Jak pisałem wcześniej, moja "ulubiona" kursantka ma już godziny dodatkowe. Nie radzi sobie zbyt dobrze, dlatego wspólnie podjęliśmy decyzję o dalszym szkoleniu. Wszystko odbywało się jak zwykle w spokojnej i w miarę dobrej atmosferze, ja starałem się jak mogłem aby nie okazać zniecierpliwienia i zażenowania stanem jej umiejętności. Niestety ona wciąż bardzo długo ustawia lusterka, nie potrafi nawet ruszyć nie mówiąc o tak kosmicznych zadaniach jak parkowanie czy zawracanie. Wciąż myli biegi (często zamiast dwójki próbuje wrzucić wsteczny), bardzo często próbuje uruchamiać silnik który już pracuje, zupełnie nie zwraca uwagi na znaki - fakt że ich nie zna. Czasem uda jej się zrobić łuk na placu - ale tylko gdy słucha co do niej mówię. Ogólnie stan jej wiedzy w skali od 1 do 6 oceniam na 1.
Kilka dni temu wymyśliła sobie, że mam ją dość i zapisała się do innego instruktora. Początkowo kolega ucieszył się, gdy dowiedział że to ktoś z doszkolenia. Pewnie myślał że praca będzie spokojna i chociaż w miarę bezproblemowa. Gdy przekazywałem mu kartę to uświadomiłem go, że nawet na placu nie powinien wysiadać z pojazdu ponieważ ona najczęściej myli hamulec z gazem - więc rozbić może się nawet na placu.
Jak wspominałem, kolega z miną zmęczonego życiem instruktora oddając mi kartę stwierdził "przeżyłem". I dodał, że spytał ją czy zamierza do mnie wrócić. Odpowiedziała że tak.
Ile jeszcze to potrwa? Nie wiem, ale w tym tygodniu wspólnie z szefem podejmę decyzję co robić dalej. Aby mogła podejść do egzaminu państwowego musi zdać te wewnętrzne - teorię jak i jazdę. Może to pierwsze uda się jej zaliczyć, ale nie widzę możliwości aby potrafiła jechać tak dobrze aby zdać wewnętrzny praktyczny. Prawdopodobnie egzamin ten będzie przeprowadzał ktoś inny niż ja, bo istnieje ryzyko iż zakwestionuje moją obiektywność. Już kilkukrotnie zasłaniała swoją niewiedzę tym, że czegoś jej nie powiedziałem, nie wytłumaczyłem. A także tym że w konkretnym miejscu na ulicy była pierwszy raz, ma zły dzień, boli ją głowa, ma niewygodne buty, źle ustawiony fotel itp itd.
Pracując w tym zawodzie trzeba mieć gruba skórę, ale także być stanowczym i mimo wszystko starać się trzymać pewien poziom. Co będzie dalej? Zobaczymy :)
Dalej będzie to, że ona zrezygnuje i w zasadzie można by napisać tyle. Normalnie to powinno być tak, że na początku mówisz jej - Pani się nie nadaje i lepiej dla Pani, pani kasy i wszystkich wokoło będzie jak z tego kursu nastąpi rezygnacja.
OdpowiedzUsuńRozumiem tu stanowisko szefa, bo kasa się liczy, a takie osoby zawsze ją uzupełniają sowicie.
Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. To jest nauczycielka, więc teoretycznie umysł powinna mieć otwarty na tyle, by wiedzieć, iż za kółko się nie nadaje. Jak to się stało, że tam trafiła? Może nim zniknie zapytaj się jej co powodowało nią, że zapisała się na kurs. Jakie to przesłanki wystąpiły, że się w końcu zdecydowała.
Też nie nadaję się do wszystkich zawodów i wiem to, więc się tam nie cisnę, tym bardziej jej, jako nauczycielki nie umiem zrozumieć.
Jak będzie dalej tego prócz niej nie wie nikt. Z tym zarobkiem na niej też bez przesady. Ot cena kursu plus godziny dodatkowe, które są dla niej tańsze (jest naszą kursantką). Weź pod uwagę jak bardzo niszczy auto (szczególnie biegi i rozrusznik).
UsuńRobi prawko żeby samodzielnie jeździć. A jej umysł raczej nie jest otwarty...
Nie wchodźmy w truizmy jak w reklamach: kup se globulkę i wsadź sobie ją kiedy chcesz i jak chcesz, i to Ty o tym decydujesz.
UsuńNawet jeżeli jakimś cudem uda jej się zdać egzam, w co nie wierzę i mogę się o to założyć, to będzie i tak zagrożeniem dla innych użytkowników, bo doskonale wiesz, że takie coś też występuje.
Co do kasy, to dla mnie to jest robienie kasy na takich osobach. Jest to celowo źle skonstruowane, by ośrodki i państwo przy okazji żyło z tego. Powinny być 1, 2 lub 3 jazdy w cenie jazd i dopuszczenie w ogóle do kursu. Nie powiesz mi, że na tym etapie nie da się sprawdzić, czy ktoś czuje auto czy nie. Czy wsiada do Boeninga 737 i nie wie totalnie co zrobić by nim ruszyć.
Jeździłem tram kiedyś i jak widzę do dziś jak inni jeżdżą, to dochodzę do wniosku, że w ogóle tam nie powinni być. To są właśnie koszty eksploatacji. To niszczenie przez nią biegów i rozrusznika. To niszczenie dzienne tramwai przez posuwających się do przodu. A powinno być tak, że zgłasza się na kurs hipotetyczny motorowy i sadza się go na zajezdni do tram i niech jedzie. Jak nie wie co ma zrobić, by ruszyć to niech idzie do domu. On, ona ma następnie wozić tram ludzi. Dziś wygląda to tak, że prawie z każdego robi się motorowego. Nie rozpisuje się więcej, bo wyjdzie z tego osobny temat w komentarzach, które powinny być zwięzłe.
Nie rozumiem Twojej globulki.
UsuńNawet jeśli zdałaby egzaminy wewnętrzne to może stanowić zagrożenie dla innych. Weź pod uwagę że mnóstwo osób posiadających prawo jazdy stwarza olbrzymie zagrożenie, więc ona nie byłaby tu żadnym wyjątkiem.
Dla mnie to nie jest robienie kasy. Za chwilę do wymiany będzie rozrusznik (ona non stop uruchamia silnik który pracuje nie zważając na to co mówię), w drugim aucie już została uszkodzona skrzynia i pojazd stoi w serwisie. Koszt naprawy ponad tysiąc złotych.
Nigdy na etapie 2-3 godziny jazdy nie widać czy ktoś będzie miał predyspozycje czy nie. Czasem się zdarzy tak, że przez pierwsze 25 godzin ktoś jeździ beznadziejnie, a pod koniec jest coraz lepiej. Po dokupieniu kilku godzin idzie na egzamin i zdaje go jeżdżąc bardzo ładnie.
Ciekawy przypadek, ale też chyba się specjalnie nie przykłada, skoro nawet znaków nie zna. Bo wiadomo, ktoś może mieć problemy z koordynacją ruchową, ale jak się nauczyła czytać, to może się znaków nauczyć, chyba, że nie umie czytać? :P Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia dla mnie czy dla niej?
UsuńMało się przykłada, mało mnie słucha, efekty mizerne.
Nie no namawiajcie ją na dalsze szkolenie ile się tylko da. Kursantka - dojna krowa :D
OdpowiedzUsuńSpróbować namówić to mogę Ciebie na przyjazd w odwiedziny. Ona i jej szkolenie interesuje mnie tyle, aby zrobić co do mnie należy.
UsuńO, ciekawe, Tomku, czy Ci się uda namówić Dariusza do odwiedzin:)
UsuńPewnie nie.
UsuńJakbym mógł przyjechać, to bym was odwiedził nawet nieproszony :P
UsuńJa Cię, Darku, nieustannie zapraszam:)
UsuńNo popatrz, nawet nieproszony by przyjechał, może kiedyś :)
UsuńOtwarty umysł w tym zawodzie nie jest w praktyce walorem premiowanym, stąd oczekiwanie go u ww. pani jest bezpodstawne. Za to parcie za kółko mimo ewidentnego braku predyspozycji nie jest absolutnie niczym zaskakującym, gdyż to dość pospolita cecha u koleżanek po fachu: zawzięty upór i przekonanie o swojej racji ("Jestem nauczycielką i jak sama nazwa wskazuje mam rację!"). Nie mam pojęcia dlaczego, ale u facetów w tym zawodzie to się tak nie rzuca w oczy.
OdpowiedzUsuńCoś w tym może być. Facetów nauczycieli uczyłem i było mi łatwiej.
UsuńJeśli chodzi o usprawiedliwianie się belferki, to cóż...jak kaczka pływać nie umie to mówi, że woda za rzadka ;)
OdpowiedzUsuńJa bym nie miała tyle cierpliwości
A ja myślałem (widząc tylko to że to Twój komentarz) że na zrozumiesz w kwestii butów :P
UsuńMi tam ŻADNE buty nie przeszkadzają w prowadzeniu samochodu ;) chociaż fakt, w szpilkach rzadko jeżdżę, bo i sporadycznie je zakładam (ciężko się w nich biega :P )
UsuńBelferki nigdy nie widziałem w szpilkach. Tylko w tych do których podklejała taśmę dwustronnie klejącą :P
Usuń