Kursanci, którzy szkolą się u kilku instruktorów często dostają różniące się instrukcje, wskazówki, a czasem nawet polecenia i interpretacje. Z jednej strony to dobrze, bo mając przekrój różnych zdań mogą (a w zasadzie to mogliby, gdyby tylko chcieli) porównać stanowiska, przygotować się lepiej do egzaminu. Z drugiej strony mogą mieć trochę mętlik w głowie, ale to tylko wtedy gdy nie potrafią z tego skorzystać.
Jednym z przykładów innego uczenia jest jazda po łuku. Kolega, który często ma tych samych kursantów co ja, uczy ich jeździć na tyczki. To znaczy, że cofając robią obrót kierownicą w odpowiednim momencie - przy określonej tyczce. Robią to jak automaty w ogóle nie patrząc co dzieje się z tyłu ani to, gdzie jedzie auto. Po prostu taki kursant przy np drugiej tyczce robi 3/4 obrotu kierownicą, a przy piątej tyczce prostuje koła. Dla mnie takie podejście do zadania jest nie do przyjęcia. Przed wszystkim taki sposób nauki w ogóle nie uczy jazdy to tyłu, a jedynie mechanicznego wykonywania skrętu w myśl jakiejś zasady (beznadziejnej wg mnie). Jakie pojęcie na temat cofania będzie miała osoba tak szkolona?
Drugi przykład to parkowanie. Są tacy, którzy uczą parkowania w następujący sposób: jeśli parkujesz prostopadle (na egzaminie zawsze przodem) to pełny skręt kierownicą trzeba wykonać w momencie gdy lusterko będzie na wysokości krawędzi końca pojazdu za którym się parkuje. Oczywiście twórczość instruktorów jest różna. Kiedyś pamiętam jak poprosiłem o zaparkowanie nie swojego kursanta, który stwierdził że "nie da się". Zdziwiony spytałem dlaczego, odpowiedział że zawsze skręcał mając połowę szyby pasażera na wysokości znaku firmowego pojazdu za którym miał zaparkować. A to pech, bo w tym momencie auto miało urwany (skradziony?) emblemat. Szok i niedowierzanie że tak może zrobić pełnoletnia osoba? Też, ale że aż tak źle można uczyć?!
Trzeci i już ostatni przykład - ruszanie. Dojeżdżając do skrzyżowania na którym trzeba się zatrzymać kursanci nie bacząc na cokolwiek "wbijają" (dosłownie) jedynkę w trakcie jazdy mając na liczniku nawet około 40 km/h. Następnie stojąc (na przykład na czerwonym świetle) trzymają jednocześnie hamulec i sprzęgło, ale to drugie podnoszą mniej więcej do połowy. Cały silnik i pojazd się telepie chcąc już ruszać, ale kursant trzyma hamulec bo przecież jest czerwone. Po zmianie nadawanego sygnału wystarczy puścić hamulec i auto rusza. Normalnie jak automat. Genialne, prawda?
Tak patrząc na te i inne metody (kręcenie kierownicą na postoju, sprawdzanie świateł nie wyłączając ich po sprawdzeniu, nauka ruszania na wzniesieniu na zakazie zatrzymywania, puszczanie kierownicy itp itd) współczuję tym kandydatom na kierowców. Wiem, że oni chętnie przyjmują takie właśnie wskazówki, ponieważ nie wymagają one ani myślenia, ani przewidywania, ani szanowania sprzętu ani żadnej innej wyższej formy życia. Nie rozumiem intencji instruktorów i wkurza mnie jak bardzo partaczą obciążając swój zawód. Natomiast gdy przychodzi do mnie taki kursant od kogoś, bacznie obserwuję czy jest to ktoś kto zechce przyjąć moje rady, czy ma je w nosie. Najczęściej to drugie. Gdy spokojnie mówię, tłumaczę i opowiadam dlaczego lepiej tak a nie inaczej, najczęściej słyszę odpowiedź że tak jest mu wygodniej, że się przyzwyczaił i że nie zamierza niczego zmieniać. Nic na siłę, nawet mnie to rozśmiesza w pewnych momentach. Na przykład wtedy, gdy jedziemy na skrzyżowanie lub inne miejsce, gdzie pseudo metody które poznał nie przydadzą się, lub przy ich pomocy nie da się wykonać konkretnego zadania. Niektórzy wtedy rozumieją o czy mówię, inni nie.
Ostatnio nawet oberwało mi się za to, że też nie uczę kręcenia kierownicą w miejscu. Mój "kolega" z pracy zarzucił mi, że próbuję rzeczy niestworzonych - np nauczyć parkowania równoległego inaczej niż on, czy właśnie tego że nie powinno się kręcić kierownicą na postoju - oczywiście olałem kolegę marudzącego. I nijak nie chciał przyjąć argumentów dlaczego tego nie należy robić. Był tak samo oporny, jak kursanci. Czasem czuję zażenowanie pracując z nim w jednej firmie.
Uwielbiam metodę na tyczki... zawsze wtedy się zastanawiam czy taki późniejszy kierowca w ruchu drogowym też będzie sobie tyczki stawiał żeby np. zaparkować? :D
OdpowiedzUsuńA takie półsprzegło jest fajne na wzniesieniu ale jak już się ma doświadczenie- nie potrzeby hamulec awaryjny przy ruszaniu :P
Może będzie je wiózł w bagażniku i rozstawiał przed parkowaniem :P
UsuńNiestety praktyczna część szkolenia ma za zadanie nauczyć jak zadać egzamin, a nie jak jeździć. To i jest parkowanie na tyczki, nauka obsługi jednego konkretnego modelu auta itp. Nie wiem kto wpadł na pomysł, żeby uczyć ludzi jazdy na Yarisach, które są malutkie i bajecznie proste do parkowania. Potem taki kierowca przesiada się do normalnego auta i dupa blada, bo kompletnie go nie czuje. Kolejny poroniony pomysł to sprawdzanie płynów eksploatacyjnych. Po diabła to, skoro dotyczy tylko i wyłącznie jednego modelu samochodu? Gość kupi potem np. Forda i nawet maski nie otworzy, bo inny system niż w Toyocie.
OdpowiedzUsuńNieprawda. Tylko od procesu szkolenia zależy czy będzie to odbębniona jazda, przygotowanie pod egzamin czy nauka jazdy z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście to instruktor prowadzi szkolenie, więc od niego zależy.
UsuńNatomiast co do auta to nigdy nie dogodzi każdemu. WORD-y przeprowadzają przetargi, w których wygrywa konkretny model (jest tam mnóstwo wymogów, mniejsza o to). Jeśli ktoś nauczy się jeździć, to nie jest niewykonalne aby przesiąść się do większego auta. Podobnie z "obsługą" pojazdu - nie jest możliwe aby podstawić szkolonej osoby każde auto, bo później kupi sobie Forda lub inną Mazdę.
Jeżeli ktoś jest dobrze nauczony prowadzenia samochodu, a nie tylko aby egzamin zdae, to późniejsze auto nie ma znaczenia.
UsuńOsobiście uczyłam się na Punto I i II oraz Renault 19. Później nie było problemu przesiać się na inne auto bez względu czy był to maluch, długie kombi czy bus...
Aniołku, ja myślę że moi kursanci także nie będą mieli problemów, ponieważ moim nadrzędnym celem jest nauczyć ich dobrze jeździć :)
Usuń(ps. to jakiś nowy nick?)
I tak być powinno zawsze, nauczyć jeździć nie tylko żeby zdali egzamin :)
UsuńNick nowy, bo mnie w klimatycznych miejscach za osobę dominująca brali :P
Haahahahahaha, no tak :D Aż się zaśmiałem :P
UsuńCyrk na kółkach... :D
UsuńNo dokładnie, ale z uśmiechem o tym czytam i sobie wyobrażam właśnie :D :D Pozdrowienia Aniołku, Ty dominujący Aniołku :D
UsuńZdecydowanie wolę.być zc tej uległej strony bata :)
UsuńPozdrawiam serdecznie :)