Kursantka boi się i cała chodzi w nerwach. Twierdzi, że cały czas jeździ (bez prawka), a ostatni egzamin teoretyczny miała kilka miesięcy temu. Zmieniła ośrodek i przyszła do mnie z dużego miasta, bo - jak twierdzi - tu łatwiej zdać. Nawet fajnie rusza, choć w jej mniemaniu auto za bardzo "warczy". Próbuję tłumaczyć, że to nie jest aż tak bardzo źle i najważniejsze że nie gaśnie i nie szarpie, ale widzę że nie trafiam do niej. Już na samym początku zapowiedziałem, aby bez skrępowania pytała jeśli czegoś nie rozumie. I zaczęło się - pytała o co drugi znak, ponieważ nie miała pojęcia co oznacza.
Jedziemy na plac - proszę aby podniosła pokrywę silnika, a ona patrzy na mnie swoimi wielkimi oczami i mówi, że nie rozumie. Po kilku chwilach dochodzimy do konsensusu - okazuje się że ktoś nauczył ją tylko jednego słowa "maska". To co ja nazwałem pokrywą silnika, dla niej było po prostu "maską", natomiast nie znała ona żadnego innego określenia opisującego ten element pojazdu.
Kursantka wciąż nieźle rusza, nawet parkowania nie są tragedią. Za to skrzyżowania o ruchu okrężnym już są. Nie ma pojęcia co znaczy "w prawo", "w lewo", "na wprost". Przez kilka takich skrzyżowań jedzie zupełnie inaczej niż moje polecenia, po czym przy sposobnej chwili zatrzymujemy się i rozmawiamy o tym problemie. Jak się okazuje, jej poprzedni instruktor zawsze wydawał polecenie typu "drugi zjazd z ronda", lub "pierwszy jazd z ronda". Dobrze, niech będzie i tak, ale czy polecenia wydawane przeze mnie są dla niej w jakimś stopniu niezrozumiałe (pytam ją o to). Odpowiada że rozumie, ale znów widzę że guzik prawda.
Przyzwyczaiłem się już, że tłumaczę jak w przedszkolu - a więc co to jest prawa strona, lewa i co znaczy "na wprost". Także przywykłem do pyskówek. Te pojawiają się, gdy kursantka nabiera pewności siebie i próbuje wymuszać pierwszeństwa w imię "przecież zdążyłabym!" (nacisk na wykrzyknik). Akurat się składa, że zabieram szefa i jedzie on z nami z tyłu (czasem w ten sposób kontroluje moją pracę) i w tym czasie kursantka próbuje wymusić pierwszeństwo. Hamuję gwałtownie, następnie pojawia się jej ostre "zdążyłabym!", a następnie głos szefa - "nawet ja bym nie wyjechał" - co na niej nie zrobiło żadnego wrażenia.
Do końca jazdy, aby dotrwać i być nadal miłym, spokojnym i opanowanym. Na szczęście czas leci szybko i udaje mi się dotrwać do końca - ocena szefa pozytywna. Kursantka gdyby była w miarę myśląca mogłaby spokojnie zdać egzamin. Na razie nie zapisała się na jazdę, a to oznacza że jeśli zażyczy sobie jazdę u mnie to najprędzej za mniej więcej miesiąc.
Upał trzyma |
I będzie kolejne zagrożenie na drogach.
OdpowiedzUsuńMoże się nauczy? Nie wiem, zobaczymy.
UsuńTak, takie "no przecież zdążyłabym" są zawsze najlepsze ;)
OdpowiedzUsuńI jakie aroganckie.
UsuńMyślenie życzeniowe w pełnej krasie, solidnie na głupocie fundowane.
OdpowiedzUsuń70-80 % osób na kursie.
UsuńJak w społeczeństwie.
UsuńKursantka gdyby była w miarę myśląca mogłaby spokojnie zdać egzamin?
OdpowiedzUsuńAle przecież ona nawet znaków drogowych nie zna, to co tu może pomóc myślenie?
Myślenie podsunie jej, żeby się tych znaków nauczyć? ;-D
UsuńDarek - gdyby posłuchała co do niej mówię i zrealizowała to. Tylko tyle.
UsuńSkora mi cierpnie, jak pomysle, ze ktos jej byc moze to prawko da...brrr...
OdpowiedzUsuńA ja jak pomyślę, że kupuję nowe auto a taki ktoś parkuje obok to mam tak samo...
Usuń