Parafrazując słowa (nie)wybitnego polityka, mógłbym dziś je przyszyć do mojego dnia. Otóż, dziś zdawały trzy osoby (egzamin praktyczny na kategorię B). Kto mnie nie lubi, niech nie czyta dalej, bo będę się chwalił.
Dziewczyna - 30+4 (30 godzin z kursu plus 4 dodatkowe) - jeździła średnio z plusem, momentami nawet bardzo dobrze. Ogólnie, po trzydziestu godzinach nie czułem się pewnie, więc zaproponowałem jej kilka godzin dodatkowych. Końcówka kursu była bardzo pracowita, mało się odzywałem, prócz tłumaczenia i karcenia za błędy. Czepiałem się wszystkiego, były chwile smutne, były chwile ciężkie. Godziny dodatkowe to już ostatnie poty ciężkiej harówy. Efekt - wynik pozytywny przy pierwszym podejściu. Egzaminator chwalił ruszanie z hamulca awaryjnego i dynamikę jazdy.
Chłopak - 30 (tylko godziny kursowe) - życiowy partner postaci powyżej. Początki kursu były trudne - miał problemy z ruszaniem. Jak to już pokonaliśmy, reszta szła jak z płatka. Egzamin wewnętrzny zaliczony bardzo pozytywnie, ale przed egzaminem państwowym bardzo się stresował. W czasie jazdy był czas na pogawędkę na wiele innych tematów niż tylko nauka jazdy. Dwa razy zaliczyliśmy wagary. Bezkonfliktowy, chyba nigdy nie powiedział czegokolwiek złego na innych kierowców. Wynik - pozytywny - pierwsze podejście - (jakiejś trzy godziny później niż dziewczyna). Ciekawostka - oboje wylosowali tego samego egzaminatora (a w zasadzie to on wylosował ich).
Para tych ludzi trafiła do mnie całkiem przypadkowo, gdyż chcieli jeździć ze mną jak zobaczyli mnie na wykładzie. Oczywiście mieli już wybranego innego instruktora, który nie omieszkał wypomnieć mi "podbierania" kursantów. Ale czy ja kogokolwiek podbieram ? Nie sądzę i nie mam sobie nic do zarzucenia. Przecież nie powiem klientom, że z nimi nie pojeżdżę ?
Dziś zdawała także jeszcze jedna moja kursantka.
Dziewczyna - 30 (tylko godziny z kursu). Nietypowe imię, bezpośrednia i z wielkim poczuciem humoru. Nasze rozmowy (znamy się od kilku lat - byłem jej nauczycielem w zupełnie innym wymiarze niż dziś) często przypominały wymianę zdań szyfrem, a i tak każde z nas wiedziało o co chodzi. Świetny kontakt telefoniczny/sms/mail itp ;-) Zero wagarów, ale często zbaczaliśmy na zupełnie inne tematy. Ciągle na mnie narzekała, ale tak w żartach (mam nadzieję :P). Wiem od rodziców, że ruszanie ćwiczyła sama, by "nie było wstydu". Drugiej tak zakręconej, bezpośredniej i szczerej - próżno szukać. Wynik (po dwóch godzinach po chłopaku, pierwsze podejście do egzaminu) - pozytywny.
I to są te chwile, kiedy trud włożonej pracy procentuje i przynosi efekty !
Yes yes yes !! :))
No i fajnie :) Gratuluję.
OdpowiedzUsuńDzięki :)
OdpowiedzUsuńrany jakbyś był moim instruktorem to byś się załamał i do dziś się dziwię, że mi to prawko tak łatwo dali ... powinnam zdawać do oporu jeszcze z 5 razy ;]
OdpowiedzUsuńNo czasem są ślepi i dają prawko tym co nie umieją jeździć :P ;-)
OdpowiedzUsuńno właśnie mówię, że mnie ;D ja to nadal zastanawiam się czy lepiej być bezpieczniejszym pieszym po kursie prawka czy niedzielnym a nawet rzekłabym świątecznym kierowcą .... ;]
OdpowiedzUsuńNie lepiej załatwić sobie kierowcę ? :)
OdpowiedzUsuńno właśnie mam kierowcę (właściciela auta jakim chwilowo jeżdżę) ale skubany za granicę wyjechał i zostawił mi auto i KAZAŁ jeździć żeby nie stało ... on to mnie chyba nie kocha albo chce sobie kupić nowy samochód po powrocie ;>
OdpowiedzUsuńA to taki znany fortel - nie raz słyszę że ktoś każe jeździć drugiej osobie, pomimo że ta nie koniecznie ma na to ochotę.
OdpowiedzUsuńNie pozostaje więc nic innego jak jeździć - w razie czego sam jest sobie winien :P
on liczy, że go będę odbierać z piwa z kolegami ... niedoczekanie ... bo niby tam mu się auto zastoi przez pół roku jak nie jeżdżone ... wiesz takie tam kity ...
OdpowiedzUsuńPół roku ? To trochę długo, najlepiej jak się autem jeździ. Ale to z odbieraniem po piwie - byłbym zdecydowanie na NIE :-)
OdpowiedzUsuńże niby co ??? bałbyś się żeby taki gówn.iany kierowca Cię odwoził ??? :))) powiem Ci, że ja jak kogoś podwożę jako pasażera (a zdarza się czasem) to zawsze uprzedzam, że ja sama ze sobą się boję jeździć więc wsiadają na swoją odpowiedzialność a Ci desperaci myślą, że ja żartuje wyobraź sobie .... :]
OdpowiedzUsuńHa ha :)
OdpowiedzUsuńMiałem na myśli to, że odbieranie kogoś po piwie kojarzy mi się z wożeniem - delikatnie mówiąc - mocno wstawionego pasażera, który się awanturuje, manipuluje czym się da itp itd.
Nie wiem skąd to skojarzenie, ale taki już jest :P
aaaaaa nie no mój chłop się nie awanturuje ... nawet się nie wtrąca jak ja jadę bo wie, że jak zacznie to idzie dalej piechotą bo wysadzę ... :] generalnie to odkąd jeżdżę tym samochodem od marca br to jestem wszędzie spóźniona, jakoś piechotą szło mi szybciej ale chyba dlatego, że autem w 9 przypadkach na 10 zjeżdżam z autostrady złym zjazdem ... spoko za 10 lat się nauczę w końcu ... chyba ;/
OdpowiedzUsuńHe he - trzeba szybsze auto kupić :D
OdpowiedzUsuńA widzisz - ja tu nie mam problemu ze zjazdami z autostrady bo ... ich tu nie ma ! I to jest jedyna zaleta ich braku.
no niestety ja mieszkam w dużej aglomeracji i jak na żółtym nie zaczynam powoli ruszać będąc pierwsza na skrzyżowaniu to z pewnością mnie otrąbią ;D też bym chciała jeździć jak ta Pyza po polnych dróżkach ale niestety na co dzień mam zjazdy i objazdy :)
OdpowiedzUsuńU mnie na zielonym szukają pierwszego biegu.
OdpowiedzUsuńNo ale, ja nie mieszkam w dużym mieście.
ha ha ha ... nie no ruszanie to ja mam opanowane ale pod górkę nadal słychać, że to ja jadę 2 przecznice dalej ale sprzęgła jeszcze nie spaliłam więc uważam, że i tak jestem niezła ...
OdpowiedzUsuńWbrew pozorom, sprzęgło nie tak łatwo spalić - czego dowodem moje auta :))
OdpowiedzUsuńno to ja nie wiem kogo Ty uczysz ... myśmy na szkółce palili ostro ... w ogóle to mój instruktor jak zadzwoniłam po egzaminie i powiedziałam, że już zdałam to on powiedział nie obraź się Polly gratuluję ale liczyłem, że Ci to więcej zajmie czasu ;D uwielbiam jego szczerość ... ale poczytałam o ostatniej Pani z poprzedniej notki i widzę, że jest jeszcze dla mnie nadzieja ...
OdpowiedzUsuńWpis z dnia dzisiejszego też by Ci się spodobał, ale to może/musi/ poczekać.
OdpowiedzUsuńA instruktor uczył na służbowym czy swoim aucie ? Bo to wiele może wyjaśniać.
na służbowym starym punciaku bo to było 2 lata temu, potem musiał kupić grandziaka ale ja się nie załapałam bo za szybko zdałam egzamin ;]
OdpowiedzUsuńNo widzisz - to na służbowym uczył jak chciał, bo to nie jego.
OdpowiedzUsuńno racja ... o swoje dba się bardziej :) pamiętam jak na początku kursu zrobiłam idealnie łuk na zaciągniętym ręcznym ... ehhhh łezka się w oku kręci do dziś ...
OdpowiedzUsuńPS. fajnie tu u Ciebie będę wpadać może coś mi mądrości za kółkiem przybędzie ;D
Wiesz, można różnie uczyć. Ja na początku stawiam na wyczucie sprzęgła, hamulca. Na służbowym pracowałem na początku przez kilka miesięcy i też nic nie paliłem. Ale jakbym zaczął olewać, to by tak właśnie było.
OdpowiedzUsuńWpadaj kiedy zechcesz, zapraszam :)
mały masz tu ruch a ja się lubię panoszyć więc uważaj co mówisz ... ;D
OdpowiedzUsuńZauważyłem :P
OdpowiedzUsuńTym niemniej, podtrzymuję poprzednie słowa :)