wtorek, 30 czerwca 2020

Nie będą mnie uczyli

Wczoraj znowu wybrałem się w trasę. Kursant ma 8 godzin, ogólnie prawie umie jeździć, tylko robi to po swojemu, czyli:

  • prawą rękę trzyma na lewarku prawie cały czas
  • nie zna kryteriów do parkowania
  • na wzniesieniu rusza jak "stary kierowca" (bez użycia hamulca postojowego)
  • w ogóle nie zwraca uwagi na znaki
  • ograniczeń prędkości nie uznaje
I właśnie z tym ostatnim punktem zmierzyłem się w trasie. Wcześniej nie przejawiał takich zachowań, ale dziś to zanim wyjechaliśmy z miasta miał na liczniku prawie 70 km/h. Oczami wyobraźni już widziałem patrol z radarem, który namierza eLkę pędzącą przez miasto o 20 km/h szybciej niż można, co byłoby dla mnie niezbyt szczęśliwym finałem.

Praktycznie na każdym ograniczeniu prędkości kilkukrotnie musiałem go upominać, bo zawsze (ZAWSZE) jechał zbyt szybko. W ogóle nie zwracał uwagi ani na tablice obszaru zabudowanego (czyli ograniczenia do 50 km/h), ani na znaki B-33 ograniczające prędkość - najczęściej do skrzyżowań. Niestety, nie reagował także zbytnio na moje uwagi, więc gdy mówiłem mu aby zwolnił on ciągle przyspieszał. Wydawało mi się wtedy, jakby nie rozumiał co mówię. Więc słowo "zwolnij" zastępowałem "puść gaz", ale i to nie przynosiło skutku więc kolejne polecenie "prawą nogę odstaw na bok"- zwykle tego nie robię, bo przecież mam do czynienia z istotą myślącą oraz inteligentną i nie mam zamiaru obrażać kogokolwiek tak prostackimi poleceniami. 

To już czasem dawało efekty, a czasem nie. I żeby nie było - cały czas powtarzałem mu że zanim dojedzie do znaku ma już mieć prędkość wskazaną na znaku (lub mniejszą). No cóż, moje tłumaczenie jak grochem o ścianę, ale cały czas powstrzymywałem się od jakiegokolwiek poddenerwowania. O nie - nie zepsuje mi on humoru, po prostu ma problem ze sobą ale nijak nie odbije się to na mnie :)

Co ciekawe, gdy już mijaliśmy koniec ograniczeń prędkości kursant wciąż jechał tyle ile wcześniej. Dopiero jak go popędzałem to rozpędzał pojazd, a potem znów jechał zbyt szybko gdy wjeżdżał np w obszar zabudowany.

Rozbawiła mnie końcówka jazd. Kiedy robiłem podsumowanie on ledwo powstrzymywał się i oczekiwał tylko, kiedy będzie mógł już iść - w sensie wysiąść z auta. Być może jego poprzedni instruktorzy nie robili podsumowań - nie wiem, ale wg mnie zebranie wszystkiego "do kupy" pod koniec i jeszcze raz zwrócenie na to uwagi jest z dydaktycznego punktu dobre. 


Dziś z tym samym kursantem miałem dwie godziny po mieście. Wszystkie powyższe punkty wciąż powiela, utknął na poziomie jazdy traktorzysty - czyli byle jak, aby do przodu. W ogóle nie zwraca na mnie uwagi, nie słucha, nie poprawia praktycznie niczego. Jedyny plus że się nie kłóci, przytakuje (ale tyko słownie - żadne czyny za tym nie idą) i tyle. Wydaje mi się że on uważa iż wszystko już umie, być może jego wzorem jest np jego ojciec, który prawdopodobnie jeździ podobnie/tak samo jak on, a jakiś instruktor nie będzie mu zwracał uwagi aby ustawił lusterka czy kierował prawą i lewą ręką. 

Do tego brakuje tylko odbierania telefonu podczas jazdy, przejeżdżania bez zatrzymywania na sygnalizatorze S-2, wyprzedzania na podwójnej ciągłej i wzniesieniu. No ale to dopiero 10 godzin kursu, więc jeszcze wszystko przed nim :)

8 komentarzy:

  1. Na egzaminie takiego, co nie przestrzega ograniczeń prędkości, to chyba od razu obleją?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jeśli przekroczy prędkość o nie więcej niż o 20 km/h dwukrotnie, lub gdy przekroczy prędkość o więcej niż o 20 km/h - jednokrotnie.

      Usuń
  2. Brakowało mi tych historii o kursantach.

    Najsmutniejsze jest to, że na egzaminie pewnie pojedzie poprawnie, a potem i tak będzie tak jeździł, bo "wszyscy tak jeżdżą".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, możliwe że skoro tak jeździ na kursie to na egzaminie mu się nie uda. Ale nawet gdyby, to podejdzie drugi/trzeci aż w końcu zda. A potem będzie jeździł jak będzie chciał, bo nadzór na kierującym w PL prawie żaden... :(

      Usuń
    2. Jak o tym myślę to cały ten system jest do zmiany...Przez jakiejś pierwsze 2 miesiące nie przekraczałam prędkości..teraz łapię się na tym, że jadę o te 10km więcej niż powinnam...a dalej wyprzedzają mnie jak tylko się da...ale przynajmniej przestali trąbić..czasami się boję, że zaczną mnie wyprzedzać w jakimś chorym miejscu na czołówkę i będę współwinna. Ale dalej nikt mnie zmusi do szybkiej jazdy jak oślepia słońce albo wchodzić max w zakręty..wydaję mi się, że u nas coś z mentalnością jest nie tak..ostatnio było, że ktoś z dożywotnim zakazem spowodował wypadek..więc cóż znaczy ten plastik i egzaminy?

      Usuń
  3. Dlatego drakońskie kary za przekroczenie szybkości działają, z punktami i czasowym odbieraniem prawa jazdy. Jak ktoś musi raz czy drugi zapłacić, szczególnie taki młody, to się potem może zastanowi.
    Wiem, bo widziałem jak w Australii jeżdżą. Nie dlatego tak grzecznie, że oni tacy są z natury, tylko, że tam jak się dostanie mandat, to człowiek to poczuje ;o) Ciekawe, czy w Polsce ciągle jeszcze dają policjantom do kieszeni, bo ograniczenia przecież są? Mam wrażenie, że w Polsce kontrole szybkości odczuwane są jako rabunek na prostej drodze, z którym normalny obywatel powinien walczyć. Może to jeszcze pozostałości po komunie, kiedy to się z rządem walczyło, ale może się mylę, może teraz już mniej oszołomów na drogach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drakońskie kary - to zgadzam się. W PL znaczne przekroczenie prędkości to maksymalnie 500 zł - przecież to śmieszne! Ale, kontroli i policji jest na drogach tak mało, że ryzyko by wpaść jest ZNIKOME!!!

      Nie wiem czy policjanci biorą do kieszeni czy nie - zarabiają niezbyt dużo, więc wszystko możliwe.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń