sobota, 18 maja 2024

Podsumowanie tygodnia 344

Poniedziałek

Poniedziałki są coraz bardziej trudne. Świadomość że znowu zaczyna się kolejny tydzień z klientami jest tak podła, że robi mi się niedobrze. Znajoma mówi, że to objawy depresji i że powinienem do lekarza iść. 

Tymczasem ten dzień jest dla mnie wyjątkowy, bo to dzień urodzin. Dostaję kilka SMS-ów i życzeń telefonicznych. Miło.

Wieczorem idę popływać na basen, oraz wygrzać się na saunach. Jest mało ludzi i całkiem przyjemnie. 

Wtorek 

Z samego rana wiadomość od Uli. Pyta czy już dostałem przesyłkę, ale w skrzynce pocztowej pusto. W pracy kontrola i porządna reprymenda od przełożonego. Ostatnio powiedział że nie będzie ingerował w moje decyzje, ale najwyraźniej zmienił zdanie.

Po południu dostaję avizo z poczty. 

Środa 

Z samego rana odbieram przesyłkę od Uli. Nie bez przeszkód, bo chociaż całkiem miły pan bardzo się starał to nie mógł podłączyć tego urządzenia na którym się trzeba podpisać odbierając przesyłkę. Dwoił się i troił, aż w końcu wydał mi paczkę przez okienko swojej koleżanki. Wcześniej go tam nie widziałem, chyba to ktoś nowy. Ale w tym wieku? 

W Departamencie nie miałem sposobności do zajrzenia, choć kusiło mnie bardzo! Wieczorem otworzyłem, a tam przepiękne kartki (2) ze świetnymi życzeniami - takimi trafionymi w sedno, książka oraz czekolada. Totalne zaskoczenie!



Czwartek 

Protokół z kontroli wtorkowej. Przełożony spuszcza z tonu i stwierdza, że w sumie to miałem prawo podjąć taką decyzję i że ogólnie jest ok. No super. Najpierw zjechał mnie od góry do dołu, a potem bez żadnego przepraszam stwierdził że jest ok. Masakra. 

Dostaję kartkę pocztową z Mazur od Darka i cudArteńki.

Po pracy jeżdżę rowerem po lesie. Piękne ścieżki zachęcają do rekreacji i odpoczynku. 


Piątek 

Niebawem wyjeżdżam na tygodniowe wakacje. Niby urlop wpisany w grafik, ale okazuje się że główny manager kręci nosem i wszystko to wisi na włosku. Po pracy idę na pizzę i lody a potem na miejscowe sauny. 

sobota, 11 maja 2024

Podsumowanie tygodnia 343

Poniedziałek

Budzę się ledwo żywy. W nocy trochę spałem a trochę nie, ale nic nie wskazywałoby na tak słaby poranek. Nie mam siły zwlec się z łóżka, boli każda cześć ciała. Jakoś wstaję i ogarniam się do roboty. Ale mam szczęście, moi klienci umówieni na dzisiaj są kompletnie nie przygotowani i przy okienku z nimi jestem dosłownie kilka minut i wracam na zaplecze. I do toalety, bo dochodzą problemy żołądkowe. Do domu nie mogę, na zwolnienie też nie. Muszę to jakoś przeżyć, koleżanka z innego działu przynosi mi kubek zaparzonej mięty co trochę pomaga. O 16 kładę się już u siebie na łóżku i nie mam siły na jakąkolwiek aktywność.

Wtorek 

Wciąż słabo, ale deko lepiej niż wczoraj. Pierwszy raz w tym tygodniu coś jem. Kanapki (2) z szynką i miksem sałat, ale sam nie wiem czy odczuwam głód czy nie. Stopniowo coraz lepiej, a wieczorem prawie całkiem dobrze.

Środa 

Do pracy jadę hulajnogą. Schodzę z niej na każdym przejściu i przeprowadzam, ale tam gdzie są przejazdy dla rowerzystów przejeżdżam. Na jednym z nich (3 pasy w jednym kierunku) pojazd najbliżej mnie zatrzymuje się, ja wjeżdżam i widzę że zza niego jedzie drugi, który w ogóle nie zwalnia. Zatrzymuję się gwałtownie i zeskakuję z hulajnogi, a pojazd przejeżdża kilka centymetrów od przedniego koła hulajnogi. Gość pojechał dalej, a ja już do chodnika wolałem się przejść.

Czwartek 

W pracy spięcia. Kolega kilka okienek dalej ode mnie robi mi niezbyt przyjemne uwagi - wyraźnie ma jakiś problem. Ignoruję go.

Piątek 

Wolne. Tzn nie do końca, ale tak prawie. Lubię takie piątki. Wcześniej szykuję autko, żeby ładnie się prezentowało. Przed południem jadę do dużego miasta i standard - 2.5 godziny na saunach, potem kolacja na mieście (uwielbiam sezon na szparagi!) i zasłużony odpoczynek!


czwartek, 9 maja 2024

Straty długiego weekendu

Kilka dni temu wyjechałem na długi weekend, w mieszkaniu zostawiłem kwiaty - podlałem je bardziej niż zwykle, ale i to nie pomogło. Bratki nie przeżyły tak długiego rozstania ze mną. 


Nawet zabrałem je z balkonu i wstawiłem do mieszkania, odsunąłem od miejsca gdzie bezpośrednio świeci słońce. Padły mimo tego. 


No trudno, chociaż szkoda mi ich. Gdy wróciłem natychmiast dałem im wodę, no ale było już za późno. Na szczęście wszystkie inne kwiatki spokojnie przeżyły. A za niecały miesiąc wyjeżdżam na krótkie wakacje daleko stąd, więc wtedy bratki miałyby jeszcze gorzej. 

A skoro maj - to jak co roku do każdego wpisu wrzucę co najmniej jednego tulipana. Zdjęcia pochodzą z tego roku i są to okazy, które udało mi się złapać w kwietniu, bo wraz z nadejściem maja tulipany się niestety skończyły.