 sierpnia 2014

Leniwy wtorek

Po kilku dniach upałów wtorek wyraźnie chłodniejszy i mokry. Po desze na placu mnóstwo pięknych ślimaków. Oczywiście musiałem je przeprosić by móc pojeździć bez zabójstw.


Dzień pracoholika, a ja od rana mam kiepski humor, który dodatkowo pogarsza klientka z godziny 10. Znów dyskutuje niepotrzebnie, pogania innych sama robiąc trzy razy większe błędy. Już ostatnio wytłumaczyłem (bardziej niż zwykle to robię), że nie powinna być agresywna. Podczas jazdy oczywiście. Niestety, już zapomniała co mówiłem na poprzedniej jeździe. Jest mało grzeczna, pod koniec jej dwugodzinnej jazdy powstrzymuję się z trudem od bardziej dosadnego komentarza.

Na szczęście czas szybko leci, a 8 godzin mija szybciej niż myślałem. A pomiędzy tym wszystkim zagłębiam się w pytaniach egzaminacyjnych, m.in. dotyczących opon diagonalnych systemu ISO FIX oraz maksymalnie wystających ładunków w pojeździe.

piątek, 8 sierpnia 2014

Zmiany zmiany...

Kolejne, które to już? Ciężko to wszystko ogarnąć, w każdym razie za dosłownie "lada chwila" upublicznione mają zostać pytania egzaminacyjne. Czyli znów będzie można dotrzeć do każdego pytania, nauczyć się go i tyle. Bo nawet na wykłady nie trzeba będzie przychodzić, mają być nieobowiązkowe. Czy samo opanowanie pytań egzaminacyjnych poprawi system szkolenia kandydatów na kierowców? Wątpię.

I tylko pozytywną zmianą ma być możliwość zdawania na pojeździe wykorzystywanym na kursie nauki jazdy. Oczywiście po odpowiednim przygotowaniu, czyli zamontowaniu kamer, mikrofonów.

A jak to wszystko będzie działać - zobaczymy. W każdym razie nudno nie będzie.

Bez sensu!

wtorek, 5 sierpnia 2014

Drogie nowości

Konieczne pięcioletnie badania lekarskie przeszedłem spokojnie. Ale nie za 30 zł jak do tej pory, lecz za 100. Tyle dobrego, że firma zwróciła ten koszt. Podobnie podrożały badania dla kandydatów na kierowców. Do tej pory było różnie, nawet za 40 zł można było uzyskać wymagany dokument. Obecnie co najmniej 150 zł, choć najczęściej to 200 zł.

Oczywiście badanie trwało bardzo krótko i nie zmieniło się w stosunku do tego, które kosztowało "po staremu".

A poza tym ciężka praca w upale, którą choć trochę niweluje klimatyzacja. Jednak to jesień jest najpiękniejszą porą roku :)

wtorek, 22 lipca 2014

Allle frajda!

Koleżanka, instruktorka (bynajmniej nie jazdy :P), nauczycielka - mniejsza o to, kupiła sobie autko. BMW 318i w wersji kombi z automatyczną skrzynią biegów. Oczywiście dała mi się przejechać, a ja od razu jak w siódmym niebie! Skrzydełka, gwiazdki, aniołki - to wszystko widać było na mojej twarzy podczas tej przejażdżki!

BMW 318i, 2004 r
Pomimo tego, że to dość stare BMW (już 10-cio letnie), prowadzi się o wiele lepiej niż mój 2-letni Swift z przebiegiem 45 tys km (w BMW jest ponad 200 tys). Zawieszenie pracuje cicho i komfortowo, świetnie odizolowując pasażerów od kiepskiego stanu miejskich ulic. Mimo swojej wielkości pojazd jest bardzo zwinny i lekko się prowadzi, ba - to auto daje mnóstwo frajdy i zadowolenia z jazdy. I nie mam na myśli tylko dynamicznej i szybkiej jazdy, ale po prostu - przemieszczania się po szerszych i węższych drogach. Wszędzie.

Każdy zakręt, manewr, każde zatrzymanie i ruszenie sprawia, że człowiek mimowolnie się uśmiecha i nabiera ochoty na więcej i więcej! Najlepiej nigdy nie przestawać, choć zapewne w końcu by się to znudziło nawet największemu maniakowi jazdy. Porównując do mojego prawie nowego Swifta, w BMW jest co najmniej o połowę ciszej. Nieważne czy przy przyspieszaniu, czy stałej jeździe. Silnik jest bardziej wytłumiony, choć jego piękny dźwięk jest symfonią samą w sobie. Nie to, żebym nie doceniał systemu nagłaśniającego. Po prostu wolałbym się delektować tą ciszą i ewentualnie dźwiękiem pracy silnika, którym idealnie steruje automatyczna skrzynia biegów.

Nissan 307Z
Automaty są różne, sporo osób w ogóle ich nie lubi chcąc mieć możliwość samodzielnego wyboru przełożenia na jakim się porusza. Uważają też, że automaty odbierają przyjemność z jazdy, kontrolę nad pojazdem itp itd. Ale nie ja. Oczywiście wszystko zależy od konstrukcji skrzyni, ale ta z BMW bardzo (BARDZO) przypadła mi do gustu. Dlaczego?


  1. działa bez szarpnięć
  2. podczas przyspieszania czuję tylko i wyłącznie niekończące się wgniecenie w fotel bez najmniejszych przerw!
  3. dba o optymalną pracę jednostki napędowej
  4. nie trzeba machać lewarkiem i lewą nogą
  5. i 50 innych powodów :))
Skrzynia automatyczna jest bardzo wygodna. Posiada kilka wybranych możliwości: P (parking) - włączamy podczas postoju, uruchamiamy i wyłączamy silnik tylko i wyłącznie w tej pozycji. D (jazda) - jazda do przodu na wszystkich dostępnych biegach (od 1 do nawet 8). Czasem możemy sobie dodatkowo wybrać tryb Winter (zima - optymalny do śliskich nawierzchni, m.in. redukuje moment obrotowy podczas ruszania oraz hamowania silnikiem) lub np Sport (podtrzymuje wyższe obroty silnika oddając kierującemu więcej mocy i momentu obrotowego). Reverse (wsteczny) - wiadomo do czego służy.

Ciekawą rzeczą jest tryb "nauki" występujący częściej w nowszych typach automatów. To nic innego jak dostosowanie się do stylu jazdy kierującego. Przy wolniejszej jeździe automat będzie wcześniej dobierał przełożenia tak, by zużycie paliwa było jak najmniejsze. W przypadku jazdy dynamicznej, komputer sterujący pracą przekładni będzie znacznie opóźniał momenty zmiany biegów po to, by kierujący miał do dyspozycji lepsze przyspieszenie (bez włączania trybu Sport).

Inną ciekawostką jest tzw. kick-down - czyli maksymalne przyspieszenie w danej chwili. Po ułamku sekundy od wciśnięcia gazu do końca, automat maksymalnie ale adekwatnie do obrotów silnika redukuje bieg po to, by jak najsprawniej przyspieszyć np. w sytuacjach awaryjnych.

Kolejną interesującą kwestią jest najnowsze oprogramowanie sterujące pracą automatów. Podczas jazdy np na drugim przełożeniu automatycznej skrzyni, komputer już przygotowuje się do zmiany na "3", a gdy do tego jeszcze wykorzysta drugie sprzęgło (tak - drugie - bowiem jedno jest wykorzystywane do biegów parzystych a drugie do nieparzystych) zrobi to niezauważalnie miękko! I szybko. Poezja.

Podczas postoju np w korku należy non stop trzymać nogę na hamulcu, ponieważ po jego puszczeniu auto od razu toczy się do przodu. Toczy się - a więc bardzo łagodnie i powoli jedzie do przodu, z drugiej strony ułatwia to ruszanie na wzniesieniu - wystarczy puścić hamulec i auto jedzie :)

Zalety automatycznych skrzyń to m.in.:


  • oszczędność paliwa do 15 % (nie zawsze, czasem jest zwiększenie zapotrzebowania o kilka %)
  • krótki czas zmiany biegów (zarówno w górę jak i w dół)
  • optymalizacja pracy silnika
  • najczęściej brak szarpnięć
  • wg mnie przyjemność z jazdy (głównie w mieście, choć nie tylko)
  • auto nigdy nie gaśnie przy ruszaniu :)))
Wady niestety też są:
  • koszty produkcji, zakupu, części oraz eksploatacji (w razie problemów)
  • nieumiejętnie używana potrafi się szybko zużyć
  • problemy podczas holowania (nie zawsze)
Głównymi grzechami kierowców użytkujących skrzynie automatyczne jest ich brutalne traktowanie. Szczególnie tuż po uruchomieniu nie należy przesadzać z dynamiką jazdy, gdyż olej na pewno nie osiągnął swojej temperatury roboczej. Innym problemem może być holowanie - automaty tego raczej nie lubią (pomijając te najnowsze) i wysilone po prostu się psują. Także zaniedbania przy obowiązkowych wymianach olejów/przeglądów skrzyni mogą się zemścić.

sobota, 19 lipca 2014

W kółko

17 godzina jazdy. Sobota, 13 z minutami. Ona. Tłumaczy się, że ma słaby dzień, że się nie wyspała itp. Jest bardziej niż zagubiona, od co najmniej 5-6 godzin ze mną nie rozmawia. Odpowiada zdawkowo, bardzo cicho i półsłówkami. A najczęściej wcale. No, ale problem z komunikacją jeszcze o niczym nie przesądza :-)

Skrzyżowanie z przejściem oraz linią bezwzględnego zatrzymania i znakiem STOP. Dojeżdżamy jak zwykle z prędkością niewielką, przepuszczamy pieszych i bez zatrzymywania jedziemy dalej. Nie, no nie! Nie tłumaczę już co zrobiła źle tylko uprzedzam, że za chwilę powtórzymy TO skrzyżowanie jeszcze raz. Jest lekko zdziwiona i jeszcze bardziej obruszona. Tak, w jej oczach jestem wredny i okrutny i co tam jeszcze!

Po chwili to samo miejsce, kursantka lekko się uśmiecha widząc już swój błąd, nawet mówi (jakby do siebie) że powinna się przecież zatrzymać i ... znów przejeżdża identycznie jak przed chwilą! Zero stresu, grunt to zachować spokój. A więc znów jak tylko najspokojniej potrafię mówię, że "powtórzymy TO skrzyżowanie". Czuję, że jest z nią coraz gorzej, niewiele brakuje do potoku łez, ale w końcu dorosła jest i wie (?) co robi.

Po 3-4 minutach znów to samo miejsce. Kursantka tym razem nawet się zatrzymuje, ale zapomina o kierunkowskazie. Ręce mi opadają, ale staram się powstrzymywać od jakiegokolwiek komentarza do końca jazdy. Tylko czy 20 dodatkowych godzin uratuje nieco sprawę?

piątek, 11 lipca 2014

Więcej eco :-)

Od 1 stycznia 2015 roku na egzaminowania prawo jazdy większości kategorii obowiązywać będą nowe zasady jazdy. Jest to związane z tzw. ecodrivingiem-czyli jazda polegająca na inteligentnym zarządzaniu energią kinetyczną, przewidywaniami możliwych scenariuszy drogowych i wielu innych.

I bardzo dobrze, jak najbardziej to popieram, w zasadzie już od dłuższego czasu wprowadzam takie elementy na jazdach.

Szczegóły na skanie poniżej.



wtorek, 1 lipca 2014

Jazzowo

W wolnej chwili pomiędzy pracą instruktora, zajęciami szkolnymi (tak, są tacy którzy mają takie zajęcia ze mną także w wakacje) a uzupełnianiem informacji na stronie internetowej - włączam sobie przecudną płytę Stacey Kent "The Changing light". Mała próbka:


Stacey Kent to amerykańska wokalistka jazzowa, wielokrotnie nagradzana. Jej muzykę wypełniają niezwykle ciekawe współbrzmienia konsonansowe, genialnie poprowadzone głosy, które raz pięknie się uzupełniają by po chwili funkcjonować na zasadzie subtelnego kontrapunktu. Stacey śpiewa czysto, jasno i zawsze w towarzystwie perfekcyjnej frazy.

Rozkołysane dźwięki fortepianu oraz miękkie i jakby słodkie dźwięki saksofonu tworzą niesamowity klimat. Płytę Stacey Kent dostałem już ponad miesiąc i nadal nie mam dość! Jest tylko jeden minus - płyta nie nadaje się do słuchania w aucie. A przynajmniej nie w Suzuki z marnym nagłośnieniem. Dla pełnego odbioru wrażeń potrzeba dobrej jakości sprzętu i lampki wina ;-)

A płytę polecam każdemu :)

piątek, 27 czerwca 2014

Lipcowe zmiany

Lipiec zapowiada się dość pracowicie. Zapewne pojawią się jakieś przecieki (rany, jakie to dziś modne i często wykorzystywane słowo!) z nowelizacji bazy pytań egzaminacyjnych. Z obecnych 1.5 tys. zrobi się (dokładnie od pierwszego lipca) dwa razy więcej - 3000. Oby tylko autorzy znów nie poszaleli i zamiast w ilość celowali w jakość.

Lipiec to także początek zmian - w końcu porzuciłem dotychczasowego operatora telefonii komórkowej Orange na rzecz Play-a. Po blisko dziesięciu latach spędzonych z tą siecią okazało się, że płacę za mało, by cokolwiek więcej wymagać. A ponieważ mój poprzedni telefon został wykąpany w Morzu Kreteńskim (o czym pisałem niedawno) rozglądałem się za czymś nowym. Play zaoferował najlepsze warunki, a część potrzebnych mi usług i akcesoriów dorzucił za darmo. I przede wszystkim - telefon dostałem za przysłowiową złotówkę (LG G2 mini). W Orange było to niemożliwe, choć przedstawiłem im moje potrzeby i dałem ponad miesiąc na ciekawą ofertę.

Wczoraj jedno kliknięcie dzieliło mnie od zakupu wakacyjnej wycieczki - tym razem do Bułgarii (początek września). W zasadzie nie planowaliśmy drugiego wylotu w tym roku, ale nadarzyły się świetne okazje: wylot z lotniska zlokalizowanego 60 km ode mnie, świetna promocja cenowa do bardzo fajnego rejonu Bułgarii. Niestety, nie tym razem. Ale bardzo nabrałem ochoty, spodobało mi się wszystko - lot, podróżowanie, zwiedzanie, no może trochę mniej jeśli chodzi o pakowanie przed powrotem. Czyli wrześniowe wakacje raczej spędzimy w Polsce. Zakopane? Bieszczady? Nie mam pojęcia, a może Mazury? Nie bardzo wiem co można tam robić prócz pływania na jeziorach...


poniedziałek, 23 czerwca 2014

Wariacje

Czasem nawet jak się człowiek stara, trudno jest się połapać w gąszczu znaków ustawionych przy drogach. Jeden zasłonięty przez drugi, do tego wielka reklama obok. Bezsensowne "rzucanie" znaków stanowi problem nie tylko dla kandydatów na kierowców.


Jest sporo miejsc, gdzie wjeżdżając w uliczkę znak ustawiony jest TUŻ za skrzyżowaniem. Zauważenie takiego ostrzeżenia/zakazu/nakazu (itp.) jest praktycznie niemożliwe. Dodatkowo są miejsca, gdzie znaki ustawia się na takiej wysokości, że jedynie z ciężarówki lub autobusu można go dostrzec.


Jakby tego było mało, ograniczenia prędkości przed ostrym zakrętem mają w praktyce poprawić poziom bezpieczeństwa. Niestety, ich powszechność powoduje zdewaluowanie efektywności. Bo kto dziś zwalnia przed ograniczeniem prędkości w miejscach bez fotoradarów/kontroli prędkości? Czy nie wystarczyłby sam znak ostrzegający przed niebezpiecznym zakrętem? Czy naprawdę kierującemu trzeba najpierw pokazać że musi zwolnić do 70 km/h a następnie do 40 km/h?!

Źródła zdjęć: internet

czwartek, 19 czerwca 2014

Codzienność

Kreta pozostała juz tylko na zdjęciach i w pamięci. Tylko? Raczej aż! Niestety trzeba wracać do rzeczywistości, czyli do pracy. Pojawiły się teraz się dziewczyny, które mają kurs za naprawdę dobrą cenę. Ale, już widać (a już wyjeździły ponad 10 godzin) że się nie angażują nic a nic. Czyli nie patrzą na znaki, nie zapamiętują tego co mówię i ogólnie - luz/blues.

Chyba jednak są zbyt młode na to, by zrozumieć dlaczego powinny się przyłożyć do nauki...

wtorek, 10 czerwca 2014

Wakacje - podsumowanie

Tawerna na balkonach
Tawerny to nieodłączny element mniejszych i większych miasteczek Krety (na dachu budynku, na odkrytym wielkim balkonie - są prawie wszędzie). Turystów można doskonale odróżnić od Kreteńczyków - ci chodzą poubierani jakby było całkiem zimno. Oczywiście każde miejsce jest inne, trzeba próbować (lub patrzeć na ceny), bo są miejsca które w żadnym razie smakiem nie zaskakują (a już na pewno nie pozytywnie). Generalnie najniższe ceny nie powinny nas przyciągnąć, bo to co jest tanie jest co najwyżej średniej jakości. Inna kwestia, że wszędzie Kreteńczycy są mili, uprzejmi i bardzo życzliwi. Czasem się zdarzają sytuacje, kiedy kelnerzy/właściciel jest nachalny i stojąc na chodniku zaczepia każdego zachęcając do odwiedzenia jego restauracji. Wg mnie to bardziej odpycha klientów niż przyciąga.

Jedna z tawern po drodze na Elafonisi
Miejsca, gdzie wypiekają ciastka (ze słodkim serem) oraz wyciskają sok bezpośrednio przy kliencie są odpowiednio droższe, ale jakie tam panują zapachy! Dwa ciastka oraz litr pysznego soku pomarańczowego kosztują 10 EUR. Dużo, ale naprawdę warto.

Port w Chani
Język w ogóle nie jest problemem. Oczywiście fajnie byłoby powiedzieć coś po grecku - Kreteńczycy bardzo to lubią i odwzajemniają to jeszcze większym uśmiechem niż zwykle, choć i tak są bardzo uśmiechniętym (i zadowolonym?) "narodem". A więc: dzień dobry - kalimera, dobry wieczór - kalispera, dobranoc - kalinichta, proszę - parakolo. Nawet jak kaleczyłem angielski, pani z biura turystycznego była bardzo wyrozumiała, tłumaczyła i wyjaśniała kilka razy mówiąc do mnie bardzo wolno :)

Kreta jest piękną wyspą, mam ochotę jeszcze raz tam polecieć, zobaczyć mnóstwo innych fajnych miejsc na które tym razem zabrakło czasu :)


piątek, 6 czerwca 2014

Waaaakacje - c.d.


Czwartek - to dzień bez większego zaangażowania - to w końcu urlop! :) Oczywiście nie lubię nic nie robić, więc postanowiłem wybrać się do Rethymnon na miejscowy bazar (odbywający się w czwartki i soboty). Wiadomo, że lepiej kupić typowo greckie produkty na bazarze niż w super marketach. Okazało się, że to świetne miejsce na spróbowanie lokalnych specjałów: oliwy extra vergine, alkoholu pod nazwą Raki, oliwek, bardzo słodkich melonów i pomarańczy, seru feta itd. Kreteńczycy są bardzo hojni i życzliwi. Są też głośni i bezpośredni.


Targ był pełen ludzi, zapachy cytrusów mieszały się z zapachem suszonej bazylii i oregano oraz z pieczywem - co kilkanaście metrów znajdowały się mobilne stoiska z pięknie wyglądającym chlebkiem i różnymi bułkami. Obładowany drobnymi prezentami dla bliskich po 2-3 godzinach chodzenia wybrałem się na coś do picia i zjedzenia. Niedaleko słynnej fintanny Rimondi w samym centrum Rethymnon znajduje się cudna tawerna Kyria Maria. Prowadzi ją młoda kobieta (maksymalnie miała 38 lat), która chyba wkłada całe serce w to miejsce.


Pierwszy raz piłem tak pyszny sok ze świeżo wyciśniętych pomarańczy (3 EUR) i jadłem tak pyszną sałatkę grecką (5.5 EUR). Jestem zauroczony tym magicznym miejscem, oraz ludźmi tam spotkanymi. Wdałem się nawet w małą dyskusję z ojcem (chyba) właścicielki - jest typowym Kreteńczykiem - widać że nigdzie się nie spieszy, nie goni, za to cieszy z każdej chwili - zazdroszczę mu tego dystansu i wyluzowania. Wraz z rachunkiem otrzymaliśmy mały deser (free) - ciastka w kształcie pierogów ze słodkim serem. Przepyszne!


Nie chcąc opuszczać tego miejsca postanowiłem wypisać kartki pocztowe. Czas umilały nam śpiewy skowronków, które miały swoje domki tuż przy tawernie. A potem powrót do hotelu i ... pływanie w basenie/opalanie/pływanie w morzu/opalanie aż do późnego wieczora! :)


Piątek - o 6.15 zbiórka przy hotelu i wyjazd do Samarii - najdłuższego wąwozu w Europie. Cały autobus ludzi + przewodnik mówiący w pięciu językach. Po 3 godzinach jazdy jesteśmy na miejscu i rozpoczynamy schodzenie - bowiem szlak 16 km biegnie prawie cały czas w dół. Odpowiednie obuwie i woda - to bezwzględnie wymagane atrybuty wycieczki. W Samarii nie ma zasięgu GSM, a co kilka kilometrów znajdują się punkty medyczne które w razie problemów mogą osiołkiem (!) lub helikopterem dostarczyć kontuzjowanego turystę. Jak piszą w sieci, dość często ludzie łamią tam nogi, więc tym bardziej musiałem uważać. 16 km idzie się w około 6-7 godzin (z małymi przerwami na foto/wodę). Droga wiedzie wzdłuż rzeki, jest kamienista i dość trudna.


Po 6 godzinach dotarłem do końca - południowego krańca wyspy i Morza Libijskiego - ciepłego i wręcz zachęcającego do kąpieli (pomimo braku ręcznika itp gadżetów nie mogłem sobie odmówić - tym bardziej że prom był dopiero za 1.5 h). Tu zmęczone stopy przez chwilę choć odpoczęły. No właśnie - prom, ponieważ w tej miejscowości (Agia Roumeli) nie ma żadnej drogi prócz wodnej. Pół godziny i jesteśmy w miejscu, skąd autokarem wracamy do hotelu. Dzień pełen wrażeń :)


Sobota - to  ostatni dzień (nie licząc niedzielnego wylotu), postanowiłem jeszcze raz wybrać się do Rethymnon. W zasadzie to wydałem ostatnie euro na prezenty, wysłałem jeszcze kilka kartek pocztowych i znów wybrałem się do tawerny Kyria Maria. Pani oczywiście nas poznała i jeszcze bardziej miło zostaliśmy przyjęci. To bardzo urocze miejsce, na pewno jeszcze kiedyś je odwiedzę. A wieczorem piękny zachód słońca...


No i niedziela - o 14.30 transfer na lotnisko, a wcześniej ostatnie tak pyszne hotelowe śniadanie, ostatnia kąpiel w Morzu Kreteńskim, wymeldowanie z hotelu i podróż na lotnisko. Wylot z Krety opóźnił się o ponad 2.5 godziny, co spowodowało że zarezerwowany i opłacony wcześniej bus z Warszawy odjechał w siną dal. Niestety, w rozkładzie jakiejkolwiek komunikacji jest biała plama - od 22.30 do 2 w nocy nie ma żadnego połączenia, więc pozostało mi/nam koczowanie na dworcu centralnym. Nie wiedziałem, że stolica jest tak brzydka i nieprzyjazna w nocy.

c.d.n.